36
Od godziny staram się dodzwonić do Louisa, ale jego telefon nie odpowiada. Wysłałam mu też dwie wiadomości, ale na żadną nie odpowiedział. Czyżby się na mnie pogniewał, że przez tyle czasu się do niego nie odzywałam? Nie, on by na pewno tak nie zrobił. Wie w jakiej jestem sytuacji.
Przez kolejne sześćdziesiąt minut dalej do niego dzwonię. Jestem już na tyle zdesperowana, że wybieram numer Briana. Mój brat na szczęście bardzo szybko odbiera.
— No nareszcie — mówi z wielką pretensją. — Cholernie się o ciebie martwiłem, a jak już dowiedziałem się od Laury, że postrzeliłaś Nialla to zacząłem umierać z niepokoju. To są naprawdę źli ludzie.
— Póki co nie jest tragicznie. Matka Nialla trochę mnie po dręczył, ale dzięki temu się wyprowadziliśmy. Zabrał mnie na jakieś odludzie, ale przynajmniej nie muszę znosić tej baby.
— Ja nie wiem czy masz się z czego cieszyć. Samotne mieszkanie z nim może się okazać dużo gorsze. Poza tym jesteś zbyt daleko mnie, nie podoba mi się to. Poproś go byście jak najszybciej tam wrócili — To, to jest już bezczelność ze strony mojego brata. Niech on się przeprowadzi do tej lodowej damy i spróbuję z nią wytrzymać. Jestem pewna, że uciekłby po jednym dniu.
— Sam tam zamieszkaj i dopiero się mądrz — kurwa zadzwoniłam w zupełnie innej sprawie, a on jak zwykle musi mnie irytować swoimi pomysłami.
— Tam nie będziesz miała nikogo kto by cię mógł przed nim obronić.
– Do tej pory to Niall mnie bronił przed swoją matką. A i miałam ci pogratulować dziecka, szkoda tylko, że przez to Niall sobie ubzdurał, że my także powinniśmy mieć dzieciaka.
— Jakoś tak wyszło, naprawdę cieszę się, że trafiłem na Laurę.
— Jako twoja siostra cieszę się, że ci się w życiu układa, ale nie ukrywam, że ja nie miałam tego szczęścia. Ale zmieńmy temat, bo nie po to do ciebie zadzwoniłam. Wiesz co z Louis'em? Próbuję się z nim skontaktować, ale on nie odpowiada.
— Ava miałaś sobie dać z nim spokój — mówi karcącym tonem. — Ale nie ważne ile razy będziesz do niego dzwonić on i tak teraz ci nie odpowie.
Dreszcz strachu przebiega przez moje ciało. Oby nic się nie stało.
— Trzy dni temu został napadnięty i mocno pobity. Cud, że przeżył — czuję jak nogi robią mi się jak z waty. Wolną ręka przytrzymuje się blatu kuchennego by nie upaść.
Nie mój Louis.
— Byłeś u niego? Jak on się czuję? — zaczynam zasypywać brata pytaniami.
Tak bardzo chciałabym być teraz z Louis'em, zaopiekować się nim, dopilnować by nic mu nie groziło.
— Powoli dochodzi do siebie, ale to nie jest już twoja sprawa Ava. Musisz o nim zapomnieć. On dla ciebie już nie istnieje, jesteś mężatką.
— W jakim szpitalu on się znajduje — pytam mając gdzieś to co do mnie mówi.
— Nie powiem ci, bo nie pozwolę byś go odwiedziła i ściągnęła na siebie kłopoty. Louis dla ciebie przestał już istnieć — komunikuje, a następnie się rozłącza.
Odkładam komórkę na blat i zajmuje krzesło obok.
Znam dobrze Louisa i wiem, że jest bardzo ostrożny. Do tej pory jeszcze nigdy poważnie nie oberwał. To dziwne, że nagle stracił swój rezon.
A jeśli to właśnie Niall go zaatakował lub kazał to zrobić?
Przecież właśnie kilka dni temu przeszukał mój telefon i odkrył tożsamość mojego chłopaka i wtedy także dowiedział się, że go zdradzał.
Czyżby usiłował go przez to zamordować?
— Ava skarbie gdzie jesteś?! — dociera do mnie podniesiony głos mojego męża i nim zdążam wstać to on już stoi przy drzwiach. — Czemu ciągle mi znikasz kochanie?
Liczę na waszą opinię
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro