Być całym światem
Dwa głośne uderzenia pomarańczowej skórzanej piłki wystarczyły, aby wszyscy skupili uwagę w stronę dźwięku. Kibice siedzący na widowni wydali jęk podziwu dostrzegając dzierżącego piłkę wysokiego chłopaka. Jego mocna postura ukrywała się nieznacznie pod sportowymi ubraniami, lecz umięśnione nogi i ramiona mówiły same za siebie. Wszystko to było stworzone ze stali, a same spojrzenie posiadacza tych monstrualnych mięśni, przywodziło na myśl szkarłatny płomień zamknięty za hartowanym szkłem. Jego czarno- czerwone włosy były usłane kroplami potu, które spływały na odsłoniętą dekoltem w kształcie trójkąta pierś. Wszystko to składało się na obraz obecnego na boisku Kagamiego Taigi. Sunął przed siebie dalej kozłując piłkę, by po chwili skoczyć z niebywałą brutalnością, siłą, a nawet lekką dozą precyzji do ustawionego wysoko kosza i wpakować z impetem piłkę do obręczy.
Widownia oszalała na widok olśniewającego chłopaka o budowie zawodowego gracza, który reprezentował już mistrzowski poziom. Drużyna podbiegła do niego z radością i podziwem wymalowanymi na twarzach poklepując masywne ramiona i wykrzykując jego imię. Towarzyski mecz z jedną ze szkół właśnie się zakończył gromiącą przeciwników przewagą punktów dla drużyny Seirin. Każdy spoglądał w kierunku zwycięzców, lecz w centrum uwagi znajdował się zawsze Kagami.
To on był światłem, które jaśniało najmocniej.
To on wbił wsad do kosza zdobywając kolejne punkty dla zwycięstwa.
Jednak nikt z widowni nie dostrzegał stojącej po drugiej stronie boiska smukłej sylwetki chłopaka, który niewiarygodnie silnym podaniem przekierował piłkę do Kagamiego. Właściwie, to wszystkie zwycięskie podania, przekazania piłki wykonał jedynie cień. A jak wiadomo im jaśniejsze światło tym mroczniejszy cień się staje. Jednak każdy woli wpatrywać się w jasną stronę, a o ciemnej zapomnieć. Chłopak przez chwilę pomyślał, że może o nim nie zapomnieli.... Może chociaż jego własna drużyna.
Lecz gdy zaczęli iść w kierunku szatni, nie odwracając się i nie poszukując go spojrzeniem, zrozumiał, że znów stał się niewidzialny.
Nawet dla nich.
-Nawet oni...- mruknął ze spuszczoną głową uśmiechając się pod nosem.
Gorzki posmak w ustach jednak wygrał ze sztucznym uśmiechem i wykrzywił mu wargi. Ostre światło zakuło w oczy, które zasnuły się łzami.
To na pewno przez te cholerne światło- pomyślał.
Przetarł spocone czoło ramieniem, cofając się coraz bardziej pod ścianę. Wygrana jest dla tych, którzy się do niej przyczynili. Mimo iż jego podania były dobre, to jednak niezastąpione nie są. Kagami z drużyną mógłby spokojnie wygrać bez jego pomocy. Bez... niego... Bo kto mógłby się przejmować cieniem...
Mocny ucisk w piersi nie pozwolił na swobodny oddech. Zakrztusił się i w przerażeniu pobiegł w kierunku drzwi. Nie mógł ich znaleźć, chociaż musiały być gdzieś przy tej ścianie. Oczy odmawiały mu posłuszeństwa i zakrywała je mgła. Pot ściekał nieubłaganie po twarzy, a przede wszystkim po policzkach. Denerwujące krople nie przestawały lecieć mimo iż je nieprzerwanie wycierał. Kiedy wreszcie znalazł wyjście, drżące dłonie nie potrafiły odpowiednio nacisnąć klamki... próbował... zaczął się trząść... już myślał, że uderzy w nie nogą...
-Tu jesteś!
Wzdrygnął się przez usłyszenie znajomego głosu. Zesztywniał, przez co nie mógł się odwrócił. Opuścił dłonie chowając je przy piersi, aby osoba stojąca za nim ich nie dostrzegła oraz tego jak bardzo teraz się trzęsły.
- Myślałem, że poszedłeś do szatni. Wszyscy cię szukają Kuroko. Wygraliśmy przecież mecz, musimy to uczcić!- przepełnione entuzjazmem słowa rozeszły się sprawnie po hali. Słyszący, to chłopak poczuł dreszcz. Od dawna kochał jego usposobienie i tą dziecięcą, a może raczej zwierzęcą fascynację światem. Tak...Kochał i kocha.
-Chyba... chyba jednak odpuszczę- zdołał wypowiedzieć słabo, czując przy tym przejmujący chłód w członkach.
Jego głos zabrzmiał dziwnie spokojnie. Nie mógł zrozumieć czemu, skoro w środku wydawał się całkiem, jak roztrzęsiona galaretka. Wszystko się waliło, niczym domek z kart wystawiony na działanie lekkiego, lecz wystarczającego wiaterku. Jego spokojna maska zapadała się do głębi, a z dawno chowanego środka wypełzały wszystkie demony, jakie w sobie dusił. Jednak nigdy się do nich nie przyzna, zwłaszcza przed ,,nim''.
I tak był już wystarczająco słaby...
-Co?- dopytał zdziwiony Kagami, podchodząc o krok bliżej. - Przecież to już tradycja. Weź nie marudź i chodź! Powiedziałem Riko, że cię sprowadzę, a wiesz, co może mi zrobić, jeśli przyjdę sam -lekko zawiedziony, oporem chłopaka głos Kagamiego, nie mógł przekonać Kuroko. Odetchnął parę razy i wreszcie delikatnie zerknął przez ramię.
Kagami stał kilka kroków za nim i wpatrywał się z utęsknieniem w obręcz do kosza, jakby uważał, że zdobył za mało punktów podczas meczu. Ten jego, zawsze łaknący więcej gry wzrok, rozczulił Kuroko, lecz nie poprawił jego stanu. Drużyna, a przede wszystkim towarzystwo kogokolwiek, mu teraz nie pomoże. Pomoże mu jedynie samotność...
-Wybacz, Kagami-kun- mruknął przeklinając się w myślach, że jego głos zadrżał. –Muszę się przewietrzyć. Dołączę do was później.
-Kuroko?- zaszokowany ton Kagamiego go nie odwrócił, ale silne dłonie już tego dokonały.
W czerwonych, a raczej bordowych tęczówkach jaśniało zdezorientowanie, a wreszcie zaniepokojenie.
- Płaczesz.
Nie zapytał, a stwierdził.
Błękitnowłosy pojął, że wcześniej brana wilgoć za pot, jest jego własnymi ciepłymi łzami. Przetarł szybko frotką po polikach, chcąc się wyrwać z niezręcznych objęć.
Lecz daremnie.
-Wcale nie- zaprzeczył niepewnie, dalej się wiercąc, ale Taiga wzmocnił ucisk, dokładając drugą rękę na wolne ramię przyjaciela.- Puść mnie, Kagami-kun. Mówiłem, że chcę się przewietrzyć.
-A ja powiedziałem, że płaczesz- rzucił zimno i jakże elokwentnie, nie spuszczając poważnego spojrzenia z bladej, teraz lekko zarumienionej tą niecodzienną bliskością i płaczem twarzy. –I powiem jeszcze coś. Nie puszczę cię nigdzie, dopóki mi nie powiesz, co się do cholery dzieje.
Kuroko słysząc upartą nutkę w tonie Kagamiego zadrżał mimowolnie, co od razu wyczuły duże dłonie trzymające go. Wstydził się za swoją reakcję, odkręcając głowę w stronę upragnionych drzwi. Ucieczka była na wyciągnięcie dłoni. Tak blisko. Tak jak Kagami. Lecz nadal za daleko.
-Nic się nie dzieje- wyszeptał, czując nadchodzące, ponowne rozklejenie.- Puść mnie wreszcie i zostaw w spokoju.
-Nie mam najmniejszego zamiaru cię puścić- warknął zdenerwowany, przypierając swojego cienia do ściany, w którą tak żywo się wpatrywał błękitnooki.
-C-co?
-Masz mi zaraz powiedzieć, czemu płaczesz Kuroko. Przecież wygraliśmy pieprzony mecz, mam rację?- chłopak drgnął słysząc przekleństwo wychodzące z ust Taigi.
Jeszcze nigdy nie słyszał, żeby się tak odzywał. A Kagami nie należy do osób cierpliwych i spokojnych. Ale przecież dopiero teraz postanowił rzucić mięsem i do w rozmowie z Kuroko.
Czyżby był aż tak wytrącony z równowagi.?
Bardziej niż kiedykolwiek w obecności chłopaka?
-I co z tego...-zaczął oponować, lecz nie skończył. Bowiem dostrzegł niebezpieczny błysk w oczach chłopaka, od którego stracił wątek i siłę aby mierzyć się z takim przeciwnikiem. Nawet spojrzeniem. Spojrzał na dzielącą ich przestrzeń.
Tak blisko do jego ciała- pomyślał mimowolnie.
-Co z tego?- powtórzył zaszokowany Kagami, tworząc między nimi napiętą ciszę.
Tetsuya nadal uparcie się w niego nie wpatrywał, więc najwidoczniej zirytowany tym chłopak, ujął brutalnie jego twarz, dłonią nakierowując sobie uciekający wzrok na siebie. –Kiedy przestałeś cieszyć się zwycięstwem drużyny? A może zadam lepsze pytanie. Dlaczego tego nie zauważyłem?- Tetsuya zamarł spoglądając w te przepełnione dziwnym poczuciem winy krwistoczerwone oczy.- Powiedź mi, Kuroko. Od kiedy jesteś w tym stanie, a ja to przeoczyłem?
-Od miesiąca...- przyznał słabo, znów, choć teraz świadomie płacząc.
-Dlaczego? Co ci się stało? To moja wina?- pytania wylewały się z tych zawsze uśmiechniętych ust. Drobne ciałko zaczęło drżeć, wreszcie się poddając. Nie mógł patrzeć na skruszonego Kagamiego. Nie mógł. Więc oparł swoją głowę o muskularną pierś swojego przyjaciela.
Swojego najlepszego przyjaciela.
Swojej miłości.
-Nie twoja- chciał zapewnić na wstępie, a świadomość, że nie ma przed oczami jego intensywnego spojrzenia, pozwoliła mu na wyrzucenie z siebie swoich boleści. Mógł się przyznać szczerze do swojej słabości... Szczerze choć tchórzliwie.
-Jestem słaby, Kagami-kun. Jestem niepotrzebny. Już sobie poradzicie bez mojej pomocy, więc... Może powinienem odejść, bo... Jesteś już silny, Kagami-kun i nie musisz mieć mnie za swojego cienia. Twoje światło rozjaśnia całą drużynę, a ja...
Gwałtownie znów został przyparty do ściany tylko z tą różnicą, że Kagami docisną go własnym ciałem. Zrumieniał się na działanie mocnego spojrzenia oraz przez świadomość, że Taiga ociera się o jego krocze swym własnym.
-Nigdy tak nie mów, Tetsuya!!!
Chłopak ryknął na całe boisko, a echo opustoszałej już Sali poniosło przepełnione wściekłością słowa. Ale najdotkliwsze w tym wszystkim było to, że Taiga zwrócił się do Kuroko po imieniu.
Nigdy tak nie robił.
-Jesteś ważny- powiedział stanowczo, przybliżając swoje gniewne oblicze ku Kuroko, który oczarowany nie mógł się poruszyć, czy wyrwać spod wpływu Kagamiego.
-Jesteś cholernie niezastąpiony, Kuroko.
Gdy ich usta dzielił milimetry uśmiechnął się dziko, niemal tak, jak przed meczem z silniejszym od niego przeciwnikiem. Jak przed następnym wyzwaniem.
-I nie niezastąpiony i ważny dla drużyny, Kuroko. A dla mnie...- złączył ich wargi i nie delikatnie i słodko, lecz brutalnie i z pasją, jakby dla udowodnienia wcześniejszych słów. Kuroko nie przejmował się, że całował się ze swoim przyjacielem i to jeszcze można rzecz w publicznym miejscu, gdzie są osłonięci na wzrok innych. Nawet tym, że czuł do Kagamiego już wcześniej coś więcej niż najbliższą sercu przyjaźń, a właśnie miłość. Mógł jedynie delektować się uczuciem zgniatanych, tłamszony i przyduszanych delikatnych warg, przez te nieokiełznane, nieustępliwe i twardawe Taigi. Kagami poruszył zamyślanie nogą, naruszając krocze Tetsuyi kolanem. Kiedy chłopak zaskoczenie jęknął, czerwonowłosy mruknął, jakby ze zadowoleniem, wpychając nachalnie język do nieswoich ust. Zrobił to tak typowo. Nie prosząc o pozwolenie. Po prostu wziął, to czego chciał. Poruszał sprawnie po podniebieniu, bokach jamy ustnej, a nawet zębach, aby zaznaczyć, że teraz to jego terytorium. Zachowywał się jak zwierz, który oznaczał swoją należność, czy własność. A błękitnowłosy nie oponował. Rozchylał szerzej i chętniej wargi, czując spływającą z kącików, wymieszaną z tego gorącego pocałunku ślinę. Kagami nie poprzestał na pojedynczym ruchu. Nadal atakował czuły punkt chłopaka raz lżej, a raz mocniej zapewne by usłyszeć więcej, tych nietypowych dla niego jęków Tetsuyi.
-Kuroko...- wymruczał z lubością niczym dziki kot, rozłączając ich zaczerwienione usta i zlizując pozostałości po pieszczocie.
-Co...z...drużyną?- wyszeptał przerwanie Kuroko, łapiąc oddech i próbując się opanować. W rozszerzonych źrenicach Taigi widział swoje zaatakowane usta i czerwień na kościach policzkowych. Nie mógł się tak pokazać przed swoimi senpai'ami. Co to byłby za wstyd. Na słowa błękitnowłosego, Taiga uśmiechnął się chytrze, znów męcząc męskość Tetsuyi.
-A, co?- nie zlitował się nawet po usłyszeniu pełnego przyjemności, a nawet spowodowanego przez ciasnotę w spodenkach bólu, jęku chłopaka.- Ja ci nie wystarczę? Musisz myśleć o drużynie?- kręcił dookoła wbijając kolanem w przyrodzenie, wyczuwalnie podnieconego chłopaka. Wydawał się być bardzo zadowolony z reakcji Kuroko po najzwyklejszym pocałunku.
-W..W-wystarczysz...Ahhh... Ka...K-kagami...Kun...P...Proszę- jęczał nieskładne, a zawstydzenie paliło jego ciało. Mówił tak nieprzyzwoite rzeczy, że powinien spalić się ze wstydu. Ale nie. On stawał w płomieniach, trawiących jego najczulsze miejsca i to pod czujnym spojrzeniem swojej miłości.
Swojego światła.
-Więc...- nachylił się bliżej, łapiąc zębami jego dolną wagę.- Widzisz, że nie możesz odejść. Bo ja cię potrzebuję, a ty mnie. Drużyna w tej sprawie się nie liczy- błękitnowłosy oddychał coraz szybciej i to już nie przez czynności Taigi.
Słowa.
Te słowa, które wypowiedział Kagami, były jeszcze bardziej podniecające i ekstatyczne od przed chwilowej bliskości Kagamiego.
Był dla kogoś. Jest dla kogoś. Dla Kagamiego, który właśnie zapewnił, że nie pozwoli odejść Tetsuyi, czy to z drużyny, czy to właśnie z życia czerwonowłosego. Uśmiechnął się teraz szczęśliwie, zaskakując tym Kagamiego, który po pełnej szoku sekundzie oddał gest.
-Dziękuję... Taiga-kun.
Od tej chwili Kuroko Tetsuya wiedział, że w życiu nie można uciekać, gdy ma się wrażenie beznadziei. Kiedy myślisz, że jesteś niepotrzebny, musisz odnaleźć tą osobę, która zastąpi ci wszystko inne. Obejmie cię ramionami, a przede wszystkim swoją uwagą. Bo w jej oczach jesteś całym światem.
Świat zwężony do jednej osoby wcale nie jest mały. Wręcz przeciwnie. Otwiera ci drogi, których wcześniej nie widziałeś, a dzięki niej masz okazję poznać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro