Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Hej, czemu płaczesz?

Yuriko

- Yuriko? To ja, Nathan. Pamiętasz mnie...?

Spojrzałam na brązowookiego chłopaka. W pamięci zobaczyłam siedmioletniego chłopca, do złudzenia podobnego do chłopaka stojącego obok mnie. Przypomniało mi się tamto popołudnie, gdy przyjechaliśmy z rodzicami do Inazumy.

- Nathan, chodźmy do parku! Może zagramy w piłkę?

- Nigdy nie grałem. Nauczysz mnie?

- Pewnie! Piłka jest super! Zaprowadź mnie do parku.

- Nathan? To ty...? - usłyszałam swój głos. Serce biło mi jak szalone. Wstałam i zobaczyłam przed sobą mojego kuzyna.  Siedem lat... Po raz kolejny zakręciło mi się w głowie. Z tego wszystkiego trzęsły mi się ręce i ledwo stałam na nogach.

Nathan. Nathan. 

Po chwili poczułam, że mnie obejmuje.

- Tak dawno nie widziałam nikogo bliskiego... - łzy spływały mi po policzkach. Odwzajemniłam uścisk. On tu jest. Nie wierzę. Myślałam że już nigdy nie spotkam nikogo z rodziny. Wszyscy byli daleko. Puściłam go i otarłam łzy, ale gdy tylko spojrzałam mu w oczy, rozpłakałam się na nowo.

- Dobrze cię widzieć - uśmiechnął się, choć widziałam, że on też jest wzruszony. Tak bardzo brakowało mi naszych wspólnych zabaw i spotkań. I przede wszystkim jego uśmiechu, którym zawsze poprawiał mi humor.

- Zaraz, to wy się znacie?! - jasnowłosy chłopak patrzył wytrzeszczonymi oczami na mnie i Nathana.

- Moja mama to siostra jej taty - odpowiedział mu Nathan. - Czyli jedziesz z nami do Inazumy?

- Na to wygląda - odpowiedziałam. W końcu będę grała w drużynie! Jak ja się cieszę! I do tego z trenerką Liną i Nathanem! Życie jednak potrafi miło zaskakiwać. Miałam wrażenie, że śnię jakiś szalony sen.

- Pokonamy kosmitów! Będziemy coraz silniejsi! - Mark tryskał niewyczerpaną energią i entuzjazmem. - Teraz jeszcze mamy Yuri!

Uśmiechnęłam się, ale po chwili poczułam powracający ból w nodze. Gdybym nie podtrzymała się stojącego obok Nathana, upadłabym na ziemię. Zacisnęłam powieki.

- Yuri? Uważaj, usiądź - Nathan posadził mnie z powrotem na fotelu. Granatowowłosa dziewczyna razem z trenerką owinęły mi nogę elastycznym bandażem.

- Musiałaś źle stanąć i wykręcić nogę. Jeśli nie będziesz jej nadwyrężać, to za tydzień, dwa będziesz mogła grać - powiedziała trenerka. Przez pulsujący ból w nodze jej słowa słyszałam jakby zza ściany.

- Ups, nie przedstawiliśmy się! Jestem Silvia - czarnowłosa wyciągnęła do mnie rękę. Gdy po chwili zrozumiałam sens jej słów, uścisnęłam ją. - A to jest Mark, Erick, Bobby, Scotty, Tori, Sue, Jack, Todd, Jude, Shawn, Willy, Darren i menadżerki: Celia i Nelly.

- Miło mi was poznać - spojrzałam na nich, trochę przytłoczona tą liczbą imion.

- Nam ciebie również! - Mark energicznie uścisnął mi rękę.

- Ja mam pytanie - chłopak, którego Silvia przedstawiła jako Jacka, spojrzał na menadżerki. - Kiedy będzie kolacja?

- Jak nam pomożecie, to za chwilę - Nelly surowo spojrzała na zielonowłosego. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu.

- Ja chętnie pomo...

- Nie. Ty siedź - Jude i Nathan równocześnie zaprotestowali, nawet nie pozwalając mi dokończyć.

- No to ja się zgłaszam do pomocy! - Mark poszedł za dziewczynami.

***

Jude

Obudził mnie jakiś dźwięk. Rozejrzałem się po busie. Yuriko płakała w poduszkę. Do końca się rozbudziłem. Wstałem i najciszej, jak umiałem, podszedłem do dziewczyny. Przysiadłem obok jej śpiwora i dotknąłem jej ramienia.

- Hej, czemu płaczesz? - szepnąłem, żeby nie zbudzić reszty. - Co się stało?

Yuriko podniosła głowę. Jej niebieskozielone oczy były pełne łez. Ścisnęło mnie w gardle na ten widok.

- Przepraszam, że cię zbudziłam...

- Nic się nie stało - zapewniłem ją. - Czemu płaczesz? Coś ci jest?

- Z-znowu mi się śnił wypadek moich rodziców... To było dawno, ale nie potrafię zapanować nad sobą... - szepnęła i znowu wstrząsnął nią płacz. Jak dobrze ją rozumiałem...

- Spokojnie, nie płacz... - podsunąłem się bliżej i objąłem ją, chcąc ją jakoś pocieszyć. - Smutek to nic złego. Wiesz, rodzice moi i Celii też zginęli w wypadku. Wtedy też nie mogłem nad sobą zapanować. Ale to przejdzie z czasem. Może nie od razu, ale za jakiś czas.

Oparła głowę na moim ramieniu.

- Dasz radę już zasnąć?

- Tak, dziękuję ci...

- Nie ma za co - przytuliłem ją. Od wypadku rodziców nie miała nikogo. Miałem nadzieję, że choć trochę jej pomogłem. Położyła się w śpiworze, a ja wróciłem do swojego.

Jeszcze przez chwilę nie mogłem zasnąć. Co to za dziwne uczucie...?

Yuriko

Gdy się obudziliśmy, śnieg nie padał już tak mocno. Moja szkoła była niedaleko, więc trenerka postanowiła, że od razu pojedziemy do internatu po moje rzeczy. Nie mogłam się doczekać wspólnej gry z Raimonem! Strasznie brakowało mi drużyny. Nie wierzę, że spotkałam Nathana. Może w końcu wszystko się jakoś ułoży. Mimo, że po obudzeniu ani Raimon, ani bus, ani trenerka, ani Nathan nie zniknęli, nadal to wszystko było zbyt piękne. Jeśli to tylko sen, to proszę, nie chcę się z niego budzić.

Z rozmyślań wyrwał mnie głos Marka:

- Już jesteśmy!

Wstałam i razem z trenerką wyszłyśmy z busa. Ona poszła porozmawiać z dyrektorem, a ja skierowałam się do swojego pokoju. Zdjęłam z szafy walizkę i zaczęłam wkładać do niej ubrania. Nie było tego dużo, więc po krótkim czasie byłam gotowa. Do torby sportowej wrzuciłam moją piłkę z podpisami bliskich osób i mojej poprzedniej drużyny. Lubiłam je czytać i przypominać sobie, jak wspaniale nam się grało. Gdy tak stałam wpatrzona w piłkę, do pokoju weszła trenerka. Podniosła moją torbę i wzięła mnie za rękę, którą z wdzięcznością ścisnęłam.

- Jesteś gotowa?

Skinęłam głową. Rozejrzałam się po pokoju z jakimś dziwnym poczuciem smutku. Przez lata to był mój dom. Otrząsnęłam się i zamknęłam za nami drzwi.

***

Bus był w drodze do portu, z którego mieliśmy wypłynąć na Okinawę. Przysłuchiwałam się wesołym rozmowom chłopaków. Po chwili usłyszałam głos Jude'a:

- Ładny pierścionek. Wygląda na wyjątkowy. Skąd go masz?

Spojrzałam na swoją dłoń. Srebrne serduszko z delikatnymi wzorkami odbijało lekko promienie słońca.

- Dostałam go od rodziców na siódme urodziny - odpowiedziałam. - To moja pamiątka po nich.

- Przepraszam, nie wiedziałem...

- Nic się nie stało. Lubię go, bo przypomina mi, jak bardzo mnie kochali - odezwałam się i zaraz poczułam się jak idiotka. - Wiem, to głupie.

- Nieprawda. Mi po rodzicach została jedynie gazeta piłkarska. Dzięki temu zacząłem grać.

- Serio? A jak trafiłeś do Królewskich?

- Rey Dark mi to zaproponował - Jude skrzywił się. - A później zaczął nas wykorzystywać do własnych celów. Wtedy odszedłem i dołączyłem do Raimona.

Rozmawialiśmy tak przez dłuższy czas. W pewnym momencie zza szyb dostrzegliśmy port przy lazurowym wybrzeżu. Z wrażenia aż zapadło mi dech w piersiach. Szykuje się cudowny rejs przez morze.

Wysiedliśmy z busa. Trenerka powiedziała, że spotkamy się już na wyspie, bo musi coś załatwić. Nic więcej nam nie powiedziała. Odwróciła się i odeszła. Uśmiechnęłam się pod nosem. Cała ona.

Nelly poszła dać nasze bilety obsłudze, a my zbieraliśmy rzeczy. Chciałam wziąć walizkę, gdy Nathan podszedł i sam wziął do ręki uchwyt.

- Nie obciążaj nogi - powiedział tonem starszego brata. Chciałam zaprotestować, ale uśmiechnął się z satysfakcją i ruszył w kierunku statku. Chcąc nie chcąc poszłam za nim, ale spowalniała mnie moja noga. Warknęłam pod nosem i starałam się przyspieszyć. Nagle zobaczyłam obok siebie Jude'a.

- Pomogę ci.

Wziął mnie pod rękę i ruszyliśmy w kierunku reszty. Poczułam, że się czerwienię. Już dawno nikt się tak o mnie nie troszczył.

Jude pomógł mi wejść na pokład. Usiadłam na ławce z widokiem na dziób statku i piękne morze. Niektórzy rozmawiali, a inni, tak jak ja, cieszyli się rejsem.

Byliśmy w pobliżu Agado Island, gdy zobaczyłam w oddali, jak ktoś surfuje na falach. Podeszłam do barierki, żeby lepiej się przyjrzeć jego akrobacjom na desce. Robiło wrażenie. Po jakimś czasie surfer skierował się w stronę brzegu. Podeszłam w stronę grupki, stojącej przy burcie, gdy usłyszałam krzyk. Zobaczyłam chłopaka szarpiącego się w wodzie i krzyczącego, że nie umie pływać. Zamarłam. Obok mnie pojawiła się zaraz drużyna. Mark chciał skakać, gdy nagle obok Williego znalazł się różowowłosy chłopak i pomógł mu dotrzeć do brzegu. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Gdy statek się zatrzymał, zeszliśmy na ląd. Obok Williego stał ten chłopak. Przedstawił się jako Harley. Porozmawiał z Markiem i Willym i odszedł w stronę plaży. Po chwili podeszła do nas Nelly i poinformowała nas, że następny statek jest jutro. Dziewczyna o niebieskich włosach, której imienia nie udało mi się zapamiętać, zaczęła kłócić się z Willym, ale Mark jej przerwał:

- Nie ma sensu się kłócić. Skoro musimy tu przenocować i poczekać, wykorzystajmy ten czas na trening. Poszukajmy miejsca do gry, a jutro popłyniemy na Okinawę.

Każdy przyznał mu rację i po chwili byliśmy już pochłonięci szukaniem miejsca do gry. Odeszłam kawałek i zaczęłam się rozglądać, kiedy Erick nas zawołał. Stał przy drucianej siatce, a kilkadziesiąt metrów od niego stała druga.

- Piaszczyste podłoże. Ale damy radę! - Mark był w każdej chwili gotowy do gry.

Gdy zawodnicy ustawiali się na swoich pozycjach, ja usiadłam na ławce obok menadżerek, Shawna, Williego i Scottiego. Zaczęli grę. 

Jude

Mark próbował opanować swoje nowe hissatsu, Pięść Sprawiedliwości, ale ciągle czegoś brakowało, a złota pięść rozpływała się w powietrzu. 

- I znów to samo! - sfrustrowany Mark przyglądał się swojej dłoni, jakby to z nią było coś nie tak. - Niedobrze ją napinam czy o co chodzi?

- Cierpliwości - podszedłem do niego. - Przecież to tak zwany ostateczny sekret, tak? Z całą pewnością nie będzie łatwo go opanować.

Mark przyznał mi rację.

- Ciekawe, jak trudne strzały będę mógł bronić, jak już go opanuję! - ekscytował się. - Rany, już nie mogę się doczekać!

Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc jego radość. Nagle jak z nieba spadł na nasze prowizoryczne boisko Harley ze swoją deską, przyprawiając nas o zawał serca. Zdziwił się, że chcemy grać na piasku, ale wzruszył ramionami i odszedł kawałek dalej na plażę. 

Sue i Tori szykowały się do próby wspólnego wykonania Motylego Transu. Victoria wykopała piłkę i razem z niebieskowłosą chwyciły się za ręce i wybiły w górę. Niestety zderzyły się ze sobą, a różowowłosa sama kopnęła piłkę. Nawet z tej odległości widziałem, jak mocny był strzał. Nagle piłka jednak skręciła, poleciała za daleko i uderzyła w deskę surfingową wbitą w piasek. Deska spadła na Harley'a, który obok niej leżał. Wszyscy się zerwali i pobiegli w tamtą stronę. Chłopak wyszedł spod deski. Ku naszemu zdziwieniu, wrócił z nami na boisko. Zaczęliśmy grę. Harley nie najlepiej sobie radził, ale był uparty. Świetnie utrzymywał równowagę i w powietrzu, i na ziemi. Dziwne, że wcześniej nigdy nie grał. Nagle wokół niego pojawiły się wielkie fale i usłyszałem okrzyk:

- Turbo Tsunami!

***

Yuriko

Z przyjemnością obserwowałam grę Raimona. Byli naprawdę świetni! Widać było, że od czasu Strefy Futbolu rozwinęli się mimo tak krótkiego czasu. Skoro gracze Raimona są tacy dobrzy, to jakim cudem dostają w kość od Akademii?

Po grze Harley zaprowadził nas do domku letniskowego nieopodal, w którym mieliśmy spędzić noc. Gdy było już prawie ciemno, wyszłam z domku i ruszyłam w kierunku klifu. Usiadłam, a przede mną rozpościerał się widok na spokojne morze i błyszczące w oddali gwiazdy. Zawsze uwielbiałam na nie patrzeć. Rodzice opowiadali mi historię o tym, że każda gwiazda należy do jakiegoś człowieka. Sprawiało mi przyjemność szukanie tej "mojej". Tak się zamyśliłam, że nie usłyszałam kroków. Po chwili obok mnie usiadł Jude i wręczył mi moją bluzę.

- Jest chłodno - powiedział. - Co tu robisz?

- W sumie to nic. Po prostu patrzę na morze i gwiazdy.

Siedzieliśmy w ciszy przez dłuższy czas. Ta atmosfera wieczoru i świecących gwiazd była nie do opisania. Uspokajała i w jakiś sposób sprawiała, że czułam się bezpiecznie. Nie zauważyliśmy, że już wszyscy dawno śpią.

- Chodź. Musimy wracać - Jude podał mi rękę i pomógł wstać. Ruszyliśmy do domku i niedługo potem zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro