Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

--Kim był biało-włosy?--

Brunet szedł właśnie do przychodni po wyniki badań. Nie wiedział czy wyszły one pozytywne czy może bardziej negatywne.
Średnio go to obchodziło...
Zrobił to tylko i wyłącznie dla matki, która martwiła się jego stanem zdrowia.
Zmartwiła się widząc jak jej syn coraz częściej kaszle i wygląda na bardzo osłabionego co jej się nie spodobało.
Kobiecie wydawało się również, że jej już dorosłe dziecko bardzo schudło w dość krótkim czasie...

Wszedł do środka mijając jakiegoś ciemno-włosego mężczyznę. Udał się do recepcji i podszedł do okienka.

---Dzień dobry... Ja po odbiór wyników badań-- mruknął patrząc na starszą kobietę w okularach.

---Yhym... Imię i nazwisko?-- zapytała z miłym uśmiechem.

---David Gilkenly-- mruknął w odpowiedzi, a kobieta wstała i podeszła do jakiejś półki.

---Proszę bardzo!-- z rozmyśleń wyrwał go głos kobiety, która podała mu czarną teczkę z logiem przychodni.

---Um... Dziękuję-- zabrał teczkę i zaczął iść w stronę wyjścia.

Brunet otworzył teczkę i zaczął czytać treść dokumentów. Wyszedł z przychodni, a przez swoją nie uwagę wpadł na kogoś, przez co teczką upadła mu na ziemię.

Brunet przeklną samego siebie pod nosem i odsunął się trochę dzięki czemu mógł spojrzeć na osobę przed nim. Zobaczył dość niskiego starszego mężczyznę, który podniósł jego teczkę.

---Przepraszam...-- mruknął David patrząc na nieznajomego.

---Nic nie szkodzi-- uśmiechnął się lekko nieznajomy podnosząc wzrok z nad papierów w teczce.
---To chyba twoje-- odezwał się podjąc teczkę w stronę bruneta.

---Tak, Dziękuję-- odwiedził i wziął dokumenty do ręki patrząc na osobę przed nim.

Gilkenly nadal nie przeczytał finalnego wyniku...
I sam nie wiedział czy chce go znać...

---Przepraszam jeszcze raz...-- powiedział brunet i ominął starszego idąc w tylko jemu znanym kierunku.

Kui Chak stał tam jeszcze chwilę, bo tak właśnie miał na imię nieznajomy. Przed oczami miał wynik badań bruneta, który zauważył podnosząc papiery.
Może i nie znał chłopaka, ale zrobiło mu się go szkoda. Był młody miał możliwość jeszcze wiele przeżyć...

David zignorował sprawdzenie wyniku i poszedł prosto do domu swojej matki, gdyż obiecał jej ostatnio odwiedziny.
Wszedł do klatki dość starej kamienicy, w której się wychowywał.
Zapukał do odpowiednich drzwi, a chwilę później otworzyła je niska kobieta o brązowych oczach i włosach koloru bardzo podobnego do tych jej syna. Uśmiechnęła się na jego widok i wpuściła do środka małego, ale przytulnego mieszkania...

Chłopak zdjął buty, a czarną teczkę położył na komodzie w przedpokoju.

---Co to synku?-- zapytała jego mama patrząc na teczkę.

---To? To są wyniki badań, na które kazałaś mi iść-- powiedział zgodnie z prawdą i położył buty pod wieszakiem na kurtki.

---I co ci wyszło?-- zapytała patrząc na syna, który patrzył na teczkę.

---Nie wiem-- odpowiedział od razu.
---Nie sprawdziłem jeszcze-- dodał po chwili widząc niezrozumiały wzrok swojej matki.

---To na co czekasz? Sprawdzaj i to w tym momencie-- powiedziała poważnie obserwując syna.

Brunet wziął teczkę do ręki i otworzył ją, po czym zaczął czytać po kolei każdą linijkę tekstu.
Jego matka w tym czasie poszła do kuchni zaparzyć herbatę...
Wynik badań: Gruźlica...
Brunet patrzył nie wierząc chwilę w wydrukowany tekst...
Zamknął teczkę i odłożył ją na komodę, po czym poszedł do kuchnio-salonu i usiadł na krześle przy niewielkim stole.

---I co?-- zapytała matka kładąc jeden kubek przed synem na ciemno drewnianym stole.

---Jest w porządku-- odpowiedział spokojnie patrząc na kubek herbaty.
---Jestem zdrowy-- uśmiechnął się.

Skłamał, ale nie miał innego wyjścia.
Nie chciał martwić matki, która przeżyła już zbyt wiele...
Najpierw śmierć męża, gdy David miał siedem lat. Potem jego starszy brat umarł przez przedawkowanie narkotyków, a na deser tego wszystkiego jego młodsza siostra, która powiesiła się w wieku czternastu lat... Gdyby się dowiedziała, że może stracić ostanie dziecko nie dała by rady. David to wiedział...

---To bardzo dobrze!-- ucieszyła się kobieta, na co David lekko się uśmiechnął.
---Tak się cieszę, że jesteś zdrowy!-- przytuliła syna z wielkim uśmiechem.

Brunet poczuł się trochę źle z tym, że jego własna mama nie wiedziała i cieszyła się z fałszywej informacji...
Ale nie mógł jej tego zrobić.
Nie potrafił powiedzieć jej, że może stracić swoje ostatnie dziecko...
Nie przeszłyby mu by te słowa przez gardło. Nie lubił okłamywać rodzicielki, ale to była sytuacja, w której nie było innego wyjścia.

Kobieta usiadła na krześle po drugiej stronie stołu i napiła się łyka herbaty.
Po czym spojrzała na swoje ostatnie dziecko z uśmiechem.

---Co dziś robisz mamo?-- zapytał i napił się herbaty.

---Idę do Magdy razem z Anetą, tak sobie porozmawiamy-- powiedziała cały czas się uśmiechając.
---Powiedz mi David kiedy znajdziesz sobie dziewczynę?-- zapytała patrząc w oczy syna, które miały bardzo od siebie różne kolory.

---Mamo...-- mruknął chłopak kładąc głowę na stole.
---Nie zamierzam jak narazie pchać się w związki-- dodał po chwili.

---Szkoda-- podsumowała.

Brunet posiedział w rodzinnym domu jakaś godzinę rozmawiając z mamą. Po tym czasie zabrał teczkę i pożegnał się z kobietą, wyszedł z kamienicy w której się wychował i udał się do swojego aktualnego miejsca zamieszkania...

--------------------------------------

Pukanie do drzwi, dzwonek do drzwi, dzwonienie telefonu, który został prawdopodobnie na stoliku w salonie...
I ten nieznośny kaszel, który uniemożliwiał brunetowi oddech...
Chłopak nawet nie wiedział, w którym momencie zaczął kaszleć dodatkowo krwią.
Ten nieznośny dźwięk pukania, dzwonka telefonu i dzwonka do drzwi nie pozwalał mu racjonalnie myśleć. A do tego siedział w łazience na kafelkach powoli nie mogąc złapać dobrze powietrza...

Cisza...

Wszystkie dzwonki przestały dzwonić, a brunet czuł się coraz gorzej. Kaszel ustał, ale uczucie jakby wypluł płuca nie była zbyt ciekawe.
Chłopak wygrał ręką krew z ust i powoli podniósł się z podłogi.

Spojrzał w lustro...

Wychudzony brunet z heterochromiął. Jego jasno niebieska koszulka była "ozdobiona" plamami krwi. Jego zmęczone i podkrążone oczy spowodowane, tym że chłopak przez coraz częstszy kaszel ledwo mógł zmrużyć oczy i odpocząć.
W tym momencie czuł się jak gówno.

Nie zwracając uwagi na bałagan w łazience wyszedł z pomieszczenia gasząc światło, wtedy znów rozległo się pukanie do czarnych drzwi.
Powolnym krokiem podszedł do wejścia i od kluczył zamek otwierając ciężkie czarne matowe drzwi...

---Ty jebany idioto wiesz jak ja się martwi--- zaczęła osoba stająca za drzwiami, ale widząc bruneta przerwała swój monolog.
---David... Co się stało?-- zapytał zmartwiony biało-włosy patrząc na przyjaciela i jego stan.

---Nic się nie stało...-- mruknął cicho brunet patrząc na Nicollo.

W tym momencie brunetowi zakręciło się w głowie i zaczął zsuwać się w dół po drzwiach, na co biało-włosy od razu zaragował łapiąc przyjaciela aby nie uderzył głową w podłogę lub ścianę.

---Oj nie powiesz mi David, że nic ci nie jest...-- mruknął sam do siebie Carbonara i położył ledwo przytomnego na kanapie w salonie.

Cofnął się zamknąć drzwi i wrócił do bruneta. Podszedł do niego i przyłożył rękę do jego czoła.

---Boże... David co ty ze sobą zrobiłeś?-- zapytał czując, że ma on dość wysoką gorączkę.

---Jest w porządku przecież-- zaśmiał się cicho brunet, przypominając sobie o tym jak okłamał matkę tymi słowami i że dziś był kolejny dzień gdy miał ją odwiedzić...

Zapomniał...

Zapomniał, że obiecał przyjechać.
Ale jak miał przyjechać gdy leżał pół przytomny na kanapie?
Spojrzał na swojego przyjaciela z zmarszczonymi brwiami.

---Chwila co ty tu robisz?-- zapytał patrząc w oczy biało-włosego.

---Twoja matka się martwiła, miałeś do niej dziś przyjechać, a nigdy się nie spóźniłeś. Jako że nie ma samochodu zadzwoniła do mnie-- wyjaśnił i poszedł gdzieś w głąb mieszkania.
Po chwili wrócił i położył na czole bruneta namoczony ręcznik.

---Nie może się dowiedzieć-- odezwał się poważnie chory.

---Co? O czym ty mówisz?-- zapytał nic nie rozumiejący Nicollo.

---Nie ważne-- odpowiedział po chwili zdając sobie sprawę, że prawie powiedział komuś o chorobie...

Nie chciał martwić najbliższych, ale też nie chciał ich okłamywać.
Już sam nie wiedział co ma zrobić...

---Właśnie że ważne David-- odezwał się poważnie biało-włosy patrząc na bruneta.

---Mówię, że nie ważne więc nie ważne-- wywrócił oczami i usiadł na kanapie zdejmując ręcznik z czoła.

---David widzę kiedy kłamiesz, znam cię jebane piętnaście lat zjebie. Więc mi nie kłam i gadaj o co kurwa chodzi-- odezwał się już zdenerwowany Carbonara.

---Jestem chory pasuje?-- odpowiedział brunet patrząc cały czas na podłogę.

---To widzę, ale chodzi mi bardziej co ci jest...-- powiedział spokojnie Carbonara i usiadł obok przyjaciela.
---Zrozum, że się o ciebie martwię...

---Mam gruźlicę-- powiedział niezwruszony brunet patrząc w jeden punkt na ścianie na przeciwko niego.

---Co..?-- zapytał mocno zaskoczony i zdziwiony brązowooki.
---Żartujesz?

---Ale ty jesteś idiotą Carbo-- wywrócił oczami, a biało-włosy miał nadzieję że brunet powie w tym momencie, że te słowa to żart.
---Nie to nie żart...--dodał Gilkenly.

---Twoja matka wie?-- zapytał niepewnie Carbonara.

---Nie-- odpowiedział od razu.
---I nie może się dowiedzieć-- dodał patrząc w oczy biało-włosego.

---Powinnieneś jej powiedzieć...

---Wiem, ale nie potrafię... Na samą myśl o tym, że mam jej powiedzieć że jej ostatnie żyjące dziecko jest chore...
Carbo ja nie potrafię jej tego
zrobić...-- mówił z łzami w oczach.
---Ona się załamie, ma tylko mnie.
Tylko ja zastałem...

Brunet zamknął oczy pozwalając aby łzy spływały po jego policzkach.
Po chwili biało-włosy go przytulił, a on wtulił się w przyjaciela płacząc...

---Wiem, że to trudne uświadomić jej taką rzecz, ale jeśli jej nie powiesz to też nie jest w porządku wobec niej...
Powinna wiedzieć jest twoją matką...-- powiedział spokojnie Nicollo.

---Wiem Nico... Ale ja chyba nie potrafię jej tego powiedzieć-- mruknął cicho David.

==================
-------------------------------
6 miesięcy później
-------------------------------
==================

Biało-włosy stał pod przychodnią paląc papierosa i patrząc w ekran telefonu, gdzie była strona główna Twittera. Gdy Nicollo wyrzucił na ziemię piątego papierosa, którego spalił... Z przychodni wyszedł brunet w czarnej czapce z daszkiem założonej na odwrót, a w ręce trzymał czarną teczkę...

- - - -

---Czy to nie twój syn?-- zapytała blondynka pokazując na Davida.

---Tak... To David-- potwierdziła brunetka.

---Podejdźmy do niego-- zaproponowała druga kobieta.

---Nie, nie czekaj chwilę...-- odpowiedziała patrząc na wychodzącego syna z przychodni.

- - - -

Brunet uśmiechał się szeroko, a gdy zobaczył biało-włosego podbiegł do niego i od razu przytulił.
Carbonara nieco zdziwiony spojrzał na bruneta, a po chwili również go przytulił.

---Carbo jestem zdrowy...-- powiedział cicho różnooki nadal przytulając się do przyjaciela.

---Poważnie?!-- zapytał biało-włosy odsuwając się trochę, aby spojrzeć na twarz bruneta.

---Dziękuję Nico...-- uśmiechnął się szeroko i znów go przytulił.

---Za co?-- zapytał zdezorientowany Nicollo.

---Ty namówiłeś mnie na leczenie i pójście do lekarza i dzięki tobie nie musiałam martwić matki-- zaśmiał się pod koniec i odsunął się od biało-włosego chłopaka.

---Nie dziękuj mi za to, że się martwiłem-- uśmiechnął się.
---A teraz jedziemy, bo mam dla ciebie niespodziankę!-- pociągnął bruneta za sobą w stronę parkingu.

---Niespodziankę?-- powiedział cicho brunet i wsiadł do samochodu na miejce pasażera.

Po chwili czarny GTR odjechał z pod przychodni i nie było po nim śladu.
Starsza brunetka widząc radość sowiego syna, uśmiechnęła się.
Zastanawiało ją jedno...
Kim był biało-włosy?

-------------------------
Witamm!!!
Wygrał ten ship :)

One shot czy książka?
Jak myślicie?

Pozdrawiam i kc <3



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro