Rozdział 66
TOBIASZ
Na policzkach Laury widnieją zaschnięte ślady łez, mieniące się w świetle księżyca. Smugi rozmazanego tuszu do rzęs ciągną się po samą brodę. Dziewczyna siedzi na ziemi i zaciska palce na materiale płaszcza, kołysząc się na boki. Jej wąskimi ramionami targają spazmy szlochu.
Niepewnie zmniejszam dzielący nas dystans. Zdejmuję szalik i bez zastanowienia narzucam go na drżące plecy Laury.
– Hej – odzywam się i kucam naprzeciwko niej. – Nie powinnaś tu siedzieć. Będziesz cała mokra. – W milczeniu czekam, aż oddech Laury się uspokoi.
– Długo śpi. – Jej usta wyginają się w niemrawym uśmiechu. – Tak zawsze mówiłam, kiedy przyłapywałam ją na drzemkach. Róża długo śpi, wrzeszczałam, a ona wtedy wstawała i mówiła rodzicom, że wcale nie. Laura kłamie, odpowiadała i szła do swojego pokoju. Wiedziałam, czemu tak bardzo upodobała sobie kanapę w salonie. Czasem wybierała ją zamiast swojego łóżka. To było jej ulubione miejsce, bo mogła nas kontrolować. Wiedziała, kto wchodzi po schodach na górę, a kto wychodzi z domu. Wiedziała, kiedy mama szła wziąć prysznic i wtedy wyciągała z torebki krzyżówki i rozwiązywała je tak długo, aż łazienka na piętrze się zwolniła. Oczywiście wiedziała też, kiedy wracałam ze szkoły i na pewno podejrzewała, kiedy wychodziłam, by spotkać się z jej narzeczonym.
Laura odrywa spojrzenie z ciała martwej siostry i przenosi je na mnie.
– Widziałam nóż i szaleństwo w jej oczach. Chciałam, żeby to zrobiła. – Patrząc w moją stronę, uśmiecha się jeszcze szerzej. – Zabiła mnie, wiesz? Chciałam, żeby to zrobiła – powtarza – bo nie wiem, jak mam żyć ze świadomością, że zdradziłam najbliższą mi osobę.
– Już raz to zrobiła.
Laura unosi brew.
– Chyba nie rozumiem.
– Jest wiele rzeczy, które powinnaś wiedzieć, ale to nie ja jestem osobą, która powinna ci o nich opowiedzieć.
– Nie widzę tu nikogo innego, kto chciałby ze mną porozmawiać. Tylko ty do mnie przyszedłeś. – Pociąga nosem, a kolejne łzy płyną po jej policzkach. Chwyta za jeden z końców szalika i przeciera nim oczy.
To Leon powinien to zrobić, a nie my, myślę, odnajdując wzrokiem Lilianę. Kiedy nasze spojrzenia krzyżują się, kiwam głową. Dziewczyna zagryza wargę i przez chwilę waha się, czy powinna do nas dołączyć.
– Musimy wezwać milicję. – To pierwsze słowa, jakie wypowiada, gdy zatrzymuje się przed Laurą i patrzy na nią z góry. – Powiesz, że zrobił to Leon.
– Co? – Laura nie ukrywa zaskoczenia. – Nie mogę skłamać.
Liliana bierze głęboki wdech. Nachyliwszy się nad Laurą, chwyta za poły jej płaszcza i przyciąga ją do siebie.
– Powiesz, że zrobił to Leon. To on to wszystko zaplanował. Chciał, żeby Róża zginęła, bo wtedy mógłby być z tobą bez żadnych konsekwencji. Nie będziesz bronić potwora, który wyrzucił twoje ciało do rzeki. – Wraz z końcem zdania Liliana odpycha Laurę, która ląduje pośladkami na ziemi.
– Jesteście popieprzeni! – krzyczy, wskazując nas palcem. – Powiem, że włamaliście się do mojego domu i to wy jesteście za to odpowiedzialni. Pójdziecie siedzieć, nie wywiniecie się z tego. A on – kiwa brodą w stronę Kaja, który opiera się o drzewo i próbuje powstrzymać kolejną falę mdłości – nadaje się do zakładu dla wariatów. Nęka mnie, bo ubzdurał sobie, że jestem jego matką.
Liliana parska kpiącym śmiechem.
– Podziękuj Leonowi. Sprytnie to zaplanował.
– Przestań ciągle o nim mówić! – Laura szarpie się za włosy. – On nie ma z tym nic wspólnego, nie rozumiesz?
– Pokaż jej telefon – mówię do Liliany. Odpowiada mi zaskoczonym spojrzeniem. – Masz zdjęcia plakatów i zapisane podcasty? Dokumentowałaś wszystkie dowody.
Błysk w oczach Liliany świadczy o tym, że zrozumiała, co chcę zrobić. Wręcza Laurze odblokowane urządzenie.
– Skąd to macie? – pyta. – Tak nie wyglądają telefony.
– W naszych czasach wyglądają – odpieram łagodnie i stukam palcem w wyświetlacz. – Poznajesz?
Oczy Laury rozszerzają się, gdy uświadamia sobie, kto znajduje się na plakacie zaginionej dziewczyny.
– Ale... przecież to ja. To niemożliwe. Jestem tu.
– Wiem, że to, co powiem, będzie absurdalne, ale... – urywam i zerkam na Lilianę. Kiwa głową na znak zgody, więc odchrząkuję i postanawiam kontynuować. – Kilkadziesiąt lat temu zginęłaś, a twoje ciało wyłowiono z rzeki. Możesz mi nie wierzyć, ale proszę, nie przerywaj mi – mówię, gdy Laura otwiera usta, by coś powiedzieć. – Stuknij w zdjęcie palcem. Na górze pojawi się data jego zrobienia. Możesz przeczytać rok?
– Dwa tysiące dwudziesty czwarty – szepcze, nie odrywając wzroku od ciągu liczb.
– W tych czasach dowiedzieliśmy się, że zaginęłaś – wtrąca Liliana. – Pokażę ci coś jeszcze.
Liliana włącza zapisany podcast. Laura słucha go uważnie, a potem prosi, żebyśmy odtworzyli go raz jeszcze.
– Daniel powiedział nam o papierku, który zgubiłaś – odzywa się po kilku minutach milczenia. – Najpierw myśleliśmy, że to głupi żart. Daniel nieźle się wkurzył i przyniósł go na następny dzień do szkoły. Wtedy stwierdziliśmy, że podczas produkcji musiało dojść do pomyłki, ale... Teraz może ma to jakiś sens. Jedno nie daje mi spokoju. Skąd wiedzieliście, że Leon to zaplanował?
– Powiedział nam – odpowiada Liliana. – Kiedy umarłaś po raz pierwszy, pomógł Róży pozbyć się ciała. Wyrzucili cię do jeziora. Twoi rodzice o wszystkim wiedzieli i stanęli po jej stronie. Nie chcieli stracić drugiej córki.
– Nie o to chodziło. – Głos Laury jest nienaturalnie pogodny. – Nie mogli pogodzić się z tym, że jedna z ich córek jest puszczalską... – Laura bierze wdech i posyła nam promienny uśmiech. – Jestem w stanie uwierzyć w to, że stanęli po stronie Róży. Co było dalej?
– Urodził się syn Róży i Leona. Leon przeniósł go tunelem czasoprzestrzennym, który jest w waszej szkole. Ich syn, Kajetan, został adoptowany. W naszych czasach Leon jest woźnym i...
Laura parska śmiechem.
– Przepraszam – mówi, zagryzając szeroki uśmiech. – To przezabawne! Zawsze uważał, że zasługuje na to, co najlepsze. Powtarzał, że los wybrał dla niego najlepszy scenariusz. Wmawiał mi, że będzie kimś...
– Jest kimś, kto musi ponieść konsekwencje swoich czynów – przerywa Liliana. – Leon z naszych czasów podłożył w klubie fotograficznym plakaty, które informowały o twoim zaginięciu. Upewnił się, że Kajetan je znajdzie. Tak się złożyło, że chodził do szkoły, w której pracował jego biologiczny ojciec i to on ponownie założył klub fotograficzny.
– Zaraz, zaraz. – Laura podnosi obie dłonie. – Kajetan? Ale przecież... – Sunie wzrokiem w stronę stojącego nieopodal Kaja.
Liliana podąża jej śladem, a jej oczy mienią się od powstrzymywanych łez.
– To on jest ich synem – potwierdzam przypuszczenia Laury. – Myślał, że to ty jesteś jego matką, skoro spotykasz się z Leonem. Nie wiedzieliśmy, że masz siostrę.
– Dlatego włamał się do mojego domu?
Kiwam głową.
Laura przykłada dłonie do skroni.
– O boże – mamrocze. – Byłam dla niego taka okropna, a on... On naprawdę wierzył w to, że jestem jego matką! Ale Róża umarła i dziecko też... Co teraz z nim będzie? – pyta.
– Nie mam pojęcia – przyznaję szeptem. – To dziwne, że wciąż tu jest. Powinien zniknąć. Mam pewne podejrzenia, ale nie chcę wypowiadać ich na głos. To głupie, ale mam nadzieję, że jeśli o nich nie opowiem, to nie będą miały prawa się spełnić.
Laura ściska moje ręce.
– To wcale nie jest głupie. – Posyła mi niemrawy uśmiech. – Też często tak robiłam.
– Liliana ma rację. Musisz powiedzieć, że Leon zabił Różę.
– Nie – zaprzecza natychmiast. – Dostanę wyższy wyrok, jeśli dowiedzą się, że skłamałam.
– Leon idealnie wpasowuje się w profil winnego – przekonuję. – Jest twoim kochankiem. Powiesz, że chciał zostawić Różę i wspomniał coś o pozbyciu się jej, a ty myślałaś, że to tylko głupie żarty. Ktoś poza Sarą wie, gdzie miałaś iść?
Laura mruży oczy, aż po dłuższej chwili zastanowienia odpiera:
– Nie. Tylko jej powiedziałam. Była wściekła, bo bała się, że nie zdążę na sztuczne ognie. To nasza tradycja.
– Wrócisz tam jak najszybciej i zrobisz wszystko, by ludzie cię zapamiętali – charczy Liliana. Po jej policzkach spływają łzy, które wściekłe ociera rękawem kurtki. – Są pijani, więc nie skojarzą, o której dokładnie godzinie miało to miejsce. Od razu jak dotrzesz do stodoły, wpadniesz na kogoś, kto będzie pił piwo i zareagujesz tak, jak zrobiłabyś to na co dzień. Twoje zachowanie nie może budzić podejrzeń. Inną osobę poprosisz o otworzenie puszki z piwem, a jeszcze inną zaczepisz, żeby zapytać, jak się bawi. Wspomnisz coś o tym, że początek imprezy był nudny, ale teraz zabawa się rozkręciła. Pójdziesz potańczyć na parkiecie. Będziesz robiła to tak, żeby każdy cię zapamiętał. Znajdziesz Sarę i będziesz udawała, że zostałaś wystawiona. Powiesz, że kilka dni temu zerwałaś z Leonem. Nie chciałaś dłużej ranić swojej siostry, więc powiedziałaś mu, że to koniec. On namówił cię na to spotkanie. Brzmiał poważnie, więc wystraszyłaś się, że może chodzić o dziecko Róży. W końcu to twoja siostra, to normalne, że się o nią martwisz. Dodasz mimochodem, że Leon wspominał coś tym, że ma plan, jak to wszystko załatwić, ale uciekło to twojej uwadze. Nie znalazłaś go nad jeziorem, więc wróciłaś specjalnie dla Sary, bo sztuczne ognie to coś, co robicie co roku. Po wszystkim poprosisz ją, żeby poszła z tobą. Dodasz, że Leon dziwnie się zachowywał, więc wolisz nie iść sama.
– Co, jeśli zapyta, czemu wcześniej jej o to nie poprosiłam? – pyta niepewnie Laura.
– Nie chciałaś, żeby była na ciebie zła. Nie miałaś ochoty na kłótnie, bo znowu spotkasz się z Leonem, ale wszystko sobie przemyślałaś i potrzebujesz wsparcia przyjaciółki. Poprosisz też Adama. Lepiej, żeby szedł z wami. Milicja zacznie drążyć. Na pewno dowiedzą się, że Sarze nie podobał się twój związek z Leonem. Może wydać im się podejrzana. Adam zobaczy, że obie byłyście w szoku na widok martwej Róży, więc nie będą niczego podejrzewać. Musimy zrobić co w naszej mocy, żeby pozbyć się śladów. Twoje odciski będą na ciele Róży, ponieważ podbiegłaś do niej i sprawdziłaś, czy żyje. To samo tyczy się twojego płaszcza. Nachyliłaś się nad ciałem i nie zwracałaś uwagi na to, czy ląduje w kałuży krwi, czy też nie.
– A co z nożem? – pyta Laura. – Róża chciała mnie zadźgać.
Liliana stuka palcem w brodę.
– Weźmiemy go ze sobą – odpiera. – Jeżeli by tu został, milicja zaczęłaby drążyć, czemu Róża wzięła nóż na spotkanie z siostrą lub kochankiem. Jej śmierć była dla niej zaskoczeniem i tej wersji się trzymajmy. Nie wiedziała, że zginie, nie spodziewała się tego, dlatego też nie wzięła ze sobą nic do obrony. Czy coś przeoczyłam? – Liliana rozgląda się dookoła. – Nasze odciski butów łatwo wytłumaczyć. Jest sylwester. Dzieciaki biegają po lesie, nieopodal jest stodoła z pijanymi nastolatkami. Powiesz, że ludzi było o wiele więcej, przyszli znajomi znajomych, których nie pamiętasz. Nie dojdą do tego, kto dokładnie był na imprezie, ale jeśli chcieliby porównać odciski na śniegu z waszymi butami, trudno. Nas już tu nie będzie, wy byliście pijani i nie kontrolowaliście, kto przychodzi z kim. Nikogo z nas nie złapią. W końcu nie wiedzą o tunelu i lepiej, żeby tak zostało.
– Jesteś genialna – wyrywa mi się, na co Liliana reaguje zduszonym parsknięciem.
– Nie wiem, czy dam radę – wyznaje Laura. Jej twarz jest opuchnięta, a resztki makijażu na policzkach wyglądają żałośnie.
– Dasz – odpowiadam i pochylam się nad nią. Pocieram szalikiem jej bladą skórę, aż dowody płaczu prawie całkowicie znikają.
– Nie możesz już beczeć. – Liliana jest stanowcza. Nie daje Laurze ani chwili wytchnienia. – To brzmi bezdusznie, wiem, ale nie możesz spieprzyć naszego planu. Poświęciłam... Poświęciliśmy dużo więcej, niż zakładaliśmy. Nie pozwolę, żeby twoje wątpliwości to zniszczyły. Miałam cię uratować, a nie wsadzić do więzienia, więc weź się w garść.
Laura ledwo zauważalnie skina głową.
– Rozumiem – odpiera cicho. – To naprawdę dziwna historia i ciężko w to uwierzyć, ale macie te... – Celuje palcem w trzymane przez Lilianę urządzenie. – Telefony. No i pokazaliście mi zdjęcia i... to... to dziwne słuchowisko. W jaki sposób one działają? Nie mają nigdzie kabla.
– Technologia – odpieram z uśmiechem. – Ale nie łudź się, że mamy latające samochody. Zamiast tego ludzie kłócą się o to, czy ziemia jest płaska.
– A piramidy według niektórych zostały zbudowane przez kosmitów – wtrąca z przekąsem ktoś stojący za nami.
Odwracam się, napotykając podszyte ironią spojrzenie. Na mój widok usta Fabiana wykrzywiają się w kwaśnym uśmiechu.
– Możemy pogadać? – pyta.
Wstaję na równe nogi i otrzepuję nogawki spodni ze śniegu. Kiedy odchodzę, odprowadza mnie spokojny głos Liliany, tłumaczący Laurze czym jest Internet. Wiedziałem, że jest w niej coś wyjątkowego, ale dzisiaj potwierdziła wszystkie moje przypuszczenia.
Liliana jest naszym brakującym elementem. Potrzebowaliśmy jej od samego początku. Była nam przeznaczona.
– Co z nim będzie? – pyta Fabian, kiwając brodą w stronę Kaja.
– Nie wiem – odpowiadam zgodnie z prawdą.
– Umrze?
– Nie wiem.
– Gdyby miał umrzeć, chyba stałoby się to zaraz po śmierci Róży?
Przecieram oczy.
– Nie wiem – powtarzam nieco zirytowanym głosem, chociaż Fabian zdaje się tego nie zauważać.
Zamiast tego zaczyna krążyć w miejscu.
– Czy paradoks dziadka to potwierdzona teoria? Może wcale nie wpłynie to na teraźniejszość? Wielkie rzeczy, Kaj zabił swoją matkę w przeszłości, ale całe jego życie jest w naszych czasach! Wszystkie wspomnienia, jego rzeczy... Głupie malunki na domku na drzewie! Co twoim zdaniem się z nimi stanie? Tak po prostu znikną?
Fabian zatrzymuje się przede mną, najwyraźniej oczekując reakcji z mojej strony.
– Nie wiem. – Spuszczam głowę. – Odpuść, proszę.
– Powiedz to.
– Fabian...
– Hej. – Chłopak oplata palcami mój nadgarstek. – Przecież możesz powiedzieć mi wszystko. Widzę, że coś nie daje ci spokoju.
– Nie wiem dokładnie, co się z nim stanie. – Słowa z trudem opuszczają moje usta. – Wiem jednak, że na pewno śmierć Róży będzie miała konsekwencje. Kaj zabił swoją matkę i siebie. – Oczy Fabiana zachodzą łzami. Muszę odwrócić spojrzenie, by móc mówić dalej. – Nie ma prawa żyć dalej. Nie powinno go tu w ogóle być. Spójrz na niego! On sam doskonale o tym wie i stracił już nadzieję. Nie możemy się łudzić, że z nami wróci.
– Ale nadal tu jest. Stoi, oddycha, nawet, na litość boską, uśmiecha się, chociaż jest to ostatnia rzecz, jaką powinien w tej sytuacji robić! – Fabian wypluwa z siebie całą frustrację. Uścisk na moim nadgarstku staje się ciaśniejszy.
– Dziecko nie żyje – oznajmiam cicho. – Kwestią czasu jest to, co stanie się z Kajem.
– Ale skoro niemowlę umarło, to znaczy, że Kaj nigdy nie istniał.
Kiwam twierdząco głową.
– Czyli tak naprawdę nigdy go nie poznaliśmy – ciągnie dalej Fabian, co również spotyka się z moją zgodą. – Skoro nigdy nie było go w naszym życiu...
– To wkrótce wszystkie wspomnienia zaczną się zamazywać. Możliwe, że najpierw zapomnimy jego imienia, później nie będziemy w stanie przypomnieć sobie, jak wyglądał. Za kilka dni zapytasz: kim, do cholery, był ten głośny chłopak, którego nie mogę sobie przypomnieć? Nie rozumiejąc, kogo właściwie masz na myśli, odpowiem: jaki znowu chłopak?
Stojąca nieopodal Liliana przysłuchuje się naszej rozmowie. Dziewczyna jest kolejną niewiadomą w całej układance. Gdyby nie Kajetan, nigdy nie pojawiłaby się w naszym życiu.
Gdy wyglądam ponad ramię, podążając za zlęknionym spojrzeniem Liliany, napotykam Kaja, który opiera się o drzewo. Jego twarz wzniesiona jest ku niebu. Z delikatnym uśmiechem wodzi wzrokiem po czarnym horyzoncie. Niczym nie przypomina chłopca sprzed kilkunastu minut. Jest spokojny, opanowany, wydawać by się mogło, że pogodzony ze swoim losem. Zupełnie jakby czekał na to, aż niezauważalnie wślizgnie się pomiędzy drzewa i rozpłynie w nicość.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro