Rozdział 15
LILIANA
– Więc po prostu weszliście do tego szybu? Nie zastanawialiście się nad konsekwencjami? Co, gdybyście nie mogli z niego wyjść?
Razem z Kajetanem zostaliśmy sami. Pozostała trójka poszła rozejrzeć się po okolicy. Fabian wspomniał coś o bibliotece i o tym, że mamy pół godziny, żeby zastanowić się, co wypadałoby zrobić dalej. Tajemnice, które poznałam, ciążą mi w głowie. Są lepkie i gęste, a ja czuję, że tracę oddech. Zamykam powieki i zagryzam wargi. Siedzący na ławce obok Kajetan zdaje się nie zauważać stanu, który powoli mnie dopada, bo po raz kolejny powtarza:
– To wszystko przez te plakaty.
Ach, tak. Plakaty zaginionej dziewczyny. Zupełnie o niej zapomniałam.
– Laura – mówię cicho. – Siedemnaście lat.
– Była w naszym wieku.
– Mów za siebie. Za równe dwa miesiące mam osiemnaście – odpowiadam, nim zdążę ugryźć się w język. – Wybacz. To chyba nie są dobre okoliczności, żeby tak się odzywać.
Kajetan o dziwo parska śmiechem.
– Jeszcze nie wiesz, jaki na co dzień jest Fabian. Uwierz mi, każdy z nas przywykł do zachowań, które są nie na miejscu.
Kompletnie nie potrafię zrozumieć, dlaczego pozostała trójka była tak bardzo przerażona tym, co spotkało ich w wakacje. Nie wydaje mi się to aż tak straszne. Być może to ze mną jest coś nie tak, bo każdy normalny człowiek zareagowałby dokładnie tak, jak oni? Może jestem znudzona swoim życiem? A może potrzebuję przerwy od wszystkiego, co wydarzyło się w ciągu ostatnich lat? Rozwód rodziców nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy, zwłaszcza kiedy przypadkiem podsłuchujesz, jak kłócą się o to, które z nich powinno zająć się dzieckiem i okazuje się, że żadne tego nie chce. Tak, sprawa Laury to całkiem niezła odskocznia.
– Plakaty. Były w klubie, jak już weszliście, tak?
– Tak. Jeden leżał na stole, kilka na podłodze obok szybu, a jeden wystawał ze środka, jakby ktoś wcisnął go pomiędzy otwory w kracie.
– Nie wydało wam się to dziwne?
Kajetan wzrusza ramionami.
– Myśleliśmy, że to jakieś głupie żarty.
– No dobra, ale jakim cudem wylądowaliście tutaj? Musieliście przecież wejść do szybu. Kto na to wpadł?
Zawstydzona mina Kajetana jest wystarczającą odpowiedzią.
– No tak – rzucam bardziej do siebie, niźli do czerwonego chłopaka obok. – Oczywiście, że to ty wpadłeś na ten pomysł.
– To nie tak, że to zaplanowałem! – Próbuje się bronić, a ja myślę, że chyba nikt nie idzie do szkoły z zamiarem wejścia do szybu wentylacyjnego, w którym znajduje się podejrzany portal do przeszłości. – Na przedostatnim spotkaniu znaleźliśmy zwisający z sufitu plakat Laury. Ktoś powiesił go na przezroczystej żyłce. Na pewno wiedział, że pomieszczenie jest używane i chciał, żebyśmy to zobaczyli. No i tak się stało, ciężko było go przeoczyć. Poczytaliśmy o Laurze. Tobiasz się przestraszył, a Fabian zwyzywał go od małych beks. Mimi namówiła nas, żebyśmy o tym zapomnieli, bo to musi być głupi żart i tak zrobiliśmy. Ale na ostatnim spotkaniu przed wakacjami... Kiedy weszliśmy do środka, na stole walały się zdjęcia Laury. Były też na podłodze, a jeden z plakatów wystawał z szybu wentylacyjnego. Tobiasz stwierdził, że chce wracać do domu, bo ani trochę mu się to nie podoba. Fabian go zatrzymał, a potem powiedział, żebym rozkręcił kratę. Zajrzeliśmy do środka... Plakaty były też w szybie. Było ich mnóstwo! Najpierw wszedłem ja, a za mną Fabian, bo uznał, że potrzebujemy lidera i jest gotowy na to poświęcenie. Mimi powiedziała, że nie chce zostać sama z Tobiaszem, który był na skraju płaczu, a Tobiasz z kolei spanikował, że jeśli zostanie sam, to ktoś na pewno go zabije. Okazało się, że wszystkie korytarze w szybie były wyłożone zdjęciami Laury. Od początku do samego końca. Podążaliśmy w ciszy wąskimi labiryntami. No, może nie są takie małe, ale w tamtym momencie każdy z nas walczył z histerią i klaustrofobią. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje, ale te plakaty wyznaczały ścieżkę, którą najwyraźniej mieliśmy podążać. Jak wylądowaliśmy z powrotem w klubie, okazało się, że wszystko wygląda inaczej. Inne kolory ścian, inne wyposażenie. Wiedzieliśmy, że to nasza szkoła i od razu rozpoznaliśmy pokój, ale coś było nie tak.
– Nie baliście się?
– Oczywiście, że się baliśmy. Byliśmy przerażeni! Ale Fabian uznał, że zamiast panikować, powinniśmy rozejrzeć się dookoła. Oglądaliśmy wywieszone na korytarzach szkolnych zdjęcia, ale kiedy wyszliśmy na zewnątrz i zobaczyliśmy samochody, dotarło do nas, że to dzieje się naprawdę. Wiesz, fotografie to była pierwsza wskazówka, ale nikt nie brał tego na poważnie. Ale auta? Budki z kioskiem i dziwnie wyglądający ludzie? Wtedy pomyśleliśmy, że na serio cofnęliśmy się w czasie i znaleźliśmy się... – Dłonią zarysowuje krajobraz. – Tutaj. Wszyscy się wystraszyliśmy i wróciliśmy do szkoły. Weszliśmy do szybu z nadzieją, że przeniesie nas do naszych czasów i na szczęście się udało. W ciszy rozeszliśmy się do domów. Każdy był pogrążony w swoich myślach i nie bardzo interesowało nas, co uważa druga osoba. Myślałem, że jak to przetrawią, to sami się odezwą...
– Nie jesteś na nich zły? Za to, że ignorowali cię przez kilka miesięcy?
Kajetan spogląda w moją stronę. Niebieskie tęczówki śledzą każdy najdrobniejszy detal na mojej twarzy. Przełykam ślinę. Przyzwyczaiłam się, że ludzie unikają mojego spojrzenia. Tymczasem on, napotykając moje oczy, uśmiecha się półgębkiem.
– Podróżowanie w czasie to duża sprawa! Chyba każdy by się przeraził. Musieli sobie to przemyśleć. Jak mógłbym być o to zły?
– W ogóle nie myślisz o sobie, co?
– A ty? Myślisz o sobie?
Przechylam głowę, nie zrywając kontaktu wzrokowego.
– Myślę tylko o sobie. Nie interesują mnie inni ludzie.
Uśmiech Kajetana pogłębia się, a dołeczki w policzkach stają się jeszcze bardziej wyraziste. Kilka pojedynczych loków spada mu na czoło.
– Jesteś arcyciekawą postacią.
– Arcyciekawą? – powtarzam kpiąco.
– Fabian wymyślił to określenie – wyjaśnia łagodnie. Odchyla się, nadal siedząc na oparciu ławki i z zamkniętymi powiekami unosi twarz w kierunku słońca. Jego włosy w tym świetle są niemalże białe.
– Jestem pewna, że to określenie funkcjonuje już od dawna – mówię, ale przerywa mi głos Fabiana.
– Oczywiście, masz rację. Ale czy uważasz, że ktokolwiek wcześniej o nim słyszał? Dla nich jestem stwórcą tej frazy. – Wręcza nam schłodzoną colę w szklanej butelce, po czym ociera spocone czoło. Wygląda, jakby biegł i potrzebował usiąść, żeby odpocząć.
Kajetan unosi brew.
– Jak za nie zapłaciłeś?
– Okazuje się – odpowiada Fabian – że w niewielkim sklepiku na rogu jakaś babcia bardzo chętnie zapisuje ludzi do zeszytu i sprzedaje takie rzeczy na... coś jak kredyt? – rzuca w eter, teatralnie unosząc palec. – Podałem twoje dane, jutro musisz przyjść zapłacić. Nie chcę być w twojej skórze, gdy dorwą cię jacyś gangsterzy z lat osiemdziesiątych!
Nim Kajetan zdąży uchylić wargi, by zaprotestować, Fabian obraca się i znika w tłumie wracających ze szkoły dzieciaków. Spoglądam na nastolatków, potem na siebie i Kajetana i stwierdzam, że nasz ubiór zdecydowanie odstaje i nie pasuje do czasów, w których wylądowaliśmy.
– Powinniśmy iść – oznajmiam. – Musimy zdążyć przed kolejnym dzwonkiem.
– Nie wierzę, że nas zostawili.
– Mam z nimi styczność jakiś trzeci raz i w ogóle mnie to nie dziwi. Przypomnij mi, ile się znacie?
Kajetan szturcha mnie łokciem w bok i podaje mi rękę, bym mogła wstać z ławki. Zamiast tego wręczam mu zamkniętą butelkę z colą i wstaję o własnych siłach.
– Nie pijam coli – wyjaśniam. – Mam tendencje do przesadzania z kofeiną.
– Jesteś kawo-maniakiem?
– Coś w tym stylu.
Nie wyjawiam, że ostatnio w moich żyłach płynie sama kawa, bo zamiast spać, szukałam jakichkolwiek informacji na temat Laury. Jak na złość, internet podsuwa mi same strzępki, które już znam i o których czytałam dziesiątki razy. Rozmowa z Kajetanem także niewiele mi rozjaśnia.
– Tak w ogóle – odzywa się Kajetan – chciałem upiec ci babeczki z czekoladą, ale nie wiedziałem, czy nie jesteś na nią przypadkiem uczulona. Możesz przy okazji powiedzieć mi, czego nie lubisz? Szkoda byłoby zmarnować tuzin świeżych babeczek. Muszę je tylko ozdobić i są twoje.
– Nie. Nie chcę od ciebie żadnych babeczek – mówię, starając się nie patrzeć na twarz Kajetana, która zaczęła przypominać smutnego szczeniaka. – Nie jadam słodyczy.
Kiedy wracam do domu, zaczyna się ściemniać. Kajetan chciał odprowadzić mnie pod same drzwi, ale skłamałam, że już się z kimś umówiłam i nie ma takiej potrzeby. Nie mam pojęcia, jakim cudem uwierzył w to, że ktoś taki jak ja może mieć znajomych, ale podziałało. A przynajmniej z początku, bo jak tylko moje słowa do niego dotarły, rzucił mi pełne wątpliwości spojrzenie, które wrzeszczało prosto w moją twarz: „Serio? Myślisz, że ci uwierzę?". Uwierzył, czy nie, liczy się fakt samotnego powrotu do domu, który cieszy mnie najbardziej.
Czuję wibracje i wyciągam telefon z kieszeni. Wzdycham, widząc powiadomienie. Mogłam zgodzić się, by mnie odprowadził, udusić i zakopać gdzieś jego zwłoki.
Tak, kopanie łopatą zdecydowanie byłoby przyjemniejsze.
***
Następnego dnia w klubie fotograficznym pojawia się tablica korkowa, którą kupiłam specjalnie na potrzeby naszego śledztwa.
– Największa, jaką mogłam znaleźć – oświadczam dumnie. Stoję obok, a cztery pary oczu wpatrują się we mnie z wyraźną konsternacją. Wzruszam ramionami i odwracam się tyłem. Staję oko w oko z Laurą. Obdarza mnie pogodnym spojrzeniem. Patrzy na mnie, osobę, która umieściła w jej czole czerwoną pinezkę. Było to koniecznie, bo musiałam zahaczyć o coś czerwoną nitkę, która prowadzi nas do kolejnego tropu, jakim jest rzekomy dzień zaginięcia.
– Sylwester – mówię, pstrykając palcem niebieską karteczkę z napisem 31.12.85. Przybita jest pinezką, ale tym razem białą. Nie ma to głębszego znaczenia. Czerwona była jedyna i uznałam, że Laura zasługuje na jakieś wyróżnienie. W końcu nie żyje, a ja na nowo rozgrzebuję sprawę jej śmierci. Chociaż tyle mogę dla niej zrobić, jeśli nie uda nam się odnaleźć sprawcy lub, co gorsza, uratować jej.
– Poniedziałek – dopowiada Fabian. Kiedy wyglądam ponad ramię, aby zapytać, skąd wie, on macha mi telefonem. Mrużę oczy i dostrzegam migoczący na ekranie kalendarz.
– Poniedziałek – powtarzam i z powrotem patrzę w czarno-białe oczy Laury. – Co się z tobą stało? – pytam szeptem.
Zagryzam wargi i śledzę kolejną, czerwoną nić, biegnącą prosto do karteczki w kanarkowym odcieniu. Koślawymi literami napisałam: sprawca: ???.
Kolejna nić, zielona karteczka. Przyczyna śmierci: utonięcie/zabójstwo. Ślady po nożu sugerują, że prawdopodobnie było to morderstwo. Wiele śladów, sprawca musiał znać ofiarę. Zrobił to pod wpływem silnych emocji?
Jeszcze jedna nić, biała karteczka. Świadkowie: ???
Ostatnia nić, różowa karteczka. Data zgonu: ??? Ciało wyłowiono z rzeki. Uniemożliwiło to precyzyjne określenie godziny oraz dnia, w którym zginęła.
– Chaos. – Głos Fabiana przebija się przez moje myśli. Staje obok i mówi dalej: – Mogłaś to lepiej uporządkować. Ciężko się w tym połapać. Po co tyle kolorów? Patrząc na te kartki, czuję się jak na festynie. Zapisz to wszystko na zwykłych, białych, które nie będą mnie rozpraszać. A ta nić to po co? Bawisz się w jakiegoś detektywa? To nie jest zabawa, a prawdziwa sprawa i prawdziwa śmierć. Ktoś naprawdę stracił życie, wiesz o tym?
– W bałaganie odnajduję się najlepiej – wyjaśniam pokracznie. W innych okolicznościach nie odmówiłabym sobie sprzeczki z Fabianem, ale dziś rezygnuję z tej przyjemności. Jest przed ósmą, za chwilę rozpoczną się lekcje i im mniej bodźców oraz niepotrzebnych kontaktów międzyludzkich, tym lepiej.
– Hm. – Fabian krzywi się i mierzy mnie od góry do dołu lodowatym wzrokiem. – Widać.
Wszyscy wychodzą. Zostaję tylko ja, Laura oraz obietnica, która zawisa pomiędzy nami i unosi się nad moją głową, jak lepkie, burzowe powietrze:
– Dowiem się, co się z tobą stało. – Przełykam ślinę, sunąc palcem po jej policzku. – Uratuję cię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro