Rozdział 35
MIMI
Unikanie Gabriela jest dziecinnie proste. Jakiś czas temu dla żartów udostępnił mi swój kalendarz w telefonie. Do tej pory widzę wszystkie wydarzenia, jakie w nim zapisuje. Jeśli wiem, że zaplanował bieganie na godziny poranne, zostaję i ćwiczę w domu przed szkołą. Nasze wspólne treningi popołudniowe zostały zastąpione samotnymi wieczorami, podczas których czytam książki. Czasem zdarza mi się płakać, bo bohaterki są szczupłe i piękne. Ja o takim wyglądzie mogę jedynie pomarzyć. One zasługują na miłość, ja nie potrafię pokochać sama siebie.
Wypuszczam powietrze i powracam do robienia brzuszków. W trakcie ostatnich powtórzeń słyszę wibrowanie telefonu. Stukam w ekran i ocieram cieknący po twarzy pot. Kiedy dostrzegam powiadomienie, szybko unoszę się do pozycji siedzącej i kompletnie zapominam o trwającym treningu.
Kalendarz Gabriela został zaktualizowany.
Przy dzisiejszej dacie pojawia się dopisek: zajrzeć do Mimi i sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
Zamieram. Wydarzenie zostało zapisane tuż przy godzinie dziewiętnastej, która jest... Otwieram szerzej oczy. Na dźwięk dzwonka do drzwi żołądek podskakuje mi do serca. Biorę powolny wdech, bo nie chcę zwymiotować prosto na biały, świeżo wyprany dywan.
– Nie, nie, nie – szepczę i wstaję.
Zaczyna mi się kręcić w głowie. Na plecach mam odbite ślady po macie do ćwiczeń. Stoję na środku pokoju, ubrana jedynie w sportowy biustonosz i krótkie spodenki. Oglądam się w lustrze i oblewa mnie fala złości. Chwytam za fałdę zwisającą z brzucha i zaciskam na niej swoje palce, aż skóra dookoła opuszków robi się biała, a po chwili czerwienieje i zaczyna piec, jakbym przyłożyła do niej kubek z wrzątkiem. Może właśnie to powinnam zrobić? Polewać się gorącą wodą i patrzeć, jak moje ciało pokrywa się bąblami, jak skóra staje się obrzydliwą mazią, ohydną, lepką breją, która zacznie ze mnie schodzić.
Kroki na schodach robią się coraz głośniejsze.
Odgarniam pasma włosów przyklejone do czoła. Czy moje policzki zawsze były tak okrągłe? Czy uda zawsze miały tyle cellulitu? Zjeżdżam wzrokiem na kostki, które są spuchnięte, bo najwyraźniej musiałam przesadzić z bieganiem.
Gabriel puka do drzwi. Nie odpowiadam od razu. Wycieram twarz w koszulkę leżącą na oparciu krzesełka, po czym upycham ją do szafy i dopiero wtedy krzyczę, że może wejść.
– Hej – mówi.
Jego głos jest zupełnie normalny, taki, jak zapamiętałam. Nie wygląda na złego. Ostrożnie przestępuje kolejne metry, aż staje na środku pokoju i dzielą nas dosłownie centymetry. Nie patrzy na mnie i wcale mu się nie dziwię.
– Cześć – odpowiadam.
Powoli go wymijam, jak gdyby bojąc się, że moje ciężkie kroki spowodują trzęsienie podłogi i wszystkie kubki pospadają z biurka. Siadam na łóżku. Zakładam nogę na nogę, ale szybko opuszczam obie i stawiam je na podłodze. Myślę, aby usiąść po turecku, ale z tego pomysłu również rezygnuję. Nie istnieje żadna pozycja, w której mój cellulit byłby mniejszy, a uda szczuplejsze. Przytulam do siebie poduszkę.
Gabriel siada obok. Wpatruje się we mnie, a w jego oczach tli się coś dziwnego, czego nie potrafię rozgryźć.
– Mimi... – szepcze, a ja kręcę głową.
Wiem, co chce powiedzieć.
Przepraszam, że dałem ci złudną nadzieję. Nie powinienem próbować cię pocałować. Nie jesteś warta mojej uwagi. Spójrz na siebie Mimi! Widziałaś, jak wyglądasz? Naprawdę myślałaś, że ktoś taki jak ja będzie chciał się z tobą spotykać? Mogę mieć każdą dziewczynę, czemu miałbym trzymać twoją wielką, spoconą rękę?
– Nie musisz nic mówić – odpieram resztkami sił, połykając łzy.
– Mimi – powtarza stanowczo. – Powiedz mi, co się dzieje. Nie przyszłaś na żadne nasze wspólne bieganie.
Spuszczam głowę. Zaczynam dłubać paznokciami w poduszce, aż wykrztuszam:
– Nie wiedziałam, kiedy biegasz.
– Nie kłam. Przecież masz dostęp do mojego kalendarza. Aktualizowałem go codziennie wieczorem, żeby mieć pewność, że dostaniesz powiadomienie. Dostałaś je?
Oczywiście, że je dostałam. Leżąc w łóżku, czekałam, aż to zrobisz, żebym wiedziała, w jakich porach mam cię unikać. Dwa razy zostałam w szkole dłużej, bo wybrałeś trasę inną niż zwykle, która dziwnym trafem biegła wzdłuż głównej ulicy, którą zawsze wracam do domu. To nie był przypadek, prawda? Chcę o to zapytać, ale słowa grzęzną mi w gardle.
– Dostałaś – stwierdza smutno. – Nie chcesz mnie oglądać, a ja nachodzę cię tutaj, u ciebie w pokoju, i robię z siebie idiotę. Przepraszam.
Czuję, jak materac się porusza. Gabriel opiera o niego dłoń, by pomóc sobie wstać. Chwytam go za nadgarstek, zanim zdążę to dobrze przemyśleć.
– Unikałam cię. Masz rację.
Gabriel przekręca się bokiem. Unosi brew i najwyraźniej czeka, aż zacznę mówić dalej. W moich ustach rozlewa się gorycz.
– Co się dzieje, Mimi? Możesz mi powiedzieć.
Oglądam swoje dłonie i rozmasowuję spuchnięte palce. Z trudem przeciskam przez nie pierścionek, który na powrót zakładam. Powtarzam tę czynność kilka razy.
– Nie wiem, dlaczego mnie pocałowałeś, bo niby dlaczego miałbyś? – rzucam wreszcie. – To był jakiś głupi zakład, prawda? Mam nadzieję, że wygrana była tego warta. Kto jeszcze brał w tym udział? Tylko ty byłeś w stanie pokonać obrzydzenie i zmusić się, żeby mnie dotknąć?
Wyraz twarzy Gabriela jest słodką nagrodą. Wygląda na zaskoczonego. Czyżby nie spodziewał się, że rozgryzę jego plan i popsuję całą zabawę?
– Naprawdę myślisz, że założyłem się z kimś o to, że cię pocałuję?
Mój żołądek zaciska się boleśnie, kiedy słyszę jego żałośnie smutny ton.
– Nie wiem, co o tym myślę – odpieram zgodnie z prawdą. – Czemu miałbyś to zrobić?
– Bo byliśmy na randce i miałem wrażenie, że też dobrze się bawisz? Przecież widzisz, jak staram się o twoją uwagę. Ponad pół roku! Skoro jesteśmy ze sobą szczerzy, też muszę się do czegoś przyznać. – Rozkłada ramiona i znacznie ciszej dodaje: – Nie lubię biegać z innymi ludźmi.
– Co? – śmieję się, zapominając, że jeszcze kilka chwil temu byłam gotowa do płaczu.
– Nie lubię tego. Wolę założyć słuchawki i mieć wszystko gdzieś. Ale zaproponowałem ci wspólne bieganie, bo zobaczyłem, że też to robisz! – przypomina, unosząc sugestywnie brew. – Myślisz, że zrobiłem to bez głębszego zastanowienia? – Przewraca oczami. – No, to masz rację, nie przemyślałem tego. Jak tylko się zgodziłaś, od razu zacząłem się martwić. No bo jak to niby miało wyglądać? Miałem zabrać słuchawki i tak po prostu cię ignorować? To nie wchodziło w grę. Stresowałem się całą noc, ale ani razu nie żałowałem, że cię zaprosiłem. Chciałem spędzić z tobą więcej czasu. Byliśmy po prostu sąsiadami. Czasem rozmawialiśmy, ale nigdy nie wyniknęło nic więcej. Wspólne bieganie było jedynym rozwiązaniem, żebym mógł cię lepiej poznać. – Przysuwa się bliżej i ściska moje dłonie. – Nie mów, że pocałowałem cię dla zakładu, bo mógłbym zrobić to teraz, żeby tylko udowodnić ci, że nie kłamię.
Wgryzam się w dolną wargę. Czuję pod językiem metaliczny posmak krwi.
– Nic nie odpowiesz? Właśnie powiedziałem ci, że jestem w tobie zakochany, a ty siedzisz i milczysz. Chcę wiedzieć, o czym myślisz, czym się martwisz i dlaczego właśnie się odsunęłaś, kiedy chciałem cię przytulić.
Mamroczę pod nosem kilka niewyraźnych słów. Gabriel patrzy na mnie z konsternacją wypisaną na twarzy. Wzdycham zrezygnowana i powtarzam głośniej i wyraźniej, nie przejmując się tym, że okno w mojej sypialni jest otwarte i równie dobrze połowa ulicy może usłyszeć moje wyznanie.
– Bo jestem obrzydliwa, nie widzisz tego? Jak możesz udawać, że to – wstaję i zarysowuję ręką swój brzuch oraz uda – nie istnieje? Istnieje i nie spodziewam się, żeby szybko zniknęło. Nieważne, jak ciężko pracuję, nadal wyglądam obrzydliwie. Niczym nie przypominam twojej przyjaciółki, która jest idealna. Dlaczego nie spotykasz się z nią? Nie wstyd ci pokazać się ze mną na ulicy? – Gabriel otwiera usta, żeby odpowiedzieć, ale ja celuję w niego palcem i ciągnę dalej: – Jak to będzie wyglądać? Jesteś wysportowany, wyglądasz jak wyjęty z okładki jakiegoś czasopisma dla sportowców, a ja co najwyżej mogłabym być twoją brzydką koleżanką, o którą twoja dziewczyna absolutnie nie będzie musiała się martwić.
Gabriel, ignorując to, że jestem pochłonięta chaotycznym machaniem rękoma, wstaje i przytula mnie z całej siły. Próbuję się wyszarpać, ale kiedy uświadamiam sobie, że nie dam rady, opieram czoło o jego tors.
– Czasem chciałabym zedrzeć z siebie całą skórę, żeby zobaczyć, czy pod spodem jestem równie obrzydliwa.
Słyszę ciche westchnięcie tuż przy moim uchu.
– To zabrzmi tandetnie, Mimi, ale jestem pewien, że zmieniłabyś o sobie zdanie, gdybyś tylko zobaczyła, jak ja cię widzę.
– Tak, brzmi to kiczowato – przyznaję, wydając z siebie zduszony chichot.
– Hej, przynajmniej jestem szczery. – Ręka Gabriela porusza się w górę i dół, sunąc po moich plecach. – Wiesz, że nie powinnaś tak o sobie myśleć, prawda?
Kiwam głową. Domyślam się, że nie każdy nastolatek w moim wieku ma takie myśli, ale ja nie potrafię ich zatrzymać.
Gabriel obejmuje mnie jeszcze mocniej.
– Moja siostra chodziła do terapeuty – wyznaje. – Miała problemy w szkole. Dzieciaki wyśmiewały się z niej i mama uznała, że powinna zmienić otoczenie i poszukać profesjonalnej pomocy. Iga przez kilka miesięcy nie wychodziła z pokoju, dostała nauczanie domowe, ale pomogliśmy jej z tego wyjść. Nie mówię, że był to dla nas łatwy czas, ale było warto. Dobry terapeuta pomoże ci zmienić myślenie o sobie i otaczającej cię rzeczywistości. Spojrzysz na wszystko z innej perspektywy. Poza tym nie jesteś w tym sama. – Nie odpowiadam, więc Gabriel powtarza, wyraźnie akcentując każde słowo: – Nie jesteś sama.
Stoimy, wpatrując się w siebie. Chłopak niespodziewanie pochyla się i składa na moim czole czuły pocałunek. Jest to szybki, ledwo wyczuwalny gest, ale moje policzki i tak zaczynają palić.
– Przemyśl to, co powiedziałem, dobrze?
Przytakuję, nie odrywając od niego spojrzenia.
– Lepiej stąd pójdę, bo kiedy tak na mnie patrzysz, mam ochotę cię pocałować, ale tym razem zdecydowanie nie w czoło.
Chcę powiedzieć, żeby zaczekał, że ja również tego chcę, ale on dostrzegając, że robię krok w przód, mówi:
– Nie musimy się nigdzie spieszyć. Będę cię wspierać. Rozwieję każdą twoją wątpliwość. Planuję zapisać się do studenckiej drużyny piłki nożnej. Mam nadzieję, że będziesz siedziała na trybunach w pierwszym rzędzie, bo nie wyobrażam sobie tam nikogo innego. Udowodnię ci, jak wartościową osobą jesteś.
Moje serce bije jak szalone jeszcze na długo po tym, jak Gabriel opuszcza moją sypialnię.
Godzinę później schodzę na dół i zastaję mamę w kuchni. Czyta książkę. Obok niej leży blacha ze świeżo upieczonymi ciastkami owsianymi. Zaciskam pięści, chociaż mam ogromną ochotę rzucić się na nie i zjeść wszystkie do ostatniego okruszka.
Siadam na krześle. Mama unosi wzrok znad lektury.
– Mamo... – wykrztuszam łamiącym się głosem.
Jej dłoń dotyka mojego policzka i przebiega wzdłuż moich włosów. Głaszcze mnie po głowie dokładnie tak, jak robiła to, gdy byłam dzieckiem.
– O co chodzi, kochanie?
Kiedy opowiadam jej o wszystkim, moje usta wypełnione są kwasem. Muszę co chwilę przełykać ślinę, co jest okrutnie bolesne, bo w moim gardle znajduje się kula wielkości pięści. Robię kilka pauz, podczas których obie walczymy ze łzami.
Bo nienawidzę siebie.
Nienawidzę tego, jak wyglądam.
Nienawidzę tego, jaką osobą się staję.
Nienawidzę głosu w mojej głowie, który mówi, że nie zasługuję na nic dobrego i że powinnam się ukarać, bo nie ćwiczyłam wystarczająco długo i zjadłam za dużo.
Nienawidzę tego, że się nienawidzę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro