Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 1 ~


•••

Mary-Anne miała wrażenie, że dni mijają wyjątkowo powoli. Lato dobiegło końca, a tereny wokół Hogwartu przybrały jesienne barwy. Musiała przyznać, że szkoła znajduje się w niezwykle malowniczym miejscu. Nie tęskniła za swoją starą szkołą. Szkoła Magii, w której dotychczas się uczyła, znajdowała się w południowo-zachodniej części Portugalii, na wybrzeżu. Z okien jej szkoły rozpościerał się widok na ocean, a zapach bryzy morskiej towarzyszył jej przez wszystkie sześć lat nauki. Można by pomyśleć, że wspaniale byłoby się uczyć w takim miejscu. Mary-Anne jednak nie podzielała tego zdania. Nie lubiła upałów i ciągłego słońca. Lato było dla niej niezwykle uciążliwe. Zdecydowanie preferowała góry, gęste lasy i rozległe pola. Uwielbiała, kiedy matka zabierała ją do swojej ojczyzny. Odliczała do tych dni. Szczególnie, kiedy miała okazję odwiedzić ją w porze zimowej.

Jej ojciec jednak wielokrotnie usiłował zatrzymać je w Portugalii. Pragnął, by po ukończeniu edukacji, jego jedyna córka, pozostała w jego ukochanym kraju. Dodatkowym minusem tego kraju byli turyści. Zarówno ci magiczni, jak i mugolscy. A co idzie w parze ze sporą ilością turystów? Wysokie ceny, wieczne tłumy, pełne restauracje i harmider. Mary-Anne zdecydowanie ceniła sobie spokój i ciszę.

Miała wrażenie jakby edukację zakończyła wiele lat temu, a jej obecna sytuacja był czymś w rodzaju kursu dokształcającego. Czekały ją jednak ważne egzaminy, do których musiała się przygotować.

Nieco zaaklimatyzowała się w nowym miejscu. Poznała parę osób, nawiązała kilka bliższych relacji, skupiała się na nauce. Czasami wyobrażała sobie jak byłoby spędzić tutaj siedem lat nauki.

Dziewczyna wspinała się po kamiennych schodach, dzierżąc list w ręku, zaadresowany do ojca. Opisała w nim swoje pierwsze tygodnie nauki w Hogwarcie.

W trakcie wspinaczki natknęła się na dwóch chłopaków. Na widok jednego z nich, serce zabiło jej nieco mocniej.

– Cześć. – Przywitała się, siląc się na uprzejmy ton.

– Cześć. – Odparł jej wysoki, przystojny chłopak o uroczym uśmiechu. – Ty jesteś ta nowa, zgadza się? Mary-Anne?

– Tak. To ja. – Odparła, uśmiechając się nieśmiało.

– Ja jestem Rosier. Evan Rosier, a to Barty. – Chłopak wskazał na swojego towarzysza, który uchylił czoła ku Mary-Anne. – Zapewne już się znacie. Oboje przynależycie do domu Roweny Ravenclaw.

– Nie mieliśmy jeszcze okazji bliżej się poznać. – Oznajmił Barty.

– Jeszcze. – Dodała swobodnie Mary-Anne. – Wiele osób wspominało mi, że całkiem zdolny z ciebie uczeń...

– Całkiem zdolny? – Evan parsknął śmiechem. – Ten drań to najmądrzejsza osoba w tej szkole. Spokojnie już teraz mógłby zająć miejsce jednego z nauczycieli.

– Bez przesady, Evanie...

– Nie udawaj skromnego, Barty.

Barty wywrócił ostentacyjnie oczami, a jego towarzysz poklepał go po ramieniu i ponownie zwróciwszy się ku Krukonce, rzekł:

– Gdybyś potrzebowała pomocy w nadrobieniu zaległości to wiesz do kogo się zgłosić, Mary.

– Dziękuję. Będę to miała na uwadze. – Odparła dziewczyna z wdzięcznym uśmiechem.

Dwóch młodzieńców pożegnało się uprzejmie z Mary-Anne i kontynuowali swoją wędrówkę w dół schodów. Dziewczyna zdążyła jeszcze usłyszeć słowa Barty'ego, które aż ociekały pretensjonalnym tonem:

– Dobrze wiesz, że nie mam na to czasu. Jestem zajęty...

– Tak, tak... Zajęty zadowalaniem swojego wymagającego ojca.

Mary-Anne westchnęła ciężko. Mocniej chwyciła list do ojca i ruszyła przed siebie.

•••

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro