~ Prolog ~
•••
– Dasz sobie radę. – Powtarzała w myślach. – Wiedziałaś na co się piszesz. Teraz już nie możesz się wycofać.
Wysoka, smukłej budowy dziewczyna, o ciemnorudych włosach uniosła głowę znad umywalki i spojrzała w lustro. Jej niebieskie oczy rozszerzyły się na widok własnego odbicia, a z ust wydobyło się ciche westchnięcie.
– Na Merlina... – Szepnęła, wciąż czujnie wpatrując się w swoje odbicie.
Z letargu wyrwały ją odgłosy zbliżających się kroków. Potrząsnęła głową, uśmiechnęła się krzywo i odwróciła się w stronę drzwi, akurat, kiedy do łazienki weszły dwie dziewczyny.
– Cześć! – Przywitała się uprzejmie jedna z nich, druga zaś kiwnęła jedynie głową na powitanie.
Rudowłosa odwzajemniła ten gest i ruszyła ku drzwiom.
– Ty jesteś Mary-Anne? Zgadza się?
Mary-Anne westchnęła ciężko w duchu. Zwróciła się ku dziewczynom i odparła krótko:
– Tak.
– Ja jestem Kinsley. – Dziewczyna o długich, blond lokach uśmiechnęła się przyjacielsko i wskazując na swoją, nieco mniej chętną do rozmów, towarzyszkę, dodała: – A to jest Darla.
Darla, niska dziewczyna o dużych, ciemnych oczach i krótkich, do ramion, brązowych włosach, uśmiechnęła się nieśmiało.
– Miło mi was poznać. – Rzekła Mary-Anne po czym ponownie skierowała się w stronę drzwi, kiedy Kinsley odezwała się z nieskrywanym zaciekawieniem w głosie.
– To musi być dla ciebie frustrujace... Zmiana szkoły i to na krótko przed ukończeniem poprzedniej. Nie zdążysz się tutaj porządnie zaaklimatyzować, a już ukończysz Hogwart.
Mary-Anne zmarszczyła brwi. Otworzyła usta, kiedy Kinsley kontynuowała, nie dając jej dojść do słowa:
– Rzekomo ta zmiana miała związek z rozwodem twoich rodziców, zgadza się? Wróciłaś z matką do Szkocji, tak? Wcześniej mieszkałaś w Portugalii, mam rację? I tam uczęszczałaś do Szkoły Magii? Podobało ci się tam?
Rudowłosa westchnęła w duchu. Zbliżyła się do drzwi, chwyciła za klamkę i posyłając Kinsley serdeczny uśmiech, odparła krótko:
– Tak.
Po tych słowach opuściła łazienkę. Zamknąwszy za sobą drzwi, oparła się o ścianę i zerknęła na swoje dłonie.
– Przynajmniej już się nie trzęsą. – Pomyślała po czym wyprostowała się dumnie. Położyła dłoń na swojej klatce piersiowej i odetchnęła głęboko, wszak pod koszulą wyczuła naszyjnik, z którym się nie rozstawała.
Odepchnęła się od ściany i ruszyła ku drewnianym schodom, które prowadziły wprost do Pokoju Wspólnego. Uczniowie rzucali jej zaciekawione spojrzenia. Niektórzy byli bardziej dyskretni, inni zaś mniej. Słyszała ich szepty. Skrycie pochwaliła w myślach, niedawno poznaną, Kinsley i jej ekstrawertyczne usposobienie. Ona przynajmniej była bezpośrednia.
Mary-Anne rozejrzała się po Pokoju Wspólnym. Pokój był okrągły i obszerny. Na podłodze znajdował się granatowy dywan upstrzony gwiazdami, które widniały również na kopulastym sklepieniu pomieszczenia. Okna, sklepione łukowo, przedzielały ściany okryte niebiesko-brązowymi, jedwabnymi tkaninami. W pokoju znajdowało się wiele regałów, które były zapełnione przeróżnymi książkami. Naprzeciwko wejścia do Pokoju Wspólnego stał wysoki posąg Roweny Ravenclaw, wykonany z białego marmuru.
Dziewczyna przyglądała się uważnie podobiźnie jednej z założycielek Hogwartu, kiedy drzwi za jej plecami stanęły otworem. Odwróciła się i zamarła. W jej kierunku zmierzał wysoki chłopak, o bladej cerze i jasnych włosach. Niósł ze sobą kilka, ciężkich książek, z którymi skierował się do najbliższego stołu, na którym je odłożył. Zdjął z siebie szkolną szatę, powiesił ją na oparciu krzesła i zasiadł do stołu, otwierając jedną z książek.
Mary-Anne uważnie się jemu przypatrywała.
– Czyżby wpadł ci w oko?
Rudowłosa zamrugała szybko i skierowała twarz ku osobie, stojącej obok niej. Była to Kinsley, która z zawadiackim uśmieszkiem spoglądała to na Mary-Anne, to na jasnowłosego chłopaka.
– Skądże. – Zaprzeczyła Mary-Anne. – Po prostu staram się oswoić z nowym otoczeniem i nowymi twarzami.
– Jeśli będziesz potrzebowała pomocy to daj mi znać. – Rzekła Kinsley z serdecznym uśmiechem. – A ten chłopak... – Nieco ściszyła głos. – Nazywa się Barty Crouch. Junior.
•••
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro