Koniec przedpiekla
Więc... Starzy zadecydowali, że do szkoły jadę już w tym tygodniu. Wyszukałem sobie coś o tym miejscu i to jest kurwa dramat. Odludzie całkowite, dealer powiedział, że może dowozić, ale za dopłatą powyżej 30% ceny, są tam mundurki, i całkowity zakaz wyróżniania się. Zgadnijcie kto będzie miał ostatnią zasadę kompletnie w dupie. Myślałem, że obecna szkoła to jakiś jebany żart, ale tamto gówno bije tę placówkę na głowę.
Tam dziękujesz bogu za to, że pozwala ci kurwa oddychać. No ja pierdolę. Jakby tego było mało tam nie ma wakacji, ponieważ "nie można mieć przerwy od boga".
Jest parę plusów, a właściwie brak minusów. Można mieć telefon, i jest zasada "twój pokój twoja sprawa". Znaczy się nie robią nalotów i nie zabierają rzeczy osobistych. Najsss.
Poszedłem do ćpunchatki. Twiggy i Pogo już tam czekali.
- No to teraz czeka cię nazi-katolickie piekło, co Marilyn?
- No.
- Nie przejmuj się. Załatwiłem z Casey'em żeby ci dostarczał prochy. Alkohol też. Bo na trzeźwo to ty tego nie zdzierżysz.
- Dzięki. Teraz mogę być spokojny, że po wyjściu stamtąd będę miał marskość wątroby.
- Patrz na pozytywy. Będziesz mógł wkurwiać księży. Powiedzmy, że podmienisz wino mszalne na zabarwiona wódkę. Wiem, że już to planowałeś - zagadnął Twiggy. On za wszelką cenę chce mi poprawić humor. Jest najlepszym co mnie w życiu spotkało.
- Jeżeli będzie to możliwe, to postaramy się ciebie odwiedzać.
- Hej, Pogo.
- Co?
- Obiecaj, że wpierdolisz Berkowitzowi za to że mnie chuj wsypał.
- Masz moje słowo - wzięliśmy po kresce, a potem jeszcze następnej. Wiedziałem, że będzie mi tego brakować. Rozmawialiśmy o szkole.
- Słuchajcie, jeżeli to jest fabryka chrześcijan, to tamta szkoła jest normalnie hurtownią.
- No. Wyobraź sobie, no nie wiem ilu tam może być uczniów? Ze 200?
- Czytałem, że ponad 350.
- No, to masz 350 typów, w jednym miejscu. To kurwa nie jest hurtownia chrześcijan. Tylko spermy.
- Serio, Pogo? Ty naprawdę myślisz tylko o jednym.
- Hej! Każdy ma swoje potrzeby! Nawet tacy popierdoleńcy w sakralnych sukienkach.
- A ty tych potrzeb nawet nie próbujesz ukrywać.
-"Człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce". Jestę humanistę.
- Mówisz tak dlatego, że nie umiesz liczyć. I masz zagrożenie z fizyki.
- Proszę cię, Ramirez. To nie fizyka tylko zaprzeczanie. A zresztą, co ty możesz wiedzieć. Zawsze na fizyce spierdalacie z Mansonem do kibla. Nigdy wam nie zapomnę, że mnie tam kurwa samego zostawialiście.
- Nie denerwuj się, łysolku. Uwierz mi, to zawsze jest ciężki wybór, iść na tak ważną lekcję jak fizyka, czy poddać się nałogowi.
- No kurwa bardzo ciężka - to mówiąc próbował kopnąć kamień, który okazał się większy niż się spodziewał.
- Teraz oto jest lekcja, dlaczego jak jesteśmy agresywnym łysolkiem zakładamy glany - powiedział Twiggs.
- Spierdalaj, kurwiu - wysapał po czym zaczął rozmasowywać stopę, która chroniona tylko przez zapierdalajki (ruskie trampki z bazaru od araba) zrobiła się taka jakby większa. Minęło dobre pięć minut i Madonna postanowił się przejść. Kiedy tylko stanął na uszkodzonej stopie, zaczął przeklinać tak głośno, że słyszeli go chyba w piekle.
- Jak noga, Pogo? - zapytałem ze śmiechem.
- Idzie z dupy do ziemi jak druga.
- Pytam czy cię boli.
- Nie bardziej niż ciebie myślenie.
- Dzięki, wiesz. Nie sądziłem, że jesteś lekarzem.
- Nie jestem. Ale chyba muszę odwiedzić jakiegoś lekarza, bo zaraz odgryzę sobie tą jebaną stopę.
- To idź - Pogo pożegnał się zadziwiająco miło po czym wychodząc potknął się jeszcze o wystający korzeń.
- Uważaj, bo się potkniesz!
- Dzięki, kurwa! - krzyknął. Po paru minutach nie było już słychać jego bluzgów. Twiggy miał nieszczęśliwy wyraz twarzy.
- Jak długo tam będziesz?
- Do końca mojej pieprzonej edukacji. Czyli plus minus dwa lata.
- Zajebiście. Moi starzy też chcą mnie tam wysłać, ale dopiero po wakacjach.
- Pieprzony farciarz.
- Powtarzam, jeszcze nie pieprzony.
- A chcesz to zmienić?
- Tak - spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Zawsze mi odmawiał.
- Jesteś pewien? - zapytałem nieufnie. Może mnie wkręca.
- Tak, jestem - spojrzałem w jego piękne, brązowe oczy. On naprawdę tego chciał. Pocałowałem go. Coś dobrego jednak wyszło, z tego że wyjeżdżam.
______________________________________
Koniec części pierwszej.
To co zdarzyło się później możecie sobie wyobrazić. Nie będę tego opisywać bo to nie jest ten typ opowiadania. Zresztą sadze, że wasza wyobraźnia zadziała lepiej niż ja bym mogła wymyślić. Każdy ma własne preferencje😏😏
Ps: Oj no każdy się może pomylić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro