Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Czternasty dzień...

— Lexi? — damski rozniósł się po domu, gdy ja siedząc przed telewizorem, wciskałam sobie do ust kolejnego chipsa.

— Tak, mamo? — zawołałam z salonu, nie odrywając wzroku od urządzenia.

— Ciotka Emily nie da rady przyjechać na twoje jutrzejsze urodziny.

— Nie obchodzi mnie to. Po co ta cała heca? Kończę dwadzieścia dwa lata, a nie osiemnastkę. — Wywróciłam oczami.

— No i co z tego? — Zaciętą miną oraz rękoma podpartymi na biodrach, stanęła w progu, po czym z zrezygnowanym wyrazem twarzy usiadła na fotelu po przeciwległej stronie sofy, na której ja leżałam. — Zawsze świętujemy urodziny.

— Ale ja nie mam na nie ochoty. — Rzuciłam, po czym wpakowałam do buzi kilka chipsów. — Mówiłam ci, że nie jestem w nastroju. Nawet nie będę potrafiła udawać, że się cieszę. A przykrości nie chcę ci sprawić.

— Kochanie — westchnęła. — Będzie super. Poprawi ci się humor, na pewno. — Wskazała na mnie wymownie palcem, niemo zabraniając mi się sprzeciwiać. — Przyjedzie twój kuzyn, Tyler, przecież się uwielbiacie, babcia El przywiezie twoje ulubione ciasto, na widok którego cieknie ci ślina — zachichotała pod koniec. — To niemożliwe, żeby poszło coś nie tak.

— Mamo. — Przeciągnęłam ostatnią głoskę, posyłając jej błagalne spojrzenie. — Czy ja ci wyglądam, żebym była w jakimkolwiek humorze? Ja się w ogóle nie czuję.

— Skarbie...

— Nie, mamo. — Przerwałam jej. — Czy wy nie możecie tego pojąć, że z każdym dniem czuję się coraz gorzej? Mam ochotę płakać na każdym kroku, bo już nie wytrzymuję. Tak cholernie za nim tęsknię — wyrzuciłam z siebie na jednym wdechu, po czym oparłam na oparcie kanapy z głośnym westchnięciem. — A on tu jest. Jest w Sydney i ucieka przede mną!

— Lexi, córciu, gdybyś to był on, to by nie uciekał. Przecież Luke cię tak kocha. — Przesiadła się obok mnie i złapała za dłoń w pokrzepiającym geście. Odwzajemniłam jej uśmiech, choć mogłam się domyślić, że wyszedł z tego jakiś grymas.

— Skąd możesz to wiedzieć? Minęły trzy lata, mógł dawno o mnie zapomnieć.

— O takiej miłości się nie zapomina. — Poprawiła swoją pozycję na bardziej wygodną i cmoknąwszy w zamyśleniu, przyciągnęła mnie pod swoje ramię. — Kiedy ja miałam tyle lat co ty, rozstaliśmy się z twoim ojcem na dwa lata, mimo że oboje tego nie chcieliśmy. Po prostu wtedy nie było nam pisane. Nie potrafiliśmy żyć bez kłótni, coś zawsze stawało nam na drodze. A gdy po tym czasie spotkaliśmy się ponownie... do tej pory jesteśmy razem. Mając ciebie i Dylana. — Uśmiechnęła się do mnie promiennie. — A widząc was trzy lata temu, wiem, że z wami jest tak samo. Nie da się zapomnieć, ani odkochać.

— Dalej tak mocno kochasz tatę?

— Z każdym dniem, córeczko, zakochuję się w nim na nowo. — Z czułością cmoknęła mnie w czoło i ostatni raz obdarowując uśmiechem, wstała z kanapy.

Wyszła, a ja westchnęłam ze zmęczenia. Miałam dość. Serdecznie dość.

Wiem, powtarzam się. Ale nie potrafiłam inaczej. Chyba tylko resztki zdrowego rozsądku powstrzymywały mnie przed... Nawet nie chcę o tym mówić.

Siedziałam, z pozoru nie wyglądając na kogoś, kto umierał od środka. Nie płakałam, bo nie miałam już na to siły i wystarczającej ilości wody w organizmie. Jedynie Luke mógł sprawić, że wróci dawna ja. Tylko on dałby radę przywrócić mnie do normalnego stanu, gdzie byłabym wolna. Nic by mi nie ciążyło na sercu i duszy. Nie czułabym tego ciężaru, który przygniatał mnie z każdej strony, próbując pozbawić życia.

W pomieszczeniu rozległ się dzwonek mojego telefonu, więc odebrałam połączenie od Kylera.

— Hej, Ky. — Przywitałam się, poprawiając dresowe szorty, które podwinęły mi się na pośladkach.

No cześć, Lex. Jesteś w domu? — Jego wesoły nastrój mogłam nawet poczuć przez telefon.

— A jak myślisz? — Wywróciłam oczami.

No pewnie, że tak. W takim razie ogarnij się trochę, bo za chwilę wpadamy. Wyszło kilka nowych filmów, więc zrobimy sobie seansik. Dozo!

— Ale... — Nie zdążyłam dokończyć, ponieważ chłopak się rozłączył. Po raz kolejny, a tysięczny tego dnia westchnęłam. Nie dają mi w spokoju umierać.

Zczołgałam się z kanapy, odkładając na bok koc. Nieuniknione było, że moi przyjaciele się pojawią i nic żadnemu z nich nie wypadnie, w takim razie wypadało się odświeżyć. Zabrałam z pokoju czystą bieliznę i dresowy komplet, a następnie udałam się do łazienki. Rozciągniętą koszulkę Luke'a i dresowe spodenki wrzuciłam do kosza na pranie, po czym wzięłam prysznic. Po wysuszeniu ciała ubrałam czarny komplet przylegających dresów i bluzy z trzy czwarte rękawami bez kaptura. Włosy tylko rozczesałam, ponieważ były czyste i splotłam w niechlujnego warkocza. Na wizytę królowej w końcu nie czekałam.

W kuchni przygotowałam trzy karmelowe kawy mrożone i zaniosłam je do pokoju, wiedząc, że moi kochani przyjaciele, siła by mnie wepchali do kuchni, prosząc o zrobienie napoju, jeśli nie zrobiłabym ich wcześniej. W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Ruszyłam z zamiarem wpuszczenia przyjaciół, ale kiedy stanęłam w przedpokoju, mój ojciec witał się z blondynem i bliźniaczkami. Posłali mi miłe uśmiechy, więc postarałam się to odwzajemnić. Przywitali się ze mną i ruszyliśmy w stronę mojej sypialni. Po drodze niespodziewanie Kyler zarzucił mnie sobie na ramię, przez co pisnęłam przerażona, ale po chwili wybuchłam śmiechem jak reszta. Jednak oni też potrafią poprawić mi humor, choć minimalnie.

Leżąc z tą trójką na jednym łóżku czułam się jak dawniej, z wyjątkiem bólu, który Luke po sobie zostawił. Z tym chłopakiem przeleżałam miliony godzin na moim łóżku, oglądając różne filmy, przytulając się i skradając sobie buziaki oraz rozmawiając o wszystkim. Brakowało mi tego z każdym dniem coraz bardziej.

— Zaraz wrócę — powiedziałam, schodząc z łóżka.

— Możesz zrobić herbatę mrożoną. — Taylor wyszczerzyła się, ukazując swój kolorowy aparat ortodontyczny.

— Może jeszcze frytki do tego? — Fuknęłam, nie zatrzymując się.

Zeszłam na parter do łazienki. Idąc korytarzem, spostrzegłam rodzicielkę stojącą w ledwo uchylonych drzwiach, która szeptała coś do osoby po drugiej stronie.

— Mamo? — spytałam.

Podskoczyła przestraszona i szybko pożegnała osobę, z którą rozmawiała, jakby zobaczenie jej przeze mnie było czymś zakazanym.

— Eee, kto to był? — Uniosłam brwi w zdziwieniu, wskazując na drewnianą powłokę.

— Sąsiadka, skarbie. — Uśmiechnęła się lekko, ale widziałam na jej twarzy lekkie zakłopotanie, co oznaczało, że kłamie.

— Doprawdy?

Chciałam otworzyć drzwi i wyjść na dwór, aby rozejrzeć się po ulicy, ale uniemożliwiła mi to. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc jej zachowania.

— Mamo, co ty kombinujesz?

— Skarbie, powiedziałam ci, że to była sąsiadka.

— To dlaczego się tak podejrzanie zachowujesz? — Założyłam ręce pod biustem.

— Dziecko, nie wygłupiaj się. — Odeszła, a ja szybko wybiegłam przed dom. Panował lekki mrok, ale wszystko było widoczne, a do tego wszystko rozświetlały latarnie. Na końcu ulicy o prawej stronie spostrzegłam czarną postać, która zniknęła za rogiem. Wysoki jak wieża o szczupłej sylwetce. 




















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro