Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 43

KAJ

Nastaje świt. Nie śpię już od kilku godzin. Ostatnio zdarza mi się to coraz częściej. Im mniej czasu pozostało do nowego roku, tym gorzej sypiam. Podejrzewam, że nie jestem jedynym członkiem klubu fotograficznego, który mierzy się z podobnym problemem.

Wbijam wzrok w sufit. Moje oczy pieką i marzą o odpoczynku, podobnie jak reszta ciała. Czuję, że każdy mój mięsień jest osłabiony. W trakcie ferii planuję odespać wszystkie te potworne noce, podczas których nękają mnie koszmary.

Wkładam rękę pod poduszkę i odnajduję telefon.

Kiedy odsłaniam rolety, moim oczom ukazuje się pokryty białym puchem krajobraz. Otwieram okno na oścież. Do moich nozdrzy napływa ostre, kłujące powietrze. Dotykam leżącego na parapecie śniegu i szeroko się uśmiecham.

Ubrany w świąteczny sweter, schodzę na dół. W kuchni zastaję jedynie Oliwera. Chłopiec siedzi przy stole. Jedną dłonią podpiera policzek, drugą bazgrze w zeszycie. Dookoła leżą rozrzucone pisaki, ołówki i kolorowe zakreślacze.

Włączam czajnik i wyjmuję dwa kubki w mikołaje. Wiem, że Oli również uwielbia kakao i na pewno nim nie pogardzi. Jednak kiedy stawiam przed nim gotowy napój, on oznajmia:

– Nie jestem już dzieckiem, nie będę tego pić.

Unoszę brew.

– Ja też piję kakao, a nie jestem dzieckiem.

Chłopiec patrzy na mnie z powątpiewaniem.

– No nie wiem... Fabian pije kawę. – Oli obrzuca oba kubki uważnym spojrzeniem i wybiera ten z wyszczerbionym uszkiem. Kiedyś powiedział, że mikołajowi byłoby przykro, gdyby go nie wybrał. Od tamtej pory zniszczony kubek jest jego ulubionym i używa go niezależnie od pory roku panującej za oknem. – Bez mleka! – dodaje zachwycony. – Nie mogę się doczekać, aż będę duży i będę mógł pić czarną kawę, jak Fabian.

Oli powraca do malowania. Przyciska skrzypiący mazak do kartki. Różowe zygzaki zaczynają wypełniać całą stronę. Chłopiec poprawia okulary i marszczy nos. Pochyla się nad zeszytem i wystawia język, jakby miało mu to pomóc w zwiększeniu precyzji ruchów.

– Miałeś zrobić jeden szlaczek, a nie dwadzieścia – zauważam.

Oliwer wydaje się niewzruszony.

– Może za starania dostanę dodatkowego plusika.

– Jest dopiero sobota.

– A ja zaraz skończę zadanie i przez resztę weekendu będę miał wolne. Powinieneś brać ze mnie przykład.

– Czasem mam wrażenie, że jesteś zaginionym bratem Fabiana.

Oli na samą wzmiankę o moim przyjacielu promienieje.

– Tak myślisz? – pyta rozmarzonym głosem. Odrywa łokcie od blatu i drobnymi rączkami obejmuje kubek. Powoli siorbie kakao, a czekoladowy wąs dumnie zdobi jego twarz.

– No i czego się szczerzysz? – Wyciągam dłoń i ścieram kciukiem brudne mazy znad ust Oliwera. – Nie podoba ci się to, że jesteśmy braćmi?

Oli wzdycha, co przypomina typową dla Fabiana reakcję.

– Podoba – odpiera zrezygnowany. – Ale ty dużo gadasz... Fabian jest cicho, kiedy odrabiam lekcje.

– Może dlatego, że nie jestem takim nudziarzem, jak on? – podsuwam rozbawiony.

– Może. – Oli posyła mi szeroki uśmiech, który natychmiast ustępuje miejsca powadze. – A teraz idź sobie. Będę robił dodawanie. Mama powiedziała, że zabierze mnie potem do kina.

– Pamiętaj, żeby przynieść mi popcorn karmelowy. – Dopijam kakao i odstawiam do zlewu pusty kubek. Całuję brata w skronie i dodaję złowrogim szeptem: – Dzisiaj twoja kolej na zmywanie naczyń.

Napawam się głośnym, rozżalonym jękiem, gdy biegiem pokonuję schody.

– Kaj! – krzyczy Oli. – Zamień się ze mną!

– Nic z tego! – odpowiadam i zatrzaskuję drzwi sypialni.

Czuję wibracje telefonu. Motyle uwięzione w mojej klatce piersiowej zaczynają trzepotać skrzydłami.

Wyobrażam sobie, jak Liliana przewraca oczami.

Resztę dnia spędzam na snuciu się po domu niczym cień. Kilka razy wchodzę do pokoju Oliwera, tylko po to, by mu poprzeszkadzać. W pewnym momencie chłopiec nie wytrzymuje, bierze mnie za rękę i wyprowadza na korytarz, a następnie zamyka drzwi na klucz i siedzi w pokoju do samego wieczora. Mogę pożegnać się z popcornem karmelowym, myślę, obserwując naburmuszoną minę Oliwera, kiedy wreszcie pojawia się na schodach ubrany w puchową kurtkę i czapkę z sową.

Zrezygnowany opadam na kanapę w salonie. Kładę się na niej do góry nogami i macham stopami w powietrzu. Moja głowa dotyka podłogi, gdy powoli zjeżdżam z siedzenia. Po kilku minutach leżę na podłodze i wysyłam Tobiaszowi filmiki ze śmiesznymi zwierzętami w świątecznych przebraniach.

W pomieszczeniu panuje półmrok. Na ścianach tańczą kolorowe migawki filmu akcji rzucane przez telewizor. Z głośników wybrzmiewają odgłosy pocisków i ludzkie okrzyki. Odchylam głowę i wpatruję się w sztuczną krew, która bryzga w kierunku kamery.

Nie potrafię się skupić. Moja noga zaczyna podrygiwać. Sama myśl o zobaczeniu Liliany doprowadza mnie do szaleństwa.

– Wychodzę – rzucam do taty, w pośpiechu wstając z podłogi. – Raczej nie wrócę na kolację.

Widzę zirytowanie na jego twarzy. Marszczy czoło i sapie pod nosem:

– Cholerne reklamy. – Odrywa spojrzenie od ekranu i dodaje: – Chcesz jakieś pieniądze na jedzenie? Chyba dawno nie byliście na pizzy. Zaproś swoich przyjaciół.

Kręcę głową. Liliana na pewno nie zgodzi się na żadne wspólne wyjście. Jeszcze nie, dodaje pełen nadziei głosik. Spróbuję za kilka dni. Uśpię jej czujność i podejdę ją podstępem. Nie zdąży nawet mrugnąć, a będziemy siedzieli we dwójkę przy ustronnym stoliku w restauracji, czule patrząc sobie w oczy.

Na umówionym miejscu spotkania pojawiam się przed czasem. Postać w kapturze już na mnie czeka.

– Gotowa na włamanie? – pytam, przeszukując kieszenie kurtki.

– Jak nigdy – odpowiada Liliana.

Wyciągam klucz, który dostałem od Fabiana, i przekręcam go w zamku. Rozbrzmiewa charakterystyczne kliknięcie. Naciskam klamkę, po czym macham ręką.

– Panie przodem – oznajmiam z udawaną nonszalancją.

Liliana wywraca oczami.

– Wielkie dzięki. – Przeciska się pomiędzy mną a framugą, uważając, żeby nasze ciała przypadkiem nie zetknęły się w upragnionym dla mnie dotyku. – Gdybyśmy byli w jakimś słabym horrorze, coś na wstępie odrąbałoby mi łeb. – Zaplata dłonie z tyłu głowy i od razu rusza w stronę klubu.

Szarpię za klamkę, aby upewnić się, że żaden nieproszony gość nie dostanie się do budynku, i tuż za zakrętem doganiam Lilianę. Posłusznie idę z tyłu, obserwując jej plecy.

– Stresuję się – wyznaję, chociaż rzeczywistość jest zgoła inna. Jestem przerażony. – A co jeśli coś się nie uda i Laura nas przyłapie?

– To ty sobie coś uroiłeś, więc pogadasz z nią jak syn z matką i może odpuści nam moralizatorskie gadki. Co ty na to? – Wraz z końcem zdania, ramiona dziewczyny zaczynają drżeć.

– Śmiejesz się, prawda?

– Nie wiem, o czym mówisz – wykrztusza i opuszcza ręce. W jej głosie wyczuwam rozbawienie.

– Jesteś niemożliwa.

– Wkręciłeś sobie, że Laura to twoja matka. To naprawdę zabawne. Całe szczęście, że to już za nami.

Nie pozwalam, aby jakakolwiek z moich myśli opuściła usta. Gdybym podzielił się nimi z przyjaciółmi, zapewne uznaliby, że zwariowałem.

Oczywiście, że Laura to moja matka. Nieważne, jak absurdalnie to brzmi. To jedyne logiczne wytłumaczenie. Gdybym nie był z nią powiązany, nie znalazłbym ani plakatów, ani zostawionej na jednym z nich wiadomości.

To ja od samego początku miałem ją uratować. Cała reszta to tylko tło, które ma pomóc mi w odnalezieniu prawdziwej rodziny.

Czuję ukłucie w okolicy serca.

Jeśli zaburzę przeszłość, zmienię tym samym bieg przyszłości. To oznacza, że moi rodzice adopcyjni nigdy nie będą mieli okazji, by mnie poznać.

Biorę głęboki wdech.

Im szybciej pogodzę się z ich stratą, tym lepiej. Od teraz liczy się tylko wypełnienie przeznaczenia i uratowanie mojej prawdziwej matki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro