Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień dziesiąty...

Wiem, że żyje.

To jedno zdanie bezustannie odbijało się w mojej głowie. Powtarzało jak mantra. Skąd Aston to wiedział? Nikt nie miał zielonego pojęcia na temat Luke'a. Nawet policja. Tak jakby rozpłynął się w powietrzu, jakby nigdy nie istniał. Więc skąd chłopak to wiedział? Przecież to była ogromnie ważna informacja. Okropnie trudna do znalezienia. Więc po raz kolejny się pytam, skąd wiedział?

Od tamtej pory nie mogłam się z nim spotkać. Cały czas odmawiał, kiedy go prosiłam o spotkanie. Ograniczał nas tylko do rozmów telefonicznych, po czym zbywał mnie po kilku minutach, tłumacząc się ważnymi obowiązkami. Zawsze odpowiadał wymijająco, jakby bał się, że za bardzo pociągnę go za język.

Coś się działo, a ja nie widziałam co. Nie mogłam już znieść tej niewiedzy i ciągłych domysłów, więc postanowiłam, że od razu po skończonych zajęciach na uczelni, udam się do domu Hemmingsów. Pożegnałam się szybko z Kylerem, tłumacząc mu w pośpiechu na czym stoję i po ucałowaniu jego policzka, pobiegłam na parking. Trzęsącymi rękoma przekręciłam kluczyk w stacyjce, aby następnie rzucić pierwszy bieg, po chwili stopniowo spuszczając trzymany wcześniej pedał sprzęgła, a dodając trochę gazu. Z każdym przebytym metrem dopadał mnie stres i zdenerwowanie. Czułam, że kiedy się tam pojawię, atmosfera zgęstnieje tak, że będzie można ją kroić nożem.

Determinacja zaszyła się pod moją skórą i postanowiłam sobie, że jeśli nie wyjdę od Hemmingsów z jakąś wiadomością, nie zrobię tego w ogóle. Zamierzałam czekać w ich domu tyle, dopóki jakakolwiek informacja sama nie wpadnie mi w ręce.

W połowie drogi z letargu wyrwał mnie dźwięk przychodzącego połączenia. Odebrałam na panelu w samochodzie.

— Masz ważną sprawę, Lauren? — spytałam, nie trudząc się przywitaniem, po czym włączając kierunkowskaz, zmniejszyłam bieg do dwójki przed zakrętem.

O cześć, ciebie też miło słyszeć — mruknęła najwidoczniej niezadowolona moim obojętnym tonem.

— Lori ... przepraszam. Rozmawiałam z tobą ostatnio. Teraz jadę do rodziców Luke'a. Muszę z nimi porozmawiać, a oni mi to wszystko wyjaśnić. Aston nawet nie chce się spotkać! Za każdym razem ma inną wymówkę! — Po zakończeniu mojego krótkiego monologu westchnęłam sfrustrowana.

To naprawdę dziwne. Oni jak i Ashton zachowują się dziwnie. Do tego skąd on wiedział, że Luke żyje? Gdzie się tego dowiedział? Przecież to prawie niemożliwe.

— No właśnie — rzuciłam, włączając ponownie kierunkowskaz i skręciłam na pole pełne domków jednorodzinnych. — Mam tego dość. Nie wyjdę od nich, dopóki mi czegoś nie powiedzą. Sam fakt, że byli zdenerwowani, kiedy ostatnio u nich byłam, jeszcze to nagłe pojawienie się Ashtona. To nie mógł być żaden przypadek.

Też tak sądzę, jeśli się czegoś dowiesz, dzwoń do mnie od razu!

— Dobrze, a teraz kończę. Już dojechałam.

— Okej, trzymam kciuki!

Dziewczyna sama się rozłączyła, po czym ja zgasiłam samochód. Wzięłam kilka głębokich wdechów, przygotowując na to, co mogę usłyszeć albo może się stać. Szłam tam, kompletnie nie wiedząc, jak potoczy się cała rozmowa. Jeśli w ogóle będzie to rozmową.

Ostatni wdech.

Wysiadłam z auta i zamknęłam je pilotem w kluczu. Poprawiłam torebkę, która zsuwała mi się z trzęsącego ramienia i powolnym krokiem podążyłam w stronę drzwi. Tym razem jednak stanęłam na werandzie. Ogarnęła mnie lekka panika. Chciałam tam wejść i się czegoś dowiedzieć, ale jednocześnie się bałam tego, co mogę usłyszeć. Co jeśli to, co powiedział mi Ashton, nie było pewne albo prawdą wyssaną z palca? Przecież tak naprawdę mógł skłamać. No, ale nawet jeśli, to jaki miałby w tym cel? Potrząsnęłam głową, uwalniając się od nadmiaru myśli. Zadręczałam się tym coraz bardziej, a nawet nie zdążyłam wejść do środka.

Wcisnęłam dzwonek, a drzwi otworzyły się zanim zdążyłam jeszcze zabrać z niego rękę. Kobieta, która przede mną stała, musiała najwidoczniej mnie zauważyć na chodniku.

— Lexi — powiedziała, uśmiechając się.

— Dzień dobry — odwzajemniałam gest.

Ręką zaprosiła mnie do środka, gdzie ćciągnęłam conversy i podążyłam za nią do salonu. Usiadłam na kanapie, a podczas drogi tutaj starałam sobie ułożyć plan, którym posłużyłabym się podczas rozmowy. Jednak nadzieja matką głupich. Nie wymyśliłam nic.

— Ostatnio coraz częściej nas odwiedzasz.

— To źle?

— Skąd — zaśmiała się. — Bardzo się z tego cieszę.

— Bardzo państwa lubię. Naprawdę człowiek może się przywiązać po tylu latach. — Posłałam jej blady uśmiech. — A dzisiaj nie przyszłam w zwykłe odwiedziny. Jestem pewna, że domyśla się, pani, dlaczego tutaj jestem.

— Nie wiem, co masz na myśli — odparła pewnym tonem. Wyglądała na bardzo wyluzowaną i gdybym nie wiedziała o paru rzeczach, pewnie dałabym sobie z nią spokój. — Jest jakiś inny powód niż dotychczas?

— Proszę nie udawać. Obydwie wiemy, że przyszłam tu porozmawiać o Luke'u. — Kobieta nie odpowiedziała, a jedynie wpatrywała się w kubek w jej dłoniach. — Wiedziała, pani, że Ashton się pojawił?

— Spotkałam go kilka dni temu.

— Czyli rozumiem, że pani też powiedział, że Luke żyje? — Tą informacją musiałam zbić ją z pantałyku. Uniosła głowę i spojrzała na mnie ze zdziwionym wyrazem twarzy, a także szeroko otwartymi oczami.

— Powiedział ci to?

— Nic innego nie chciał, dlatego przyszłam do was, ale widzę, że jest tylko pani.

— Ben jest w pracy. — Kiwnęłam jedynie głową ze zrozumieniem.

— Dobrze, to powie mi coś pani teraz o Luke'u?

— Ale ja nic przecież... — Przerwałam jej.

— Naprawdę uważa mnie, pani za głupią? Albo za idiotkę?

— Skądże!

— To dlaczego pani kłamie?

— Ja...

— Pani Hemmings — westchnęłam, czując nagły przypływ smutku i zmęczenia. Miałam już serdecznie dość. — Już nie wytrzymuję. Mam dość tej niewiedzy, zwłaszcza, kiedy dookoła wszyscy coś wiedzą. Tylko ja jestem pomijana.

— Lexi...

— Niech się, pani nie tłumaczy, tylko mi powie, co pani wie. To prawda? Mój Luke żyje?

Posłałam jej wyczekujące spojrzenie, a ona zaś patrzyła na mnie nieodgadnionym spojrzeniem. Dopiero po chwili ciszy odetchnęła głęboko i odpowiedziała:

— Policja natknęła się na obecność Luke'a w Australii.



Gdzie jesteś, Luke?























Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro