14
Dopiero rano dotarło do mnie to, co działo się wczoraj w nocy. Czułam wypieki na twarzy. Dreszcze. Samo wspomnienie o tym było niesamowicie dziwne. To znaczy, nie wspomnienie. Uczucie. Nie pamiętałam wszystkiego z szczególną dokładnością. Ogólny zarys. Nie reagowałam jeszcze tak na coś, czy na kogoś. I nie chciałam tego. Ale siedząc wtedy razem, obnażając się z swoich zimnych postaw, pokazując siebie i swoje prawdziwe oblicze... Rozmawialiśmy i martwiliśmy się. Od dawna nie czułam się aż tak niesamowicie... Ważna. Jednak przegrałam. Przegrałam z sobą.
Od rana czekałam na jakieś docinki ze strony wujka. Wyrzuty. A on jak gdyby nigdy nic siedział sobie rano mówiąc, że jak bardzo cieszy się, że nic mi nie jest. Było to dla mnie... Miłe. Nikt z mojej rodziny nie traktował mnie w taki sposób. Martwił się i pewnie był trochę zły, ale najwidoczniej za bardzo mu na mnie zależy by robić jakiekolwiek skargi.
Jednak wchodząc do szkoły wiedziałam, że zaraz zaatakuje mnie pani dyrektor. Ale mijała przerwa, pierwsza lekcja i nic. Nie pasowało mi to. Co dobre szybko się kończy i dorwała nas na drugiej lekcji. Mnie i Kastiela rzecz jasna.
- Co wy sobie wyobrażacie?! Wiecie jakie kłopoty nam zgotowaliście? Nigdy w naszej szkole nie dochodziło do takich zamieszań! - niemal się gotowała ze złości.
Złość piękności szkodzi.
Niemal od razu spojrzałam na Kastiela. Ile on w życiu musiał się w takim razie nadenerwować?
- To moja wina. Nie chciał - pokazałam na niego palcem - ale go podpuściłam. To tylko i wyłącznie moja niecna zagrywka.
Będę miała przez to nie miłe doświadczenia ale teraz miałam to gdzieś. Mogę tyle razy brać winę na siebie, żeby nie miał problemu. Ma ich już trochę za dużo. Nie będę dociekać czy z własnej woli, czy nie.
- Ale tak właśnie... - zaczął od razu mówić, ale mu przerwała.
- Było. - dokończyłam za niego - Nie ma co kłamać. Miło, że chcesz to wziąć na siebie, ale nie ma po co. - wzruszyłam ramionami.
Staliśmy jak dwa kołki przed jej biurkiem, i nie za bardzo widziałam jego reakcje. Czułam jednak, że jest zdenerwowany. Prawdziwy ze mnie Sherlock! Tylko kto dostanie moim Watsonem?
Coś czuje, że Kastiel teraz nie będzie chciał nim zostać. Oj nie. Może Dake się skusi? Była bym w niebo wzięta. Poza tym, muszę się pochwalić, że Dakotka dostaje na kilka dni i będziemy mogli spędzić ze sobą troszkę czasu. Może nie tyle co kiedyś, ale coś tam już będzie.
Kuła kiedyś to było.
- W takim razie, Kastiel wyjdź. Tym razem ci odpuszczę, ale [imię] zostań jeszcze. - trochę spokojniejsza, skierowała wzrok na swoje papiery i czasem zerkała na swoją Kiki, która siedziała obok jej nogi.
Cieszę się, że w przeciwieństwie do niektórych, nie musiałam za nią latać. Iris i Kastiel mówili mi, że niektóre ofiary, które akurat złapała na korytarzu musiały szukać jej psa przez cały dzień. Dyrektorka za tego psa by zabiła.
Kastiel niechętnie wyszedł z pokoju dyrektorki, zerkając to na mnie, to na nią, jakby chciał się upewnić czy czegoś nie planujemy. Ja planowałam mu pomóc i to zrobię.
- Myślałam, że nie będzie z tobą kłopotów, jednak znajomość z Kastielem daje swoje. - mruknęła - Nie mniej, trochę się na tobie zawiodłam.
Znajomość z Kastielem nie jest niczemu winna. Dużo uczy, jednak i dużo można stracic. Transakcja wiązana, którą z uśmiechem na ustach ciągle realizuje. No i gdybym nie chciała, nie robiła bym tego. Oczywiście, wypły otoczenia ma niezwykle znaczenie, ale powiedzmy szczerze. Robimy wtedy to, co chcemy. Nie myślimy o innych. Stajemy się niesamowitymi egoistami. Tylko problem tkwi w tym, że to natura ludzka.
Nie pytałam, czemu się zawiodła. Spodziewałam się odpowiedzi w stylu, "powinnaś lepiej dobierać sobie towarzystwo", albo "Uważałam cię za bardziej rozsądną". Prawda jest taka, że wyobrażała sobie mnie jak kopię Nataniela. A ja nią nie jestem. Mówienie, "zawiodłam się" to chwyt używany przez naszych rodziców i nauczycieli. I jest w tym racja. Dużo racji. Gdy robimy coś nie rozsądnego to może kogoś zranić albo zawieść. Ale nie można na kimś, kogo zna się tak krótko!
- Przepraszam, jednak nic nie poradzę na to. Każdemu mogło się to przydarzyć. - złapałam się za ramię i odwróciłam wzrok - Przeproszę pana Farazowskiego i innych uczestników biorących udział w wczorajszych poszukiwaniach.
A co innego mogę zrobić? Nagany czy uwagi nie jest w stanie mi postawić, ze względu na to, że nie zrobiłam tego celowo i przez to, że to po części wina nauczycieli, że nas nie przypilnowali. Tak jak pieczątki... To znaczy może, ale co wpisze? ,,Uczennica zgubiła się na wycieczce szkolnej"?
- Przynajmniej tyle. - westchnęła - No dobrze. To tyle. Możesz iść.
Bez zbędnego gadania wyszłam z pomieszczenia, zapominając o wszystkim. Chciałam przeprosić Farazowskiego i Jade. A następne... A następne pójdę na lekcje. Bo co mam przez ten cały czas robić? Mam lukę w zajęciach. Z pół godziny dostało mi do następnej lekcji. W sumie myślałam, że będzie gorzej, albo dłużej to potrwa.
Poszłam do klubu ogrodnika, bo obiło mi się o uszy, że tam właśnie znajdę zielono włosego. Wiele rzeczy obija mi się o uszy. Nie wiem, czy jestem aż tak lubiana, czy może to szkoła plotkarek.
- Hej Jade. - przywitałam się z uśmiechem.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to wiele kwiatów właśnie sadzonych przez chłopaka. Niezapominajki, krzaczki róż i jakieś paprocie. Było ich wiele, ale większości z nich nie rozpoznywałam.
- Hej [imię]. Co cie do mnie spowadza? - zapytał w dobryn humorze.
Wytrzepał dłonie z piachu o brązowe ogrodniczki, które akurat miał na sobie. Brąz jest chyba najlepszy w tej pracy. Przynajmniej nie będzie widać, że pracowało sie w ogrodzie. A raczej nie będzie widać brudu ziemi.
Jednak teraz zwróciłam uwagę na podobieństwo jego wyglądu, do jego pracy. To znaczy... Zielone włosy i niesamowicie niebieskie oczy. Niebo, ziemia. Ziemia w sensie drzewa, kwiaty, trawa. Nie każdemu przypisują taki kolor.
- W pewnym sensie tak. Chciałam przeprosić za wczoraj. - złapałam się ręką za szyje.
Jest za co przepraszać. Za samo szukanie, oraz Kastiela. Nie zachowaliśmy się tak, jak powinniśmy. Raczej jak pięcioletnie dzieci, które nad sobą nie panują w pewnym momencie. Poza tym, głupotą było szukanie drogi na skróty, jeśli nie mamy mapy. Narażaliśmy tylko innych na troskę.
- Och, nie ma za co przepraszać. - zaśmiał się - W końcu coś się działo! Fajna odskocznia od ogrodu.
Nie wiem, czy to wszystko potraktował jako żart ze względu na nas, czy naprawdę to olał i nie brał tego na poważnie. Jednak niezmiernie miło mi się zrobiło, gdy nie miał do nas o nic żalu. Och, cudownie! Teraz tylko Farazowski.
- Hah teraz został mi nasz fizyk. Najbardziej was chciałam przeprosić. - zaśmiałam się - No dobra. Ja idę. Dziękuje i przepraszam.
Usłyszałam tylko ciche ,,nie ma za co", po czym wyszłam kierując się do szkoły. Na odchodne jednak rzuciłam wzrokiem na Jade widząc, że pokręcił niedowierzająco głową, po czym znów zaczął robić coś w ogrodzie.
Idąc przez korytarz, nie mogłam niewidzieć zawistnego wzroku Amber. Nie wiedziałam tylko dlaczego na mnie tak patrzy, skoro ostatnio nic jej nie zrobiłam. Będąc na tyle blisko, by idealnie mogła mnie zobaczyć, pokazałam jej tylko środkowy palec, po czym ruszyłam dalej.
Czekałam na jej krok. Ciętą ripostę, wyzywisko, szarpnięcie. Cokolwiek. Ale nic takiego nie nastało. Nie wiedziałam co się z nią dzieje. Chciałam do niej podejść i sprawdzić czy ma gorączkę, ale nie chciałam zarazić się głupotą. Jedyne co zdobiłam, to odwróciłam się do niej.
Uśmiechała się wraz z koleżankami, z skrzyżowanymi rękami. Wzruszyłam tylko ramionami, ignorując je.
- Szykują coś.
Usłyszałam głos za moimi plecami, gdy chciałam wejść na piętro. Jedak głos Kastiela wrócił mnie na pierwsze schodki, na których usiadłam. On sam przestał opierać ścianę i usiadł obok.
- I co z tym faktem? - uśmiechnęłam się głupio.
- Nic. Tak Cię ostrzegam.
Ohoho, nie jestem pewna, ale czy on przemyślał swoje słowa? Czy chce, bym była typową kobietą i przyczepiła się do tego, co powiedział? Jeśli tak, to zrobił to idealnie.
- Czy ktoś się tu o mnie martwi? - powiedziałam pobłażliwie.
Jedyne co zrobił, to nonszalancko się uśmiechnął. Spodziewał się tego.
Oparłam się ramionami o schodek wyżej, przyglądając mu się. Był niesamowicie interesujący. Był bombą. Nie wiadomo kiedy wybuchnie. Raz jest oazą spokoju, drugi raz chodzącym huraganem. Podoba mi się to.
- Brakowało by jeszcze tego. - zaśmiał się - Tak na poważnie, serio uważaj mała. Amber ma głupie pomysły.
Doskonale o tym wiedziałam. Miałam szansę się już przekonać na biegu. Jednak nie widziałam powodu, czemu miałaby się na mnie za coś odgrywać. Jasne, święta nie jestem i nie będę. Czasem zdaża mi się ją prowokować, ale proszę was. Na sam jej widok mam ochotę wydrapać jej oczy.
Kastiel poszedł do Lysandra, który go wołał z drugiej strony korytarza. Rzucił mi na pożegnanie krótki uśmiech i zniknął mi z pola widzenia. Sama poszłam na górę, szukając Farazowskiego w klasach. Choć przyszło mi na myśli, że przeproszę go przy najbliższej okazji. Poza tym, za bardzo mi się nie chce...
Idąc do pokoju gospodarzy, spotkać się z Natanielem, przechodziłam obok Liska i jego przyjaciela. I żeby nie było! Nie podsłuchiwałam. Po prostu usłyszałam kawałek rozmowy.
- Wiesz... Ta pasja jest jak trucizna. Twoje ciało musi być zawsze tuż przy mojm ciele.
Przemknęłam się nie zauważona i już odechciało mi się iść do Nataniela. Idę do klubu ogrodnika. Tam przynajmniej będę mogła to przemyśleć.
Nie powiem, głębokie. Jednak przez to, mam zbyt dużo pytań. Czyżby nie byli tylko przyjaciółmi? Cóż, obaj są sami, a Kastiel ciągle powtarza, że gdyby chciał to by już kogoś miał. Więc wnioski same się nasuwają.
Kurde. Oni nie mogą być razem. Za bardzo lubię tego rudego debila.
Wchodząc do klubu, od razu rzuciła mi się w oczy Viola siedząca chyba smutna przy kwiatach. Nie jestem pewna, czy coś jej jest. Ma dziwne usposobienie, przez które ciężko jest mi to stwierdzić. Jest nieśmiała i raczej skryta. Na pierwszy rzut oka wygląda jakby w jej życiu było coś nie tak, przez co chodzi smutna. Ale zrozumiałam, że ona tak ma. Tylko teraz wyglądało to trochę inaczej... Nie potrafię tego opisać, ale naprawdę wygladała na smutną.
- Hej. - Przywitałam się kucając na przeciwko niej - Coś się stało?
Spojrzała na mnie przelotnie, po czym znowu odwróciła wzrok. Oj, chyba jest coś na rzeczy. Och, mówcie mi Sherlock. Moment i wiem co się dzieje hah.
- Jeśli ci powiem, to nie zaczniesz się śmiać?
Pokręciłam przecząco głową. Nie śmieje się z rzeczy, które dla kogoś są ważne. No chyba, że dotyczą Amber. Nawet nie musi dotyczyć. Sama jej osoba mnie bawi.
- Bo ja... - zrobiła się jeszcze bardziej czerwona - Zakochałam się w Alexym.
Zna go kilka dni i już jest zakochana? Trochę... Niedorzeczne, ale nie jestem od oceniania. W sumie fajnie. Nawet by do siebie pasowali. On pewny siebie, zabawny i ona, nieśmiała i słodka. Przeciwieństwa się podobno przyciągają.
- Och, to super! - uśmiechnęłam się - Wystarczy, że mu to powiesz. Będzie dobrze!
- Tak sądzisz? Może masz rację... - przygryzła wargę - Ale się trochę boje.
Zrobiłam bym to za nią, ale wiem, że musi zrobić to sama. Pierwsza taka rozmowa zawsze jest trudna, wiem to po sobie. I jeśli teraz sama tego nie dokona, to nigdy tego nie zrobi. Poza tym, jak sama z nim pogada, to będzie miała wszystko jasne.
- Dasz radę. Jak nie teraz, to kiedy? Musisz się zoriętować czy ty mu też. - wzruszyłam ramionami i złapałam ja za dłoń by wstała - Idziesz mała.
Spojrzała na mnie nie pewnie, jednak kiwnęła głową i ruszyła w stronę szkoły. Jesten pewna, że się jej uda! Nawet jeśli ona mu się nie spodoba, to nie będzie takiego dramatu. Aż tak nie mogła się w nim zakochać.
Ja sama nie miałam ochoty gdziekolwiek się ruszać. Położyłam się na trawie z nadzieją, że nikt mnie stąd nie wygoni. Byłam zmęczona. I to bardzo. Sama nawet nie wiem czym. Chciało mi się spać, ale pamiętałam, że w szkole, no trochę nie wypada.
- Coś ci jest? - usłyszałam głos Kastiela.
Położył się obok mnie. Nie widziałam tego, ale czułam. Miałam zamknięte oczy, więc blask jego zajebistości mnie nie oślepi. Och, moje poczucie humoru jednak przetrwało największą burze, jak statek rzucony ma morzu.
- Nic.
Chciałabym odpowiedzieć mu z większym entuzjazmem, z czymś co by go zapewniło w tym, że jest ze mną wszystko w porządku, a on sam nie musi drążyć tematu. Jednak nie potrafiłam. Za bardzo mnie to martwiło. Chciałam z nim to wyjaśnić. A ukrywając tą chęć nic nie zdziałam.
- Widzę. - zaśmiał się - Oj powiedz. Nie masz nic do stracenia.
Nic prócz dumy i serca. Och, to tylko głupoty. Komu w tych czasach jest potrzebna choć jedna z tych rzeczy? I tak nikt ich używa. Serca? Ludzie wchodzą w związki, małżeństwa z czystej korzyści albo przyzwyczajenia. W tych czasach miłość i serce zeszło na dalszy plan. Duma? Ludzie czołgają się po ziemi, nie podnosząc zbyt wysoko głowy, by nikt jej przez przypadek nie skrócił. Ten świat jest szary. Wszyscy są tacy.
- Słyszałam co mówicie do siebie na korytarzu z Lysandrem. Od razu mówie, nie mam nic do osób innej orientacji.
Nie lubie osób, które nie tolerują innych. Dostaje szału, gdy ktoś wygłasza choćby poglądy rasistowskie, nacjonalistyczne, albo jest po prostu homofobem. Wszystko na swój sposób jest piękne. Nie rozumiem czemu podcinać czemukolwiek skrzydeł. Och, sama popadam w ciemnogród. Nie szanuje innych poglądów i sama je komuś narzucam. Jednak oczekuje szacunku. Nie tyle do siebie jak do innych. Dlatego nie chciałam by Kastiel źle mnie zrozumiał. W razie czego może mieć we mnie oparcie.
- To tekst piosenki. Napisał ją i chciał mi powiedzieć jej tekst. Tyle. - powiedział to z lekkim zmieszaniem - To dlatego się później dziwnie zachowywałaś? Bo myślałaś, że nie będziesz miała szans u takiego super gościa jak ja?
- Pff nie chciała bym nawet tej szansy. - nie wyobraża nawet sobie, jak jest inaczej - A szanse to ty może będziesz miał u kogoś takiego zajebistego jak ja.
Teraz wiedziałam, że żartuje. Dało się to wyczuć z kilometra. Nawet na Alasce by ją wyczuli. A na Alasce są podobno niezł laski!
Ale suchar mi siadł.
Jednak nie wiem czego się spodziewałam. To znaczy, spodziewałam się czegoś innego. Że może być zły o moje "podejrzenia" albo wpraszanie się w nie swoje sprawy. I chyba to dziwnie normalne.
Gdy ktoś nam się podoba, czasami zdarza nam się bać. Bać tego, że nasze poglądy, inne postrzeganie świata i innych, mogą nas zdyskwalifikować w tych zawodach o uczucia. Udajemy nie kiedy kogoś innego. Bratnie dusze zgadzające się nawet z największą zbrodnią na moralność, jaką kiedykolwiek widzieliśmy. Ale teraz widzę, że się myliłam. Świat się nie wali, a on nie jest jakoś niesamowicie urażony. Nic się nie zmieniło. Zwykła rozmowa. Nie musimy udawać kogoś, kim nie jesteśmy.
- Taaa. Nadal nie wiem, jak mogłaś pomyśleć, że może mnie coś łączyć z Lysandrem. - zaśmiał się - Ale już nigdy nie będziesz miała do tego wątpliwości.
Nie wiedziałam o co mu chodzi. Podejrzewałam, że po tej rozmowie mam tak myśleć. Jednak gdy coś zimnego zaczęło muskać moją twarz. Tak jak cień, w ten ciepły dzień. Niechętnie otworzyłam oczy i z zmarszczonymi z niezrozumienia brwiami przyglądałam się jego ciemnym tęczówką w niezrozumieniu. To on wywoływał ten cień. To zimno.
Schylił się nademną i szedł coraz niżej. Moja pierwsza myśl? Chce mnie pocałować. Nie odgrywało roli to, że dla upewnienia swoich upodobań. Liczył się on. Nie myślałam nigdy nad tą chwilą. Było to dla mnie zawsze zbyt odległe. Bałam się.
- Hah serio myślałaś, że cie pocałuje. Kogoś takiego? - głośno się zaśmiał, gdy był blisko mnie. Jednal szybko podniósł głowę z dziwnym rozbawieniem. Takim nie realnym.
Zrobiło mi się niesamowicie głupio. Czułam niesamowity wstyd, choć tak naprawdę nic złego nie zrobiłam. Może poza myślą, że coś takiego miało zajście. Że uwierzyłam w tą chwilę. W kogoś takiego jak ja.
- Co ty. Spodziewałam się.
Mogłam spodziewać się po nim wszystkiego, ale nie tego. To znaczy... Winna jestem tu ja. Jestem nie wystarczająca. Nigdy nie byłam. Ale strasznie go polubiłam. Myślałam, że może on mnie też.
- Serio? - odwrócił wzrok - To całkiem... Dobrze. Miej te świadomość.
Świadomość czego? Że jezteś debilem, czy może tego, że ja nim jestem? Nie zmienia to faktu, że jest mi strasznie wstyd. Przez to wszystko. Zebrało mi się na płacz, ale hej! Nie z takiego powodu!
- Ja się musze zbierać.
Szybko się podniosłam, po czym rzucając zwykłe ,,cześć", biorąc przy tym plecak, następnie czym szybciej wyszłam z ogródka. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Pierwsz raz od dawna czułam taki wstyd. Niesamowity wstyd.
Jednak po wyjściu, serio ledwo nad sobą panowałam. Strasznie było mi przykro. Czułam się jak idiotka, która zaraz się popłaczę.
Szkoła. W niej się nie płacze. Zaraz by się to rozeszło i dowiedziały by się dwie osoby, którym ta wiedza by tylko zawadzała - Kastiel, z wiadomych przyczyn, oraz Amber. Coś wątpie, że poczuła by w sobie skruchę i stała się miłą i pomocną dziewczyną.
Poszłam do biblioteki, ponieważ do głowh przyszła mi jedna myśl. Kto w tych czasach chodzi poczytać do biblioteki? To głównie czasy poznawania siebie, czy innych. Nie każdy ma czas na książki.
Będąc już na miejscu - sama, nie licząc nauczycielki chemii zajmująca się tym miejscem. Usiadłam jak najdalej. Rzuciłam plecak obok siebie, otwierając jakąś książke na pierwszej lepszej stronie.
Po cichu liczyłam na to, że Kastiel zainteresuje się tym, gdzie idę. Co zrobię. Mimo tego siedzę tutaj sama, bez niego, po głupim incydencie. Och, czego ja się spodziewam? Nie czyta w myślach. Nie jest jasnowidzem. Nie mogę oczekiwać czegoś takiego z jego strony, jeśli sama mu o tym nie powiem.
Nie chciałam tego. Nie chciałam tego wszystkiego. Chciałam by wszystko było dobrze. By międy nami było dobrze. Ale jak ma być z kimś takim? Och, jak te słowa niezmiernie mnie zabolały. Tak, jakbym nie znaczyła zbyt wiele dla niego jak i dla świata. Była wyrzutkiem, nie wartym zbyt dużej uwagi. Jednak było trochę inaczej. Znaczyłam coś dla kilku osób. Nawet może nie kilku. Wystarczył mi Dakota. On uważał mnie zawsze za kogoś więcej niż ,,takiego''. Jednak Kastiel nie ma takich poglądów co on. Nawet nie udaje. Pomogłam mu i tyle. Nie widzi we mnie nikogo prócz osoby która jest w stanie pomóc mu z nauką. Z czymkolwiek co w mojej mocy.
- Coś się stało [imię]? - zapytał cicho blondyn.
Nie podnosiłam głowy, bo zebrały mi się w oczach łzy. Czy tylko mi się to przytrafia? Że gdy ktoś mówi ,,co jest" albo ,,nie płacz", nie jestem w stanie się ogarnąć? Rozwalam się jeszcze bardziej. Denerwujące.
W odpowiedzi pokręciłam przecząco głową. Chciałam z kimś o tym porozmawiać, ale nie chce się narzucać. Narzucać swoich problemów komuś, kto ma własne.
- Napewno? Dziwnie się zachowujesz... - usiadł na przeciwko mnie.
Mimo wolnie spojrzałam na niego. Na jego złote tęczówki, które dziwnie mi się przypatrywały, oraz zmartwionej miny. Nie powinien jej mieć! Przecież to nie dotyczy jego.
- Napewno? Bez powodu nie miała byś łez w oczach. - odwrócił wzrok na ziemię.
Co ja mam mu powiedzieć? Że od samego początku wszyscy mieli rację co do charakteru Kastiela? Że nie przywiązuje się do innych i nie zwraca uwagi na uczucia innych? Och, nic nie zrobił. Po prostu dał mi jasno znać, że nie jestem w jego typie. Za wysokie progi.
- No tak. Jestem zmęczona. Do tego gorszy dzień. - wzruszyłam ramionami.
- Choć ze mną. W tym momencie nie możesz być sama. - złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę wyjścia - Mam zbiórkę, więc każda pomoc się przyda. Na koniec cię odprowadzę, porozmawiamy na spokojnie i będzie wszystko dobrze, okej?
Dlaczego to Nataniela nie mogłam spotkać na plaży? Jest kompletnie inny od Kastiela. Jest troskliwy i odpowiedzialny. On nie chce mnie celowo zranić. Nie rzuca głupimi tekstami, tylko stara się być jak najmilszym gospodarzem na świecie. Martwi się o każdego i jest po prostu ciepły. Stara się.
Czemu nie Kastiel?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro