Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

SAY YES TO HEAVEN


Otworzyłem oczy, robiłem to bardzo powoli, blask księżyca był tak jasny że ledwie go zaniosłem. Chwila, skoro dociera tu księżyc to nie jestem w niebie. Chwilę później zaczął docierać do mnie każdy bociec, każdy dotyk, każdy oddech, każde wspomnienie. Moja głowa nie znajdowała się na poduszce, a na czymś o wiele cieplejszym, twardym ale jednocześnie miękkim. Było mi okropnie wygodnie nie chciałem jej podnosić. Czułem czyjąś rękę trzymająca mnie w talii, druga jak się domyślam trzymała tę moją, były splecione. Biło od nich miłe ciepło. Poczułem oddech który delikatnie rozwiewa moje włosy. Był spokojny, tak jak serce istoty która trzymała mnie w ramionach. Była spokojna, serce biło równo, wsłuchując się dokładnie mogłem nawet powiedzieć, że biło w tym samym rytmie co moje. To tak jakby postanowiły współgrać, dostosować się do siebie. Uśmiechnąłem się do siebie to takie piękne, odbierałem wrażenie, że był to jeden z lepszych momentów w moim życiu. Nigdy nie doświadczyłem takiego spokoju, komfortu.

Gdy byłem już trochę przyzwyczajony do światła w pokoju, spojrzałem w górę. Ujrzałem tam blondwłosego mężczyznę, był przystojny. Spał spokojnie, nie martwił się niczym. Wysunąłem delikatnie moją rękę z jego uścisku i skierowałem ja w stronę policzka demona. Przyłożyłem ją delikatnie, by go nie obudzić. Skóra była delikatna, miała kilkudniowy zarost, to urocze. Gdy zacząłem pieścić piliki blondyna kciukiem, ten zaczął instynktownie wtulać się w moją dłoń. Zaczerwieniłem się na ten gest, urocze, pomyślałem. Zabrałem moją dłoń a Katsuki mruknął na to niezadowolony, wzmacniając uścisk w talii. Nie chciałem się ruszać z tego miejsca, uciekać od tego momentu, blondyn urzekł mnie, sprawił że nie chce go więcej opuścić.

Musiałem jednak pamiętać o mojej misji, nie mogę zawieść Ojca, moich braci, wyrzekli by się nie mnie. Nie mogę ich zdradzić, nie spojrzeliby na mnie, zostałbym strącony z nieba. Jednak oni nie pokazali mi tyłu uczuć jak Katsuki podczas tej jednej nocy. Zrobił dla mnie więcej niż ktokolwiek inny przez całe moje istnienie. Jednak jestem żołnierzem, zabójcą, posłańcem Boga. Zabijam demony ponieważ sieją chaos, zabijają. Ale Katsuki.. on jest inny.

Muszę to zrobić, wiele istot na mnie liczy. Nie, muszę zrobić co do mnie należy.

Podniosłem się delikatnie do siadu, nie chciałem go budzić. Chciałem by umarł nieświadomie i szybko. Rozejrzałem się po pokoju, jednak nie przykułem do niego większej uwagi, bardziej zaciekawił mnie księżyc. Był piękny, nie wiem co świeci bardziej z on czy słońce. Gdybym miał wybierać między nimi, wybrałbym księżyc. Zrobiło mi się smutno gdy z mojego nadgarstka wysunął się sztylet. Zawsze był taki zimny? Wolałem gdy w moje dłoni znajdowała się ta blondyna. Była bardzo ciepła. Wróciłem wzrokiem do niego. Był spokojny, piękny. Zapamiętam go dobrze. Trudno będzie zapomnieć demona którego darzono uczuciem. Nigdy nie rozumiałem ludzi i ich uczuć, podczas czytania książek, wiele wątków było dla mnie niezrozumiałych, szczególnie te o miłości. Ludzie umierali albo razem, albo jedno poświęcało się dla drugiego.

Miłość to, najtrudniejsze co mogłeś stworzyć, ojcze.

Usiadłem na blondynie, tak będzie najłatwiej wbić sztylet w jego serce. W jego duszę. Patrząc na jego twarz, chciałem płakać. Dotknąłem delikatnie jego policzka, by po raz ostatni poczuć jego ciepło. Demon na mój dotyk uśmiechnął się, złamało mi to serce.

Nie mogę tego przedłużać, z każdą sekundą będzie coraz ciężej. Usiadłem na nim by mieć dobry widok na jego klatkę piersiową, podniosłem prawą rękę a w niej ponownie pojawił się sztylet. W moich oczach pojawiły się łzy, nie chcę tego robić, ale muszę. Zamachnąłem się, byłem milimetry od jego skóry. Za chwilę będzie po wszystkim.

-Więc, jednak mnie zabijesz? - usłyszałem obojętny głos blondyna. Moja ręka zatrzymała się natychmiastowo gdy usłyszałem jego głos. Moje źrenice się rozszerzyły. Spojrzałem na niego zapłakany. Jego oczy były smutne. Wyglądało to okropnie wolałem gdy te piękne rubiny świeciły życiem.

-Tak..to właśnie zamierzam zrobić. - powiedziałem drżącym głosem, za dużo emocji. Nie wiedziałem że to będzie takie trudne. Uciekłem od niego wzrokiem nie chciałem patrzeć na niego. W jego oczach odbijała się moja postać. Nie chciałem patrzeć na siebie.

-Więc zrób to, śmiało. - powiedział z spokojem.

Spojrzałem na niego przerażony, jak on mógł mnie prosić o coś takiego? Jak mógł mówić o tym z takim spokojem? Czemu nie walczył? Czemu on nie chce mnie teraz zabić? Co poszło nie tak?

Dalej na niego patrzyłem, uśmiechnął się do mnie delikatnie. podniósł rękę i dotknął mojego policzka. Jęknąłem załamany, popłakałem się, nie wytrzymałem. Złapałem za jego rękę i popłakałem się jak małe dziecko. Sztylet wypadł mi z dłoni.

-Nie utrudniaj mi tego Kacchan..- spojrzałem na niego z litością. On się do mnie uśmiechnął.

-dlaczego nie walczysz? Czemu nie chcesz mnie zabić? Jesteś silniejszy, proszę cię przestań mi to utrudniać i zabij mnie, albo ja to zrobię. - chwyciłem ponownie za sztylet i przyłożyłem go klatki demona.

-Nie zrobisz tego - powiedział cicho - nie zrobisz tego, bo mnie kochasz. A ja nie zrobię ci żadnej krzywdy, bo też cię kocham aniołku. - słowa które wypadły z jego buzi zatrzymały cały mój świat. Dalej trzymałem sztylet blisko jego blondyna, ostrze lekko przebijało jego skórę. - ale zrób to, dla mnie to będzie zaszczytem umrzeć z twoich rąk.

-Jeśli to zrobię, to zdradzę samego siebie, ale jeśli tego nie zrobię to zdradzę ojca i niebo. - wymamrotałem zapłakany - Oni są dla mnie najważniejsi.

-Czy są ważniejsi ode mnie? - zapytał cicho, chwytając moja twarz w obie dłonie, jednocześnie zmuszając bym spojrzał w jego oczy. Przepadałem.

-Nie, nie są ważniejsi od ciebie.

Ostatecznie puściłem sztylet, słyszałem jak ciężki metal upada na podłogę. Nie przejmowałem się tym. Skupiłem się na moim ukochanym. Dalej trzymał mnie za poliki, uśmiechał się do mnie. Ja też się do niego uśmiechnąłem, był to uśmiech przez łzy, jednak nie zauważyłem by mu to przeszkadzało.

-Ej, aniołku nie płacz już. Uśmiechnij się, nie lubię jak płaczesz, a widzę to zjawisko po raz pierwszy. Więc nie karz mi się powtarzać - odwróciłem lekko głowę by na niego nie patrzeć - Oi oi oi skubańcu, wracaj mi tu - znowu patrzałem a jego krwiste tęczówki, były piękne - spójrz mi w moje śliczne oczęta i uśmiechnij się i przyznaj że to był najbardziej romantyczny moment w twoim życiu. - spojrzałem na niego zdezorientowany ale po chwili zacząłem się śmiać. On był tak okropnie głupi.

-Tak, tak oczywiście.

-Że cooooo - chwycił się teatralnie za serce uwalniając mnie, usiadłem wygodniej na nim - czy to był sarkazm? Tylko ja mogę go używać, tylko ja mogę być skurwysynem. Ty masz być miły, wychowany, ładnie pachnieć i wyglądać oraz.. być zawsze gotowym na łaskotki!! - krzyknął.

Blondyn chwycił mnie za biodra i rzucił mnie na łóżko po czym zaczął łaskotać. Nie wiedziałem nawet że mam łaskotki, zanim zdążyłem o czymkolwiek pomyśleć to nie miałem szans. Mój głośny śmiech opanował cały pokój.

-Dobrze już dobrze przepraszam! Przestań się nade mną znęcać Kacchan!!!

-A powiedz że jestem zajebisty - uśmiechnął się głupkowato.

Złapałem na spokojnie oddech. Spojrzałem na niego, chwyciłem jego twarz i zbliżyłem do swojej.

-Jesteś najlepszy - spojrzałem w jego oczy, tryskały radością, zachowywał się jak mały szczeniak, gdyby miał ogon to pewnie teraz by nim merdał na wszystkie strony.

Nie odpowiedział mi. Jedynie skrócił dystans między naszymi twarzami i mnie pocałował. Był delikatny, nie jakiś namiętny, nie jeden z typu jakby świat miał się skończyć. Katsuki całował mnie czule. Jakby chciał przekazać przez to wszystkie swoje uczucia. Ja też próbowałem.

Kiedy oderwał się ode mnie, nadal byliśmy blisko siebie. Żaden z nas nie zamierzał uciekać gdzie kolwiek. Wtedy jedno pytanie przyszło mi do głowy.

-Skąd wiedziałeś? - spytałem cicho sapiąc.

-Pokazałeś wczoraj swoje skrzydła skarbie, nie wiedziałem że było ci tak dobrze do tego stopnia, że przestałeś je kontrolować. Schlebia mi to, wiesz?

Zaczerwieniłem się i ręką odsunąłem go od siebie. On był tak brutalnie szczery. Demon nie pozwolił jednak by dystans między nami był duży, chwilę później zwisał nade mną opierając Deegłowę na łokciu. Uśmiechał się zwycięsko, głupi ch..czubek.

Leżeliśmy w ciszy, teraz jednak ja połowicznie leżałem na blondynie, miałem twarz wciśniętą w jego szyję, a on bawił się moimi włosami. Było to całkiem przyjemnie. Musiałem jednak przerwać tę piękną chwilę.

-Co teraz robimy? - spytałem.

-Leżymy sobie, jakbyś nie zauważył.

-Ehh, nie o to mi chodziło. - odsunąłem się by spojrzeć na jego twarz. - co teraz robimy? Co ja mam powiedzieć w niebie? Czy ja mam wgl po co tam wracać? Wyrzucą mnie z tamtąd. - zacząłem wyliczać na jednym wdechu.

-Oi oi, Izuku uspokój się. - zaczął mnie uspokajać, ale nie już tak spokojnie, ponieważ zakrył mi usta swoją ręką. - myślałem już nad tym, najprościej chyba będzie jak upozorujemy swoją śmierć u uciekniemy, zaszyjemy się gdzieś gdzie nikt nas nie znajdzie. Jakaś leśna chatka na odludziu. Będziemy mogli żyć spokojnie i się niczym nie martwić. Nie musielibyśmy się przejmować niczym. - spojrzał na mnie - co ty na to?

Nie mogłem wyjść z podziwu że on jest demonem, definicją zła, przecież on się zachowuje jak anioł z okropną kartoteką. Domyślam się że byłem cały zarumieniony. Blondyn zaśmiał się z mojej reakcji co tylko spotęgowało moje rumieńce. Schowałem twarz w jego szyję grożąc mu by się ze mnie nie śmiał.

-Nie no co ty, broń cię twojego starego, jakbym śmiał? - powiedział poważnie. Jednak chwili zaczął się śmiać.

- Jesteś tak okropnie głupi Katsuki - wymamrotałem w jego skórę. Usłyszałem po chwili jak prychnął z oburzeniem na co się zaśmiałem.

- Jeszcze śmie kwestionować moją inteligencje - zaczął mamrotać - się kurwa znalazł anioł po studiach z doktoratem geniusza i noblem na karku, pewnie.

- Oj no już, nie dąsaj się.

Podniosłem się do siadu, blondyn odwrócił się do mnie plecami. Jak z dzieckiem. Westchnąłem cicho i zacząłem go dźgać palcem w plecy.

- Kacchan - powiedziałem cicho - no weź nie obrażaj się - on tylko prychnął na to. Chciałem się już poddawać, jednak jeden głupi pomysł wpadł mi do głowy.

- Ah szkoda, a miałem ogromną chcicę. Hmm, szkoda, jeśli ty nie chcesz się mną zająć, będę musiał poszukać kogoś innego..lepszego?

Gdy powoli podnosiłem się z łóżka zacząłem odliczać.

..5 ..4 ..3 ..2 ..i..

- TYLKO MI SIĘ KURWA WAŻ PTASZASTY - warknął łapiąc mnie w talii i powalając na łóżko by po chwili na de mną zawisnąć- ustalmy sobie jedno, skarbie, ty jesteś mój, a skoro jesteś mój to musisz wiedzieć że ja się nie dzielę, jestem największym chciwym skurwysynem jakiego niebo i piekło widziało. Co nie oznacza że ja jestem twój. Jestem cały twój już na zawsze, na tak długo jak nam wszechświat pozwoli. Będę cię kochał do końca swoich dni. Jestem tylko ty i ja, to cały mój wszechświat.

Uśmiechnąłem się do niego, on jest taki uroczy. Chwyciłem go za twarz i pocałowałem namiętnie. Nie mogłem sobie wymarzyć lepszego partnera. Podkreślmy to że w ogóle nigdy nie myślałem że będę takowego posiadać! To takie szalone! Ale nie narzekam, cieszę się że to wszystko potoczyło się tą drogą. Podczas moje nie uwagi blondyn zdążyl złapać za moje pośladki i je dusić. Ej to miało być tylko nieistniejącą częścią planu. A niech mu będzie. Był dobrym demonem.

∞∞∞

W niebie trwała jedna z smutniejszych uroczystości. Każdy anioł poczuł smutek na wieść o śmierci Izuku. Mina okropnie to przechodziła, straciła jedynego przyjaciela, jednak wiedziała że nie może się poddać, jej przyjaciel by na to nie pozwolił. Więc stała dzielnie z głową do góry. Musi być dzielna.

- Drodzy bracia, siostry - rozpoczęła swoją przemowę Naomi - Jest mi okropnie przykro jak i wam, Izuku był najlepszym żołnierzem jakiego poznałam w swoim życiu. Był mi bardzo bliski, potrafiliśmy rozmawiać godzinami, pomagaliśmy i wspieraliśmy się w każdej sprawie. Mieliśmy za sobą wiele wspólnych misj-

- A to pierdolona dziwka - powiedziałem.

Siedzący obok mnie Katsuki zaczerpnął teatralnie powietrza. Chwycił się także za serce. Spojrzałem na niego z politowaniem.

- No co wiesz jak rzadko słyszę cię kiedy przeklinasz! Idę to zapisać w kalendarzu nie można zapomnieć tego dnia! - p odszedł do wiszącego na ścianie kalendarza zapisując do dzisiejszej daty to że ja zbluźniłem, myślał że na niego nie patrzę ale zacząć obtaczać dzisiejszy dzień serduszkami. Potem zaczął się cofać w miesiącach nie rozumiałem dlaczego. - jeśli chodzi ci o to czemu przeglądam poprzednie miesiące, to chce znaleźć dzień w którym przekląłeś po raz pierwszy.. O! Znalazłem, o co tu mogło chodzić? A no tak, przecież zwyzywałeś tę katolicką staruszkę bo chciała ci zabrać ostatnią czekoladę. - spojrzał na mnie jak dumny ojciec na swojego syna - byłem wtedy taki z ciebie dumny słońce

- A chcesz wpierdol? - zapytałem - ponoć z kim przystajesz takim się stajesz - mruknąłem.

- Oi oi, będę się kłócił! Przecież byłem grzeczny! - zaczął wykłócać. Zachichotałem cicho. Czasami się serio zastanawiam czy on faktycznie ma to 800 lat, 200 lat kursów tortur, 2 miliony żyć na koncie a szczególnie w to że zna się blisko z Crowlym. - nie ważne z resztą, co mówiła ta sucz że się posunąłeś do tak okropnego czynu jakim jest przekleństwo?

A no tak nie wspominałem wam że my anioły mamy coś takiego jak niebiańskie radio, możemy się dzięki niemu komunikować z innymi aniołami, ja się oczywiście odciąłem, ale uaktywniłem go by posłuchać tych głupot na uroczystości.

- Ona śmiała powiedzieć że mamy dużo wspomnień z misji i rozmów! Jak ona w ogóle śmie!? - podniosłem głos - a mogłem wtedy wbić jej to ostrze w klatkę, niebo by mniej cierpiało - westchnąłem.

Demon zaśmiał się cicho, otworzył szeroko swoje ramiona a ja chętnie się w niego wtuliłem. Zapach blondyna zawsze mnie uspokajał. Położył głowę na tej mojej i pochylił się do tyłu byśmy mogli oprzeć się o kanapę. No tak, zamieszkaliśmy w małym leśnym domku w kanadzie. Znaleźliśmy spokój jakiego chcieliśmy. Nikt nas tu nie znał, ludzie z wioski nas lubili. Byliśmy tymi miłymi bezproblemowymi sąsiadami.

- Cieszę się że nie muszę tam wracać, nie wytrzymałbym - mruknąłem.

- No tak, bo teraz jest lepiej pomijając to że masz bardzo spragnionego i cholernie gorącego demona w domu - szepnął mi do ucha.

- Uh, Kacchan - jęknąłem - robiliśmy to wczoraj i przedwczoraj i i trzy dnio temu i przez ostatnie 4 miesiące, dasz w końcu odpocząć mojej dupie?

- Nuh uh, aniołku - odsunął się i spojrzał mi w oczy - to co? nie ochrzciliśmy chyba tego dywaniku przy kominku - oboje skierowaliśmy wzrok na niego. Biedny, a ja go czyściłem ostatnio gdy Castiel wparował na niego brudnymi łapami. Oh, Castiel to nas pies, wielki czarny wilczur. Pewnie gdzieś teraz biega na podwórku. Wracając do chwili, spojrzałem z litością na Katsukiego a on uśmiechnął się nakręcony.

- Co ja z tobą mam, co? - zapytałem siedząc już na nim okrakiem.

- Oi, marudzisz. Takiego se wybrałeś, takiego pokochałeś - powiedział w moje usta.

- Masz racje, kocham cię Kacchan.

- Ja ciebie też aniołku.

Fin.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro