Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

LILIANA

Jestem przyzwyczajona do tego, że ludzie mnie ignorują. Potrafię wyczuć, kiedy ktoś specjalnie na mnie nie patrzy. Kiedy ktoś zerka na mnie z litością, bo nie mam wokół siebie nikogo bliskiego. Kiedy ktoś patrzy na mnie z pogardą, bo nie potrafi wyobrazić sobie tego, żebym była normalna, ale kiedy podczas ostatniej lekcji ślepia Kaja lądują na mnie, dzieje się coś dziwnego.

Nie umiem rozszyfrować, o co może mu chodzić.

Jest to szybkie, pokusiłabym się o stwierdzenie, że przypadkowe spojrzenie. Nic nieznaczące, a jednak gdy nasze oczy wpadają na siebie, czuję coś, czego nie powinnam.

Zaczynam się martwić.

Stukam długopisem o blat ławki, a moje kolano samo podryguje. Wpatruję się w zegar, ale jak na złość minuty ciągną się niemiłosiernie, a ja marzę jedynie o tym, by usłyszeć dzwonek na przerwę. Na szczęście rozszerzony angielski mamy razem, więc z łatwością mogę kontrolować członków klubu. Wyjdę z klasy równo z nimi i jak gdyby nigdy nic podążę ich śladami.

Ktoś z pierwszej ławki zaczyna opowiadać, jak spędził wakacje. Opieram policzek na dłoni. Moje myśli kierują się na zupełnie inny tor.

Podsumowuję w głowie to, czego na przestrzeni ostatnich dni dowiedziałam się o tajemniczej dziewczynie z plakatu. Udało mi się odnaleźć kilka nowych wskazówek, ale kosztowało mnie to wiele godzin przesłuchanych podcastów i kilkudziesięciu przeczytanych artykułów w lokalnych gazetach. Na szczęście biblioteka miejska gromadzi w archiwum mnóstwo czasopism z tamtych lat. Za ładny uśmiech i ogromną czekoladę mogłam spędzić w ciasnym pokoju na niewygodnym, skrzypiącym krześle cały wieczór. Potem okazało się, że mam jeszcze umyć wszystkie blaty w czytelni oraz przetrzeć ladę, bo wszechświat nie mógł być dla mnie zbyt łaskawy i bibliotekarka oraz moja ciotka w jednym postanowiła skończyć pracę wcześniej. Zostawiła mi jedynie zapasowe klucze oraz karteczkę z informacją, że wychodzi. Mimo wszystko uważam, że było warto. Siostra mojej matki jest zdecydowanie tym lepszym rodzeństwem i wolałabym wypolerować każdy zakamarek w bibliotece, niż wrócić do domu i siedzieć przy jednym stole z kobietą, która uważa, że zasługuje na lepsze dziecko.

Plik ze wszystkimi notatkami na temat sprawy zaginięcia i zabójstwa zdecydowanie się powiększył i być może wkrótce uda mi się powiązać zagadkę plakatów i ich powiązania z klubem fotograficznym.

Po pierwsze: Laura miała siedemnaście lat, gdy zniknęła. Ciężko jest mi sobie wyobrazić, co czuli jej bliscy, a przede wszystkim ona. Czy wiedziała, że czeka ją śmierć? A jeśli tak, to o czym myślała w trakcie umierania?

Po drugie: sprawcy nigdy nie odnaleziono. Może byłoby to możliwe, gdyby milicja potraktowała zaginięcie nastolatki poważnie, ale od samego początku bagatelizowali zgłoszenie i kto wie? Może gdyby wykazali się inną postawą, Laura zostałaby odnaleziona żywa?

Po trzecie: ciało wyłowiono z rzeki, ale były wyraźne ślady sugerujące, że wcześniej Laura została ugodzona nożem, a dopiero później morderca wyrzucił jej ciało do wody. Lekarz sądowy nie potrafił określić dokładnego czasu zgonu. Przyjmując wersję, że ktoś zabił ją w poniedziałek, w trakcie sylwestrowej imprezy, zwłoki pływały w wodzie przez cztery dni. Ale zakładając, że opcja z zabójstwem w poniedziałek jest prawdziwa, to nie było szans na odnalezienie Laury żywej, bo zgłoszenie zaginięcia nastąpiło dopiero po sylwestrze. Cała ta sprawa przyprawia mnie o ból głowy.

– Tobiasz, wszystko gra? Hej, stary!

Odwracam głowę w kierunku ławek przy oknie. Tobiasz klęczy na ziemi, a nad nim stoi Kajetan. Przykłada dłoń do czoła Tobiasza i mamrocze coś pod nosem. Podchodzi do nich nasz nauczyciel.

– Co się dzieje? Tobiaszu, dobrze się czujesz? – pyta zatroskanym tonem mężczyzna.

– On zaraz zemdleje! – mówi podniesionym głosem Kajetan. – Musimy iść do pielęgniarki.

Kajetan pomaga Tobiaszowi wstać z podłogi. Fabian w tym czasie zabiera z ziemi trzy plecaki i również wychodzi. Zauważam głupi uśmieszek na jego twarzy. Czyżby cieszyło go złe samopoczucie kolegi? Nie zdziwiłoby mnie to, ale jestem przekonana, że tym razem chodzi o coś innego.

– Tak, tak, idźcie, idźcie... – odpowiada mężczyzna do zamkniętych już drzwi. Nie mija sekunda, a on zaczyna snuć opowieści o tym, jak piękne są wyspy w Grecji i jeśli tylko będziemy mieli okazję, koniecznie musimy wybrać się w tamte rejony.

Do dzwonka pozostało dwanaście minut. Kajetan to marny aktor, ale Tobiaszowi również wiele brakuje do tego, żeby przekonać mnie, że naprawdę źle się poczuł. Wiem, jak wygląda osoba, która za chwilę straci przytomność. Tobiasz ani trochę jej nie przypominał.

Stukam końcówką długopisu w blat. Co oni kombinują?

Mimi rzuca mi przelotne spojrzenie i coś zaskakującego przemyka przez mój umysł. Jeżeli teraz wstanie i wyjdzie, to...

– Przepraszam! – Dziewczyna unosi rękę. – Proszę pana, muszę iść do toalety.

– Przecież za chwilę będzie prze...

– Babskie sprawy! – krzyczy Mimi, wrzucając wszystkie swoje rzeczy do torebki.

Widzę, jak drżą jej dłonie. Zagryza wargi, ukradkowo zerkając na zegarek, po czym wybiega, a ja wszystkiego się domyślam. Chcą zacząć spotkanie beze mnie. Chcą, żebym prosiła wychowawcę o zmianę klubu, chociaż prawdę mówiąc nie sądzę, żeby było to konieczne. Patrzę na uśmiechniętą twarz naszego nauczyciela, który szuka w aktówce zdjęć z wakacji. Ten gość pozwoliłby mi zmienić klub, gdybym tylko go o to poprosiła. W końcu podobno zależy mu na tym, żebym znalazła jakichś znajomych i przestała szwendać się samotnie po korytarzu ze słuchawkami w uszach.

Te podłe łajzy pewnie tylko czekają na to, aż wejdę do pokoju klubu i zacznę błagać, by pozwolili mi dołączyć. Niedoczekanie.

Odsuwam się na krześle i zabieram z podłogi plecak. Stary Krzyszewski stoi tyłem do mnie, bo pokazuje uczennicom w pierwszej ławce greckie widoki uwiecznione na niewielkich polaroidach. Dziękuję ci wszechświecie, za to, że jestem nic nieznaczącą istotą w tej przeklętej szkole i moje wyjście kompletnie nie budzi żadnej sensacji wśród uczniów.

Kiedy docieram do klubu fotograficznego, uśmiecham się pod nosem i podciągam rękawy bluzy.

– Wy małe gnojki – szepczę do siebie, chwytając za klamkę. Już wyobrażam sobie ich miny, gdy przyłapię ich na gorącym...

Pusto.

Uchylam usta i mrugam kilkukrotnie, żeby utwierdzić się w tym, że nic mi się nie przywidziało. Wchodzę głębiej i zaglądam do środka. Poszli, ale dokąd? Ten pokój został wyznaczony do cotygodniowych spotkań. Nie mogli ot tak przenieść siedziby klubu, chyba że... Te parszywe gnidy zrobiły to bez mojej wiedzy. Zmieniły lokalizację na taką, której nie znam. Zapewne teraz siedzą i śmieją się ze mnie, i przeglądają swoje durne zdjęcia, i pstrykają kolejne głupie portrety, które ukazują ich szczęście, bo pozbyli się irytującej Liliany.

– Bierz swoją... cholerną...

– Czy to batonik?

Rozglądam się dookoła. Słyszę dobrze mi znane, stłumione głosy, ale nie potrafię zlokalizować ich źródła.

– Tobiasz, nie dotykaj mojego...

– Niechcący... Ciasno tu.

Kręcę się, aż zauważam niedomknięte drzwi prowadzące do ciemni. Podążam za stukotem. Zaglądam do pomieszczenia, a moim oczom ukazuje się ustawione przy ścianie krzesełko, krata wentylacyjna, która leży na podłodze i otwór w ścianie, mogący pomieścić ciało nastolatka.

– Nie wierzę w to... – mamroczę do siebie.

Staję na krzesełku i wciskam się w szyb wentylacyjny. Nie mam pojęcia, dlaczego to robię, ale wchodzę do środka, bo moja intuicja podpowiada mi, że to jest dokładnie to, co należy zrobić. Na czworakach pokonuję kręte, metalowe korytarze. Czy naprawdę jestem aż tak odrażająca, że postanowili odbyć spotkanie klubu fotograficznego w cholernym kanale wentylacyjnym?

Nie wiem, jak długo się czołgam, aż docieram do... wyjścia? Zewsząd otaczają mnie szare ściany. Robi mi się zimno. Przełykam ślinę. Nie mam klaustrofobii, ale mam wrażenie, że jeszcze chwila spędzona tu, a będę musiała się z nią zmierzyć. Waham się, czy aby na pewno powinnam iść dalej, ale ciekawość przejmuje kontrolę nad moim ciałem. Zeskakuję, mocno zaciskając powieki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro