Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

54


− Odkąd tylko się obudziłem, nie mogłem przestać o tobie myśleć. To, że tu jesteś jest dla mnie jak jakiś dar – uśmiecham się na jego słowa, ale jednocześnie mam ochotę znowu zalać się łzami. Świadomość, że niedługo będę musiała go zostawić jest dla mnie cholernie bolesna. – Nie zostawiaj mnie już.

− Możesz być pewny, że będę tu dopóki tylko będę mogła – na te słowa od razu markotnieje. Wie, że nasze szczęście długo już nie potrwa, że znów go zostawię.

− Jestem prawie pewny, że to on chciał mnie zabić. Odebrał mi ciebie, a później postanowił ostatecznie się mnie pozbyć – milczę, bo nie zamierzam wyjawić mu prawdy. To tylko bardziej by go zirytowało i mogłoby jeszcze pogorszyć jego stan. – Błagam wyjedź ze mną daleko stąd. Możemy nawet zaraz stąd wyjść. Twoja obecność sama sprawia, że wracają mi siły.

Chcę to zrobić. Z całych swoich sił pragnę teraz wyjść z nim z tego szpitala i pojechać przed siebie. Daleko. Choćby za granicę.

− Jesteś bardzo silny kochanie, ale widzę, że musisz jeszcze trochę tu zostać. Chcę cię pełnego sił – odwzajemnia mój uśmiech co mnie bardzo cieszy.

Nagle jednak markotnieje.

− Pewnie i tak zaraz musisz do niego wracać. To cud, że udało ci się na tak długo do mnie przyjść. Byłaś tu choć raz jak byłem w śpiączce? – mam ochotę skłamać, powiedzieć mu dokładnie to co on chce usłyszeć, ale nie potrafię. Poza tym wydaje mi się, że on po samym moim spojrzeniu poznał odpowiedź na to pytanie. – Rozumiem kochanie. I jak dobrze, że teraz jesteś.

− Jeszcze dwa dni mam spędzić u Briana, więc mogę posiedzieć z tobą ile tylko będziesz chciał. No chyba, że masz już mnie dość.

− Ciebie nigdy. Jak się mocno posunę to na pewno się tu obok mnie zmieścisz. Chciałbym się do ciebie przytulić – zaczyna się odsuwać, a ja nie powstrzymuje śmiechu.

− Gdybym to zrobiła to zaraz na pewno ktoś by mnie stąd wyrzucił.

Wstaje, a następnie się nad nim nachylam i delikatnie muskam jego usta.

Kurwa teraz to boję się go dotknąć by nie sprawić mu jakiegoś bólu.

− Ava proszę wyjedźmy stąd – patrzy mi prosto w oczy takim wzrokiem, że aż miękną mi kolana. – Nie wytrzymam bez ciebie. A poza tym skoro on chciał mnie zabić to może i ciebie skrzywdzić. Nie ryzykujmy tak.

Jakby jeszcze nie był w tak opłakanym stanie to myślę, że bym mu uległa, ale on teraz mógłby nawet nie wytrzymać kilkugodzinnej podróży. Szybko musiałabym odstawić go do jakiegoś szpitala i Niall bez żadnego problemu by nas odnalazł.

Nie, to mogłoby się tragicznie skończyć. Nie zaryzykuje jego życia.

− Musisz dojść do zdrowia. To jest dla ciebie teraz najważniejsze. A teraz idź spać, bo męczę cię już od kilku godzin, a ty na pewno jesteś już bardzo zmęczony.

Klikam na swojego smartwatcha, który już pokazuje dziesiątą w nocy.

− Nie, jeszcze mnie nie zostawiaj – mówi błagalnym tonem.

− Obiecuję, że z samego rana już tu będę. A ty będziesz miał ochotę mnie wyrzucić, bo przyjdę bez śniadania i będę tu zajadać się czymś dobrym nie zwracając uwagi na to, że ty masz dietę – znowu udaje mi się go rozbawić.

Daje mu jeszcze jednego buziaka w czoło, a następnie kieruję się do drzwi.

Idę powoli przez korytarz, ale nagle się zatrzymuje. Stoję jak wryta i patrzę na jednego z pracowników Horanów. On zapadł mi szczególnie w pamięć, bo wrzucił mnie do tego zimnego garażu.

On udaje, że mnie nie widzi, ale ja wiem, że nie pojawił się tu przypadkowo.

****

Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie dziś jeszcze jeden.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro