Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 3.

                           Mała postać jak zahipnotyzowana zamknęła oczy i usnęła w uścisku matki.                                                                                                                                                                          Miasto powoli wybudzało się ze snu, a miejscowe uliczki i targi zaczęły tętnić życiem. Neonowe napisy zachęcały do kupna ceramicznych wazonów, zasłon bądź różnych biżuterii. 


Cyklamenowa postać przepychała się przez tłum, muskając lekko lepkie ciała przechodniów. Musiała jak najszybciej znaleźć się u przyjaciółki, przecież po to wyszła wcześnie z groty.

 Słyszała jak kupcy próbowali najlepiej zareklamować swoje towary. 

Pulchna samica wychylała się zza lady. Jej wąskie atramentowe oczy aż krzyczały "Kupujcie moje galanteria ! ", a dość szeroki pysk z zabójczymi wysuwającymi się podczas rozmowy kłami, mienił się w kolorach tęczy. Kremowe futro przy szyi podkręcało się tworząc małe wicherki. Trzymała w łapie amulet, którym po chwili zaczęła wymachiwać we wszystkie strony. 

- Tylko u mnie ! - Trajkotała. - Talizmany po przecenie !  dostępne wszystkie rodzaje !

Puszysta sprzedawczyni spojrzała się na przedzierającą się wśród tabunu Pangen Mpirę. 

- Dziewczynko skusisz się na amulet ? - Zapytała zachęcającym donośnym głosem - jedna sztuka, tylko za sztabkę złota. 

- Nie dziękuję - Powiedziała w pośpiechu Mpira, szybko odpływając.

- To jedyna taka okazja ! - Krzyknęła za nią. 

Wonie mieszały się tworząc nie przyjemną mieszankę. Gdy tylko dochodziły one do nozdrzy Mpiry, miała odruchy wymiotne. Dlatego właśnie nie lubiła bazarów, zatęchłe odory innych zawsze ją drażniły, sprawiając że czuła się źle 

Mijała właśnie ozdobiony odłamkami beżowych krasnorostów stragan, z kamienną tabliczką. "BIŻUTERIA"- głosiło na szyldzie pokrytym wątłymi nićmi alg.

Za konturem siedział chudy starszy samiec. Szczupły pysk przybrał szyderczy wyraz ukazujący jeszcze bardziej kościste policzki, gdy do konsolki przybyły dwie małe Pangeny. Przyglądały się błyszczącym wisiorką.

 Mpira zwolniła nieco i zerknęła na towar, już z daleka widziała, że jest lewy. Było za późno na przekomarzanie i udowadnianie prawdy dzieciom. Dokonały już zakupu. Starzec tylko uśmiechał się pod nosem. Zrobiło jej się trochę szkoda szczeniąt.

Ominęła oszusta i z nów przyśpieszyła. Zbliżała się do końca targu. Musiała jeszcze trochę przetrzymać mdłości, które nadal jej doskwierały. Gwar nadal nie milkł, a Mpira słyszała tylko różne barwy głosów.

- Perfumy i kolczyki z najlepszej półki ! Tylko u mnie ! - Akcentowała sprzedawczyni.

- Przepowiem przyszłość ! Możecie odmienić swój los, póki macie czas ! - paplał jeden z handlarzy.

Właśnie Mpira opuszczała skwar, który nadal dudnił w  kocich uszach. Jedna z trzech obronnych wieży wyrosła tuż przed jej zgrabnymi łapami. Spojrzała śliwkowymi oczami w górę, na sam szczyt baszty. 

Kiedy pierwszy raz uciekła poza mury miasta, zauważyła, że trzy stołpy odbiegają znacząco od siebie wyglądem.

Północno-zachodnia -przed którą stała - była mniejsza od reszty. Cała obrośnięta granatowymi glonami. U szczytu góry, na której znajdowała się wieża, można było dostrzec kawałki drewna, kadłuby,a nie raz stery ludzkich statków. Był to niesamowity widok, Mpira uważała że te wzniesienie nie wygląda strasznie. Niestety nie mogła powiedzieć tego samego o dwóch pozostałych.

Południowo-wschodnia wieża była z kolei najszersza. Rozrastały się na niej śmiercionośne krzewy. Promieniujące szmaragdowe kwiaty wystrzeliwały zatrutymi kolcami, przy najmniejszym dotyku. Pąki były ogromne, a kolce smukłe i dobrze zakamuflowane.

Najwyższym osypiskiem pozostawała wciąż południowo-wschodnia wieżyca - najbardziej odrażająca z całej trójki. Jej fundamentami były szczątki utrapionych. Nieraz Mpira widziała malutkie zdeformowane czaszki, a także inne maleńkie kosteczki. Szczątki scalały w jedno szkarłatne ociekające cieczą kwiaty-znaki śmierci. Te okrutne, ale zarazem piękne na swój sposób "istoty" żywiły się krwią poległych, stąd też ich rdzawa barwa.

Mpira ruszyła pewnie pomiędzy granatową fialą. Po przepłynięciu zaledwie parę metrów ujrzała gruzowisko. Potężne głazy przygniatały kośćce Tomór i Pangen. Trzon zgliszcz otaczała góra z szczątków. Resztki zbroi wojowników, przylegały lekko do ich gnatów. 

Mpira często widywała te ruiny ,lecz za każdym razem ściskało ją w przełyku. Nie lubiła patrzeć na układy kostne, a tym bardziej na te, które zachowały ścięgna lub kawałki odrywającej się skóry. Fetor rozkładających się ciał, wciąż pozostawał w wodzie. Mpira wolała znajdować się na bazarze i wdychać zmieszane zapachy miejscowych.

Wprawiła w ruch swoje lazurowe boczne płetwy. Skrzela nad przednimi łapami powoli się uchylały.

***

Mętna wzburzona woda, powoli zamieniała się w krystaliczny spokojny akwen, nabierając miętowej barwy. Mpira zbliżała się do zatoki, po pewnym czasie woda stała się przejrzysta.

Pokruszone limonkowe kopuły zalegały na jasnym dnie, razem z kadzielnicami i walającymi się marmurowymi kawałkami zżółkłych filarów. Wokół prastarych budowli plątały się bukiety puszystych pąsów, kołyszących się wraz z nurtem.

Przed oczyma Mpiry pojawiło się wejście do ogromnej groty. Kamienna pieczara wyglądem przypominała otwartą paszczę rekina. Opleciona była wodorostami. Ostre i szpiczaste, na wpół zanurzone stalagmity kojarzyły się jej z kłami. 

Płetwy grzbietowe i boczne mieszały się z oceanem tak,  jak pancerz, skrawki jej łap i długie uszy. Zbliżała się powoli do gładkiej powierzchni. Bananowo-kremowe futro zaczęło delikatnie przylegać jej do szyi. 

Wyłoniła głowę z wody, uśmiechnęła się i zadarła łeb lekko do przodu. Żółte paski po bokach pyska, w świetle wyglądały jeszcze jaśniej. Otrzepała pyszczek z ociekającej cieczy przymrużając purpurowe ślepia. Często po zajrzeniu na powierzchnie małe mroczki nachodziły na jej nie przyzwyczajone oczy. 

Spojrzała do góry, jaskinia łączyła się z klifem i kilkoma mniejszymi przymocowanymi do niego głazami. Woda pieniła się odbijając o skały porośnięte mchem. 

Mpira znała to miejsce bardzo dobrze, prawie codziennie tu przychodziła żeby się pobawić. W tej jamie poznała Premę. 

Uśmiechnęła się i zaczęła kierować się w stronę pieczary. Omijała ławicę pomarańczowych rybek, które zaczęły zataczać zabawne kółka. Zanurzyła na moment pysk i wlepiła spojrzenie w śniadego kolosa, przepływającego po dnie. Mpira dosłownie unosiła się nad nim. Wielki sum czołgał się przy piasku i wpłynął do groty. Popłynęła za nim, z powrotem wyjmując łeb z wody. 

Ostrożnie poruszała się wśród homerycznych stalagmitów. Spojrzała na sufit usiany stalaktytami, przypominały pokaźne lodowcowe sople. Krople wody zbierały się na nich i pomału ześlizgiwały po ich szpiczastych zakończeniach, lądując w akwenie.

Mpira wślizgnęła się do groty ,którą nadal pokrywała czysta woda.

Rozglądała się po kamiennych półkach w poszukiwaniu znanego, bordowego rogu na czubku głowy. 

Petrichor dudnił jej w nozdrzach. Uwielbiała zapach deszczu. Zatoka była jedynym miejsce w którym mogła to poczuć. 

Przebiegła oczami po głazach, które oplatywały jaskrawe kwiatki. Koło kolejnej skały rosło stado błękitnych grzybów, a wokół nich krzątał się zielony bluszcz porastający niektóre stalagmity. 

- Prema, już jestem - zawołała.

Czekała przez dobre parę minut na odpowiedź, gdy jednak wciąż nikt jej nie odpowiadał domyśliła się , że przyjaciółka znów chcę zrobić jej psikusa.

- PREMA ! -wydarła się - Wiem, że tu jesteś ! Nie uda ci się mnie wystraszyć! Już się nie dam !

Rozległo się donośne echo. Nikt jednak nie odpowiedział.

- Wyłaź ! Pewnie chowasz się za którąś z tych skał ! -Mówiła wciąż podniesionym głosem, nadal pozostając w wodzie. 

Znów cisza.

- Znajdę cię tępaku. - zaśmiała się podpływając do półki skalnej.

Nie śpiesząc się Mpira powoli wdrapała się na głaz, zahaczając ostrymi pazurami o jego powierzchnię. Przemieszczała się po półkach, sprawdzając każdy kąt. Obróciła głowę i skierowała się w stronę ogromnego zlepku skał, przypominającego otwarty pysk kolosalnej jaszczurki. 

Wnętrze "czaszki" pokryte było różowo-pudrowymi pąsami, tymi samymi, które widziała w okolicznym dnie. Sama układała je z Premą i Fangiem gdy byli mali.

 Obok "poduszki" z kwiatów ujrzała zsunięty koc z krasnorostów, który kiedyś podarowała jej gdy Prema musiała tu zamieszkać. Spojrzała na promienie padające z dziury w suficie, dzięki niej nie było tu aż tak ciemno. 

Obeszła kamienie dokładnie zaglądając w każdą szczelinę. 

Serce podskoczyło jej do gardła. Prema nigdy nie wychodziła z jamy bez niej. Co prawda czasem chowała się by ją nastraszyć, ale Mpira sprawdziła wszystkie jej skrytki, które przez osiem lat dane było jej poznać. A Premy nadal nie było. Zniknęła, tak po prostu.

- Prema !? - wykrzyczała lekko przerażona, odwrócona tyłem do spokojnej tafli wody.

Znienacka coś wyskoczyło z akwenu, łapiąc Mpirę za tylną łapę i wpychając ją z impetem do wody. Ta tylko zdołała pisnąć i porządnie otrzeć pazurami skałę, gdy coś wciągnęło ją pod chabrową wodę.

~~~~~~~~

Dziękuję wszystkim za szesnaście gwiazdek i aż sto pięćdziesiąt odczytów. I z całego serca chciałam również podziękować za tyle komentarzy pod rozdziałami,  jest mi niezmiernie miło.                                                                            (◑‿◐)

Postaram się być regularna i wstawiać kolejne części co dwa dni, więc wyczekujcie czwartku. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro