Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 41

LILIANA

Przewracam oczami tak mocno, że zaczynają boleć mnie skronie. Czuję, że przy Kajetanie ten nawyk wejdzie mi w krew i już nigdy nie będę w stanie w pełni zapanować nad mimiką.

– Muszę iść z tobą – powtarza po raz kolejny, a ja znów odpowiadam, że nie, wcale nie musi i jedyna rzecz, o jakiej marzę, to święty spokój.

Jego twarz przypomina minę zbłąkanego kundla. Czasem walczę z chęcią pogłaskania go za uchem. Jestem ciekawa, jak by zareagował.

– Nie zgadzam się, żebyś szła tam sama – mamrocze.

– Nic mi nie będzie.

Szukam dłonią przełącznika, a gdy wreszcie go znajduję, ciemnia rozbłyskuje jasnym światłem. Osuwam się po ścianie prosto na podłogę.

– To chociaż poczekam z tobą do dzwonka – proponuje niechętnie chłopak. Nie zajmuje miejsca obok mnie, a naprzeciwko. Nie wiem, co jest gorsze: jego dociekliwy wzrok czy pulsująca ciepłem skóra, kiedy nasze ręce przypadkiem się stykają. Kajetan nachyla się i patrzy prosto w moje błagające o koniec męki oczy.

– Nie patrz tak na mnie. To na mnie nie działa – oznajmiam.

Kajetan wydyma dolną wargę i przechyla na bok głowę.

– Wyglądasz jak pies – dodaję.

Chłopak natychmiast się uśmiecha. Gdyby miał ogon, zacząłby nim merdać.

– Nie lubię zwierząt – mówię, by rozwiać jego wątpliwości. To nie był komplement.

– Jak można nie lubić zwierząt? – Kajetan niemal podskakuje. – Przecież są...

– Wszędzie – kończę za niego. – Kupisz psa, a za chwilę orientujesz się, że śpi z tobą w jednym łóżku, chodzi za tobą do łazienki i nagle twoja przestrzeń osobista kurczy się do zera.

– Masz obsesję na punkcje prywatności – stwierdza, ale w jego głosie nie wyczuwam ani sarkazmu, ani dziwnej mieszanki politowania, czym zwykle obdarzają mnie ludzie, gdy dowiadują się o mojej niechęci do drugiego człowieka.

– Po prostu nie lubię niepotrzebnej bliskości.

– Bliskość jest ważna. Nigdy nie czułaś potrzeby przytulenia się? Wygadania się komuś? Stworzenia bliskiej relacji?

Bez chwili do namysłu wypalam:

– Nie.

– Jesteś naprawdę interesującym przypadkiem.

– Hej – przerywam, powstrzymując cisnący się na usta uśmieszek. – Nie jestem twoim eksperymentem społecznym, na którym testujesz, na jak wiele możesz sobie pozwolić, wiesz?

– Nie jesteś eksperymentem – powtarza po mnie – a żywym człowiekiem, którego lubię. Nie chcę cię zmieniać. Polubiłem cię za to, jaka jesteś. Kiedy mówię, że jesteś interesująca, naprawdę mam to na myśli. Uważam, że jesteś kimś wyjątkowym i chcę spędzać z tobą czas.

Kajetan kołysze się na boki, nie przestając się szczerzyć. Czas, który pozostał do dzwonka, zaczyna się dłużyć. Cisza jest dla mnie istnym wybawieniem, ale w tych warunkach nie potrafię się z niej cieszyć.

Spuszczam spojrzenie i zaczynam bawić się palcami.

– Powiedziałem coś nie tak?

Och, na litość wszechświata. Ten chłopak nawet nie próbuje ukryć swojego smutku.

– Nie – odpieram, nie unosząc głowy.

– Jesteś na mnie zła?

– Pudło.

– Zaskoczyłem cię?

Kajetan przysuwa się bliżej. Nasze kolana dzielą ostatnie milimetry. Nieśmiała zapowiedź dotyku wisi w powietrzu.

– Wiem, że jest ci ciężko przez sytuację w domu – zaczyna. – Nie będę udawał, że wiem, co czujesz. Jestem szczęśliwy w mojej rodzinie i nie chcę tego ukrywać. Wiem, że wygrałem los na życiowej loterii. Ale twoja postawa... Jeżeli ma mnie zniechęcić do bliższego poznania cię, to nie działa. Jesteś wartościowa i nie zrezygnuję z tego, bo postanowiłaś być dla mnie oschła. Nie musisz mnie odpychać. Nie jestem... – urywa nagle i otwiera szeroko oczy. Chociaż nie powiedział nic więcej, doskonale wiemy, co miał na myśli. Przecież cała jego gadka zmierza ku temu.

Kajetan zaczyna machać dłońmi. Jego ciało przesiąknięte jest paniką.

– Nie chciałem...

– Nie jesteś nim – przytakuję cicho. – Nie jesteś moim ojcem i nie zostawisz mnie, to chciałeś powiedzieć? – Cisza, która roztacza się nad naszymi głowami, jest dla mnie wystarczającą odpowiedzią. – Nie jestem o to zła, spokojnie. Mój ojciec mnie zostawił, ale wątpię, że ma to wpływ na teraźniejszość. Moje zachowanie nie jest od tego zależne.

– Myślę, że się mylisz – odpiera powoli, jak gdyby dalej bojąc się, jak zareaguję. – Moim zdaniem to dlatego boisz się bliskości.

– Wcale nie boję się bliskości. Czy muszę lubić cudzy dotyk, żeby być normalną nastolatką?

– Nie chodzi tylko o dotyk. Całe twoje podejście do relacji jest... – Kajetan mruży oczy. – Nie zaprzyjaźnilibyśmy się, gdyby nie sprawa Laury, a przecież niektóre lekcje mamy razem i kilka razy próbowałem z tobą porozmawiać.

– Ale my nie jesteśmy przyjaciółmi, Kajetan – rzucam odruchowo.

– Widzisz? – Kajetan, zamiast się wściec, wypuszcza ustami zduszony śmiech. – Ja do tej pory uważałem, że jesteś moją przyjaciółką... Nadal tak myślę wbrew temu, jakie wysyłasz mi sygnały.

Przełykam ślinę. Moje serce wali, zupełnie jakby było gotowe do wyskoczenia z klatki piersiowej i ucieczki jak najdalej stąd. W umyśle przeklinam Kajetana, który rozpoczął ten niewygodny temat oraz siebie, bo dałam się w to wciągnąć. Rozmowa z nim wywołuje we mnie sprzeczne emocje. Od dziwnej radości, bo wreszcie znalazł się ktoś, kto mnie wysłucha i nie będzie zły o to, jakie uczucia się we mnie kumulują i co myślę, aż po złość, bo nie przywykłam do otwierania się przed innymi ludźmi i nie do końca jestem pewna, czy chcę to zrobić.

– Nie kategoryzuję ludzi – szepczę. – Nie uznaję czegoś takiego, jak przyjaźń. Albo ktoś jest dla mnie bliski, albo nie. Albo uważam, że jest ważny, albo...

– Kim jestem ja?

Wraz z końcem pytania Kajetana rozbrzmiewa dzwonek. Chłopak zaciska usta i powoli kiwa głową.

– Ja... – zaczynam, ale Kajetan kiwa brodą w stronę szybu wentylacyjnego.

– Musisz iść. – Wstaje z podłogi i wyciąga rękę, by pomóc mi wstać. Ujmuję ją drżącymi palcami. – Odbiorę cię o osiemnastej i pójdziemy na pizzę. Obiecałem ci, że zabiorę cię na jedzenie, prawda?

– Tak – przyznaję oszołomiona. – Kajetan, wracając do twojego pytania...

– Nieważne – przerywa, a jego twarz ponownie rozświetla dobrze mi znany uśmiech. – Nie chcę wymuszać na tobie odpowiedzi. To było nie na miejscu. Przepraszam.

Cieszę się, że nie musiałam odpowiadać. Sama nie wiem, jakie słowa ostatecznie opuściłyby moje usta.

***

Nie mogę się skupić. Potrząsam głową, starając się wyrzucić z głowy obraz Kajetana. Jego duże, okrągłe oczy z szarymi plamkami na lewej tęczówce, wygięte w podkówkę wąskie usta i smętnie opadające na zmarszczone czoło loki.

– Liliana? – Siedząca naprzeciwko mnie Laura pstryka palcami. – To tylko ostatnie spotkanie, nie musisz się tak smucić.

– Co? – Otrząsam się i zauważam, że wszyscy się we mnie wpatrują. Bliźniaczki ostentacyjnie żują gumę, szepcząc coś między sobą. – Jak to ostatnie?

– W tym semestrze – tłumaczy łagodnie Laura. – Jest za zimno na zdjęcia w plenerze. Nie ma sensu, żebyśmy tu siedzieli, skoro niedługo mamy przerwę świąteczną.

– Nie ma nawet grudnia – odpowiadam oschlej, niż chciałam. – To znaczy... – odchrząkuję. – Skąd ten pośpiech?

– Bo nie chce nam się tu być – wtrąca wyraźnie znudzona Sara. – Możesz tu przyłazić i siedzieć sama, jeśli masz na to ochotę. Aha i nie musisz wracać też po przerwie świątecznej. To nie tak, że nagle jesteś naszą przyjaciółką, czy coś. – Ogląda swoja pomalowane na czarno paznokcie, z których odpryskują resztki lakieru. – Byłaś na kilku spotkaniach, było fajnie, ale fotografia nie jest twoją pasją, co nie? Nie widzę sensu, żebyś miała tu przyłazić.

– Sara chciała powiedzieć, że jest wiele innych zajęć pozalekcyjnych – mówi spokojnie Laura, nie pozwalając jej, aby wytrąciła mnie z równowagi. Na niewiele się to zdaje, bo krew w mojej czaszce buzuje i muszę walczyć z chęcią wstania i przywalenia Sarze prosto w wykrzywioną w ironicznym uśmieszku gębę.

Laura posyła mi łagodny uśmiech. Im dłużej się w nią wpatruję, tym bardziej nie rozumiem, jak ktokolwiek mógł nie zauważyć jej zniknięcia w sylwestrową noc. Nie jest dziewczyną, którą ot tak możesz przeoczyć.

– Ja i Sara zostajemy w klubie fotograficznym – ciągnie dalej – ale jeśli ty masz ochotę sprawdzić, co oferują inne...

– Dziękuję – przerywam i odgarniam włosy za ucho. – Na razie muszę to przemyśleć. Do nowego roku mamy jeszcze trochę czasu. Myślę, że zastanowię się nad tym podczas przerwy świątecznej. Fotografia faktycznie wcale nie jest moją rzeczą.

Siedzący na krzesełku obok Adam szturcha mnie łokciem.

– Szkoda – mówi, a na jego twarzy błąka się delikatny uśmiech. – Fajna z ciebie dziewczyna.

– No dobrze. – Laura klaszcze w dłonie. – Czyli wszyscy spotykamy się jutro wieczorem, prawda?

Jestem gotowa, aby powiedzieć, że nie, nie wszyscy, bo dziwnym trafem nic mi na ten temat nie wiadomo, ale Adam, jakby czytając mi w myślach, wtrąca:

– Liliany nie było przy tym, jak się umawialiśmy. Podasz jej adres, Sara?

– Skoro jej nie było – odpowiada powoli dziewczyna, wykrzywiając usta w kpiącym uśmieszku – to chyba był jakiś powód, co?

– Sara. – Głos Laury jest stanowczy. Widać, która z przyjaciółek ostatecznie ma władzę.

Nozdrza Sary rozszerzają się z każdym wdechem, który powoli nabiera. Przymyka powieki, a gdy ponownie je otwiera, schyla się i otwiera plecak. Wyrywa z zeszytu kartkę, którą kładzie na kolanie, a następnie zaczyna po niej bazgrać.

Papierowa kulka ląduje pomiędzy moimi kolanami, chociaż zakładałam, że Sara będzie celowała w moją twarz. Rozwijam zawiniątko. Pismo okazuje się schludne i zadbane. Nie tego spodziewałam się po Sarze. Trzymam w dłoniach jej adres zamieszkania wraz z dokładną godziną spotkania.

– Lepiej nie korzystaj z wind – mówi Laura.

– Dlaczego? – pyta szczerze zaskoczona Sara. – Przecież nie będzie wchodzić na szóste piętro schodami.

– Daj spokój. – Laura kręci głową wyraźnie rozbawiona. – Ostatnim razem, gdy jechałam windą, zacięłam się w niej na dwie godziny.

Sara wzrusza ramionami i wstając z krzesła, narzuca na ramię plecak.

– W tej sytuacji chyba miałoby to swoje plusy.

Chcąc zachować pozory, po skończonym spotkaniu klubu fotograficznego wychodzę z pomieszczenia razem ze wszystkimi zebranymi.

– Cholera. – Zatrzymuję się tuż przed głównym wyjściem. – Zapomniałam kurtki.

– Idź, poczekam na ciebie – odpowiada Adam, przytrzymując drzwi bliźniaczkom. – Wszyscy poczekamy. Nie mieliśmy jeszcze okazji, żeby wspólnie wrócić do domu. Nie wiesz nawet, co tracisz. Nasze spacery są legendarne!

– Nie, nie czekajcie. – Posyłam mu uśmiech i powoli się wycofuję. – Umówiłam się z mamą. Idziemy razem na zakupy, więc i tak nie moglibyśmy wrócić razem.

Adam chce coś dodać, ale macham mu i odwracam się na pięcie, by jak najszybciej wrócić do szkoły.

Okazuje się, że włamanie się do domu Laury będzie jeszcze łatwiejsze, niż zakładałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro