Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

FABIAN

Wchodzę do łazienki na pierwszym piętrze, otwieram drzwi prowadzące do kabiny i nim jestem w stanie mrugnąć, ktoś popycha mnie do przodu i przyciska do ściany. Ten ktoś oplata również moją szyję ramieniem i odciąga mnie nieznacznie do tyłu, dzięki czemu moje czoło nie zderza się z kafelkami w obrzydliwym, miętowym kolorze. Wpatruję się w przyklejoną do ściany gumę do żucia, która znajduje się kilka milimetrów od mojej twarzy. Z trudem przełykam ślinę, bo czyjeś przedramię zaciska się wokół mojej krtani. Otacza mnie mieszanka znajomych zapachów: różany olejek do włosów, waniliowy płyn do tkanin i bergamotka.

Mam ochotę uderzyć Tobiasza. Walczę z zaciskającą się pięścią, kiedy czuję, jak kolano chłopaka wbija się w moje udo. Dookoła nas unosi się ostry, chemiczny smród.

Po upływie kilku sekund uścisk słabnie i wreszcie mogę swobodnie oddychać.

– Możesz mi wyjaśnić – zaczynam zachrypniętym głosem, obracając się przodem do chłopaka – co, do cholery, wyprawiasz? Ta kabina ledwo jest w stanie pomieścić jedną osobę.

– Widziałem Kaja.

– Musisz mówić jaśniej, bo absolutnie nie widzę żadnego powiązania.

– Nie chciałem, żeby mnie zobaczył.

Oczy Tobiasza w przerażeniu przeskakują pomiędzy mną a zamkniętymi drzwiami. Dokładnie analizuję usłyszane słowa. Zerkam na uchylone w niemym krzyku wargi chłopaka, a także drżące ramiona. Jedno z nich oparte jest tuż obok mojej głowy. Mogę przysiąc, że czuję szybko bijące serce Tobiasza, zupełnie jakbyśmy je dzielili. Mija minuta i uznaję, że tracimy wystarczająco dużo czasu na gapienie się na siebie nawzajem.

– A więc uznałeś, że wpakowanie się ze mną do jednej kabiny będzie najlepszym rozwiązaniem?

– Muszę ci się do czegoś przyznać. – Tobiasz unosi kącik ust, starając się wyglądać przy tym na zrelaksowanego. – Nie przemyślałem tego.

– W ogóle nie jest to dla mnie zaskoczeniem.

Biorę głęboki oddech i poprawiam okulary. Przejeżdżam dłonią po włosach, zgarniając do tyłu grzywkę. Czuję, jak resztki lakieru kleją mi się do opuszków. Chwytam Tobiasza za koszulkę.

– Wyłaź stąd.

– A co jeśli Kaj też tu wszedł?

– Wolę, żeby nikt nie widział, jak wychodzimy z jednego kibla – odpowiadam ostro i przekręcam zamek. Wypycham Tobiasza, po czym również wychodzę i rozglądam się dookoła.

– Pusto – mówi, jakby było to odkrycie godne Nagrody Nobla.

Wypuszczam powietrze nosem.

– Co ty nie powiesz, Sherlocku?

Tobiasz posyła mi urażone spojrzenie i zakłada ramiona na piersi.

– A ty co tu robisz? – pyta podejrzliwie.

Mrugam kilkukrotnie. Kręcę z politowaniem głową i podchodzę do umywalek. Odkręcam kurek z gorącą wodą. Szkolne mydło śmierdzi stęchlizną.

– To może być skomplikowana zagadka, więc skup się, Tobiasz. – Myję ręce, a w odbiciu lustra widzę rozchichotanego chłopca. – Co może robić człowiek w ubikacji?

– Masz rację – odpowiada i klepie mnie po plecach. Wzdrygam się, bo choć powinienem być już przyzwyczajony do dotyku Tobiasza, za każdym razem jest tak samo elektryzujący. – To naprawdę skomplikowana zagadka.

Przewracam oczami. Tobiasz uwielbia naśladować mój ton i robi to przy każdej nadarzającej się ku temu okazji.

– Co robimy z Kajem? – pyta szeptem, gdy wychodzimy na korytarz.

– Nic. Nie za bardzo wiem, co mielibyśmy zrobić.

– Dzisiaj rozpoczynają się zajęcia pozalekcyjne.

Rozmasowuję bolące skronie. Wiem o tym. Poprzedniego wieczora nie mogłem skupić się na nagraniu recenzji książki, bo myślami byłem przy klubie fotograficznym. Nie zliczę, ile razy pomyliłem się, omawiając fabułę „Tajemnej historii".

– Mimi chce tam iść – informuje mnie chłopak.

– Więc niech idzie. – Wzruszam ramionami, niby od niechcenia, bo nie chcę przyznać się przed Tobiaszem, że mnie również stresuje towarzystwo Kaja. – Niestety nie możemy jej tego zabronić.

– Myślałeś o zmianie klubu?

– Nie mam żadnej alternatywy. – Widząc otwierające się usta Tobiasza, dodaję szybko: – Klub literacki odpada. Nie będę spędzał swojego wolnego czasu z osobami, które nie czytają nawet lektur szkolnych, a jedyne literki, jakie są w stanie poskładać z własnej, nieprzymuszonej woli, to te układające się w menu w przydrożnym fast foodzie.

– Ja zastanawiałem się nad zajęciami sportowymi.

– Przecież nienawidzisz sportu.

Tobiasz wydyma wargi. Unoszę brwi, bo oboje wiemy, że mam rację. Tobiasz to ostatnia osoba, która mogłaby dołączyć do jakiegokolwiek klubu sportowego. Jesteśmy podobnego wzrostu i podobnej postury. Wysocy, szczupli, nieposiadający nawet grama masy mięśniowej i dostający zadyszki, kiedy biegniemy na autobus.

– Szachy to też jakiś sport.

Na widok poważnej miny Tobiasza wybucham śmiechem.

– Żeby grać w szachy, musiałbyś posiadać minimum umiejętności logicznego myślenia.

Tobiasz ociera z zaróżowionych policzków wyimaginowaną łzę.

– Ranisz mnie.

Posyłam mu lekki uśmiech i odwracam głowę, by przyjrzeć się ludziom na korytarzu. Kiedy Tobiasz oświadcza, że idzie do automatu po coś słodkiego, nie spowalniam kroku. Wyjmuję telefon i spoglądam na powiadomienia. Dwudziestu dwóch nowych obserwatorów na TikToku oraz trzy nowe komentarze na Instagramie. Nie sądziłem, że uda mi się rozwinąć media społecznościowe dotyczące literatury, zwłaszcza w obecnych czasach, gdy poziom czytanych książek jest żenująco niski, by nie powiedzieć, że nie istnieje w ogóle.

– Cześć.

Znam ten głos. Ten dźwięczny, melodyjny głos, zawsze wypełniony radością. Ściągam okulary i udaję, że nie słyszę. Wycieram szkło pomiętą, materiałową chusteczką, którą dostałem od dziadka w przeddzień jego śmierci. Mrużąc oczy, stawiam ostrożne kroki, bo bez okularów jestem prawie ślepy. Ubieram je dopiero wtedy, gdy jestem pewien, że Kaj jest po drugiej stronie korytarza.

Wiem, że w szkole nie będę w stanie ignorować go z taką łatwością, z jaką przyszło mi odrzucanie jego połączeń i wyciszenie naszej grupowej konwersacji. Nie czuję z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Niektórzy ludzie muszą stać się niewidzialni, a Kaj miał wystarczająco dużo czasu, żeby się z tym oswoić.

Macham pulchnej dziewczynie siedzącej na ławce nieopodal klasy. Mimi odwzajemnia mój gest i poprawia rude włosy, wypadające z niechlujnego koka, związanego czerwoną gumką z glinianymi wiśniami. To prezent od Kaja, który próbował wielu nowych rzeczy, chcąc odnaleźć swoją pasję. Ostatecznie poddał się, tłumacząc, że muszą istnieć również ludzie bez zainteresowań. To był pierwszy raz, kiedy się pokłóciliśmy. Do tej pory nie jestem w stanie tego zrozumieć. Jego życie musi być piekielnie nudne.

Spoglądam na zegarek. Niecałe osiem godzin pozostało do zajęć pozalekcyjnych.

Osiem godzin, żebyśmy wszyscy razem wrócili do tego, co skrzętnie odpychaliśmy przez całe wakacje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro