10
Odwróciłam sie do tej osoby, lekko zdenerowowana i zdziwiona. Ona nadal nie chciała mnie póścić więc złapałam ją za nadgarstki i mocno przycisnęłam.
– Co ty robisz?! – zabrała rękę i zaczęła ją rozmasowywać.
Ta blondynka jest głupia albo głupia. Przyjrzałam się jej. Burza blond loków opatulała jej porcelanową twarz, jednak jej jasne oczy dodawały jej największego uroku. Obcisłe spodnie - muszę przyznać - bardzo dobrze na niej leżały, ukazując całkiem ładną sylwetkę. Jej koszulka mi się nie podobała, ale cóż... Nie ma rzeczy idealnych.
– Mogła bym spytać o to samo.– mruknęłam odwracając od niej wzrok.
– Nie ważne.– opóściła dłoń i złapała mnie za bluzkę – Masz zostawić Kastiela w spokoju, rozumiesz?
– Co ja takiego mu robię?– także złapałam ją za koszulkę.
Może widziała jak go przytuliłam. Ale czy to jest zbrodnia? To był odruch a ona wyobraża sobie nie wiadomo co. Nie mam nic do Kastiela, ale nie zamierzam odpuścić sobie z nim znajomości, bo znowu się to komuś nie podoba.
– Podwalasz sie do niego. To wystarcza.– warknęła.
Podwalam? Wolne żarty. Chyba nie zna definicji tego słowa.
– A. Teraz. Mnie. Puść.– ja pierwsza ją puściłam – Po pierwsze: Mogę robić, co mi sie żywnie podoba. Po drugie: Nic z nim nie robię więc sie odemnie odwal.
– Nic nie robisz idiotko?!– stanęła na przeciw mnie.– Ostatni raz mówię. Odczep sie od niego.
Zamachnęła się na mnie, ale zrobiłam unik. Chciała mi dać z liścia. Odruchowo uderzyłam ją z pięści, hamując się, gdy zdałam sobie sprawę, że może iść do jakiejś pani się naskarżyć.
Jakaś głupia dziewczyna będzie mi mówić co jest dobre a co złe. Nikomu nie pozwolę sie bić, poniżać czy zastraszać. Tym bardziej jej. Ktoś musi jej pokazać, że jeżeli kogoś uderzy, ta osoba może jej oddać. Zawsze tak jest z biciem.
Wyszłam nawet na nią nie patrząc. Usiadłam na ławce i czekałam na liska.
– Idziemy?– zapytał ucieszony czymś Kastiel.
Mnie tu chcą bić z byle powodu, a ten się z czegoś cieszy. Chwila... Z byle powodu? Jego powodu!
– Okej. Chodź.– stanęłam i dorównałam mu kroku.
– Nie spodziewałem sie tego po tobie.– prychnął.
– Ale czego?– zmarszczyłam brwi.
– Że nie przestraszysz się szkolnej suczy Amber. Do tego ją jeszcze pobiłaś. No, no, no. Mało komu sie to udało.
Jejku. Czy on to szanuje? Czy to mu się podoba? W sumie jeżeli jej nie lubi, to nic dziwnego, ale mimo wszystko zasady moralne by mi na to nie pozwalały. No bo ej. To w końcu przemoc.
– Eh, nie pozwalam sobie często na tak wiele ale nie miałam wyboru.– wzruszyłam ramionami.– Samo obrona. I nie pobiłam.
Nie wiedząc gdzie iść, szłam za nim jak jakiś pies. Jednak cóż... Teraz nie zapytam gdzie idziemy. Prowadzimy ważną rozmowę! Nie mogę jej przerwać hah.
– Przekroczyłaś jej limit.– zaśmiał się.– Ale i tak gratki. Nieźle ci poszło. A mówią, że ja jestem agresywny.
– Nie wiem tego. Nigdy przy mnie nie byłeś agresywny.– stuknęłam go w ramię.
I to prawda. Przy mnie jest potulny jak baranek. Jednak nie wiem jak jest normalnie. Może mają takie zdanie, bo widzieli go w nie korzystnych sytuacjach? Bo z naszej dwójki jak narazie to on jest tym spokojnym.
– Tak wogóle to o co sie pokłuciłyście? – schował dłonie do kieszeni, przyglądając się zaciekawiony.
– My o...– nie powiem że o niego.– Sama nie wiem. Po prostu zaczęła.
– Naprawdę?– zmarszczył brwi.– Zawsze to robiła z mojego powodu albo Nataniela.
– Imponuje ci to?– podniosłam jedną brew do góry.
Musiałby być skończonym hipokrytą, jeżeli by mu to imponowało. A może ma taką miarę u dziewczyn? Która bardziej upodobni się do niego, będzie miała zaszczyt choćby rozmowy z nim. Może ja też będę musiała robić to co Amber? Jeżeli tak, to odpadam w tym teleturnieju.
Nagle do mnie dotarło. To jest dalsze. Amber kocha go na tyle, by zrobić wszystko by na nią spojrzał w ten wyjątkowy sposób. Nawet się zeszmaci. W przenośni oczywiście.
– Co ty. Sucze takie jak ona mnie osłabiają. Chociaż można sie pośmiać.– sam przyznał.– Chociaż to co ty wykonałaś... Twoja obrona nie była tak chaotyczna jak Amber. Przemyślany plan.
Zeszmaci bez rezultatu.
– Um, dzięki chyba. – złapałam sie za ramię.– Głupio mi trochę.
Wypaliłam nagle. Strasznie mnie to gryzło. Zawsze po zrobieniu czegoś złego miałam wyrzuty sumienia. Jak ja bym się teraz czuła na jej miejscu? Na pewno nie tak dobrze jak teraz. Gdybym zrobiła tylko unik, nie miałam bym tych wyrzutów. Ale oczywiście, musiałam ją jeszcze uderzyć.
– Dlaczego?– skrzyżował ręce.
– Bo zrobiłam jej krzywdę...– jak ona musi sie teraz czuć?
Teraz czuć. Widząc miłość jej życia idącą z kimś innym. W szczególności jeżeli ta osoba uderzyła Cię jeszcze w twarz.
– Broniłaś się. Przynajmniej wiesz, że nie zacznie znowu do ciebie.
– Mimo wszytko nie rozumiem jednego. Było tyle osób i nikt mi nie pomógł. Nawet ty.– to wszytko wypowiedziałam z żalem.
Widział to, a jednak nie stanął w mojej obronie. Czy jej obronie. Nie próbował nas rozdzielić czy załagodzić sytuacje. Ślepo się przyglądał, jakby miało to pomóc mu coś naprawić.
– Bo sama musisz sobie radzić. Nie jestem twoim aniołem stóżem który zawsze ci pomoże na tym świecie. Życie jest brutalne. Im szybciej to zrozumiesz tym lepiej.
Czyli nigdy nie będę mogła liczyć na jego pomoc? Dobrze. Ale niech nie oczekuje że ja też mu pomogę.
Pov Kastiel.
W końcu dziewczyna która jest miła, mądra, ładna i potrafi sie bić. W końcu! Zawsze jakiś pasztet, albo mała nie potrafiąca nic istota, egoistka. A ona ma jeszcze do tego wyrzuty sumienia. To jedyne co bym w niej zmienił ale da sie wytrzymać. Trochę głupio że sie tylko temu przyglądałem ale to wyglądało wręcz komicznie i chciałem zobaczyć jak sie skończy. Amber- królewna szkoły. Wredna jędza niszcząca wszystko w okół siebie. [Imię]- nowa, niższa od niej o prawie głowę, z postury nawet nie dorównuje Natanielowi i co? Dała jej radę. Nieźle. Gdybym był jek ojcem, rzekł bym, że jestem z niej dumny. Różni sie od wszystkich dziewczyn z którymi byłem. Na przykład, Debra. Chociaż odeszła bo chciała być sławna. Zrobił bym to samo.
– Tak w ogóle to gdzie idziemy?– zapytała.
– Myślałem że ty masz jakiś plan.– wzruszyłem ramionami.
Naprawdę tak myślałem. Kobiety zawsze mają jakieś wyjście. Plany czy cele. To czemu nie mogła wybrać tego jebanego miejsca i tak sobie chodzimy przez cały czas bez celu?
– To ty mnie tu zaprosiłeś.– mruknęła.– nie na odwrót.
– Marudzisz.– wywróciłem oczami ale w głebi duszy sie nawet ucieszyłem.– Można iść do tej kafejki.
Ma cięty język. Nie będzie z nią nigdy nudno.
– Albo...– uśmiechnęła się.– Pójdziesz ze mną do centrum handlowego. Co ty na to?
– Chyba śnisz, kujonko.– prychnąłem.– Nie oszalałem jeszcze.
Nie będę spędzał całego dnia na wybieraniu dla niej ciuchów. Nigdy tego nie robiłem i nie mam zamiaru tego zmieniać.
– Kastiel.– jęknęła. – Zagódź się no!
– Nie.– Jęczeć będziesz w innej sytacji. Heh, to zachowam dla siebie.
Moje poczucie humoru jednak nie odpuszcza przy nikim. Cieszę się z tego powodu hah. Jednak nie powiedziałem tego na głos. Normalnie bym to zrobił, ale dziś sobie tego zaoszczędze.
– Kastiel! To tylko sklep. Nic wielkiego.
– Zamknij się. Nich ci już będzie.– schowałem ręce do kieszeni i razem z uradowaną [imię] poszliśmy w stronę miasta.
Nie będę się kłucił z kobietą. Wiem jak to się skończy. Zawsze ich płeć musi coś odpierdolić. Na przykład wyjście do sklepu.
– Kastiel. Możemy iść.
Uśmiechnięta [kolor] włosa, po zapłacenia za rzeczy wyszła z sklepu a ja zaraz za nią.
– Myślałem że będzie więcej chodzenia. A tu tylko jeden.– weszła do jednego pomieszczenia i od razu wiedziała co chce, i gdzie można to znaleźć.
Nie trwało to nawet dziesięć minut. Zdążymy jeszcze gdzieś pójść. A jako iż jesteśmy w centrum, będzie prościej wybrać gdzie idziemy.
– Bo ja jestem zdecydowana. Mam wszytko co mi potrzebne więc po co mam coś więcej kupywać?– poszliśmy w stronę parku, który prowadził do jej domu.
W sumie jeżeli chce iść do domu, to okej. W sumie mi samemu się nie chce nigdzie iść.
– Gdybym nie był z tobą pewnie byś sie zasiedziała.– prychnąłem.
– Nie, raczej nie. Skończyła bym nawet szybciej bo nikt by mi nie marudził nad uchem.– zaśmiała sie.
– Pff, chciała byś. – uderzyłem ją lekko w ramię.
– Chcesz wojny?– podniosła jedną brew do góry.– Bo mogę ci ją załatwić.
Uderzyła mnie trochę mocniej w ramię niż ja to zrobiłem.
– Ja cie mocno nie uderzyłem.– zatrzymałem się przed nią.
– Dlatego mocno cie nie uderzyłam. Logiczne że ty byś wygrał ponieważ masz więcej mięśni odemnie jak i lepszą posturę.– przymknęła oczy i podniosła ręce do góry.
– Zgodzę sie z tobą. Nie masz mięśni.– zaśmiałem się.
Nie wiem jak wygrała z amebą. Nie ma mięśni. Tylko takie patyczaki zamiast rąk.
– Mam mięśnie.– naburmuszyła policzki.
– Tak, tak. Marz sobie kujonie.– roztrzepałem jej włosy.
Nie można mieć wszystkiego od życia. Niektórzy są silni, mądrzy i piękni jak ja, a niektórzy tylko mądrzy.
– Kujon wraca już do domu lisku.– wypieła na mnie język.– Odprowadzisz mnie?
– Sama sie zgubisz. Ty i twoja oriętacja w terenie.– zakpiłem z niej.
– Och, cicho bądź.– zaśmiała się i uderzyła mmie w ramię.– Wygrałam.
Nawet nie będe sie z nią już kłucił. Niech sobie tak myśli.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro