Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8

    Wchodząc do domu po skończonych lekcjach, zaczęłam sprzątać w całym domu, by nie wyszło, że jestem jakaś niechlujna. Przygotowałam dosłownie wszytko na jego przybycie. Ciekawi mnie, skąd ma mój adres, bo gdy chciałam go mu podać on odpowiedział krótko i zwięźle ,,już go mam". Zdziwiłam się i to bardzo, ale pomyślałam, że skoro ukradł klucze, to czym są przy tym informacje na mój temat?
     Położyłam się na łóżku, z nadzieją chwili odpoczynku po szkole i po porządkach. Jednak nie na długo. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi i jak oparzona prawie nie pobiegłam by ich otworzyć.
    W progu zostałam gościa, którego oczywiście się spodziewałam, ale nie z takim... Dodatkiem.

- Ty palisz? - skrzyżowałam ręcę na piersiach, opierając się przy tym o framugę drzwi.

   W tym momencie musiałam wyglądać lepiej, niż zajebiście. Już to sobie wyobraziłam. Dawałam wrażenie wyluzowanej i w ogóle. Tak, jestem tego pewna.

    Spojrzał na mnie rozbawiony, co doprowadziło mnie do podobnego stanu. Wpuściłam go do środka, nie zamykając drzwi na klucz, bo pamiętam jak zawsze czułam się dziwnie z tym uczuciem. Od razu przypominały mi się horrory, z takimi momentami. Dlatego i ja nie zrobiłam tego teraz.

    Wprowadziłam go do pokoju, w którym od razu otworzył okno i wywalił papierosa. Nie powiem, zadowoliło mnie to, ponieważnie nie lubię tego zapachu, poza tym, gdyby wujek wyczuł to czuła bym się niezręcznie.
   
- Nie dość, że kujonek to jeszcze pedant. - zaśmiał się, po czym usiadł i oparł się ramionami o poduszki.

- Starałam się. - uśmiechnęłam się - A więc zacznijmy od biologi? Może bakterie. Kojarzysz?

   Usiadłam na przeciwko niego na ziemi, po czym sięgnęłam po książkę od biologii i jakiś brudnopis, który mu dałam. Niech zapisuje sobie wszystko, a potem niech sobie powtarza. Tak będzie najprościej.

- Gdybym znał, to chyba bym zdał, nie sądzisz?

- Fakt, fakt. No to zacznijmy od nich. Na poprawkach często występują, więc warto je powtórzyć.

- Zanim zaczniemy. Mam pytanie. - spojrzałam na niego wyczekująco, a on po chwili dokończył - Dlaczego siedzisz na ziemi?

    To było to ważne pytanie, przez które nie możemy zacząć nauki? Mentalnie strzeliłam sobie piątkę w twarz. Czasami zadaje takie głupie pytania, że aż nie chce mi sie do niego przyznawać.

- Wygodniej mi. - wzruszyłam ramionami.

    Po części tak było, ale gdy zdałam sobie sprawę o moich wyborach uczuciowych, wolałam nie zbliżać się jakoś specjalnie do niego. Wolałam trzymać się na dystans. Nawet metra.

- Zacznijmy od tego, że to komórki o budowie prokariotycznej, albo po prostu jednokomórkowce, które tworzą grupę mikroorganizmów. Te grupy stanowią osobnę...

    Jak to on powiedział... Ja się produkuje a on patrzy na mnie z miną ,,skończ kobieto". Domyślam się, że w taki sposób nie ugram zbyt wiele, oraz tylko marnuje czas, więc chyba czas spróbować czegoś innego.

- Dobra, zmiana. Komórki.    
 
  Wstałam i zacnie jak, i powabnie podałam mu dłoń, którą z małym wahaniem przyjął. Widziałam, że nie za bardzo chce mu się wstawać z łóżka, ale cóż. Musi.

- Widzisz. Komórki dzielą się na te dobre i na te złe. Gdy niektóre są skażone, obumierają a reszta bierze z nich przykład. Podzielmy się na rolę. Ja będę tą złą komórką, a ty tą dobrą.

- Chyba na odwrót. - uśmiechnął się.

   Tylko kiwnęłam głową i zrobiłam to samo. Jejku, ja nie robie nic innego przy nim! Tylko się szczerze do niego. Muszę być bardziej... Zdystansowana! Od teraz zero uśmieszków i śmieszków. Sto procent powagi!

- No okej. A więc. Żyjemy w jednym organizmie, pokoju  a ty stałeś się skażony. Powoli zakarzasz inne komórki które nic nie robią tak jak ty. Ja jako ta zdrowa komórka– zaczynam kręcić się koło niego. – Zaczynam brać z ciebie przykład.– szepnęłam mu do ucha.– Zaczynam "umierać". Ale jednak coś mi pomogło. Zaczęłam znowu normalnie funkcjonować. Inne komórki po zobaczeniu tego także zaczęły coś robić a tobie... Tobie nie daliśmy żadnych szans.– dźgnęłam go palcem w klatkę piersiową.

– Ale czasami złe komórki są silniejsze.– przekrzwił głowę.

– Zgadza się. Dlatego trzeba wiedzieć jak dobrze je zwalczać.– naśladowałam jego ruch. – Na przykład tak.

    Uderzyłam go poduszką z zaskoczenia. On spojrzał na mnie z miną ,,jestem zbyt dojrzały na to". Patrzyliśmy na siebie tak chwilę, po czym on zaczął się śmiać i mi oddał. Zaczęła się walka, której w niesposób było przerwać. Cóż... Zła komórka w tym momencie wygrwałała, a ja nie mogłam powstrzynać się od śmiechu.


- Zostaw mnie prosze. - powiedziałam między śmiechem.

A miałam być poważna!

- Teraz to proszę. Zaczęłaś to dokończ hahaha.

   I serio miałam w planach to zakończyć. Podcięłam mu nogi w taki sposób, by upadł na poduszki, a nie jak w jakiś kryminalnych filmach o kant szafki. Co to, to nie. Aż tak nie ostrożna nie jestem. Może bardziej niezdarna, niż nieostrożna...
    Jednak poszło nie po mojej myśli, chyba złapał się pierwszej lepszej rzeczy, którą miał pod ręką. Szkoda że to byłam ja...
   Upadłam na niego, i nie było tak źle. On miał gorzej. Ja miałam dosyć miękkie lądowanie nie to co on. Ziemia a na niego ja. Oj, aż mu współczuje... A nie. Jednak nie.

- Frajer. - zaśmiałam się i otworzyłam oczy, które zamknęłam w obawie przed upadkiem.

    I gdy je otworzyłam, zrobiło mi się trochę gorąco. Za blisko. I to zbyt blisko. Już w pełni poważna, patrzyłam mu prosto w oczy, nie wiedząc co zrobić.
     Jednak gdy usłuszałam, wejście przez drzwi frontowe, od razu się z niego sturlałam, a on automatycznie chciał mnie złapać, ale skończyło się tak, że jego ręka znalazła się podemną i nie było to dla niego zbyt przyjemne.

- Hej [imię]! - krzyknął wujek w korytarzu, po czym wszedł do mojego pokoju się przywitać - Już jestem... - zdziwił się na widok Kastiela. Patrzł na niego przez chwilę, po czym jakby go coś olśniło - To ty uciekasz z moich wychowań fizycznych?

    Kastiel spojrzał to na mnie, to na niego, chyba zaskoczony tym, że pamięta go tylko przez to. Jednak już nic nie mówiąc, usiadł normalnie na łóżku, nie zważając, że jest cały roztrzepany.

- Ta, to ja. - podał mi rękę, którą po chwili przyjęłam i usiadłam obok niego.

- Co robiliście na ziemi? - chyba teraz do niego dotarło jak nas zastał.

- To jasne wujku. - uśmiechnęłam się głupio - Uczymy się.

    On niepewnie kiwnął głową i wyszedł powoli z pokoju. Po chwili usłyszałam głupi śmiech Kastiela, który sam mnie rozbawił.

- Uczymy się. - powtórzył moje słowa i znowu zaczął się śmiać - Wiesz jak mnie teraz ręka boli? - śmiał się chyba przez to jeszcze głośniej, trzymając się przy tym za obolałą rękę.

    Chciałam być poważna, ale gdy tylko na niego spojrzałam znowu zaczęłam się śmiać. Wyglądał idiotycznie z tą ręką. Chyba by mnie zabił, gdyby dowiedział się, że to właśnie z niego mam beke.
    Mimo, że głupio wyszło z wujkiem, to wiedziałam, że mogło wyjść jeszcze gorzej, więc bez spin. Jakoś dam sobie radę.

- Dobra, zacznijmy się uczyć deklu. - powiedział między łzami śmiechu. - Bo znowu się tak skończy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro