Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

71

Wrzucam makaron do wrzącej wody i mieszam sos w garnku. Od tygodnia już żyjemy z Niall'em w tej dziczy. Aż mi głupio, że nasz wcześniejszy dom nazywałam odludziem. Tu ciężko jest znaleźć zasięg.

Sos jest z słoika i mam nadzieję, że będzie w miarę zjadny. Przez to, że jesteśmy tak daleko w lesie mogę zapomnieć o świeżych składnikach i trzeba się zadowolić tym co może przez długi czas wytrzymać.

− Chyba jutro będzie trzeba pojechać na zakupy – mówi Niall otwierając szafkę, w której trzymamy jedzenie. Mój mąż od razu uprzedził, że nie da rady na razie nam załatwić lodówki. Sami nie dalibyśmy rady jej przywieść, a lepiej by nikt nie poznał naszej nowej lokalizacji.

– Dziś musisz się zadowolić tym makaronem.

– Przecież wiesz, że zjem wszystko co mi tylko dasz – mruczy, a następnie obejmuje mnie w pasie.

O ile tamto miejsce jeszcze wzbudzało we mnie pozytywne uczucia to, tego domu po prostu nie znoszę. Tam z chęcią wybierałam się na spacery, a tu nie odejdę nawet pięćdziesiąt metrów od domu.

– Nie lubię tego miejsca – informuje go już któryś raz.

– Wiem, ale obecnie nic na to nie poradzę. Jak sprawy się rozwiążą to obiecuję, że zabiorę cię na Malediwy lub Wyspy Kanaryjskie. Wynagrodzę ci wszystko – obiecuje, ale mi wcale o to nie chodzi. Nie mam zamiaru więcej od niego wyciągnąć, bo z ogromną chęcią wrócę do wcześniejszego domu.

Mieszam ciągle sos, do którego wcześniej dodałam pieczarki, które musiałam już dziś wykorzystać by nie wyrzucić. Niall odlewa makaron i wyciąga resztkę sera.

– Jeszcze trochę, a będziesz jadać w najlepszych restauracjach.

– Wystarczy mi najzwyklejsza pizzeria – informuje go i wyłączam palnik gazowy. Kupiliśmy cztery butle gazowe, więc na jakiś czas powinno nam wystarczyć.

– A mi wystarczysz tylko ty – przewracam oczami na jego słowa.

Dziś to mi wyjątkowo słodzi. Najwidoczniej zauważył, że to miejsce źle na mnie działa.

***

Spacerujemy po supermarkecie. To cud, że jeszcze się nie pochorowałam od tego jedzenia ze słoików i puszek. Codziennie też jemy makaron, a jak ja tylko na chwilę złapię internet to szukam jakichś prostych przepisów.

– Gdyby nie to, że zbliża się zima to bym kazała ci skopać ogródek.

Niall się krzywi na te słowa. Najwidoczniej nie ma ochoty na prace w ogródku.

– Myślę, że do tego nie dojdzie.

Wrzuca do koszyka bitą śmietanę w spreyu.

– Do tego weźmiemy jeszcze truskawki – szepcze mi na ucho. – Mam dziś bardzo wielką ochotę na słodkie. Z chęcią to z ciebie zliże – na te słowa przez moją skórę przebiega dreszcz. Seks z nim to prawdziwa przyjemność i nie zamierzam tego ukrywać.

– Na inną rozrywkę nie mam niestety co liczyć – podpuszczam go, bo wtedy on jeszcze bardziej się stara.

Po skończonych zakupach ładujemy to wszystko do auta. Następnie siadamy do auta i Niall wiezie nas do tego lasu. Opieram głowę o zagłówek i przymykam oczy. Nie pracuje zbyt mocno fizycznie, ale cała ta sytuacja mnie wykańcza psychicznie przez co czuję się pozbawiona sił.

Nagle coś uderza w nasze auto.

– Co jest do cholery! – mówi Niall i zjeżdżamy do boku.

Kurwa jeszcze nam tu stłuczki brakowało.

Niall wysiada, a dwóch facetów przyciska go do auta.

Co się dzieje?

Wyciągam broń ze schowka i wychodzę. Jesteśmy w tym razem, więc muszę mu pomóc.

– Niech pani wsiada do samochodu i wraca do swojego brata – czyli to wszystko jest pomysłem Briana.

– Puszczaj mnie kurwa! – wrzeszczy mój mąż, ale oni wpychają go do innego auta.

Ja chyba zabiję mojego brata.


Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie dziś jeszcze jeden.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro