3
Nowy dzień. Dzień, który zmieni trochę moje życie. Wstałam dosyć wcześnie, by nie spóźnić się do mojej nowej szkoły - Słodki Amoris. Podobno, pierwsze wrażenie jest najważniejsze, jednak trochę się martwię. Nowi ludzie, z którymi znając życie będzie ciężko mi sie dogadać. Kolejna rzecz jest taka, że nikogo tam nie znam. Dlatego błagałam Dake by wyjechał razem ze mną. Zamieszkał u wujka Borysa, choć jego mieszkanie nie jest jakoś niezwykle duże. Mogłabym nawet się z nim podzielić pokojem, tylko po to, by był ze mną i wspierał mnie. Boję się zmian. A zmiana szkoły była dużą zmianą. Zbyt dużą. I nie przeszłam tutaj ze względu na ludzi. Tam byłam niewidzialna. Denerwowało mnie to z czasem. Bo nikt nie chce być uważany jako tło. Byłam po części duff'em Dakoty. Nie będę już niewidzialna - nadal nie wiem czy to plus.
Ubrałam białą koszulę, dodając do niego niebieski krawat. Wszystko to wkasałam w czarną rozkloszowaną spódnice. Wyglądałam źle i nawet ja to widziałam. Jednak nie wiem czy obowiązują w naszej szkole mundurki i nie chcę zbyt ryzykować. Chce się wpasować, choć przy tym, moje pierwsze wrażenie będzie leżeć. Mimo wszystko rozsądek kazał mi iść tak jak byłam i tak zrobiłam.
Wujek Borys, zaproponował mi podwózkę, jednak chciałam trochę zwiedzić okolicę i sama się przejść do szkoły. Nie było w tym nic złego w moim mniemaniu. Chciałam być samodzielna. To chyba dobrze.
Wyszłam z domu w szampańskim nastroju. Była to dla mnie swego rodzaju ucieczka. Ucieczka od Australii. To miejsce było z deka niebezpieczne, przez ilość groźnych zwierząt, jednak było tam wiele pięknych miejsc. Różowe, samodopływowe jezioro Hillier na wyspię Myddle. Niesamowitę, co potrafią sprawić czasami flora i fauna. Jednak tu nie jest źle. Piękne parki i jeziorka. Ludzie, którzy może nie patrzą na ciebie zbyt przychylnie, ale nie wrogo. Nie jest źle. Mam nadzieję, że szkoła da mi podobne wrażenie i już pierwszego dnia nie będę miała wrogów. To było by dramatyczne.
Idąc chodnikiem dosyć... Mozolnie, przypomniał mi się cel mojej przechadzki. Mam szkołę. I zapis do niej. Na szczęście wujek pozałatwiał większość rzeczy, jednak ja musiałam dostarczyć zdjęcia, których Borys niestety nie posiadał.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał za trzydzieści dziewiątą. O dziewiątej rozpoczyna się ten cały cyrk, więc mam czas. Dużo czasu. Hm, w sumie fajnie tak myśleć, nawet nie znając odległości do tej szkoły.
Dlatego postanowiłam popytać kilku przechodniów o drogę do Liceum. Cóż okazało się, że przedemną jeszcze kilka ładnych kilometrów. Zrozumiałam, że nie zdąże idąc tym tempem. Przyśpieszyłam by być trochę wcześniej. Cudem będzie jeżeli będę równo...
Chyba stał sie cud. Byłam przed czasem. Pięć minut...
Jednak dobre i to. Przedemną stała szkoła, jak każda inna. Może ta jest bardziej... Ciepła. Nie wydaje mi się, bym się odnalazła w tym klimacie. Nie jest mój i chyba nigdy nie będzie.
Na dziedzińcu było całkiem sporo osób. Zaczynając od grupki dziewczyn, które piorunowały każdego wzrokiem, do tych dziewczyn, które uśmiechały się ciepło i miło. Jednak byli też chłopcy. Też grupa, w której zaniepokoiła mnie czerwona czuprynka. Błagam by nie był to Kastiel. Tylko nie on. Z jednej strony fajnie mi się z nim gadało, a z drugiej to nie byłam ja. Nie prawdziwa. Byłam trochę... Otwarta.
Chyba też dlatego, od razu gdy na mnie spojrzał, odwróciłam wzrok. Mimo tego, czułam to. Palił mi skórę. Do bólu przypominając o zdarzeniu dla plaży. Czym prędzej ruszyłam do szkoły, idąc przez środek dziedzińca. Czułan jakby każdy się nagle mną zainteresował. Zobaczył mnie. I to było fajne. Nie byłam niewidzialna.
Chodziłam po korytarzu, szukając plakietki "Gospodarz" tak, jak wujek mi kazał. Jednak nigdzie nie mogłam jej znaleźć. Na szczęście z pomocą przyszedł mi srebrno włosy anioł.
- Szukasz czegoś? - zapytał, gdy był już bliżej.
Naprawdę wyglądało to zjawiskowo. Szedł dosłownie środkiem korytarza, a za nim promienie słońca, doskonale oświetlające jego sylwetkę. I te oczy... Niby nie typowe, ale fajna ta nietypowość.
- Um... Tak... - odwróciłam wzrok - Szukam pokoju gospodarza.
I o to mi chodzi. Nie potrafię rozmawiać z kimś, kim wiem, że może zniszczyć mi reputacje. Nagadać coś komuś i od razu będę postrzegana inaczej. Boje się plotek na mój temat. Dlatego nie chciałam spotkać Kastiela.
- W takim razie, chętnie ci pokaże. - wydał się zamyślony, tak, jakby sam nie do końca pamiętał gdzie jest te pomieszczenie.
I serio chyba tak było. Cóż... Grzecznie czekałam na jego krok, który jednak nie nastał. I nie nastanie.
- Odpuść sobie. Ja zaprowadzę [imię].
Modliłam się, by był to ktoś o zaskakująco podobnym głosie. Nie on. Moje modlitwy nie zostały wysłuchane i za plecami srebrno wyszedł Kastiel, prawie w skowronkach.
Kusiło mnie, by zapytać, czy na mój widok tak się cieszy, jednak się powstrzymałam. To było by nutkę nietaktowne.
- Znacie się? - wydał się zaskoczony.
- Kogo ja nie znam. - zaśmiał się rudowłosy.
Aż tak się tym pyszni? Ja też znam wiele osób w Australii, których on nie zna. I co? To sprawia, że jestem... Fajna?
- W porządku. To ja was zostawiam. Do zobaczenia.
I tego się bałam. Że dostaniemy sami, a z nami głucha cisza. Kto by pomyślał, że on także nie będzie chciał gadać, a będzie tylko głupio się uśmiechać? Napewno nie ja.
- A więc zaprowadzisz mnie go gospodarza? - zapytałam cicho i grzecznie.
Zdziwił się. I to bardzo. Spodziewał się innej mnie. Takiej jak na plaży. Cóż... Pozory mylą.
- Wiesz, na plaży trochę inaczej się... - przerwał w połowie zdania - Gdybyś bardziej się wysiliła, to od razu byś je znalazła. Pierwsze drzwi od prawej strony.
Kiwnęłam głową i poszłam w tamtym kierunki. Byłam szczęśliwa, że nie dokończył. Choć doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Nie chciał nawet jakoś kontynuować rozmowy. Po prostu odpowiedział i widziałam, że chce sobie pójść. Było mi trochę przykro. No i byłam zawiedziona. Zawiedziona sobą. I to ja byłam jedyną osobą, którą mogłam za to winić.
Wchodząc co pokoju gospodarza, zwróciłam uwagę na blondyna o podobnym stroju do mnie. Czyli mundurki jednak są?
Skierował na mnie wzrok, pokazując dłonią bym usiadła na przeciwko. Zrobiłam to, czekając przy tym by dokończył pisanie czegoś. Nie chciałam być nahalna.
- Dziękuje, że poczekałaś. - uśmiechnął się - Mam na imię Nataniel, i nie. Nie musisz się przedstawiać. Twój wujek mnie w tym uprzedził.
Pokręciłam z niedowierzaniem i podziwem głową. Ciekawe czy to przygotowywał, czy powiedział na żywiął. Pierwszy raz. Cóż, tak czy siak gratki.
Wyjęłam zdjęcia i wręczyłam je mu. On biorąc je, od razu otworzył jakieś dokumenty i przypiął je w odpowienim miejscu. Cieszyłam się, że to nie ja muszę to robić. Było to... Dobre, ale z jednej strony on musiał mieć za dużo na głowię.
- Dużo z tym roboty? - podniosłam jedną brew w górę, krzyżując ręce na piersiach.
Odchylił się na krześlę, myśląc nad odpowiedzią. Ładne miał oczy. Złotę. I jego blond włosy. Nieźle się komponowały razem.
- Całkiem sporo. Uczniowie najczęściej przynoszą papiery, i myślą, że po robocie. A to nie tak działa. - zaśmiał się - Ale tak zawsze jest z nowymi. To przeważnie ich pierwsze przeniesienie.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz! - zaśmiałam się entuzjastycznie - Ktoś ci z tym pomaga?
- Powinna pani dyrektor, ale ona zajmuje się częściej swoim psem. Poza tym, też na dużo na głowie. - po chwili natchnęło go tak, jakby zrozumiał, że może brzmieć to jak marudzenie - Ale nie jest jakoś ciężko.
Było to nudne i nieciekawe. Rutynowe. Widzę, że go to męczyło. I rozumiem, że nie chce by wyszło to jak coś negatywnego. Mam wrażenie, że udaje przesadnie ułożonego. Nie wiem tylko po co. Może dlatego, że go nie znam.
- Nie chce mi się iść na rozpoczęcie roku. - mruknęłam bez namysłu.
Serio. Jest tam zbyt dużo osób, z którymi nie chce mieć teraz kontaktu. Tzn... Zbyt dużo. Jedna osoba, ale za to robiąca za trzy.
- To zostań tutaj. Albo idź do domu, ale tak by nikt cię nie zobaczył. Plan lekcji masz na tablicy korkowej za tobą. Choć lepiej by było jakbyś poznała resztę.
- Wystarczająco już poznałam. - zaśmiałam się z wyczuwalną nutą niezadowolenia.
Odwróciłam się i przepisałam swój plan lekcji. Nie było jakoś specjalnie dużo tych klas. Oby nie było tak samo zbyt wiele osób.
Skierowałam się do drzwi, cicho dziękując i bajlando. Wyszłam z pokoju i prawie biegłam do wyjścia. Jednak znowu coś przeszkodziło w moich planach.
Kastiel stał oparty o ścianę, pisząc coś w telefonie. Gdy zobaczył, że ktoś wychodzi z szkoły od razu skierował na tą osobę wzrok. Żałuję, że to ja jestem tą osobą. Mogłam siedzieć z Natanielem i poczekać aż wszyscy wyjdą. Ale skąd mogłam wiedzieć?
- A ty nie na rozpoczęciu?
Myślałam, że uda mi się przejść bez żadnej interakcji z nim. Że nie odezwie się. Naprawdę go polubiłam, ale wiem, że tak czy siak ta znajomość nie wypali. Myślę po prostu do przodu. On w końcu to zrozumie.
- A ty nie na rozpoczęciu? - powtórzyłam jego pytanie.
Spojrzał na mnie jak na idiotkę, ale uśmiechnął się.
Odbił się od ściany i usiadł na ławce na przeciwko mnie, głupio się śmiejąc.
- Czyżby nasza kujonka się zgubiła? - zrobił politowaną minę.
- Ja się nie gubię. - chciałam pokazać mu język tak, jak zawsze to robiłam, gdy byłam młodsza, ale to nie byłby chyba dobry pomysł - Ja się nie odnajduje. To różnica.- przerzuciłam włosy do tyłu, jak te typowe sucze szkolne, po czym się zaśmiałam.
Nawet gdybym chciała iść na te rozpoczęcie roku, to nie mogłabym, bo nie wiedziałam i nadal nie wiem, gdzie dokładnie się znajduje. Same plusy. Nie pójdę, bo nie wiem gdzie to jest. Spryt. Czysty spryt.
- Gdybyś chciała, poprosiłabyś kogoś by cię oprowadził. Zrobiłbym to sam no, ale wiesz. - wstał i poszedł w stronę wyjścia z terenu szkoły - Nie chce mi się.
Och, mam go błagać? Prosić? Co to, to nie. Mam swoją dume i godność. Jeżeli myśli, że zniże się do jego i tak niskiego poziomu, to się grubo myli. Pochodze z rodu [nazwisko]. Jestem pewna, że ktoś z moich przodków był kimś wielkim i patrzy na mnie z dumą, za taką postawę.
- Poproszę Nataniela. Wydał się miły! - stwierdziłam energetycznie i z uśmiechem po czym zaczęłam iść do szkoły.
- On powinien zrobić to od początku. - mruknął głośno - Dobra oprowadzę cię.
Nagle mu się chce? Łaski bez. Jeśli ma to być dla niego nie wiadomo co, to niech tego nie robi. Nie lubię jak ktoś robi coś na chama. Sama po sobie wiem, że niektórych rzeczy po prostu się nie chce. I dobrze powiedzieć o tym w prost. A tak to wychodzi na siłę i oboje to wiemy.
- Nie ma w tej szkole nic ciekawego. - zrobił mozolny obrót, który sprawił, że szedł do tyłu, a ramiona miał szeroko rozwartę pokazując mury szkoły - Prawie nic. Jest jedno miejsce. I tylko one jest godne uwagi.
Zaczął iść szybciej na koniec korytarza, w takim tempie, że ledwo go doganiałam. On robi to celowo, prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro