Rozdział 40
MIMI
Chociaż w gabinecie dyrektora cuchnie detergentami, pomieszczenie wygląda tak, jakby przeszło przez nie tornado. Na podłodze leżą porozrzucane teczki, albumy oraz pogniecione dokumenty.
Pojedyncze pasmo światła wpada oknem i ciągnie się idealnie przez środek ciemnozielonej wykładziny.
– Chyba ktoś nas wyprzedził – szepcze Kaj, wchodząc w głąb pokoju.
Podchodzę do masywnego biurka i przejeżdżam dłonią po wykonanym z jasnego drewna blacie. Czuję pod opuszkami kilka lepkich zacieków. Zanurzam palec w plamie obok i przystawiam ją do buzi.
– Alkohol – mamroczę, zaciągając się ostrym zapachem.
– Dyro popija w godzinach pracy? – Kaj szczerzy zęby, nie odrywając się od przeglądania dokumentów. Rozłożył się na podłodze i bez pośpiechu układa przejrzane rzeczy na równy stos.
– To zabrzmi nieco dziwnie, ale... Nie możemy zostawić po sobie porządku – mówię. – To będzie podejrzane. Dyrektor dowie się, że ktoś tu był.
– Myślisz, że to on zrobił ten syf?
Wzruszam ramionami.
– Skoro pije w pracy – wysuwam górną szufladę – to nie widzę przeciwwskazań do zdemolowania własnego gabinetu. – Nie ma w niej niczego ciekawego poza stertą zszywaczy, długopisów i kilku notesów, które okazują się puste. – Nie wiadomo, jak wiele wypił. Może coś wyprowadziło go z równowagi? – Kolejna szafka zapełniona jest równiutko ułożonymi plikami dokumentów. Kartkuję je na szybko, ale nic nie okazuje się warte uwagi.
– Albo po prostu lubi sobie popić. – Kaj odrzuca na ziemię kolejną teczkę. – Liliana powinna być tu z nami – marudzi. – To był jej pomysł, a jakimś cudem udało jej się od tego wymigać. Miałem ciekawsze plany na ten wieczór.
– Myślenie o Lilianie i wyobrażanie sobie waszej wspólnej randki nie brzmi jak poważny plan – wtrącam.
– Wcale nie to miałem na myśli. – Widząc moje pełne politowania spojrzenie, dodaje: – No, może tylko troszkę.
Otwieram trzecią i tym samym ostatnią szufladę. Ona również okazuje się ślepym zaułkiem.
– Bingo! – Krzyk Kaja odbija się od ścian. – Teczka podpisana imieniem Daniela, która... – Pełną nadziei minę zastępuje zawód.
– Co jest? – Staję na palcach, by zerknąć na chłopaka sponad biurka.
– Pusta – mówi oszołomiony. – Niemożliwe. – Wpatruje się we wnętrze teczki, zupełnie jakby myślał, że w jakiś magiczny sposób pojawią się w niej dowody obciążające Daniela.
– Czyli Daniel nie jest wcale taki zły, jak opowiadała Liliana – stwierdzam.
– Ja jej wierzę – mówi twardo Kaj, zakładając ręce na piersi. – Ty nie? Uważasz, że Liliana kłamie?
Unoszę obie dłonie.
– Hej – uspokajam go. – Nie powiedziałam, że jej nie wierzę. Może Daniel tamtego wieczora miał zły dzień? Każdemu z nas się to zdarza. To wcale nie oznacza, że znajdziemy tu jego kilkudziesięciostronicową kartotekę, za którą powinien iść do więzienia.
Chłopak mruczy coś pod nosem, co najwyraźniej ma oznaczać, że się ze mną zgadza, ale jest zbyt zawstydzony swoją reakcją, by przyznać to otwarcie.
– Jeżeli wie, że Sara jest zakochana w Laurze, może Daniel traktuje ją jak konkurencję i puściły mu nerwy – podsuwam, przechadzając się wzdłuż regałów ustawionych przy ścianie.
Kaj dołącza do mnie i ramię w ramię oglądamy wybrane książki oraz albumy, które ktoś postanowił oszczędzić i nie zrzucił ich na ziemię.
– Ale nie wiemy, czy Laura wybrała Sarę. Nie wiemy nawet, czy dowiedziała się o tym, że jej najlepsza przyjaciółka jest w niej zakochana.
– O ile jest w niej zakochana – komentuję, a Kaj przytakuje.
– Trochę to rozumiem – rzuca. – Sarę – wyjaśnia prędko, zauważając moją zmieszaną minę. – Też bywam o was zazdrosny.
– Hm. – Zerkam na niego kątem oka. – Ale jest pewna osoba, w stosunku do której te uczucia się potęgują, prawda? – Wypowiadam to zdanie z pytającą nutą, ale oboje wiemy, jaka jest odpowiedź. Policzki chłopaka palą żywą czerwienią. – Myślę, że nie masz się o co martwić.
Głowa Kaja podskakuje do góry. Jest wyraźnie zadowolony z moich słów.
– Tak myślisz? – Pociera palcami brodę. – Chyba masz rację. Łączy nas wyjątkowa więź. Czuję, że się rozumiemy. No i mam wrażenie, że ostatnio się do mnie uśmiechnęła! To zawsze jakiś początek, co nie?
Wyciągam z regału rocznik podpisany jako lata 80-85 i powoli przewracam jego strony.
– Jasne – mówię, nie obdarzając Kaja spojrzeniem. – Kilka dni temu uśmiechnęła się do ciebie. Może za dwa lata poda ci rękę. Cóż za eksplozja uczuć, aż zrobiło mi się gorąco. – Zaczynam się teatralnie wachlować. Widząc oburzoną minę przyjaciela, wybucham śmiechem. Szybko jednak zaciskam usta, przypominając sobie, że przecież nikt nie może dowiedzieć się o naszej obecności w tym miejscu.
– Mimi! – sapie zaskoczony Kaj i uderza mnie otwartą dłonią w ramię. – Zawsze myślałem, że to Fabian jest królem sarkazmu. Ty powinnaś mnie wspierać! W końcu jesteś romantyczką.
– Wspieram cię, ale nie chcę, żebyś cierpiał. Uwielbiam romanse – przyznaję – ale takie, które mają rację bytu. – Przerzucam kolejne kartki albumu. Żadna z twarzy nie wydaje się znajoma. – Rozmawiałam z Lilianą. Chyba nie jest gotowa na umawianie się z kimkolwiek.
– Chodzi o mnie, prawda?
Kaj patrzy na mnie swoimi dużymi, smutnymi oczami.
– Nie. Nie wiem... – Biorę głęboki wdech. – Może?
Spoglądam błagalnie w stronę sufitu. Tylko jego nagłe zawalenie się uwolni mnie od tej rozmowy i zawiedzionej miny Kaja. Widzę, że nie chce dać po sobie poznać, jak bardzo go to zabolało.
– Nie wydaje mi się, żeby chodziło o ciebie – dodaję szczerze po chwili namysłu. – Liliana nigdy nie miała prawdziwych przyjaciół. Pewnie najpierw chce oswoić się z myślą, że w jej życiu nastąpiły zmiany.
– Tak. – Kaj drapie się po głowie. Po chwili jego buzię rozświetla promienny uśmiech. – Tak, masz rację. Muszę być cierpliwy.
Wydymam wargi.
– Jesteś przesłodki. Liliana ma szczęście.
Dołeczki w policzkach Kaja robią jeszcze bardziej widoczne.
– Spójrz – mówię, otwierając szerzej album. – Ktoś wyrwał zdjęcie całej klasy z zakończenia szkoły sprzed trzech lat.
– Raczej nie jest to istotna informacja – zauważa Kajetan.
– Brakuje też spisu uczniów na następnej stronie – dodaję.
– Nie przejmujmy się jakimiś głupotami. Wątpię, że to coś istotnego. Lepiej sprawdźmy bieżące roczniki.
Kilkanaście fotografii później udaje mi się odnaleźć to, o co prosił Kaj.
– To chyba Laura. – Chłopak celuje palcem w uśmiechniętą dziewczynę z opaską na głowie. – Ci ludzie oszaleją, kiedy ludzkość odkryje kolorowe fotki.
– Laura... – Sunę wzrokiem po spisie uczniów. Litery są wykonane z niezwykłą precyzją. Ten, kto sporządził tę listę, musiał chodzić na lekcje kaligrafii. – Mrozko. Laura Mrozko – powtarzam głośniej. – Znamy jej nazwisko.
– Ciekawe, że nie zostało ono podane w żadnym artykule opisującym jej zaginięcie.
– Czy ja wiem? Rodzina wcale nie musiała wyrazić na to zgody.
– Stracili swoją córkę i nie wyrazili zgody na publikację nazwiska? – Kajetan marszczy brwi. – To się nie trzyma kupy. Niby po co mieliby to robić? Jeśli ktoś z twoich bliski ginie bez śladu, chcesz, żeby został odnaleziony za wszelką cenę. Chyba że... – urywa.
W milczeniu wpatrujemy się w czarno–białą twarz Laury.
Przełykam ślinę. Ta część mnie, która wierzy w dobroć ludzi, nie dopuszcza do siebie tej myśli.
– To ty stoisz za jej zniknięciem – dokańczam.
Album w moich drżących dłoniach staje się absurdalnie ciężki. Odkładam go na miejsce i zaczynam krążyć po pomieszczeniu.
Coś w rogu tuż obok wyjścia przyciąga moją uwagę. Staję w miejscu i wytężam wzrok. Wcześniej tego nie zauważyłam. Na podłodze leży ramka, a dookoła niej migoczą odłamki szkła. Moje nogi same wykonują mechaniczne, pozbawione refleksji ruchy.
– Mimi?
Ignoruję Kajetana. Kucam przed znaleziskiem. Ramka jest potłuczona. Wygląda to tak, jakby ktoś rzucił nią o podłogę, a następnie wyjął zdjęcie, roztargał je na pół, a potem nieudolnie włożył z powrotem do środka.
– Dyro i jego rodzinna fotka? – odzywa się głos obok. – Musiała być niezła afera, skoro chciał się jej pozbyć.
– Nie słyszałam, jak idziesz – szepczę.
– Czemu nagle mówimy tak cicho? – odszeptuje Kajetan. Schyla się i bierze do rąk podartą fotografię.
– Uważaj, żeby się nie pokaleczyć – mówię.
– Co my tu mamy? Dyrektor i...
Postać obok ma zamazaną czarnym markerem twarz, ale otaczająca głowę burza blond loków jest na tyle charakterystyczna, że doskonale wiemy, kto jeszcze jest na tym zdjęciu.
– Cholerka – mówi Kajetan.
– Cholerka – powtarzam nie mniej zmartwionym tonem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro