Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jak straciłem godność

Kolejny rutynowy dzień w katolickim pierdlu. Nudziłem się jak cholera. Inni również mieli dość.
- Jakieś pomysły, co odwalimy na Wielkanoc w naszej kochanej szkole?- Zapytał znudzony Twiggy.
- Nie wiem. Może wrzucimy do pokoju nauczycielskiego dwa ruchające się króliki? Żeby wiecie pokazać cud prokreacji...- zaproponował Pogo.
- Ty tylko o ruchaniu.- Powiedział zdegustowany Daisy. - Zróbmy coś bardziej wyrafinowanego... Na przykład...
- Na przykład możemy ukrzyżować kurczaka przed szkołą!- krzyknął podekscytowany Zim Zum.
- Dobry pomysł... Możemy dodatkowo przyczepić mu jakiegoś plastikowego chuja i powiesić na nim tabliczkę z napisem" possij zbawicielowi"-podpowiedziałem.
- No i to jest myśl.- Poparł mnie Twiggy. Wszyscy się zgodzili. Zabraliśmy nasze rzeczy i planowaliśmy zerwać się na resztę dnia z tego pieprzonego klasztoru, ale Pogo nas zatrzymał.
- Czekajcie... Wszystko ładnie, pięknie ale nasz, znaczy mój dealer wyprawia dzisiaj imprezę i kazał was zaprosić. Powiedział, że jak nie przyjdziemy to podbije mi ceny prochów, albo w ogóle zerwie kontakt.- powiedział nerwowo macając się po swojej łysej czaszce.
-Czyli...
-Czyli chciałbym żebyście się ogarnęli i na 20 byli w tym starym centrum handlowym. Poczekajcie przy wejściu.- wyjaśnił Gacy. Może być ciekawie. Nigdy nie spotkałem dealera Pogo. A on miał zawsze najlepsze prochy z nas wszystkich. Zapowiada się ciekawie.
**************
- Gdzie oni, kurwa są?!- byłem poważnie rozdrażniony. Stałem pod jedynym opuszczonym centrum handlowym w tym pieprzonym mieście, była godzina 19.50, a ich nie było.
- Spokojnie, Marilyn. Może po prostu się spóźnią.- Uspokajała mnie Ola(I_Will_Always_Be mam nadzieję, że nie przeszkadza ci iż wykorzystam twoją osobę trochę dłużej). Ona jest taka cudowna... Definitywnie na nią nie zasługuję.
- Jesteś cudowna.- Przytuliłem ją i pocałowałem w czoło.
- Wiem... Powtarzasz mi to jakieś dziesięć razy dziennie.
- Bo to prawda- wymruczałem chowając twarz w jej włosach. Cholera, jak ja ją kocham!
- Nie za dobrze wam razem, gołąbeczki?- Wrzasnął ktoś tuż za nami.
- Pogo, odpierdol się z łaski swojej.- Powiedziała Ola.
- Ić ssać Berkowitzowi w krzakach.
- Przestańcie mnie z nim swatać! Nie jestem gejem!
-Och, czyżbym wyczuł słodki odór kłamstwa?
Twiggy pojawił się nagle wypełzając z krzaków. Zapinał rozporek, a za nim wyszła nadmiernie zadowolona Laney.
- No to już wiemy dlaczego Jeordie się spóźnił.- Pogo znacząco poruszył brwiami.
- A co, też byś tak chciał? Nie dla psa kiełbasa!- Ramirez zaśmiał się łysemu w twarz.
- Turlaj dropsa do Betlejem, jebany farciarzu...- wymamrotał Madonna.
- Dobra, jest 20.00, gdzie do chuja jest Zim Zum i Daisy? - Czekaliśmy jakąś minutę aż podbiegli do nas owi idioci. - Sorry, chcieliśmy się trochę zaprawić przed melanżem i podjechać autem, ale zatrzymały nas bagiety i wyniuchały dragi schowane w kierownicy...- Tłumaczył się Daisy.
- Ale im uciekliśmy. Nikt nas nie śledzi.
- No pewnie, że nie. Tylko spojrzeli na wasze krzywe ryje i stwierdzili, że was zostawią, bo reszta więźniów będzie miała koszmary jak was zobaczy.- odparłem kpiąco.
- Stul pysk, klaunie...- wydyszał Berkowitz.
- Szat ap bicz.- powiedziałem poczym pokazałem mu środkowy palec. W takich sytuacjach jestem pewien, że urodziłem się ze zbyt małą liczbą środkowych palców.
- Dobra, koniec gadania. I tak jesteśmy już spóźnieni. -Skierowaliśmy się w stronę wejścia. Pogo mamrotał coś o idiotach i robieniu sobie dobrze. Ale to nic nowego
*************
Dealer Madonny był grubszym facetem w średnim wieku uczesanym na Morriseya. Znaczy się pedał. Dobrze wiedzieć, bo zacząłem się zastanawiać, dlaczego tak na mnie patrzy. Im dłużej mi się przyglądał, tym bardziej kusząca wydawała mi się myśl o wykonaniu taktycznego odwrotu i najzwyklejszym spierdoleniu. Jednak jedyne na co mogłem sobie pozwolić, mając na uwadze ceny i dostępność prochów to schowanie się za Olą.
-Shitshitshitshitshit, ten pedał patrzy na mnie jakbym był małą dziewczynką w jego prywatnej piwnicy.- Powiedziałem bardziej do siebie niż do niej.
- Spokojnie Marilyn, nie pozwolę im cię skrzywdzić.- Odparła i opiekuńczo mnie pocałowała.
- Dziękuję- wymamrotałem. Morrisey odwrócił wzrok, zobaczył, że jestem zajęty. Po chwili podbił do nas Pogo z tacką koki. Nie mogłem mu odmówić, ale Ola stwierdziła, że woli pozostać trzeźwa. Wciągałem dalej, popijając moje najnowsze odkrycie, czyli absynt. Ola wyszła się przewietrzyć, chciałem iść z nią, ale powiedziała, że zaraz wróci więc jej zaufałem. Nagle poczułem, że mój żołądek postanowił zbuntować się przeciwko mnie. Pognałem jak dziki do kibla. Kiedy spokojnie zwracałem całą zawartość moich trzewi, patrząc beznamiętnie na resztki pizzy i absyntu, poczułem jakąś dłoń zaciskającą się na moim tyłku. Cholera! To ten stary zwyrolu! Odwróciłem się szybko i zobaczyłem dość wysoką blądynkę, której dłoń spoczywała na moim sexy zadku.
- Hej! Zostaw mnie! Ja mam dziewczynę!- protestowałem, ale ona zaczęła mnie rozbierać. Byłem oszołomiony narkotykami, a do tego pijany i zszokowany jej zachowaniem.
- Spierdalaj suko!- próbowałem ją odepchnąć, ale ona była kurwa silniejsza ode mnie.
- Jestem Rachel. Zapamiętaj to imię bo będziesz je krzyczeć przez całą noc.- Powiedziała. Skrzywiłem się. Boże! To było takie złe. Takie suche. Byłem przerażony. Zdjęła mi spodnie zawczasu unieruchamiając mi ręce z tyłu. Użyła do tego futrzanych kajdanek. Ta dziwka przykuła mnie do kibla! Rozebrała się i zaczęła mnie ujeżdżać. Kurwa! Nie mogłem nic zrobić. Bałem się, że Ola wejdzie tu i pomyśli, że ją zdradzam. Nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Nie chciałem jej stracić. Oczywiście od dawna miałem ochotę na seks, ale chciałem poczekać, aż ona będzie na to gotowa. A teraz? Teraz byłem gwałcony przez jakąś obcą dziewczynę, na imprezie u pedała, który również chciał mnie przelecieć. Nie wiedziałem co mam myśleć. Tej nocy naprawdę chciałem umrzeć. Czułem się brudny i skrzywdzony. Wiedziałem, że to co robię, jest tym czym jestem, nie mogę żyć wiecznie. A ja byłem wykorzystywany jak jakaś zabawka.
Pieprzyła mnie przez pół godziny. Nie sprawiało mi to żadnej przyjemności, tylko ból. Psychiczny i fizyczny. Nie chciałem tego. Kiedy skończyła, wstała założyła spodnie i powiedziała "przepraszam", a potem wyszła zostawiając mnie nagiego w klubowym sraczu. Czekałem aż ktoś przyjdzie i się nademną zlituje. Błagałem żeby to nie był nikt kogo znam. Następne wydarzenia uświadomiły mi jak bardzo Bóg mnie nienawidzi (z wzajemnością). Do łazienki wszedł naćpany Twiggy i mało co nie naszczał mi na głowę.
- Brian?! Co ty tu do chuja robisz?!- zapytał zdziwiony. Za jego krzykiem niczym czterej jeźdźcy apokalipsy przybiegli Pogo, Laney, Daisy i Zim. No to mam kurwa przejebane. Chciałem skłamać. Jednak mój mózg włączył tryb całkowitej szczerości.
- Jakaś laska zaczęła mnie macać jak rzygałem, a potem przykuła mnie do kibla i zgwałciła!- krzyknąłem.
- Co kurwa?! Zgwałciła cię jakaś dziewczyna?!
- No kurwa nie wierzę!
- Stary ale z ciebie pizda! Zgwałciła cię jakaś typiara. No kurwa nie mogę.
- Hej to nie jest zabawne! Jak ja mam teraz spojrzeć Oli w oczy?! Jak mam jej to powiedzieć?- byłem na skraju płaczu. Czułem się jak najgorszy śmieć, a oni się ze mnie nabijali. To bolało. Jedyną osobą, która się nie śmiała była Laney. Podeszła do mnie i rozerwała kajdanki. Skuliłem się próbując jednocześnie wyrównać oddech. Podeszła do Zim Zuma który kpił ze mnie najgłośniej i trzasnęła go w zęby. Kazała się im zamknąć i przynieść mi jakieś ubranie. Czułem się źle. Bardzo źle. Laney ukucnęła przy mnie i powiedziała, że zaraz pójdzie po Olę. Bałem się, nie chciałem, żeby mnie takiego widziała. Mogłaby mnie znienawidzić. Nie przeżyłbym tego. Za późno. Po chwili do toalety weszła Ola. Zacząłem się trząść, ponieważ wciąż byłem nagi a na całym ciele miałem ślady szminki. Ola bez słowa zarzutu podeszła do mnie i mnie przytuliła. Wtuliłem się w nią i szlochając opowiedziałem co się stało.
Błagałem ją żeby mnie nie zostawiała. Żeby nie nienawidziła mnie za to, czym się stałem. Ona spojrzała na mnie swoimi pięknymi oczami, pełnymi miłości i troski.
- Jak mogłabym cię nienawidzić, Marilyn? To nie twoja wina. Jesteś cudowny i odważny, bo nie oszukiwałeś mnie, tylko powiedziałeś prawdę. To żaden wstyd przyznać się do tego, że ktoś cię wykorzystał. Kocham cię, Brian. I zawsze będę -powiedziała i pocałowała mnie w czoło. Podniosłem głowę i pocałowałem ją w jej piękne usta. Poczułem się dużo lepiej. Całowanie jej zawsze sprawiało, że czuję się lepiej. Ale po tym wszystkim chciałem już opuścić to miejsce.
***************
Następnego dnia w szkole znowu odbyło się jakieś zebranie. Przewodnicząca samorządu uczniowskiego miała coś ogłosić. Siedzieliśmy i czekaliśmy. Ja w sumie to nawet nie wiedziałem kto jest przewodniczącym. Ba, ja nawet nie wiedziałem, że mamy coś takiego jak samorząd uczniowski. Wszyscy ucichli. Wtedy zobaczyłem ją, dziewczynę, która przeleciała mnie w klubowej toalecie. Gadali coś o rzeczach, które miałem centralnie w dupie. Chciałem do niej podejść i zdzielić ją w ten pusty blond łeb. Apel trwał 20 minut. Po zakończeniu podszedłem do niej i chciałem ją walnąć. Trzeźwy nie byłem aż tak przestraszony. Wykrzyczałem jej wszystko co sądzę na jej temat. Ona skuliła się i widziałem, że chce się wytłumaczyć.
- Wy-wybacz mi ja-ja na prawdę nie chciałam. Po-po na-narkotykach robię się agresywna i-i... Ja nie wiedziałam co robię na-naprawdę ni-nie chciałam cię skrzywdzić - Wyjąkała. Cholera. Zrobiło mi się jej żal. Wyglądała jak ktoś, kto nade wszystko pragnął akceptacji. Miałem słabość do takich osób.
- Słuchaj...- westchnąłem sfrustrowany.- Nie będę ukrywał, że przez to co mi zrobiłeś czułem i nadal czuję się jak totalny śmieć... Ale chcę ci wybaczyć. Jeżeli chcesz możemy zostać... Znajomymi.- powiedziałem
- Na-naprawdę? Dziękuję! Je-jesteś taki dobry. Ja-ja nie zasłużyłam na to, powinieneś mnie znienawidzić.- Była widocznie zszokowana tym, że nie pragnę jej śmierci. Uśmiechnąłem się lekko.
- Je-jesteś zu-zupełnie in-inny niż-niż mó-mówią. Te-teraz widzę że te wszystkie złe rzeczy i oskarżenia są kłamstwami. Ja...-
- Uwierz mi, nie wszystkie.

______________________________________
Shit. To gówno ma ponad 1500 słów. Ten rozdział był tak dziwny, że część napisała za mnie moja siostra _GeezusWay_. Ja w tym czasie wydeptałam na dywanie ścieżkę zażenowania. Ostatni cytat odgadła juweiz. Nie jestem w stanie normalnie określić o co prosiła więc macie tu screenshota rozmowy

Miało mu się w sumie spodobać, ale stwierdziłam, że nie pasuje to do mojej wizji tego opowiadania. Przepraszam juweiz za to, że nie spełniłam dokładnie twoich oczekiwań.
Cytat pochodzi z albumu Portrait Of An American Family. Znowu.

Ps: Kocham tego mema całym serduszkiem

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro