Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4


— To na pewno wszystko? — pyta mnie Brian biorąc moja walizkę, ja mam w ręku karmelową torbę podróżną. — Chociaż jak będzie ci czegoś brakowało to ci to dowiozę.

— Lub sama po to przyjadę — dopowiadam. On jednak nie odzywa się już ani nie słowem, więc to nie jest już takie oczywiste. Kurwa czy ja będę tam więźniem? Może jeszcze będę mnie trzymali skutą w piwnicy. — Chcę wziąć też swój samochód.

— Okej za jakiś czas ci go tam podstawie — odpowiada nawet na mnie nie spoglądając.

— Chciałabym się pożegnać z Louis'em — wiem, że będzie to dla mnie okropnie bolesne, ale nie wyobrażam sobie by tego nie zrobić. Pewnie będzie na mnie wściekły, ale i tak tli się we mnie malutka nadzieja, że przynajmniej ostatni raz mnie przytuli.

— Ava to naprawdę nie jest dobry pomysł, on nadal się sprzeciwia. Tylko byś się jeszcze bardziej zdenerwowała co nie jest ci dziś potrzebne — nie mam już do niego słów. Odmawia mi nawet pożegnania.

No tak przecież nigdy nie akceptował mojego związku z Louis'em, więc najwidoczniej nie jest mu żal, że przez jego grzechy to ja poniosę karę.

— Możesz być pewna, że jeśli tylko dasz mi znać, że dzieje się ci jakaś krzywda to od razu po ciebie przyjadę. Nic mnie nie powstrzyma by zabrać cię do domu — nic mu nie odpowiadam tylko maszeruje w stronę wyjścia.

Nie zamierzam mu za nic dziękować. To on wpakował mnie w te wszystkie kłopoty.

Droga do mojego przyszłego więzienia zajmuje nam prawie godzinę.. Kilka razy mam ochotę wyskoczyć z samochodu i uciec jak najdalej.

Nagle zatrzymuje się przed wielkim i na pierwszy rzut oka bardzo bogato wyglądającym domem. Praktycznie u każdego taka budowla zaparłaby dech w piersiach, ale mi automatycznie wytwarza się niechęć odnośnie miejsca.

— Musimy iść — mówi do mnie Brian, ale ja z ogromną niechęcią i także strachem otwieram drzwi i wychodzę z auta. Biorę głęboki oddech i podchodzę do furtki.

Stoję w miejscu aż wreszcie podchodzi do mnie brat i kładzie dłoń na moich plecach i delikatnie pcha mnie do przodu. Wchodzimy na posesję, a jak już jesteśmy na schodach do drzwi do rezydencji otwiera nam elegancka kobieta w średnim wieku.

Jest ładna, ale wydaje się zimna. I niestety coś mi podpowiada, że to jest matka mojego przyszłego męża.

— Wejdzie — mówi lodowatym głosem. Chociaż nic dziwnego, że nie trawi Briana w końcu on także jest winien tego całego zamieszania.

Wnętrze domu jest jeszcze bardziej wystawne niż się spodziewałam. Marmurowa podłoga wydaje głośne dźwięki gdy przed nami idzie lodowa dama w tych swoich wysokich szpilkach.

Wchodzimy do ogromnego salonu i zauważam, że przy długim stole i szczytu siedzi starszy mężczyzna, a obok niego leżą sterty papierów. Obok niego znajduje się inny mężczyzna w szarym garniturze.

Nagle się do mnie odwraca. Szatyn wyraźnie skanuje mnie swoim wzrokiem.

Wstaje, a ja podchodzę bliżej i zajmuje krzesło w obok niego.

— Chcę już mieć to wszystko za sobą — komunikuje. Boję się, że jak dłużej to potrwa to z wszystkiego zrezygnuje i spróbuję uciec.

Patrzę przed sobie, ale czuję, że mój przyszły mąż ciągle na mnie spogląda. Ignoruję to jednak.

— Skoro tak to zaczynajmy. Sądzę, że w takim wypadku żadna przysięga nie będzie konieczna, więc proszę o złożenie podpisu — siwowłosy mężczyzna poduswa nam dokumenty, a ja jednie rzucam na nie okiem i podpisuje.

Facet siedzący obok mnie jeszcze szybciej składa podpis

— Gratuluję zawarcia związku małżeńskiego państwo Horan — odpowiada urzędnik i poprawia okulary.

Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie dziś jeszcze jeden.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro