15
Idąc przez korytarz nie widziałam nikogo. Lekcje, a może wyszli do sklepu nie opodal? Bardziej druga opcja, ponieważ przed ostatnia lekcja jeszcze się nie zaczęła, a do jej końca było jeszcze trochę czasu.
Weszliśmy do pokoju gospodarzy. Było w nim kilka dziewczyn, przy czym zero chłopaków, nie licząc Nataniela. Obecność Melanii nie była dla mnie jakoś niesamowicie zaskakująca, ponieważ chyba jej się podoba nasz gospodarz. Rozalia i Viola... To były niespodzianki. Roza raczej nie interesowała się niczym co nie dotyczyło jej i jej chłopaka, a tu proszę. Violetta trochę inaczej. Była zbyt nieśmiała by angażować się w coś takiego. Raczej siedziała z klubach albo w klasie, sama i coś rysowała. Więc nie dziwcie mi się, że trochę zaskoczył mnie ten skład. Ciekawe co spowodowało, że się tu znalazły.
- Iris nie ma? - zaśmiał się cicho blondyn.
- Będzie. Powiedziała, że się trochę spóźni. - wyjaśniła Malenia.
Zabrzmiało to tak, jakby ona sama dopilnowała tego, by czerwono włosa zjawiła się na spotkaniu. Choć nie będę dociekać czy tak właśnie nie było.
Tak jak mówiła brunetka, Iris zjawiła się po chwili, witając się cicho z wszystkimi i zajmując pierwsze lepsze miejsce.
Nie wiedziałam czego dotyczy to spotkanie. Przyszłam tu ślepo, bo nie chciałam być sama. Chciałam mieć świadomość tego, że ktoś jest obok. Gdy teraz tak myślę... Nie chciałam polegać na innych. Starałam się być aspołeczna. Brak kontaktu z kimkolwiek mnie satysfakcjonował. Jednak gdy coś się działo, zostawałam sama. Bez żadnej pomocy, bez przyjaciół czy znajomych. Bo ich od siebie odpychałam. Co się zmieniło?
- Poprosiłem was tu, byśmy razem wymyślili coś, co by pomogło polepszyć fundusz naszej szkoły. Pomysły? - zapytał uśmiechnięty Nataniel, jednak gdy swój wzrok skierował na mnie, od razu przestał to robić.
I nie rozumiem czemu. To znaczy, rozumuiem. Nie chce pokazać, że nie jest ze mną w tej dziwnej chwili, że to nie było bezsensowne ściągnięcie mnie tu tylko po to by pomóc szkolę. On chciał mi pomóc. Ale teraz musi skupić się na swoim zadaniu.
- Może koncert? W końcu Kastiel i Lysander mają swój zespółm. Napewno przyszło by wiele osób! - podekscytowała się Rozalia.
Musiałam przyznać, że to dobry pomysł. Może nigdy nie słyszałam jak grają, ale nie mogą robić tego źle. Za dużo osób mówiło na ich temat zbyt dużo dobrych rzeczy.
Serio. W ten sposób nasza szkoła zyskałaby duże fundusze, jak i lekki rozgłos. Oczywiście ich zespół też. Ale mnóstwo z tym roboty. Sama reklama zajmie nam dużo czasu, a pewnie takowego nie mamy.
- Nie wiem czy to dobry pomysł... - odezwał się Nataniel.
Rozumiem go. Będzie zdany na Kastiela, co nie jest chyba dobrym pomysłem. Może zbyt dużo stracić. Poza tym, będzie musiał to z nim uzgodnić. Nie wyobrażam sobie, by chciał mieć z nim dodatkowy, nie potrzebny kontakt.
- Nie martw się. -zaśmiała się Roza - Ja pogadam z Lysandrem, a [imię] z Kastielem. Najprędzej ich przekonamy.
Och, teraz to ja nie byłam do tego przekonana. Rozmowa z nim, w tym momencie jest dla mnie... Zbyt odległa. Chce sama to doszczętnie przemyśleć. Rozwalić na części pierwsze, tak, by nic z nich nie zostało. Problem w tym, że przez jej pomysł nie będę miała na to czasu.
- To dobry pomyśl. Ja zrobię ulotki, i może maskotki z wizerunkiem członków zespołu. - mruknęła cicho Viola.
Nie wiem jakim cudem, nie odezwałam się. Słowa utknęły mi w gardlę, w ten sposób niemo się zgadzając na ten pomysł. Chciałam wykrzyczeć, że to okropny plan, że nie będę nikogo o nic pytać. Bo to wiązałoby się z zdradą samej siebie.
- Ja porobię zdjęcia. Zawsze się dobrze sprzedają na koncertach. - widać, że Rozalia była w swoim żywiole. Sto pomysłów na sekundę. - Tylko problem tkwi w tym, że nie mam aparatu.
- Ja mam. Przyniosę ci jutro.
W mojej głowie narodził się niesamowity plan. Jeśli zajmę się wieloma rzeczami, może uwierzą, że zapomniałam o tej jednej? ,,Zapomniałam zapytać Kastiela. Przepraszam...". Już wyobrażam sobie jak to powiedzieć w sposób, by każdy mi uwierzył. To doskonały plan!
- Ma ktoś jakiś materiał i noci? Bez tego ani rusz...
- Niedaleko mnie jest sklep z takimi artykułami. Nie pamiętam jak sie nazywa, ale mogę kupić. - zaproponowałam.
Idąc na rozpoczęcie roku miałam sporo czasu na to. W końcu trochę musiałam poznać miasto. Dziwnie mi to przyznać, ale cieszę się że Nataniel mnie tu przyprowadził. Fajnie zająć myśli, poza tym sprawia mi radość organizowanie czegokolwiek. Czasami mam takie odwały, że chcę się angażować w coś takiego. Dobra odmiana od ciągłej rutyny.
- No dobrze. Jednak będę czuł się niekomfortowo na myśl, że tyle wydasz na coś takiego. - odparł trochę zmieszany Nataniel. - Oczywiście wszystko odzyskasz po tym koncercie. Jeśli wyjdzie.
Nie ma w tym nic złego. Oszczędzałam pieniądze na wyjazd do Europy. Rodzina także pomogła mi finansowo, bym mogła sobie kupić po ,,lodzie czy czekoladzie". Moja rodzina - mówię o tej w podeszłym wieku - uwielbia zawsze tak mówić.
- W porządku. To nic złego pomóc. - zaśmiałam się zakładając ręce za głowę.
- Skoro tak mówisz. - uśmiechnął się - W takim razie mamy to z głowy, pytanie gdzie to wszystko zrobimy.
W tym momencie miałam małe zaćmienie. Zaczęłam wyobrażać sobie wszystkie sale w tej szkole, ale żadna nie okazała się na tyle duża by móc w niej zorganizować koncert. Sala gimnastyczna? Jasne, ale problem jest z echem. Co z tego, że jest w niej miejsce, skoro nie będzie dało się w niej zagrać? Patrząc na zamyślone miny wszystkich tu zebranych, doszłam do wniosku, że oni też zdawali sobie z tego sprawę.
- Nie mam pojęcia... - mruknęła cicho Rozalia.
Chyba nie lubiła przyznawać się do tego, że czegoś nie wie. Wyglądała na zmieszaną tym faktem, ale za nic nie chciała tego pokazać. Pocieszała się myślą, że nie tylko ona jest w tej chwili bezradna.
- Pomyślimy o tym w domu. Ja muszę iść do pani dyrektor żeby to omówić, a wy na lekcje. Więcej wolnej godziny nie wynegocjuje.
I tak dobrze, że nie musiałam być na jednej lekcji. Została mi tylko jedna lekcja języka angielskiego, więc spoko. Akurat nie będę musiała się z nikim użerać, bo mamy mieszane klasy. Jedna lekcja i wolność.
Lekcja zleciała mi dosyć szybko, ze względu na to, że myślałam nad miejscem na koncert. Może tyły szkoły? Jedyny pomysł na który udało mi się wpaść. Szybko jednak go sobie wybiłam z głowy. Za mało miejsca.
Oczywiście muszę przyznać się do tego, że moje myśli nie tylko pozostały przy tym. Odbiegły do tego rudego hipokryty, ale nie miałam czasu by to przemyśleć. Oczywiście, nie miałam czasu ani chęci. Ale nie potrafiłam temu zaprzestać. Automatycznie starałam się wszystko analizować. Zrozumieć dlaczego. Uwielbiałam analizować. Ludzi, zwierzęta... Ich zachowania. Prawie nic nie robiło dla mnie wyzwania. Ale go nie sposób było zrozumieć. Jego zachowanie sprzeczne z słowami i na odwrót. Wszystko odgrywa dużą rolę. Mowa ciała, sposób wymowy. Ale on opanował zasady zachowania obojętności i chłodności do perfekcji. Czasami coś udaje mi się wyhaczyć, ale to rzadkość. Chyba ta tajemniczość właśnie mnie do niego przyciąga. Jest wyzwaniem jedynym w swoim rodzaju.
Ale jest też tępym chujem.
To drugie chyba bardziej do mnie przemawia. Nie mogę imaczej go nazwać. Och, to tak strasznie mnie odpycha. Mógłby być ideałem. Właśnie. Mógł. Ale chyba nie chce.
Wychodząc z klasy, zobaczyłam Nataniela szykującego się do wyjścia, wraz z Melanią. Gdy mnie wypatrzył, powiedział coś do niej, machając na pożegnanie gdy zmierzał w moim kierunku. Och, czyżby Melania dostała kosza? Ciekawe kiedy zacznie się burza.
- Hej, idziesz do domu? - zapytał z uśmiechem stając obok mnie.
- Jak widać. - zaśmiałam się.
Wiem, że chciał tak zagadać, ale to było oczywiste, że wychodzę. To koniec lekcji. Każdy chyba kieruje się do domu.
- Może chciałabyś bym odprowadził cię do domu? Chciałbym obgadać kilka rzeczy.
Boje się jakie rzeczy chce obgadać. Mam nadzieję, że tylko temat koncertu. W pewnym sensie tego się spodziewam. Nataniel nie należy do osób rozdrapujących nieciekawe tematy.
- Jasne. Dawaj. - uśmiechnęłam się idąc w stronę wyjścia.
Jednak mój uśmiech mimowolnie zszedł z twarzy, na widok tego socjopaty przy bramie. Uśmiechał się jak ja przed chwilą. Pewny siebie, nonszalancki uśmiech zszedł mu z twarzy na nasz widok. Nie spodziewał się chyba tego. Choć czego chciał? Podziękowań? Oklasków czy wiwatów? Nie jestem w humorze na takie duperele.
Nie obdarzyłam go nawet spojrzeniem. Szłam przed siebie czując wsparcie Nataniela. Może nie do końca, ale nie czułam się samotna. Nie pokazałam tego, że polegam tylko na nim. Ograniczenia do jednej osoby. Kruchości.
Nataniel chyba zaczął podejrzewać o co chodzi. Może nie wie tego co zaszło, ale kto był powodem mojego grymasu. To nawet Amber by skumała, choć jest tępa.
- Rozmawiałeś z dyrektorką?
Zagaiłam temat. Nie chciałam by się nademną roztrzęsał. To było bezcelowe.
- To o Kastiela chodziło w bibliotece. - bardziej stwierdził niż zapytał.
Szedł niezłomny. Nie odwrócił wzroku od drogi, tak jakby zdawał sobie sprawę, że to było oczywiste. Że prędzej czy później to się stanie. To musiało się stać.
- Tak jakby. - odpowiedziałam przybierają podobną formę wypowiedzi do niego, taką oczywistą.
- Kastiel nie ma łatwego charakteru. Pewnie sama się o tym przekonasz nie raz. I w sumie dziwie ci się, że tyle z nim wytrzymujesz. Pomagasz. Wiem, że te testy to twoja zasługa. Nawet się z tym nie krył. Jednak nie docenia Cię tak, jak powinien. Nie zdaje sobie sprawy, że może cię takim zachowaniem łatwo zranić. Ale nie miał z nikim jeszcze tak dobrego kontaktu. Jest dupkiem, ale głupim dupkiem. Nie zrozumie swojego błędu. Nie wiem co się między wami stało. I pewnie nie chcesz o tym rozmawiać. Ale on pewnie sam też nie chciał być taki.
Myślałam że się nie znoszą, ale wygląda to, że działa to w jedną stronę. Nataniel go w pewiem sposób tłumaczy. Mówi tak, jakby on wcale tego nie chciał. Nie usprawiedliwia go. Pokazuje światło na inną możliwość. Przynajmniej mi ją pokazał.
- Nie chciał? Co masz na myśli?
Czy ja powinnam o czymś wiedzieć? Albo może nie powinnam. Choć wtedy mogłabym go bardziej zrozumieć. Zanalizować.
- Jest to raczej nie za powszechny temat i wiedzą o tym tylko ja i jego była dziewczyna. Nie tak jak Kastiel uważa, tylko jak naprawdę było. Uważam że powinien powiedzieć ci o tym Kastiel, ale on też nie wie jak było naprawdę. Więc chyba ja muszę to zrobić.
Nie wiem skąd on o tym wie, ale chętnie posłucham. A może Kastiel kiedyś mi o tym wspominał?
Po dłuższym namyślę odrzuciłam od siebie tą myśl. To nie w jego stylu. Był zbyt skyty by cokolwiek mi powiedzieć. W sumie nie wiem nic o jego przeszłości. Nigdy o tym nie wspominał i sama o to nie pytałam. Co się dziwić.
- Miał kiedyś dziewczynę. Bardzo ją kochał, byli ze sobą dosyć długo. Miała na imię Debra. - zatrzymał się nagle, nie wiedząc chyba jak kontynuować - Chciała odejść. Zostawić go samego, choć zawsze byli razem jeśli chodzi o życie i muzykę. A ona chciała od tak go wystawić. Usłyszałem jej rozmowę, nawet nie wiem z kim. Menadżer muzyczny. Gdy się o tym dowiedziała, próbowała mnie przekonać do tego bym nie mówił nic Kastielowi... - zaczerwienił się i odwrócił jeszcze bardziej głowę - Możesz się domyśleć jak. Kastiel nagle wszedł i myślał że to ja to zainicjowałem. Ona odeszła, a jego niechęć do mnie została. Zawsze mówił, że ją rozumie, że zrobił by tak samo. Ale nie zrobiłby.
Ma rację. Jest zbyt dobry. Może tego nie okazuje, ale czasem widać, że nie chce by komuś było przykro. Niestety i o tym często zapomina. Jednak nie jestem do końca pewna co ta historia ma do niego. Skoro zaakceptował jej wybór, to w czym problem?
- Co to ma do niego? - zapytałam po dłuższej ciszy.
Byliśmy niedaleko mojego domu, więc mamy mało czasu by dokończyć tą rozmowę. To znaczy, zaproszę go do środka, ale nie wiem czy będzie chciał. Poza tym, to nie będzie ta sama rozmowa co teraz.
- Wiele. Nie ufa już tak jak kiedyś. Stał się... Gburowaty. Ale gdy ty z nim przebywałasz wydaje się bardziej... Miły. Nie jest tym samym dupkiem. Ale najwyraźniej ty też się sparzyłaś. Nie jest to do końca jego wina. Zraniono go. Nie jest rozumiany w szkołę, a w domu jest prawie zawsze sam. Poza tym... Z dnia na dzień odeszła jego miłość, tłumacząc się "niespotykaną szansą". On sam z czasem zdawał sobię z tego sprawę. Każdy by zdawał. Miał do siebie żal.
Żal? Żal o co? To nie jego wina. Gdyby poznał prawdę, było by mu łatwiej. Nie obwiniałby się już nigdy, ale zdaje sobie sprawę z tego, że pewnie by nie uwierzył. Jedynej osobie, która chciała dla niego dobrze nie uwierzył. Gdybym ja to zrobiła, było by podobnie. Bo wiem to od Nataniela.
W pewnym momencie zrozumiałam ten żal. W sumie trochę nagle. Nie spodziewałam się, że kiedyś znowu to poczuje. Wiedziałam jak się czuł. Miał żal do siebie. Jasne o co. O to, że był nie wystarczający. Nie wystarczająco dobry by pojechać z nią, by ją zatrzymać. Mam nadzieję, że ona nigdy nie wróci. Nie chce by znowu się tak czuł.
Byliśmy centralnie przed domem mojego wujka. Chciałam z nim jeszcze trochę pobyć i pogadać. Nie koniecznie na ten temat, na bardziej przyjemny dla nas obojga. Przyda nam się.
- Może wpadniesz? - zapytałam, pokazując na drzwi mieszkania.
- Wiesz, nie wiem czy znajdę czas... - odwrócił wzrok, nie wiedząc za bardzo co powiedzieć.
Chyba nie miał zbyt wielu okazji odwiedzenia kogoś. Wydawało mi się, że nie wie co zrobić, jak się zachować czy jak odpowiedzieć. Może to było dla niego nowe? Jednak ktoś musi mu to pokazać. Musi spróbować.
- Wbijaj. Nawet na chwilę jeśli nie masz czasu.
Nudziło mnie przyglądanie się mu, gdy się zastanawia, więc złapałam go lekko za ramię i wciągnęłam do środka. Musi dużo się jeszcze nauczyć. Sama nie jestem mistrzem w kontaktach między ludzkich, ale znam Dake. Dake jest królem w tych sprawach.
Przez dłuższy czas oglądaliśmy film, z którego nic nie pamiętam, choć komentowaliśmy sporo! Wtedy zobaczyłam, że się rozluźnił. Nie był taki zdystansowany i sztywny jak prawie zawsze. Było to niesamowite zobaczyć go w takim momencie. Wydawał się naprawdę szczęśliwy. Do niektórych chwil. Czasami gdy myślał, że nie patrzę łapał się za żebra, przy czym na jego twarzy pojawiał się mały grymas. Przestawał udawać. Widziałam, że jest mu źle. Jednak nic nie zrobiłam. Nie wiem czemu. Bałam się zapytać. Nawet bym o tym zapomniała gdy zachowywał się po chwili tak samo. Ale jego wyraz twarzy nie dawał mi spokoju przez długi czas.
W pewnym momencie zaczęliśmy być głodni. Udawaliśmy wielkich mistrzów kuchni robiąc sobie jakąś przekąskę. W między czasie wujek wrócił i wydawał się zadowolony, że to Nataniel, a nie Kastiel. Uśmiechał się i siedział od czasu do czasu z nami.
Siedząc z nimi przy jednym stole, jedząc i opowiadając sobie jakieś głupie żarty, poczułam się świetnie. Brakowało mi tego. Ale brakowało mi także Kastiela. Nie chciałam go w tym momencie tutaj. Wszystko by się zepsuło. Ale wiem, że nie powinnam tak myśleć. Bo to nie jest jego wina, a raczej wina tego co go spotkało. To przeszłość kształtuje nasz charakter. A jego przynajmniej jeśli chodzi o znajomych i miłość była nieciekawa.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Strasznie nie chciało mi się wstawać, więc Borys poszedł otworzyć. Ja w tym czasie nadal jadłam słuchając jak Nataniel z zaciekłością opowiada o tym, co ma w planach robić dalej po szkolę. Był w transie i chyba nie za często ma okazję mówić. Wydaje mi się, że jest teraz szczęśliwy.
- Dobry wieczór Kastiel.
Nie wiedziałam czy mi się przesłyszało, czy może wujek żartuje. Nataniel chyba miał podobnie. Oboje baliśmy się wstać i jedyne co robiliśmy to siedzieliśmy patrząc się zszokowani na siebie nawzajem.
Gdyby nie to, że był to mój dom, to bym jak najszybciej wyszła.
Usłyszałam szmery z przedpokoju i nie wiedziałam czego się spodziewać. Wujek nie przepada za Kastielem, więc może wcale go nie wpuści, ale wujek jest za bardzo nie poradny.
Po chwili weszli obaj, i chyba wszyscy w pomieszczeniu byli bardzo zmieszani. Ja, Borys i Nataniel tym, że lisek się zjawił, a Kastiel tym że Nataniel też tu jest.
Dosiedli się do nas, próbując coś zagadać, ale nikt nie był w humorze na to. Po kilku minutach Nataniel stwierdził, że pewnie zacznie się zbierać, a wujek zaproponował, że go odwiezie. Nataniel na początku powiedział, że nie chce robić nikomu problemu, ale wujek szybko przekonał go że nie ma sprawy i nie chce by wracał taki kawał drogi w taką porę. Nie było ciemno, ale zaczynał się robić wieczór, więc w pewnym sensie wujek miał rację. Jego rodzice mogliby się martwić.
Jednak wiedziałam w oczach wujka niepewność gdy brał kluczyki. Jego wzrok wędrował odemnie do Kastiela i na odwrót. Nie wiedział czy może nas zostawić samych. Sama nie wiedziałam czy to dobry pomysł, ale uśmiechnęłam się na znak, że wszystko będzie dobrze. Tylko westchnął po czym wyszedł z domu. Nie był pewny niczego, ale mi zaufał.
- Sorry jak w czymś przeszkodziłem. - prychnął gdy zostaliśmy sami.
Nie wiem czy on jest zły na mnie czy ma tak zawsze. Prychanie na kogoś przynajmniej w moim odczuciu jest z deka denerwujące. Mam wrażenie, że wypowiada się wtedy coś z zarzutem.
- Nie przeszkodziłeś. - odchyliłam się na krześlę patrząc na swoje dłonie - Jest coś ważnego, że do mnie przyszedłeś?
- Ty mi to powiedz. - czułam jego wzrok na sobie - Dziwnie się zachowywałaś i myślałem, że coś sie stało. Prawie wybiegłaś z ogrodu i nie odpisałaś na moją wiadomość. Dlatego przyszłem.
– Nie wierze...– udałam zdziwioną – Wielki Kastiel martwił sie o mnie!– wróciłam do normalnej postawy i spóściłam wzrok na kubek.– Zbytek łaski.
– O co ci chodzi?– warknął.
– O to, że nie powinieneś martwić sie o kogoś takiego jak ja.– wstałam i zaniosłam kubki do kuchni.
– O to... –westchnął przeczesując dłonią włosy – Nie chciałem cię wtedy obrazić, wiesz?– zmarszczył brwi.
– Jestem ciekawa w takim razie o co ci chodziło. Bo ja z tego jednego zdania wszytko zrozumiałam Kastiel. – znowu chce mi sie płakać.– I jest dosyć późno, nie sądzisz? Powinieneś wrócić do domu.
- O co? Znasz mnie jak nikt inny. Nie powinnaś tego brać na poważnie. Niczego.
Kompletnie zbił mnie z tropu. Nie kryłam zaskoczenia. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Czego mam nie brać do siebie? Jego słów czy jego? Wiem jaki jest. A raczej wiem jakim się kreuje. Nie wiem jaki jest i wujek miał w tym momencie rację.
Wyszedł bez słowa i zbędnych czynów. Słyszałam szelest jego kurtki podczas jej zakładania i zamknięcie drzwi. Wstałam i wyjrzałam przez okno, czy naprawdę wyszedł. Może tylko żartuje? Stoi przed drzwiami i zaraz zaśmieję się jak zwykle, że jestem naiwna, że dałam się nabrać.
Teraz było inaczej. Naprawdę wyszedł. Widziałam jego nerwowe ruchy i to jak zapala papierosa. Szedł odwrócony tyłem do mnie, przez co widziałan tylko dym nad nim. Nie wiedzieć czemu, zebrało mi się na płacz. Już nawet nie miałam siły tego powstrzymywać. Zaczęłam płakać, sama nie wiem czemu. Cały ten dzień był cholerną porażką i złą passą. Przez część dnia było nawet fajnie. Ale zdeptanie tej chwili było denerujące. Spróbowałam się ogarnąć. Nie mogę się tak zachowywać.
Wytarłam oczy i zobaczyłam, że mi się przygląda. Nie wiem ile tak robił, ale napewno teraz to się skończy. Zgasiłam światło i usiadłam z powrotem na swoje miejsce. Położyłam się na stole, myśląc o tym.
Nie zrobił w sumie nic. Dał mi wprost wszystko odczuć. Nie powinnam tak reagować. Sam nie miał łatwo i przy tym na bank nie płakał. A ja? Ah, nie wiem czego oczekuje. Strasznie mi głupio. To napędza moje rozdrażnienie. To, że ktoś mnie zranił. Nawet jeśli tego nie chciał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro