Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

     Siedziałam od rana w łazience, dobierając odpowiedni strój na dziś. Nie chce przypominać Nataniela, choć stylówę ma niezłą. Jednak to nie jest moja stara szkoła. Nie mogę pozwolić sobie na moje widzi mi się bo źle się to zazwyczaj kończy.
    Po dłuższej chwili, usłyszałam pukanie do drzwi, przez co ubrałam pierwsze lepsze co.

- [imię], pośpiesz się. Też chcę skorzystać z łazienki. Mam pracę. - jęczał desperacko wujek Borys.

   I rozumiałam go. Uczył wychowania fizycznego i może przez to dobitnie wiedział jak higiena jest ważna. Poza tym, jest nauczycielem. Szkoła to jego praca. Nie może przychodzić do niej zaniedbany, tylko przez moje zbyt długie przebywanie w łazience.

- Już wychodzę! - krzyknęłam, zakładając na siebie luźny sweter i intensywnie ciemne rurki.

    Wyszłam z łazienki, od razu kierując się do swojego pokoju. Spakowałam wszystkie książki i inne duperele, które zawsze biorę do szkoły. Nie miałam jeszcze lustra w pokoju, więc zmuszona byłam użyć telefonu, by zobaczyć czy choć włosy nie wyglądają tragicznie. I serio nie było źle. Może czasami wyglądam lepiej, ale nie ma dramatu.

    Czekałam w korytarzu na wujka, z którym jadę dziś do szkoły. Dlatego wstałam później. Myślałam, że zdąże doprowadzić się do oczekiwanego stanu, jednak nie uwzględniłam w swoich planach wujka. Gdy wczoraj wstałam wcześniej, nie musiałam się śpieszyć. Wujek miał i tak późnien być na miejscu.
   Nastęonym razem pomyślę i o tym.

   

   Już w szkolę, nie chciałam mieć kontaktu z nikim. Po prostu taki humor. Nie wiem czym spowodowny. Rano było jeszcze wszystko w najlepszym stanie, a teraz mam ochotę skończyć lekcje i po obijać się w łóżku z jakimś dobrym filmem i dobrym jedzeniem. Problem w tym, że moje plany krzyżuje szkoła.
    Wchodząc do niej, starałam się nie nawiązywać z nikim najmniejszego kontaktu. Widząc Kastiela, na jednej z ławek, nie zareagowałam jakoś specjalnie. Nawiązaliśmy krótki kontakt wzrokowy, jednak szybko go przerwałam i weszłam do łazienki.
     Jeżeli odezwę się do kogokolwiek, może zakończyć się to tragicznie. Nie chcę psuć kontaktu z Kastielem, przez zły dzień. On chyba to zrozumie.

    Przez każdą lekcję, nie odwracałam wzroku od zeszytu, w którym co moment coś rysowałam. To musiała być jakaś abstrakcja, bo sama do końca nie wiedziałam co to wszystko jest. I tak wyglądał ten cały dzień. Zeszyt i łazienka, do której ciągle chodziłam, bo nie cieszyła się tłumami.
     W końcu nastał wyczekiwany przede mnie moment. Koniec lekcji. Spakowałam wszystkie książki i poszłam do szatni się przebrać. Musiałam robić to tak mozolnie, bo gdy skończyłam nie było nikogo. Lepiej dla mnie.

   Wychodząc już całkowicie z szkoły, zobaczyłam Kastiela siedzącego na jednej z ławek, wraz z tym szarowłosym dobroczyńcą. Nie widzieli jak wychodzę, bo siedzieli tyłem do mnie, a ja sama mogłam wyjść bez zbytniej uwagi.

   Choć humor miałam już troszkę lepszy. Z naciskiem na troszkę, nie czułam się już tak zdystansowana do wszystkich, jednak nadal dla pewności mogli by do mnie nie podchodzić. W takim stanie znajdowałam się po ostatniej lekcji. Czyżby ona tak na mnie działała?

- [...] Pamiętasz jak opowiadałem ci o tej dziewczynie z plaży? Nie uwierzysz, to [imię]. Teraz mnie unika. - prychnął.

   Och, czyli ten chłopak wie mniej więcej o tamtej sytuacji? O nie. Drażniło mnie to, że Kastiel już o tym wie. Co dopiero ten chłopak. Z kim podzielił się tą nowinką? Nie, nie wydaje się być plotkarą. Chociaż nie znam go. Poza tym, nie zrobiłam nic aż tak złego. Każdy może robić to co chce i tego się trzymajmy.

- Powiedziałbym, że wszystkich unika, nie tylko ciebie. Pogadaj z nią i... - skontrował jego kolega.

   Niestety nie miałam okazji posłuchać dalej, bo musiałam iść, a jak idiotka nie będę za nimi stać i podsłuchiwać.
   I nie unikam tylko go. Tak jak nieznajomy powiedział, unikałam każdego. Nie powinien tego aż tak brać do siebie.
   Dobra tam. Po prostu wyszłam i zaczęłam kierować sie w stronę domu wujka. Niestety nie mógł dziś ze mną wrócić, ponieważ prowadził dodatkowe zajęcia, na którę nie chodzę. A półtora godziny nie będę czekać. Wolę iść na pieszo.

   Nagle uszłyszałam jak ktoś krzyczy moje imię. Automatycznie skierowałam w tamtym kierunku wzok, widząc nieznajomego mi bruneta, z jakąś kartkeczką w dłoni.

- My się znamy? - zapytałam zdezoriętowana.

- Nie, to znaczy... Tak. Chodzimy do tej samej klasy. Nazywam się Kentin.

    Przypomniało mi się po chwili, że chyba naprawdę chodzi ze mną do klasy. Jego imię było wyczytywane kilka razy, a on kilka razy je poprawiał.

" Kentin, nie Ken".

Trochę mnie to bawiło, przez co prawie chciałam zobaczyć kim jest ta osoba. Choć w sumie pomyślałam: ,,jeśli będę miała go zobaczyć, to zobaczę". Stało się to szybciej niż sobie wyobrażałam. Ja mam chyba jakiś dar.

- No tak... Pamiętam cię. - uśmiechnęłam się ciepło.

   Spojrzał na mnie, po czym się zarumienił. W jego przypadku było to niezmiernie słodkie.
     Przyjrzałam się mu. Wysoki brunet, z zielonymi oczami. Wyglądał na dobrze zbudowanego, a jego strój trochę w stylu wojskowym, strasznie mnie rozczulał z tym rumieńcem.
   Co z tą szkołą jest nie tak? Dlaczego nie ma tu brzdkich chłopaków?

- Zgubiłaś kartę biblioteczną. - podał mi ją.

    Niezwykle cieszył mnie fakt, że te karty nie mają zdjęć jak dowody czy legitymacje szkolne. Wyglądam na każdym z tych zdjęć jak największy głupek.

- Dziękuje. - schowałam kartę do plecaka - Nawet nie zauważyłam, że ją zgubiłam. Tak inną drogą, pierwszy rok?

    Zaczęłam powoli iść przed siebie, zachęcając go by szedł za mną i...  Zrobił to. Zaczęliśmy powoli iść przed siebie, choć może prowadzę go w kompletnie przeciwnym kierunku od jego domu? Chociaż gdyby tak było, to by tak powiedział.

- Hah tak jakby. Mój pierwszy rok, trwał w tej szkole kilka dni, po czym się przeniosłem. Dopiero teraz znowu wróciłem.

- Czyli nowy prawie tak samo jak ja. - zaśmiałam się - Miałeś jakiś szczególny powód odejścia?

- Jeden, ale raczej nie jest to zbyt...

   Nie dokończył po tym, jak zobaczył Kastiela zbliżającego się do nas. Widziałam małe niezadowolenie na twarzy Kentina, na widok jego kolegi z klasy. Jednak odwrócił od niego wzrok, posyłając mi olśniewający uśmiech.

- Hej kujonie.

   Przywitał się ze mną, jak zwykle grzecznie, olewając przy tym konpletnie Kena. Było to niemiłe.

- Hej... Potrzebujesz czegoś?

   Wydało mi się to dziwne, że nagle zjawił się tutaj, jak gdyby nigdy nic. Choć nie było w tym nic złego. Każdy może iść przez chodnik, nawet jeśli ma być nie uprzejmy.

- Po prostu wracam do domu. Mam chyba do tego prawo, pani sędzio?

   Kentin stał tylko i się nam przyglądał. Najbardziej Kastielowi, który nawet na moment na niego nie spojrzał. Brunet wydał się dziwnie zmieszany jego zachowaniem, ale nic nie mówił.

- Jasne. Nie wiem tylko jak na to prokurator. - zaśmiałam się, kiwając głową na Kena - Nie no, ja też zacznę się zbierać do domu. Cześć Kentin, cześć Kastiel.

    Zielono oki odmachał mi z uśmiechem i poszedł w przeciwnym kierunku. Czyli dobrze myślałam, że źle go prowadzę.
    Dobrze, że Kastiel przyszedł. Za długo gadałam z Kenem i mimo, że było to nawet przyjemne, to nie chciałam żeby wujek był przedemną bo tak się rozgadam.
    Jego przyjście dało dwie rzeczy. Czas mi na powrót i jego samego. Tak, szedł w tym samym kierunku i nie wiem w jakim celu. Może mieszkał niedaleko mnie? Mimo wszystko, lepiej idzie się z kimś obok. Na dodatek z nim.

- Nie lubisz go?

   Długo się nad tym zastanawiałam. Nawet Na niego nie patrzył, nie mówił, nic. Jakby był niewidzialny i nie chciany. Nie zachowywał się tak dla wielu osób. Raczej miałam wrażenie, że tolerował wszystkich, oprócz Nataniela.

- Raczej on mnie. - zaśmiał się, pisząc coś w telefonie.

   Denerwowało mnie to. Nie mógł by go schować i zobaczyć, że tu jestem? Mniejsza. Może ma jakaś ważną sprawę, a może musi odpisać. Tylko, że on robi to w przeważnie wtedy, gdy coś jest nie tak. Tylko nie wiem jeszcze co.

- Niby dlaczego?

- Boże czy ty musisz być aż tak ciekawska? - schował w końcu telefon i spojrzał na mnie znudzony.

- A czy ty musisz być aż tak tajemniczy? - skontrowałam z uśmiechem.

- Mówi to ktoś kto sam nic o sobie nie mówi. - w końcu się uśmiechnął.

- Zależy co chcesz wiedzieć. - wzruszyłam ramionami.

   Nie byłam zbyt nieufna. Jeżeli ktoś mnie o coś - nie nahalnie - pytał, byłam w stanie odpowiedzieć bez różnych zawahań.  Nie uważam, że jestem jakaś tajemnicza. Po prostu nie mówię, gdy mnie nie zapytają.

- Skąd jesteś?

- Australia. Wystatczy? - zaśmiałam się.

   Ah, trochę mi jej brakuje. Nie byłam w niej od miesiąca, a ciężko od tak się odzwyczaić od miejsca, w którym przeżyłeś całe życie. Poza tym, zostali tam wszyscy moi znajomi i bliscy. Choć teraz tutaj ich mam.

- Nie koniecznie, ale sam się wszystkiego sam dowiem. Tak w ogóle gdzie idziesz?

Już nie jestem tajemnicza. Wie skąd jestem. To już coś!

- Do domu? - zapytałam retorycznie.

- Mieszkasz sama? - uśmiechnął się.

    Normalnie te pytanie zawsze mnie denerwował. "Ile masz lat", "skąd jesteś", "jak wyglądasz", "gdzie mieszkasz". Ale w jego wykonaniu mnie to bawiło. Bo znał mnie trochę. A te pytania zadawali nieznajomi chłopacy, którzy akurat się mną zainteresowali. A on nie musiał o to pytać, bo wiedział, że tak czy siak się o tym dowie, bo chodzimy razem do szkoły i kolegujemy się.

- A co? Chciałbyś to wykorzystać? - wyszczeżyłam się zadziornie.

- Co?

   Nie dowierzałam sobie. Kastiel patrzył na mnie zarumieniony, jednak gdy skapnął się o tym, od razu odwrócił głowę i zaczął się śmiać a ja zaraz po nim.
    Wyszło tak dziwnie i dwuznacznie, że nawet król podrywu się zaczerwienił. Na myśl przyszły mi te wszystkie memy w stylu:

,, Kiedy mówisz mu że idziesz spać a pisze bezemnie?"

-  Żartuje. Nie przeżyłabym sama. Mieszkam z wujkiem. A ty?

    Serio bym nie przeżyła. Nie wiem jak płaci się za jakiekolwiek rachunki chyba, że te w jakiejś knajpce. Nie umiem wypełniać żadnych zaświadczeń, a poza tym, zanudziłabym się sama. Bo jeśli bym wynajęła coś, to jasne, że była bym sama bo jestem w zbyt świeżym miejscu.

- Sam. To znaczy z rodzicami, ale ich nie ma więcej niż są.

   Ciekawe, czy jest aż tak odpowiedzialny, że postanowili powierzyć mu samemu dom, czy po prostu nie mieli go z kim zostawić. Poza tym, nie ma ich więcej jak są. Nie brakuje im syna? A jego rodziców? Nie mogą jakoś... Spróbować mieć z nim kontakt? Choć za mało wiem o tej sprawie by oceniać. Zbyt mało.

- Nie tęsknisz za nimi? - przybrałam poważny ton.

   Zawsze jak gadamy, to raczej nie bierzemy nic na poważnie. Lekceważąco podchodzimy do rozmowy. Ale czasami trzeba być poważnym. By przynajmniej nikogo nie zranić.

- A jestem dziesięcio letnim dzieckiem by tęsknić? - zaśmiał się i zatrzymał na przystanku autobusowym - Poza tym, mam psa.

    Szczerze? Wcześniej nie widziałam tego przystanku. Jednak usiadłam obok Kastiela z myślą, że gdyby padało, dach naszego tymczasowego miejsca nas ochroni a my sami nie będziemy musieli się śpieszyć z... Niczym.
      Fakt, że nie było nikogo prócz nas był dla mnie niezwykły. Nie lubię rozmawiać przy innych. Mam wrażenie, że wszystko słuchają...

- Pies ci starcza? - skrzywiłam głowę i usiadłam bokiem w jego stronę. - Nie wolałbyś przebywać z ludźmi?

- Głupia jesteś. - wywrócił oczami, przeciągając się przy tym - Gdy bym chciał, zaprosił bym kogoś. Tak czasami robię, ale rzadko. Widzę ludzi w szkolę i mi wystarcza.

    Nie można żyć tylko z psem. To znaczy, psy są fajne, ale czasami trzeba wyskoczyć gdzieś z znajomymi czy przyjaciółmi. Nie stawać się aspołecznym. Nie chce by miał kontakt z innymi tylko w szkole. Nawet ze mną.

- Jeśli będziesz chciał, to możesz spotkać się ze mną. - spojrzałam na zegarek, niby że mi się śpieszy. - Dobra, ja się zbieram do domu. Dzięki, że mnie trochę odprowadziłeś.

- Nie celowo. Miałem po drodzę.

    Spojrzałam na niego pobłażliwie, rozbawiona tym. Niech myśli sobie co chce.
    Wstałam, pomachałam mu na pożegnanie i poszłam sobie, gdy on nadal siedział na przystanku. Nie śpieszy mu się do domu chyba.
     Nie chciałam tam dłużej siedzieć, bo nie chciało mi się słuchać jego zgryźliwości. Jejku, chce być miła i pomocna, a on jest dla mnie wtedy szczególnie opryskliwy. Może nie jakoś szczególnie, ale w porównaniu do innych momentów, to tak trochę bardziej. Jednak lubię go, więc będę pamiętać by nie rozpoczynać niewłaściwych tematów.

   Idąc, dostałam wiadomość od nieznanego mi numeru. Na samym początku w ogóle nie chciałam jej czytać, ale jak zwykle zrobiłam inaczej i... I chyba nie straciłam za dużo.

Nieznany numer:
Nie unikaj mnie tak już:)

Coś myślę, że autorem tej wiadomości jest Kastiel, no bo kto inny?

                                     Ja:
   No okej lisku:)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro