11
Wchodząc do szkoły, nie mogłam przeoczyć tego całego huraganu, który się tu odbywał. Wszyscy zalatani, zabiegani... Chyba nawet bez żadnego planu na siebie.
Może coś się dzieje w szkole? Pomyślałam, że jeżeli tak będzie, to wujek mi oczywiście wszystko objaśni. On zawsze trzymał rękę na pulsie, gdy działo się coś w szkolę. Był także jedną z nielicznych osób, które mogły bez wahania zaliczać się do tych najlepiej doinformowanych nawet jeśli tego nie okazywał.
Weszłam na halę, w której Borys akurat coś przenosił. Gdy mnie zobaczył, od razu temu zaprzestał i zwrócił na mnie całą swoją uwagę. Spojrzał na moje ubranie, na którego widok, jego twarz przybrała dziwny wyraz.
- A ty nie gotowa na bieg na orientację?
Jaki bieg? Spojrzałam na niego podejrzliwie, czy na pewno sobie ze mnie nie żartuje. Zdawało mi się, że mówi śmiertelnie poważnie. Ale problem w tym, że ja o żadnych biegach nie słyszałam. Nawet nie wiedziałam o co w nich chodzi.
Ba [imię], ale zabłysnęłaś. W biegu na orientację, pewnie będzie chodzić o wysiłek fizyczny i umiejętność odnajdywania się w terenie, co sama nazwa wskazuje.
- Zapomniałaś? - zaśmiał się ciepło i poszedł po coś do kantorka.
- Nie zapomniałam. Po prostu nic o tym nie wiedziałam. - powiedziałam ma tyle głośno, by mnie usłyszał.
Chwilę po tym, wyszedł z jakimiś szarymi ubraniami i butami, w których się chyba utopię. A może tak mi się tylko zdaje? Jednak całokształt nie mógł być taki zły, prawda?
- Znajdź swoją parę. Bo do tego procederu jest obowiązkowa.
Nie przeciągając, podziękowałam i wyszłam z hali. Taaa, napewno teraz kogoś znajdę, jeśli już jest po fakcie. Napewno.
Z tą myślą, jakoś się nie śpieszyłam. Za to, chodziłam sobie po całej szkole, aż w końcu, podczas schodzenia z schodów, zobaczyłam czerwono włosego, zapisującego coś w zeszycie.
Nie widząc innych możliwych zajęć, zajęłam miejsce obok niego, uśmiechając się przy tym.
- Hej. A ty nie szykujesz się na bieg? - zapytałam.
Nie był ani ubrany, ani zalatany. Wydało się to dosyć... Dziwne. Chociaż jakikolwiek niepotrzebny wysiłek, akurat do niego pasuje. Jest leniwy, jeżeli chodzi o rzeczy, które go nie dotyczą.
- Jakoś tak wyszło, że nie śpieszy mi się do tego. - wzruszył ramionami.
- A może nie masz pary i chcesz być ze mną? - zaśmiałam się.
Nie wiem po co pytam. Trochę zbyt późno. Bo to dosłownie ostatni moment. Dziwne, że nikt mnie nie pytał o to, z kim jestem w parze. Nawet nie pytał czy będę...
- To żeś się obudziła. - wstał i podał mi dłoń - No dobra. Przynajmniej nie zgubisz się z tą swoją orientacją w terenie.
Czyli on też nikogo nie miał? Może organizatorzy, pomyśleli, że jako iż nikogo nie mamy, to musimy być razem w zespole. Była jeszcze jedna możliwość. Albo może się okazać, że przydzielono nas do innych grup i będziemy mogli sobie tylko tak pogadać o współpracy.
- Jej! Zapowiada się dobry dzień. Serio. - uśmiechnęłam się i przyjęłam jego dłoń.
- Myśl, że spędzisz ze mną cały dzień, wprawia Cię w taki nastrój?
I w sumie miał rację. Jak zwykle. Ale znowu i jak zwykle mu jej nie przyznam. Chociaż... Raz mogę zrobić mu tą przyjemność.
- Szczerze? To tak. Może być fajnie. Podoba mi się to.
- Ah tak? W takim razie też mi się to podoba. Tylko nie zwalniaj mojego tempa.
Och, zarumienił się. Kolejny raz, choć nic takiego zawstydzającego nie powiedziałam. Jednak to nie codzienny widok. Nie często mogę bezproblemu popatrzeć sobie na jego rumieńce, z których nie zdaje sobie sprawy.
- Dobra, ja idę się przebrać. Nie wiem jak ty.
Wszystko co dobre, kiedyś podobno się kończy. Tak jak i teraz.
Próbowałam otworzyć drzwi szatni, jednak okazało się, że są zamkniętę. Wyjrzałam przez korytarz, po czym weszłam do męskiej szatni i zaczęłam się w niej przebierać.
Oczywiście, damska jak zwykle zamknięta, ale męska to otwarta na oścież. No a jak. A później ździwienie, że dziewczyny wchodzą do męskich szatni, albo przebierają się na wychowanie fizyczne w łazienkach. Jak muszą aż tak prosić się o kluczyki, gdy mężczyźni nie muszą się aż tak gorączkować, to nie powinno dziwić nikogo. Och, denerwuje się z byle powodu. Chyba chce sobie po prostu wytłumaczyć swoje lenistwo, na niechęć szukania woźnych z kluczykami.
Te ubrania są niby w dobrych rozmiarach jak na mnie, ale wyglądam w nich niezbyt korzystnie. Jak się w tym pokaże? Innym? Kastielowi? To on będzie przeważnie ze mną przebywał. Zakopie się pod ziemię...
- Myślałam, że będzie gorzej.
Na dźwięk jego głosu, automatycznie się odwróciłam, zakrywając koszulką, którą chciałam założyć. Na szczęście tylko jej mi brakowało.
Nic nie mówiłam. Stałam tylko z koszulką, zakrywając się nią i wpatrywałam się z zażenowaniem w głupiego chłopaka, który bezczelnie opierał się o framugę drzwi i mi się przyglądał.
- Załatwiłem ci kluczyk, ale jak widzę sama sobie poradziłaś. - prychnął.
- Wiedziałam, że jesteś zboczony.
Rozumiem, to jego szatnia i mógł chcieć się przebrać. Ale przyjście do swojej szatni, to co innego, niż stanie i przyglądanie się komuś. Nie wiem ile tak stał i chyba nie chce wiedzieć.
- Wiedziałaś, a jednak zaczęłaś się przebierać w mojej szatni. - zaśmiał się i zaczął sam się przebierać po drugiej stronie szafek.
Szybko założyłam na siebie koszulkę i bluzę, by tak jak on wcześniej, oprzeć się, i obserwować go. Spojrzał na mnie nadal rozbawiony, po czym po prostu zaczął zdejmować z siebie ubrania. Obserwowanie jego górnej części ciała, z myślą, że od tak, mi na to pozwala, nie dość, że mnie cieszyło to sprawiało taką radość, że ojejku. Mimo, że widziałam go takim na plaży, to nadal nie mogłam przestać na niego patrzeć.
Jednak gdy zapiął ostatecznie bluzę uznałam, że już dam spokój. Wiem co będzie dalej i na co teraz mogę się patrzyć, więc wole nie wyjść na jakąś skrajnie niemoralną.
- Napatrzyłaś się? - zawołał za mną.
Sama zaczęłam się śmiać. Był dla mnie idealny. Z zewnątrz i wewnątrz. Miał wady, ale kto ich nie ma? Z wyglądu, nie miał sobie równych. Charakter miał dość... Trudny. Chyba to niezmiernie mi się podobało. Myśl, że mam wyzwanie zdobyć jego sympatię. Że nikt nie będzie mógł mieć go od tak. Nie będzie na pstryknięcie palca.
- Zbieramy się mała. - Kastiel wyszedł w końcu z szatni, przed którą czekałam - Kazali nam się przebrać i od razu iść.
Kiwnęłam głową i przyjrzałam się mu. Wyglądał czasem lepiej, ale nie ma tragedii. Nadal widać jego sylwetkę, którą ubóstwiam. Przez myśl przeszło mi, że tylko ja będę wyglądać jak klaun. Chociaż klauni są przynajmniej śmieszni.
- Siedzisz ze mną? - spojrzałam na niego uśmiechnięta.
- A mam inne wyjście? Kto inny nie dawałby mi spokoju, jak nie ty? - oddał gest, nie przerywając podróży do autokaru.
Wepchnęłam się jako pierwsza, rozbawiając przy tym Kastiela. Pamiętam jak w podstawówcę, zawsze się wpychałam. Choć nie zawsze mi się to udawało. Miałam przeciwnika, którego wszyscy nazywali "Kretek". Ja i on. Jeden autobus. Nie zawsze wygrywałam, ponieważ zastawiał ręką wejście i nie miałam szans. Ale teraz, gdy nikt mi nie jest w stanie dorównać w całym liceum, nie widzę problemu.
Usiadłam jako p i e r w s z a przy oknie, bardziej przy tyle. Nie czekając na nikogo, rozsiadłam się na swoim siedzeniu, wyglądając na innych zza okna. Frajerzy.
- Niezłe wejście. - zaśmiał się lisek.
Wsiadł jako ostatni. Usiadł obok mnie odchylając głowę do tyłu. Wydawał się zmęczony i znudzony, no ale nie dziwie się. Nie ma w tym nic narazie ciekawego.
- Tak w ogóle, dlaczego chciałaś być ze mną w parze?
Hm dlaczego? Bo mi na tobie zależy i chciałam spędzić z tobą choć trochę więcej czasu. Z nikim tak dobrze mi się nie przebywa jak z tobą.
- Bo cię lubie. I poza tym, wszyscy inni mieli pary, więc byłeś dla mnie wybawieniem. Ale gdybym miała też inne możliwości, to tak czy siak bym spróbowała zapytać ciebie.
Nie wiem czy inni mieli pary. Chciałam mieć wytłumaczenie. Poza tym, myślałam, że Kastiel też z kimś jest, ale wolałam się upewnić, bo z nikim innym nie było by tak ciekawie. Nawet, gdyby Nataniel, Ken czy Lysander zapytali mnie czy bym była z nimi w parzę - w co wątpię - to raczej bym się nie zgodziła, chyba że z wahaniem, gdybym nie była pewna, że mam szansę być z Kastielem.
- Czyli wybrała byś mnie? Taki ze mnie trochę plan "A". - uśmiechnął się z nadal odchyloną głową.
Zrobiła bym mu zdj w takiej pozycji, ale są tu ludzie i powiedzieli by, że mam coś nie tak z głową...
- Tak trochę. - tak trochę bardzo. - Ktoś pytał cię, czy chcesz z nim być w grupie poza mną?
Zawsze byś nim był. Uważam, że jedną z gorszych rzeczy, jest bycie planem B. Nie jesteś traktowany wtedy na poważnie, bo zawsze jest ten lepszy, "A". Mimo, że czasem ten drugi jest niezwykły, to i tak nadal to tylko plan B. Jak coś pójdzie nie tak z A, to pójdę do B. To najgorszę z możliwych. Nie traktowanie kogoś czy czegoś na poważnie.
- Ta. Amber. Ale wolałem być sam, niż z nią. Też byłaś dla mnie wybawieniem. Tyle, że jej powiedziałem, że kogoś już mam.
Czyżby czekał na to, aż ktoś inny go zaprosi? Nie, to nie w jego stylu. Sam by wtedy zapytał. Bo to chyba nie jest jakiś wielki wyczyn, zapytać o taki drobiazg.
- To dlaczego zgodziłeś się, być ze mną?
Och, ze mną. Ze mną. Ze mną. Szkoda, że tylko i aż w tych zawodach.
- Zadajesz dużo pytań. - w końcu podniósł głowę i na mnie spojrzał - Lubię cie bardziej od niej. No i nie szukasz atencji na siłę. - wzruszył ramionami.
- Czyli gdybym nie zapytała, sam byś to zrobił?
Gorzej niż na komisariacie. Jednak ciekawi mnie to na tyle, że nie jestem w stanie przemilczeć. W takich sprawach jestem bardzo bezpośrednią osobą. Czasami są tego plusy, ale teraz chyba nie jest to moją dobrą stroną.
- Poświeć mi lampką po oczach i karz gadać. - wywrócił oczami - Nie mam w zwyczaju sam z siebie pytać o cokolwiek.
Ah, nie rozumiem. Zawsze będzie taki bierny? Będzie oczekiwał, że ktoś inny będzie się starać? Nie na tym polega życie. Nic nie przyjdzie samo, więc dlaczego tak się zachowuje?
- Czyli gdybym była z... Natanielem, to nie przeszkadzało by ci to? - uśmiechnęłam się chytrze.
- Nawet byś nie zapytała! - zaśmiał się, kręcąc przy tym głową - To by zależało.
- Od? - zmarszczyłam brwi.
Nie miałam pojęcia. Od tej osoby, którą bym zapytała? Czy od stanu mentalnego i od tego, co bym przeczytała akurat w horoskopie? Nie no. Wiem, że nie każdy musiał by się zgodzić. Ale to zależało by od kontaktów między nami.
- Odemnie. - uśmiechnął się nonszalancko.
Ta, on akurat miałby coś do gadania. Nie zależało mu na tej wycieczce, więc czemu miał by ją niszczyć komukolwiek? Jednak racja. To on niego zależy. Bo to jego osoba decydowała czy pojadę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro