Rozdział 4
-Zero, gdzie jesteś? Zero! – czy on zawsze musi być taki irytujący. Nie może zająć się czymś innym?
-A gdzie mogę być Matt?
-A tu jesteś! Czemu ciągle siedzisz w tych książkach? Wyjdź na świat! Pooglądaj telewizje...
-Nie mam czasu. Jutro egzamin.
-Jaki egzamin?
-Na studia.
-A no tak, zapomniałem. Tobie to tylko nauka w głowie! Żadna zabawa! Ej, może pójdziemy dziś do klubu nocnego w świecie żywych?
-Zwariowałeś? Wiesz przecież, że za to grozi kara.
-Ale jestem pełnoletni i jako akie szkolenie przeszedłem, ty również, więc w czym problem?
-Słuchaj naprawdę mam dużo nauki. Nie mam czasu na takie zabawy.
-To może ubijemy interes?
-Jak się powiedzmy „zgodzę" to dasz mi spokój?
-Tak. Dam ci spokój, przygotujesz się na egzamin i ani słowem się do ciebie nie odezwę, przynajmniej dzisiaj, ale za to jutro idziemy do świata żywych.
-Może być ale do klubu nie wejdę. Wybierz jakieś inne miejsce żebym też miał jakieś szanse.
- Coś się wymyśli.
****
Dlaczego musi wybierać takie dziwne miejsca?
-Szpital psychiatryczny? Serio?
-Klubu nie chciałeś... Nie martw się już ci upatrzyłem taką jedną.
-Co zrobiłeś? Wiesz, że nie chce być w związku.
-Oj tam. Przesadzasz.
-A pyzatym ona jest chora.
-Ale pogadać z nią możesz. Przecież nie jesteś gejem.
-I ma mnie zobaczyć? Tylko ty jesteś taki mądry...
-Już nie marudź. Rano była na badaniach i nic nie jadła cały dzień. Pokój 34. To dobra okazja do rozmowy.
-No okey... Czekaj! Gdzie ty idziesz?
-Do klubu. Myślałeś, że będę tam siedział i patrzył jak kiepsko podrywasz.
-Ale z ciebie...
-Na razie!
Jak ja go nienawidzę! No ale dobra, przecież nie pozwolę dziewczynie głodować.
Dość szybko znalazłem stołówkę, wziąłem coś do jedzenia i zaniosłem pod jej drzwi i zapukałem. Latająca taca trochę przerażała ludzi ale nikt (w sensie lekarze) na to nie zwrócił uwagi. Oczywiście dziewczyna nie zauważyła mnie. Wzięła tacę trochę zdezorientowana i wróciła do pokoju. Trochę to potrwa zanim mnie zobaczy. Nawet nie jest brzydka. Choć z włosami trochę przesadziła.
Po kilku minutach do jej pokoju wszedł lekarz i ja razem z nim. Może czegoś się o niej dowiem.
-I jak się czujesz? Głos wrócił? To tylko efekt uboczny leków, nie musisz się martwić.
-Chyba wrócił – powiedziała niepewnie i dość cicho.
-To dobrze, bo mam dla ciebie wspaniałą wiadomość: idę na emeryturę! Spadała z łóżka. Przypadkiem nie powinna się cieszyć? Z wyglądu nie wygląda na miłego.
-Nie wygłupiaj się. Wiesz, że tego nie lubię. Wracając do sprawy – nawet nie zaczekał, jak się podniesie, co za kultura... – zostaniesz przeniesiona. Nie rób takiej zaskoczonej miny. Całe życie nie będziesz siedzieć w jednym miejscu!
-Gdzie?
-Nie mogę powiedzieć. To tajne. Mam tylko nadzieje, że będzie ci w nim lepiej niż tutaj. Jutro wyjeżdżasz.
-Już jutro?
-Tak.
-Coś jeszcze powinnam wiedzieć?
-Nie jestem pewien ile mogę ci powiedzieć. Mam nadzieję, że tyle wystarczy.
-Ktoś jeszcze się przenosi ? Leczyłeś kilka osób.
-Nie.
Powiedział i chyba można uznać rozmowę za skończoną. Chyba jeszcze mnie nie zauważyła albo jest w szoku po otrzymaniu takiej informacji. Lekarz wstał, błyskawicznie wyjął strzykawkę i wpuścił jakąś substancję w jej ramie. Nawet nie zdążyła zaprotestować. Po chwili przyszli jacyś lekarze i wynieśli ją z budynku. Wyniki będą dopiero za kilka dni, chyba nie będzie przeszkadzać jeśli zostanę trochę dłużej w świecie żywych?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro