ROZDZIAŁ 15.
— Zostawimy pułapki...na te twoje ziejące płomieniami insekty — Odparł— a teraz Harufu zabierz tą młodą damę i poleć po liny, ja tu zostanę i będę wypatrywał tych potworów... — Rzekł z przekąsem.
***
Schowany na dnie Fang obserwował ogromny głaz, na którym siedziała jego siostra wraz z przyjaciółką. Ukryty w mule wpatrywał się na hafty wyrzeźbione na skale przypominając sobie ruiny pełne zwłok. Nie wychodził z atlanty już od sześciu lat.
Wzdrygnął się na wspomnienie kośćców pokrytych odrywającymi się ścięgnami i niosącego się okrutnego odoru, zatruwającego jego skrzela.
Podniósł szary łeb ciut wyżej widząc wychylający się ogon siostry, który ledwo dotykał tafli przeźroczystej wody.
— Przynajmniej wyjdę gdzieś z Neemą — Pomyślał wspominając brunatno- zieloną Pangenę, marzycielsko się przy tym uśmiechając.
Położył pysk na swoje brudne od mosiądzowego mułu łapy
— Jeny, ale to capi— powiedział zdziwiony, wąchając jeszcze raz smukłe kończyny — Ohh fuj— jęknął upewniając się, że smród pochodził od topieliska, którym się przykrył. Zapomniał, że szczątki ryb i innych stworzeń muszą się gdzieś osadzać.
Użalający się nad sobą Fang usłyszał plusk wody, a dwie postacie śmignęły przez seledynową toń. Ocknął się i otrzepał z szlamu.
Płynął przy dnie śledząc siostrę.
Kremowy piach pod nim przelatywał, a różnobarwne muszelki połyskiwały, pomimo tego że słoneczna refleksy nie były, aż tak intensywne.
— Co one znowu kombinują? — Mruknął pod nosem kryjąc się za jedną ze granitowych skał na dnie — Coś mi tu śmierdzi i tym razem to nie ja...— Zmarszczył czoło.
Dobrze wiedział do czego we dwie są zdolne. Gdy są razem nie wiadomo co tym razem zrobią, wpadną w kłopoty czy wywiną jakiś głupi żart.
Pamiętał jak kiedy wywołały panikę wśród młodych i starców, w samym środku miasta. Umalowały się czymś czerwonym– nawet w wodzie pigment się nie rozmywał. Podejrzewał, że znalazły jakiś specyficzny owoc lub inną breje w jaskini Premy.–Wyszły na ulice kwiliły i krzyczały, że umierają, a czerwone bąble na ich ciałach to znaki epidemii .
Niektórzy omijali je szerokim łukiem, inni wsłuchiwali się i próbowali pojąć o czym mówią. Dzieci – młodsze od nich, ale były i te , które przerastały je wiekiem–płakały, zresztą tak jak i mała Prema z Mpirą aby wzbudzić współczucie.
— My umrzemy, zdechniemy tu, a razem z nami i wy — To zdanie zapadło mu w pamięć. On też się nabrał, iż jego siostra umiera, miał w tedy dziesięć wiosen i był jeszcze bardziej naiwny niż teraz.
Kiedy przyglądał się dwóm postacią zawzięcie o czymś dyskutującym, spostrzegł, że kierują się niebezpiecznie w stronę rozległej plaży.
Były już blisko.
Fang zerwał się natychmiast, próbował oderwać pazury, które wbiły się mocno w głaz. Łapy trzęsły się jak osiki, nie panował nad nimi w żaden sposób. Zaczął przeklinać pod nosem, zdenerwowany w końcu wyszarpał kończynę, u której szpony nie chciały się schować.
W okamgnieniu odepchnął się od minerału i zaczął płynąc jak najszybciej. Chyżo rozcinał płetwą napierająca wodę.
Przenikał wzrokiem Premę, która wychodziła z krystalicznego ruczaju. Przyśpieszył zaciskając mocniej paszczę, krew wypływała jego nozdrzami.
Powoli zbliżał się do Mpiry, był przerażony, a furia która narastał przez parę dni powoli się uwalniała. Przebierał szybciej łapami gdy siostra była zaledwie parę metrów od niego. Fang widział teraz tylko jej czarny ogon, którym wymachiwała. Bez zastanowienia wbił się w niego pazurami wyskakując na powierzchnię.
Czuł jak mięśnie się jej napięły a przez ciało przeszły saldy dreszczy. Płetwy boczne również zaczęły się szamotać i uderzać o jej ciało wydając dziwny dźwięk
W jednej chwili uśmiechnął się pod nosem. Trzymał go mocno jak tylko potrafił, rozrywając przy tym parę zewnętrznych warstw jej połyskującego pancerza. Szamotała nim we wszystkie strony. Lecz w pewnej chwili szala się przechyliła - zbyt wcześnie puścił ogon, wszystko działo się bardzo szybko. Siła z jaką uderzyła go w pysk była na tyle silna, by posłać go z powrotem do morza.
Natychmiast spieniona woda przykryła spadającego Fanga.
Dudniło mu w uszach, a na policzku został gorzki pulsujący znak. Wysunął wszystkie pazury, a w rozeźlonych oczach widać było tylko chęć zemsty.
Cały kipił ze złości. Siostra znowu upokorzyła go przy Premie, której śmiech słyszał aż z tąd.
— Dość tego — Wycharczał, zmierzając w stronę Mpiry.
Wyłonił się z wody, która wciąż się pieniła, a one oby dwie nadal chichotały w niebo głosy. Granatowa samica leżała trzymając się za brzuch, natomiast Mpira stała tuż obok niej.
Był tak rozszalały, że nie zwrócił najmniejszej uwagi na krajobraz roztaczający się przed nim.
Zawarczał stawiając szare łapy na mokrym piasku, złote oczy wgapiały się w siostrę, która zdążyła obrócić roześmiany łeb prosto w jego stronę.
Ostatnie co słyszał, to oburzony głos Premy, która zdążyła oprzytomnieć, gdy rzucił się na Mpirę.
Widział jej zdezorientowany pysk, gdy opadła na piach , a on przyszpilił ją do podłoża. Odepchnęła go tylnymi łapami w brzuch. Krew trysnęła mu z buzi, a łzy cisnęły się do oczu. Gdy miał przekoziołkować chwycił pazurami jej barków i razem się przeturlali.
Po chwili Mpira ponownie kopnęła go w brzuch, z jego paszczy wydobył się stłumiony krzyk, a posoka polała się z krawędzi szczęk. Parę łez opadło na jego policzki, gdy leciał w powietrzu, po czym wpadł w cierniste krzaki.
***
Mpira ciężko dyszała, nie spodziewała się, że Fang będzie je śledzić, a co dopiero atakować. Zerknęła wciąż nie dowierzając na ślad pazurów pozostawionych przez jej brata.
Wstała otrzepując się z pisaku, który kleił się do jej różowo-czarnego futra. Zerknęła na Premę. Coś było nie tak, wgapiała się nieprzytomnie w krzaki.
— Co jest Prema ? — Wyszeptała.
Przyjaciółka nie odpowiedziała, tylko pogłębiła wzrok.
Wstała i do niej podeszła. Błękitne oczy wydawały się być zamglone, jedynie barwna sierść przyjaciółki dawała oznaki życia stale powiewając na wietrze.
Teraz zobaczyła na co jej kompanka się wgapiała. Plamy krwi wsiąkały w piasek.
Czarno - bordowa posoka oblepiała część liści krzewiny, położonej parę kroków od nich,rozpoczynającej się dżungli. Spojrzała przerażona na krzaki, w której wpadł jej brat. Poczuła jak brzuch ścisnął się ze strachu.
— Fang ? — Chciała podejść, ale zatrzymała ją czarna kończyna Premy,która patrzyła się w przestrachu na kolczaste krzewy— Fangi, nic ci nie jest ?— Wydukała Mpira.
Napięcie zalało całe jej ciało, bała się o brata.
Kiedy chciała ponowić próbę podejścia do niego, do jej dużych uszu dobiegł przerażający dźwięk.
— Fang ! — tym razem odezwała się Prema— Nie rób sobie żartów !— Wysyczała z nutką niepewności. W prawdzie bała się jeszcze bardziej niż Pangena ale nie o Fanga. Widok czerwonej plamy rozbudzała w niej najgorsze wspomnienia, gorzki smak śmierci, cierpienia i tęsknoty która rozrywała od środka.
Mpira obserwowała jak kompanka zniża łeb ku dołu i zmierza w stronę fioletowych krzaków. Jej łapy mąciły w piachu, a wysunięte pazury zatapiały się w jego drobinkach.
Wiatr zaczął tarmosić sierść Pangeny która postanowiła iść za Premą.
W net gąszcza przestały się ruszać, a dźwięki umilkły. Pełna obawy spojrzała się na rogatą przyjaciółkę, która również na nią zerkała.
Przez parę chwil nic się nie działo, a strach targał wewnętrzami Mpiry.
Błyskawicznie coś wyleciało zza krzaków, powalając zdezorientowaną Premę.
Pangena pisnęła, a wraz z nią jej kompanka, którą przygniatała szara istota.
Przerażona, nie wiedząc kiedy kłapała bocznymi płetwami. Kiedy ochłonęła, w pełni mogła zobaczyć surrealistyczny widok, który rozgrywał się niedaleko niej. Jej brat uśmiechał się zawiśnięty nad zdezorientowaną Carnpembrą.
Patrzyła na ten dziwny widok.
Prema nad którą zawisł jej brat tylko uśmiechał się z wyższością.
—Zabiję cię....— wywarczała wgapiając się w złote oczy Fanga.
Odepchnęła go uderzając - już setny w tym dniu - brzuch.
Fang odsunął się jak oparzony, zacisnął mocniej szczęki z których wypływała krew i zaczął głośno kasłać, a łzy cisnęły się do jego oczu. Plamy posoki opadały na piasek, a granatowa postać stała w bezruchu wgapiając się w wylatującą rubinową ciecz.
Oczy znów zasnuła mgła, posoka działała na nią jak hipnotyzujące koła, wciąż wirujące nie dające oczom odpocząć.
Mpira od razu doniego ruszyła, jej gniew zanikł z chwilą gdy ujrzała pokaleczonego brata.
— Co ci się stało ? — Spytała drżącym głosem spoglądając na niego, był cały poobijany i brudny, a łzy wypływały z jego gałek niczym wodospad.
— I ohh co tak śmierdzi ? — Powiedziała będąc obok kaszlącego wciąż Fanga— No już już — Poklepywała go po grzbiecie, mówiąc przy tym troskliwym głosem.
Odwróciła na chwilę łeb i podziwiała cudowny widok, rozsiany przed jej łapami. Dżungla usiana kolorowymi drzewami, trochę spochmurniała. O poranku zawsze wszytko było ciut zamglone, nawet Atlanta. Szum lazurowej wody obijającej się o grunt odbijała się w jej uszach, a puchate liście opadały na ziemię
Zerknęła w stronę cierpiącego brata, który przestał już kaszleć. Zamiast tego głęboko oddychał mocno zaciskając powieki, z pod których wyciekały słone łzy. Wciąż pojękiwał i drżał.
Łupnęła ukradkiem na szkarłatną ciecz, którą wypluł Fang. Chciała powrócić wzrokiem do brata lecz coś w niej zabłysło. Zaciekawiło to Mpirę, na tyle, by zdjęła niebieską łapę z grzbietu brata-którego poklepywała - i przycupnęła obok rozchodzącej się kałuży krwi.
Przybliżyła pysk bliżej posoki, a fiołkowe oczy zaczęły skanować przedmiot w niej ukryty. Mały ubrudzony ciepłą juchą, kawałek szkła odbijał światło.
— Otwórz buzię — rozkazała patrząc na skulonego Fanga. Nawet nie zauważyła przyjaciółki która stała obok niej.
— No już— ponaglała. Wtem zirytowana Prema podeszła do niego i nie zwracając na jego protesty rozszerzyła jego szczęki wpatrując się w gardziel.
Próbował walczyć, ale poobijane podbrzusze nie dawało oderwać trzęsących się łap. Nie chciał żeby widziały zmasakrowanej gardzieli, uważał, że jego wiedza o tym w zupełności wystarcza.
— Ał... — Szepnęła.
Mpira Podeszła do niej bliżej i spojrzała w głąb paszczy Fanga. Wszędzie powbijane były odłamki połyskujących kryształów, a pomiędzy nimi wyciekał krwisty płyn . Całe podrażnione gardło lekko napuchło. Nawet język miał głębokie zadrapania.
— Coś ty zrobił — szepnęła z niedowierzaniem wpatrując się w jego łzawiące oko.
Prema puściła jego paszczę i obie wpatrywały się w turkusowo-fioletowy pysk Fanga.
— Co wy zrobiłyście — wykrztusił— wyszłyście na ląd...
— Sam też to zrobiłeś — Odparła pewnie Carnpembra, spoglądając na niego arogancko. Chytry uśmieszek malował się na jej twarzy, a bordowy - jeszcze mokry - róg połyskiwał.
— Obejrzałyście i pozwiedzałyście, a teraz wracamy — wystękał Fang patrząc się wrogo na Premę, której uśmiech nie schodził z twarzy.
Gdy usłyszała słowa brata oburzyła się, a na jej twarzy wstąpił grymas. Ne miała zamiaru tak szybko wracać do domu, chciała zostać tu do wieczora. Odwróciła łeb w stronę przyjaciółki i wiedziała, że ta również nie odpuści. Jej bystre oczy patrzyły kpiąco na jej brata, który nadal trzymał się za brzuch i ściskał z przeszywającego bólu.
— Dobrze pójdziemy z tobą, ale najpierw musisz nas złapać — powiedziała Mpira i nie czekając zerwała się do biegu.
Wbiegła w kolorowy las, po którym kłątały się żmije i inne stworzenia. Jej kompanka rzuciła się na równe nogi, poniewierając skrzeki biednego opuszczonego Fanga- i powoli zaczęła ją wyprzedzać .
Wlepiała oczy w jaskrawą trawę, w której błąkały się małe fioletowe kwiatuszki, kolorowe drzewa migotały, a pnącza na nich porozwieszane zwisały, ledwo dotykając kłód porozwalanych na ziemi - większość z nich porośnięta była mchem.
Przed jej łapami prześlizgnęła pistacjowa wysmukła istota. Wiła się po gruncie muskając jedną z jej kończyn, po czym zniknęła w zaroślach.
Oglądała w pogoni karmazynowe kolory jednego z gatunków drzew - powyginane jaśminowe pnie i gałęzie przypominały postawą inne stworzenia . Widziała takie, które wyglądały jak przewracający się Fang lub upodabniały się do wyniosłego Chaia.
Przed Mpirą ukazały się ogromne limonkowe rośliny, zwolniła kroku upewniając się wcześniej, czy Fang nie jest blisko.
Nie mogła nacieszyć się źdźbłami, które kuły ją w łapy, było to coś nowego. Przez całe swoje życie nie używała w taki sposób kończyn, nie czuła tak dobrze i tyle nie widziała.
Nabierała co chwilę świeżego powietrza i wsłuchiwała się w szum źródła płynącego nieopodal.
Podeszła bliżej nieznanej rośliny, niektóre jej płaty były poszarpane, a rozmiarami dorównywała tutejszym drzewom. W net do jej nozdrzy dobiegł ostry zapach spalenizny.
— Mpirka, choć musisz coś zobaczyć — Krzyknęła Prema.
Wciągnęła głośno powietrze i przewróciła fioletowymi źrenicami, nie lubiła gdy przyjaciółka ją tak nazywała, czuła się wtedy jak bezradne szczenie, nie potrafiące się obronić.
Ominęła kwiat wciąż gapiąc się w jego nierozwinięte duże pąki i przedarła się przez potężne liście, wtem zobaczyła granatową postać przyglądającą się spalonej ziemi.
Placki trawy rozbiegały się po zmasakrowanym obszarze, jedynie solidne drzewo, którego kora była obrypana stało po środku prochów. Jeziorko przepływające obok pobrzmiewało cichutko, trochę łagodząc ten okropny widok.
Kobaltowo-fioletowe futro kompanki wybijało się wśród czarnej przestrzenie, a bordową grzywę szamotał wiatr zdający nasilać się z każdą chwilą, tak jak niebo, które przybrało wrzosowy kolor i nieśpiesznie ciemniało.
Prema podchodziła ostrożnie do drzewa. Pangena ruszyła w jej stronę oglądając przeorany pień.
Spopielona ziemia była jeszcze ciepła, a małe pomarańczowe ogniki unosił wiatr. Popiół zakrył pozostałości trawy, która się ostała. Tylko puchate drzewo wyglądało przyjaźnie pośród pobojowiska. Głębokie szramy biegły po jego pieńku, a pnącza bluszczu obrastające go zostały porozrywane.
Ciekawska Mpira podeszła bliżej zerkając na liście w kształcie serc.
— Prema? — powiedziała nie odrywając wzroku od drzewa, które wydawało się być ciut podejrzane — Widzisz to?
— Co?
— Coś tam wisi— Szepnęła patrząc w korony drzewa. Między różowym meszkiem biegła lina.
Obie przybliżyły się, nie uważając na co stąpają.
Niespodziewanie poczuła szarpnięcie do góry i nim się zorientowała wisiała nad ziemią, a z nią Prema która zaczęła głośno bluźnić.
Serce przyspieszyło - schwytano je.
~~~~~~~~
Witam, po dość długiej przerwie.
Z góry przepraszam za tak duże opóźnienie, niestety w wakacje miałam więcej czasu na zajęcie się książką, teraz jest go niewiele, pomimo tego postaram się dodawać je regularnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro