Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

LILIANA

Siedzę przy kuchennym stole i mieszam łyżką w misce z płatkami, kiedy mama przysuwa w moją stronę ulotkę w brzoskwiniowym kolorze. Nie muszę na nią patrzeć. Doskonale wiem, co to jest. Wpatrywałam się w nią przez ostatnie dwadzieścia minut godziny wychowawczej.

– Zajęcia dodatkowe – mówi mama, a ja przewracam oczami i gryzę się w język, by nie odpowiedzieć, że wiem, że umiem czytać i że chcę w spokoju dokończyć kolację.

– Jako jedyna nie zapisałaś się na żadne – kontynuuje niewzruszona, a ja mam nadzieję, że to głupi test mojej cierpliwości i lada moment zaśmieje się i powie, że żartowała.

Nic takiego się nie dzieje, a ona wpatruje się we mnie i czeka na jakąkolwiek reakcję.

–Wiem – odpowiadam wreszcie.

– Rozmawiałam z twoim wychowawcą.

Na litość boską.

Oczywiście, że rozmawiała. Uprzedził mnie, kiedy chciałam ukradkiem wymknąć się z klasy. Zatrzymał mnie i powiedział: „Liliano, twoje oceny w tym semestrze pogorszyły się". Ja, powstrzymując ochotę wzruszenia ramionami i odejścia bez słowa, odparłam: „Tak, wiem, poprawię się". „Porozmawiam z twoją mamą. Musisz wybrać zajęcia pozalekcyjne", ciągnął dalej nieugięty. Nic nie muszę, pomyślałam wówczas, ale pokiwałam głową i dopiero kiedy dał mi znak, że mogę odejść, uciekłam do szatni.

– Kółko biologiczne. – Mama stuka pomalowanym na czerwono paznokciem w skrawek papieru, a ja zmuszam się, by nie odwrócić głowy.

– Ta. Marzę o tym, żeby babrać się w brudnej ziemi i oglądać pod mikroskopem robaki – Wpycham do ust potężną łyżkę płatków, a strużka mleka ścieka mi po brodzie.

Mama udaje, że tego nie widzi, ale dostrzegam pulsującą żyłkę na jej czole. Odkąd pamiętam oczekiwała ode mnie nienagannych manier i zachowania prawdziwej damy, a jedyne, co jej serwuję, to postawa godna pożałowania. Wiem o tym, bo sama kiedyś wykrzyczała to w trakcie naszej kłótni.

Mama jest elegancką kobietą. Włosy każdego dnia układa w ulizanego koka, a na jej szyi zawsze lśnią perły. Oczywiście nie są prawdziwe, bo za jej wypłatę i alimenty od mężczyzny zwanego moim ojcem nie nas stać na tak kosztowną biżuterię.

– Może coś związanego z historią?

– Nie chcę chodzić na żadne dodatkowe zajęcia.

Powiedziałam to. Moje serce przyspiesza. Naprawdę to powiedziałam. Wbijam paznokcie w uda i czuję, że robi mi się gorąco. Nie patrzę na matkę, która nie odsuwa się, ale jej ręka zastyga, a palec przestaje uderzać w wytłuszczone litery. Obie jesteśmy zawieszone w czasie. Delektuję się tą chwilą, ale błogość nie trwa długo, bo stanowczy głos odzywa się ponownie. Moje wcześniejsze słowa zostają kompletnie zignorowane.

– Kiedyś lubiłaś czytać. Może kółko pasjonatów literatury?

Nie mogę powstrzymać się przed parsknięciem. Nawet nie ukrywam irytacji, która przemyka po mojej twarzy, bo, litości, kto wymyślał te durne nazwy?

Zmuszam się do spojrzenia na ulotkę. Wargi mamy wykrzywiają się w uśmiechu, kiedy biorę ją do ręki. Co zrobi, kiedy zaraz powiem, że może wetknąć sobie ją prosto w...

– Martwię się o ciebie.

Och.

Czyli przechodzimy do stałego punktu naszych rozmów. Wiedziałam, że ta gadka o wybraniu klubu jest jedynie początkiem. W końcu najgroźniejsza burza zawsze uderza niespodziewanie.

– Niepotrzebnie.

– Zmieniłaś się. – Przesuwa dłonią wzdłuż mojego ramienia, aż do dociera do szyi i włosów, które wraz z początkiem roku ścięłam. – Były takie długie.

– Odrosną. To nie koniec świata.

– Masz rację – odpowiada. – To oznaka buntu.

Biorę głęboki wdech i odkładam ulotkę z powrotem na stół. Temat mojej fryzury przewija się w tym domu zdecydowanie za często. Wiem, że mama uwielbiała, kiedy splatałam grube, brązowe włosy w dwa warkocze, ale ścięcie ich wcale nie jest oznaką płynącego w moich żyłach młodzieńczego buntu.

– Są wygodne.

– Wyglądasz jak chłopczyca.

– Sięgają ramion – przypominam jej, a w moim głosie przebija się nuta politowania.

– Chodzi też o twój ubiór. Musisz chodzić w dresach do szkoły? Twój wychowawca skarżył się, że na przerwach siedzisz w kapturze.

– To pozwala mi się skupić.

– Na tych obrzydliwych rzeczach, których słuchasz?

– Podcasty kryminalne potrafią być edukacyjne, wiesz?

– Chyba tylko dla psychopatów.

Nie mam siły się kłócić. Jesteśmy z matką zupełnie inne i czasem żałuję, że ojciec przeleciał swoją sekretarkę i zostawił mnie tu samą. Był jedyną osobą, z którą mogłam pomilczeć bez podejrzeń, że dzieje się ze mną coś złego.

– Podobno nadal nie masz żadnych koleżanek.

Spoglądam na mamę i rozdziawiam usta, ale nie wydostaje się z nich żaden dźwięk. Ma rację. Jestem odludkiem, ale stałam się nim z własnego wyboru i dla własnych korzyści. Męczą mnie rozmowy o niczym i ostatnie, na co mam ochotę, to rozmowy z fałszywymi grupkami dziewczyn, które jak tylko zniknę za rogiem, zaczną mnie krytykować i wytykać każdą moją wadę.

Chociaż kto wie? Może już jestem obiektem plotek, ale nie mam źródła, z którego mogłabym się o tym wiedzieć?

– Zajęcia pozalekcyjne to dobry start – przerywa milczenie.

– W porządku – mówię, zaskakując tym zarówno mamę, jak i siebie. – Klub fotograficzny.

– Przecież ty nie umiesz robić zdjęć.

–Dzięki, mamo. – Podnoszę do góry miskę i dopijam resztę mleka. Kilka kropel spada na stół. Ścieram je szybko rękawem. – Od zawsze we mnie wierzyłaś.

–Nie stać nas na aparat.

Wyciągam z kieszeni dresów telefon i macham nim w powietrzu. Mama wzdycha, a ja wiem, że wygrałam.

– W porządku – powtarza po mnie, kręcąc głową. – Lepsze to niż nic.

Przytakuję i odchodzę od stołu. Kiedy kończę myć naczynia, mamy już nie ma. Idąc do pokoju, modlę się, by jutro w drodze do szkoły potrącił mnie autobus, dzięki czemu uniknę dołączenia do klubu fotograficznego i niechcianych interakcji międzyludzkich.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro