Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. Prawda czy wyzwanie?

Rozdział dedykowany dla Lodowa_napastniczka za to, że trochę nieświadomie mnie do niego natchnęłaś. Ty i nasze wspaniałe RP ❤

"Dżdżownica" podlega prawom autorskim, o jej kopiowanie należy pytać mnie lub Lodowa_napastniczka.

Yuriko

Stanęliśmy z Nathanem pod domem Marka, z torbami pełnymi jedzenia. Chłopak uniósł rękę, że zapukać, ale w tym momencie drzwi się otworzyły i ukazał się w nich Mark z szerokim, jak zwykle, uśmiechem.

- Cześć! Wejdźcie - przesunął się i weszliśmy do środka. Zdjęliśmy buty i Mark zaprowadził nas do salonu, gdzie byli już wszyscy. Przywitałam się z nimi z uśmiechem i napotkałam wzrok Jude'a, skierowany w moją stronę. Zaczerwieniłam się i odwróciłam spojrzenie. Szybko usiadłam obok Celii i zamieniłam z nią kilka zdań.

- Macie ochotę na szaszłyki? Moja mama zrobiła ich mnóstwo - Mark stanął w drzwiach z wielką tacą szaszłyków.

Chłopaki rzucili się na nie, jak wygłodniałe psy. Wymieniłyśmy z dziewczynami rozbawione spojrzenia i poczęstowałyśmy się.

Przez następne pół godziny wpychaliśmy w siebie szaszłyki i słodycze, rozmawiając i śmiejąc się z Jacka, który zjadł ich aż szesnaście i nadal był głodny.

- Co powiecie na prawda czy wyzwanie? - Nathan pomachał prawie pustą już butelka po napoju.

Zgodziliśmy się i usiedliśmy w kole.

- Ten, na kogo wypadnie, wybiera, czy odpowiada na pytanie, czy robi wyzwanie, i później on kręci butelką i wymyśla zadanie - niebieskowłosy przypomniał i podał butelkę Erickowi, by kręcił pierwszy.

Szatyn zakręcił butelką, która zatrzymała się na Harleyu.

- Prawda czy wyzwanie?

- Niech będzie wyzwanie - różowowłosy przeciągnął się, jakby szykował się do walki.

- Pomyślmy... - Erick uśmiechnął się złośliwie. - Przebiegnij się dookoła domu, wrzeszcząc, że jesteś wariatem i uciekłeś z psychiatryka!

Harleyowi zrzedła mina, ale wstał i niepewnie wyszedł na zewnątrz, a my za nim.

- Jestem wariatem! - Harley biegał dookoła domu Marka, a my głośno się śmieliśmy . - Ratunku! Uciekłem z psychiatryka!

Kilka przechodniów patrzyło na niego ze zdziwieniem i z niesmakiem, na co wybuchnęłam jeszcze głośniejszym śmiechem. Chłopak wrócił do nas, cały czerwony.

- Pożałujesz tego, Eagle - Harley zmierzył szatyna wzrokiem, po czym wszedł do domu. Wszyscy znowu usiedliśmy w kole, a różowowłosy zakręcił butelką.

- O nie... - Celia patrzyła z przerażeniem na butelkę, skierowaną w jej stronę. Jednocześnie uśmiechnęła się z rozbawieniem. - Prawda.

- Który z nas jest najprzystojniejszy? - Harley zabawnie poruszył brwiami, a ja nie mogłam powstrzymać śmiechu.

- Muszę wybierać...? - Celia cała się zaczerwieniła, a ja już się domyśliłam, że coś jest na rzeczy.

- Musisz, na tym polega gra - Harley stwierdził z satysfakcją.

Granatowowłosa popatrzyła niepewnie po wszystkich, po czym spuściła wzrok.

- Axel... - powiedziała bardzo cicho i zrobiła się cała czerwona, podobnie Axel. Chłopak i dziewczyna odwrócili wzrok, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.

Graliśmy dalej, za każdym razem śmiejąc się z coraz to zabawniejszych wyzwań.

- Prawda czy wyzwanie? - zapytał Xavier Nathana, a ja z szerokim uśmiechem patrzyłam na przerażoną twarz niebieskowłosego.

- A tak fajnie było siedzieć i nie musieć robić tych wszystkich zadań... - westchnął. - Dawaj wyzwanie.

- Wyjdź na dwór z garnkiem na głowie i spytaj przypadkową osobę o drogę do szpitala.

Wszyscy wybuchnęliśmy  śmiechem. Już to sobie wyobrażam... Xavier przyniósł z kuchni garnek i podał go Nathanowi ze złośliwym uśmiechem.

- Za jakie grzechy... - chłopak założył go na głowę i skierował się do wyjścia.

- Już ty wiesz, za jakie - wymamrotałam pod nosem z rozbawieniem i poszam za nim. Nie mogę tego przegapić.

Stanęliśmy wszyscy przed domem Marka i patrzyliśmy, jak Nathan zatrzymuje przypadkową osobę.

- Wie pan może, którędy do szpitala?

Mężczyzna patrzył na niego, jak na wariata.

- Przyda ci się lekarz... - wymamrotał i wyminął go szybko. Nathan wrócił do nas, czerwony ze złości, a my płakaliśmy ze śmiechu.

- Odwdzięczę się - warknął i wszedł do domu, zdejmując garnek i wkładając go Xavierowi na głowę. Zakręcił butelką, a ja patrzyłam, jak coraz wolniej się kręci, a w końcu zatrzymuje się na mnie.

- Prawda czy wyzwanie? - Nathan spojrzał na mnie z satysfakcją, że będzie mógł się odegrać.

Nie wybiorę prawdy, boję się, że będę musiała odpowiadać na coś, na co nie chcę.

- Boję się, ale...wyzwanie - powiedziałam ostrożnie.

Nathan patrzył z szerokim uśmiechem to na mnie, to na Jude'a. O nie...

Wcześniej żartował sobie z tego, jak patrzę na Jude'a, bo to zauważył... Jestem pewna, że teraz to wykorzysta...

- Nie rób tego... - wyszeptałam bezgłośnie i popatrzyłam na niego błagalnie.

Nathan

Nie jestem ślepy, widzę, jak oboje na siebie patrzą i jak spędzają każdą wolną chwilę w szkole na rozmowie. Chyba tylko głupi by nie zauważył, jak Jude zaczął "przez przypadek" wracać do domu "krótszą drogą", więc chodzimy wszyscy razem. Po prostu ciągnie ich ku sobie, a oni nie chcą tego przyznać.

Poczułem na sobie błagalny wzrok Yuriko. Patrzyła na mnie ze strachem i niemym błaganiem, abym tego nie robił. Już się domyśliła... A miałem taki piękny pomysł...

Chociaż z drugiej strony, może nie powinienem się mieszać? Niech dadzą sobie tyle czasu, ile potrzebują. Westchnąłem i zrezygnowałem z mojego genialnego planu. Posłałem jej spojrzenie, mówiące: robię to tylko i wyłącznie w drodze wyjątku.

Zauważyłem, jak odetchnęła z ulgą.

- Co by tu dać mojej ukochanej siostrzyczce... - zacząłem na głos się zastanawiać.

- O ile mnie pamięć nie myli, masz tylko jedną siostrzyczkę - powiedziała z nutą ironii, ale uśmiechnęła się.

- I właśnie dlatego dostaniesz zadanie specjalne. Mark, masz może koc?

Brunet podał mi koc, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.

- Będziesz dżdżownicą, moja ukochana siostrzyczko - ogłosiłem z satysfakcją.

- Słucham?

- Zawiniesz się w koc i będziesz się czołgać jak dżdżownica.

- Genialne! - Xavier roześmiał się. - Już nie mogę się doczekać, żeby to zobaczyć, dżdżowniczko.

Czerwonowłosy poklepał Yuri po głowie, na co brunetka fuknęła. Rozłożyłem na podłodze koc i pokazałem, aby się położyła.

- Zabiję cię kiedyś - warknęła i położyła się na kocu.

- Też cię kocham.

Yuri owinęła się kocem, upodabniając się do naleśnika.

- Czuję się idiotycznie... - podniosła na nas wzrok. Wszyscy się roześmiali, a ona się zaczerwieniła. - Już mogę wyjść?

- Oczywiście, że nie. Masz się przeczołgać przez cały dom.

- Chyba sobie żartujesz! - spojrzała na mnie ze wściekłością.

- Obawiam się, że Nathan powiedział to całkiem na poważnie - Xavier odpowiedział za mnie z udawanym bólem w głosie.

- Wspierający z ciebie przyjaciel, Foster - spojrzała na niego spode łba, o ile leżąc na podłodze da się tak spojrzeć.

- Zawsze możesz na mnie liczyć.

- Czołgaj się! Czołgaj się! - drużyna postanowiła dopingować Yuriko. Dziewczyna mruknęła coś niewyraźnie i zaczęła się czołgać na brzuchu, a wszyscy się roześmiali.

- Wyglądasz przekomicznie, dżdżownico. Chcesz może zdjęcie? - spytałem ze śmiechem, idąc za dziewczyną.

- A tylko spróbuj! - wyczołagała się z pokoju, a wszyscy za nią poszli, nie mogąc przestać się śmiać: widok był bezcenny.

- Teraz na schody, dżdżowniczko - oparłem się o ścianę, żeby nie upaść, tak się śmiałem.

- A jak ja mam tam niby wejść?! - wrzasnęła, poirytowana.

- Twój problem - wzruszyłem ramionami. Dziewczyna doczołgała się do schodów i spróbowała wejść na pierwszy stopień.

- Nie dam rady. Jak jesteś taki mądry, to sam spróbuj.

- Mogę pomóc dżdżowniczce, ale tylko dlatego, że chcę zobaczyć, jak później zjeżdżasz z tych schodów - Jude roześmiał się.

- Nie, dzięki, ja chętnie zostanę na dole.

- Nie ma mowy! Musisz przejść cały dom! - zawołał Bobby, a wszyscy go poparli.

Jude podszedł do Yuri i wziął ją na ręce, na co ta zaczerwieniła się jeszcze mocniej. Pogratulowałem sobie w duchu.

- Lekka jesteś, dżdżownico - zaczął wchodzić po schodach, a my za nim. Na górze chłopak położył ją delikatnie za ziemi. - Już możesz się czołgać.

- Pięknie dziękuję - powiedziała sarkastycznie. Przeczołgała się dookoła korytarza i wróciła do schodów. - Mogę już skończyć?

- Jeszcze zjedź ze schodów - ze śmiechu miałem już łzy w oczach. Oj, na długo zapamiętam tą grę.

Yuriko

- Jesteście bez serca!

Mam dość! To idiotyczne, czołgać się jak wariat w kocu po cudzym mieszkaniu! Odpłacę Nathanowi z nawiązką przy najbliższej okazji. Przyrzekam.

Cała drużyna chodziła za mną i śmiała się. Nie dziwię im się: jak sobie siebie wyobrażam, to domyślam się, co ich tak bawi.

- Jeszcze tylko schody i koniec - pocieszył mnie Jude, ale słyszałam, że ledwo powstrzymuje się od śmiechu.

Przekręciłam się na plecy i położyłam nogi na schodach.

- Jak ja mam zjechać?

- Normalnie - nagle Nathan popchnął mnie i zaczęłam zjeżdżać.

- To boli! - wrzasnęłam piskliwym głosem, gdy poczułam, jak stopnie obijają mi się o plecy. - Jesteście okropni! A ty, Nathan, szczególnie!

- Chyba mogę jakoś z tym żyć - chłopak wręcz płakał ze śmiechu, podobnie reszta drużyny.

Wylądowałam z głośnym łomotem na ziemi. Wyplątałam się z koca i z jękiem położyłam na podłodze. Zasłoniłam twarz dłońmi.

- Nathan. Ja. Cię. Zamorduję.

- Aż tak się dżdżowniczka zmęczyła? - spytał sztucznie troskliwym głosem.

W sekundę podniosłam się z ziemi, pobiegłam do salonu, chwyciłam poduszkę, wróciłam i zaczęłam okładać nią niebieskowłosego.

- A to za co?! - nieudolnie próbował się bronić.

- W dowód wdzięczności.

- Xavier! Mark! Erick! Ratunku! - zasłaniał się przed poduszką, a ja ze śmiechem nie przestawałam go atakować.

Cała drużyna rozbiegła się po domu w poszukiwaniu poduszek.

Bitwa!

Cały czas uderzając, cofnęłam się do salonu, gdzie wszyscy ze śmiechem okładali się poduszkami. Nathanowi udało się sięgnąć po jedną z nich i zaczął się bronić.

- I co teraz?

Uciekłam i schowałam się za Xavierem. Ten, śmiejąc się, zaczął walczyć z Nathanem.

- Jude! Max! Kevin! Pomóżcie mi! - krzyknął niebieskowłosy.

- Bobby! Mark! Axel! - Xavier zawołał chłopaków.

Momentalnie cała drużyna podzieliła się na dwa zespoły, które ze sobą walczyły. Mieliśmy ogromną frajdę, tłukąc się na poduszki.

- A masz! - Jude ze śmiechem zaatakował mnie. Zaczęłam się bronić, ale chłopak sprawiał wrażenie, jakby od dziecka uczył się walki na poduszki. Szybko zapędził mnie w róg  pokoju, a ja nie miałam dokąd uciec.

- Ups... - podniosłam wzrok, aby spojrzeć na wyższego ode mnie chłopaka.* - Może warto rozważyć sojusz?

(*pozwoliłam sobie dodać mu kilka centymetrów ;) )

- Obawiam się, że to nie wchodzi w grę - uśmiechnął się lekko. - Chłopaki! Co powiecie na wzięcie zakładnika?

- Jestem za! - odkrzyknął Erick.

- Ej, ja nie... Co ty robisz?! - pisnęłam, gdy poczułam, jak chłopak przerzuca mnie sobie przez ramię. Zaczęłam ze śmiechem uderzać w jego plecy. - Puszczaj mnie!

- Nie. Jesteś zakładnikiem - zaczął gdzieś iść. Podnosiłam głowę i zobaczyłam, jak za Judem biegnie Nathan i Erick. Zaraz cały ich zespół będzie chciał mnie za zakładniczkę. Ekstra.

- Mark! Xavier! Może byście mi pomogli?! - wrzasnęłam głośno, aby usłyszeli. Mimo wszystko, w tym hałasie graniczyło to z cudem.

- Co ty mówisz?! - odkrzyknął czerwonowłosy. Zauważyłam, jak siedzi okrakiem na brzuchu Jacka, z dwiema poduszkami w ręku. Nawet nie spojrzał w moją stronę. - Nie słyszę cię!

Westchnęłam ciężko.

- Po co mam być zakładniczką? - zrezygnowałam z bicia go po plecach i postanowiłam porozmawiać w pokojowy sposób.

- Jeszcze się zobaczy - odpowiedział zamiast Jude'a Erick. - Prawdopodobnie zażądamy okupu.

- Ciastek na przykład - dodał Jude.

- Nie wiedziałam, że jestem aż tyle warta - prychnęłam. Poczułam, jak chłopak wchodzi po schodach i odruchowo chwyciłam go za koszulkę, aby nie spaść.

- Nie upuszczę cię - roześmiał się. Mi, w przeciwieństwie do niego, wcale nie było do śmiechu.

- Za potłuczoną zakładniczkę wiele nie dostaniemy - zamachnęłam ręką, aby walnąć Nathana, ale ten odskoczył. Wzięłam zamach jeszcze raz.

- Nie wierć się - jedyne, co mi pozostało, to patrzenie wilkiem na niebieskowłosego, którego ogromnie bawiła cała sytuacja.

W końcu wszedł na piętro, szedł jeszcze kawałek, po czym postawił mnie na podłodze w jakimś pokoju. Chyba gościnnym.

- Ja będę pilnował drzwi, jakby komuś przyszło do głowy ukraść zakładnika - Nathan wyszczerzył się i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

- Trzeba by zażądać już tych ciastek - Erick poklepał się po brzuchu. - Głodny jestem.

- A co, jeśli mam ich nie dadzą? - Jude stał obok mnie, jakby pilnował, abym nie uciekła.

Erick zmarszczył brwi, po czym podniósł na mnie pełen namysłu wzrok. Skrzyżowałam ręce na piersi.

- Nawet o tym nie myśl - warknęłam. - Jestem raczej ciężkostrawna. Jeszcze się otrujesz.

Szatyn westchnął i skierował się do drzwi.

- Idę poinformować wrogów, że muszą dać nam ciastka. Nathan, wypuść mnie.

Chłopak wypuścił go i z powrotem zamknął drzwi. Zostaliśmy we dwoje. Unikając jego wzroku, zaczęłam rozglądać się po pokoju. Podeszłam do okna i odsłoniłam zasłonę. Było już ciemno.

- Nie możesz wyjść przez okno - usłyszałam za plecami głos Jude'a. - Za wysoko tu. Zrobisz sobie krzywdę.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Nie wyszłabym przez okno, bo boję się wysokości, a poza tym jesteśmy na pierwszym piętrze. Ale mogę go trochę powkręcać.

- Czyżby? - otworzyłam okno i lekko się wychyliłam. - Tu wcale nie jest wysoko.

- Nie przeginaj - chłopak podszedł i stanął obok. Czy on serio myśli, że chcę wyjść przez okno? Na tę myśl w duchu zaczęłam się śmiać. Usiadłam na parapecie, cały czas trzymając się mocno, aby nie wypaść.

- Zejdź. Możesz spaść.

Po pierwsze, nie spadnę. Po drugie, chcę się odegrać za tą całą "zakładniczkę" i go trochę postraszyć. Przerzuciłam jedną nogę przez parapet i delikatnie wychyliłam tułów przez okno. Chyba lekko przegięłam, bo chwycił mnie w talii i zdjął z parapetu. Czułam, jak pod wpływem jego dotyku staję się czerwona i uciekam wzrokiem. Postawił mnie na podłodze, zamknął okno i spojrzał mi w oczy.

- Przecież bym nie wyszła przez okno... - wymamrotałam i odwróciłam wzrok.

- Wolę nie ryzykować - uśmiechnął się lekko. W tym momencie drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł Nathan i Erick, a za nimi Xavier i Mark. Kłócili się.

- Nie mamy aż tyle ciastek! - czerwonowłosy spojrzał na mnie. - Bardzo ci zależy, żebyśmy dali za ciebie okup? Może chcesz tu zostać?

W odpowiedzi sięgnęłam po poduszkę i rzuciłam w niego z całej siły. Uchylił się i zamiast niego oberwał Mark. Chłopak poleciał do tyłu i wypadł za drzwi. Zakryłam dłonią usta, aby powstrzymać śmiech.

- Wybacz, Mark! - podeszłam do niego i pomogłam mu wstać.

- Wiesz co? - zrobił obrażoną minę. - Chyba nie będziemy poświęcać tych ciastek. Chodź, Xavier.

Chwycił chłopaka za rękę i wyciągnął z pokoju.

- Ej! Nie zostawiajcie mnie! - doskoczyłam do drzwi, ale Nathan i Erick mnie złapali. - Maaark! Xaaavieeer! Może jednak wrócicie?!

Brunet odwrócił się i wystawił mi język.

- Aż tak to nam nie zależy! - roześmiał się i zaczęli schodzić po schodach.

- Nie ma to jak wspierająca drużyna... - westchnęłam i wyszarpnęłam się chłopakom. - Mam tu siedzieć? I tak nie dostaniecie tych ciastek, to co wam za różnica?

- Dla zasady - uśmiechnął się Nathan. - Pójdę poszukać jakichś ciastek, a wy pilnujcie zakładnika. Może Mark jeszcze się namyśli.

Wyszedł, a Erick stanął przy drzwiach z przepraszającym uśmiechem.

- Wybacz. Rozkaz to rozkaz.

- Czy ty uważasz, że Nathan jest na tyle inteligentny, żeby traktować go jako dowódcę?

- Coś w tym jest - Jude roześmiał się. - Zróbmy na niego zasadzkę. Kiedy wróci, zarzucamy mu na głowę koc, wyrywamy ciastka i zamykamy go w pokoju.

- Jestem bardzo za! - zawołałam z szerokim uśmiechem.

- Brzmi nieźle - Erick ze śmiechem pokręcił głową. - Tak na własnego dowódcę?

- Bunt w oddziale - stwierdził Jude. Wziął z łóżka koc i podał mi. - My go łapiemy i zabieramy ciastka, a ty rzucasz na niego koc.

- Zgoda - zasalutowałam i roześmiałam się. Usłyszałam, jak ktoś przeskakuje po dwa stopnie na schodach. - Już idzie.

- Okej. Stań za drzwiami, żeby nie widział koca - zrobiłam tak, jak powiedział Erick i czekałam, z przygotowanym kocem. Po chwili do pokoju wszedł Nathan.

- A gdzie... - nie dokończył, bo Erick złapał go za ręce, Jude wyrwał ciastka, a ja wyskoczyłam zza drzwi i zarzuciłam mu na głowę koc. Wybiegliśmy z pokoju i Erick przekręcił klucz w zamku. Nathan zaczął walić w drzwi i krzyczeć, żebyśmy go wypuścili.

- Mowy nie ma! - zbiegliśmy ze schodów, zostawiając wrzeszczącego Nathana na górze.

W salonie było dziwnie cicho. Drużyna przestała już okładać się poduszkami, wszyscy jeżeli, wymęczeni, gdzie popadnie i rozmawiali.

- Gdzie wyście byli? - Kevin spojrzał na mnie, Jude'a i Ericka ze zdziwieniem. Wskazał palcem sufit. Z pokoju nad nami słychać było wrzaski Nathana. - Co tam się dzieje?

- Długa historia - szatyn roześmiał się. - Skoro wszyscy są zmęczeni, może obejrzymy jakiś film?

Wszyscy się zgodzili. Usiedliśmy na kanapie i podłodze przed telewizorem, a Mark włączył komputer. Na górze nadal darł się Nathan.

- Idę go wypuścić, bo nam nie da spokoju - westchnął Erick i poszedł na górę. Po chwili wrócił z wściekłym Nathanem.

- Jesteście okropni - przez kilka minut był zły, ale w końcu się uśmiechnął. - Sojusz?

- Sojusz - zgodziliśmy się.

Niebieskowłosy usiadł na kanapie obok mnie, a po drugiej stronie usiadł Jude.

- Jaki film chcecie? - spytał Mark.

- Horror! - wrzasnęła płeć męska.

- Mowy nie ma! - zaprotestowałam razem z resztą dziewczyn.

- Przykro nam, drogie panie - Harley pokręcił głową z udawanym żalem. - Wybiera większość.

Chłopacy przytaknęli, a Mark włączył jakiś horror i zgasił światło. Mina mi zrzedła. Nie lubię horrorów. Po co oglądać film, którego się boi? Wzięłam od Nathana koc, ten sam, który rzuciłam mu na głowę, i wtuliłam się w miękki materiał.

Film trwał, a ja z coraz większym przerażeniem wpatrywałam się w telewizor. Kiedy nagle na ekranie pojawiła się postać, cała zakrwawiona, z wykrzywioną twarzą, krzyknęłam, tak samo jak Celia, i wtuliłam twarz w koc.

Usłyszałam cichy śmiech Jude'a. Poczułam, jak obejmuje mnie delikatnie i uspokajająco głaska po ramieniu. Zaczerwieniłam się i wtuliłam w jego bok. W miarę, jak czułam jego dłoń na moim ramieniu, serce wracało do swojego normalnego rytmu i regulował się oddech. Wróciłam do oglądania filmu, ale już nie bałam się tak bardzo. Za każdym razem, gdy pojawiało się coś strasznego, wystarczyło, że wtuliłam się w chłopaka, a on głaskał mnie delikatnie po ręce.

Już większość filmu była za nami. Nie zauważyłam, jak Nathan, siedzący obok, wstał i gdzieś poszedł. Nagle poczułam coś na plecach, a czyjś upiorny głos zawył mi do ucha. Podskoczyłam z wrzaskiem, przerażona, i nie zastanawiając się nad tym, co robię, wskoczyłam Jude'owi na kolana i wtuliłam twarz w jego klatkę piersiową. Mocno zacisnęłam oczy, bojąc się je otworzyć.

- Nathan, ty idioto! - usłyszałam głos Jude'a. - Już dobrze, nie bój się. To tylko ta niebieskowłosa małpa.

Poczułam, jak głaska mnie po plecach i szepcze mi uspokajające słowa do ucha. Zmusiłam się, żeby otworzyć oczy. Podnosiłam głowę i spojrzałam na niego ze strachem, po czym z powrotem wtuliłam się w jego tors. Tak jest zdecydowanie lepiej. Wolę nie otwierać oczu.

- To był tylko żart - usłyszałam śmiejącego się Nathana i poderwałam głowę do góry.

- "Żart"?! Już ja ci wybiję z głowy takie "żarty"...! Następnym razem przysięgam, że nie wypuszczę cię z pokoju przez trzy dni...!

- Spokojnie, nie ma sensu marnować na niego nerwów - Jude szepnął mi do ucha. - Później się zemścimy. Już nawet mam pomysł, jak.

- Zgoda - odszepnęłam i chciałam wstać, ale chłopak przytrzymał mnie delikatnie.

- Mi tam wygodnie - uśmiechnął się lekko. Odwzajemniłam uśmiech i obróciłam się przodem do ekranu. Leżałam teraz plecami na jego torsie, a on ramionami mnie obejmował. Byliśmy tak blisko siebie, jak jeszcze nigdy. Każdy centymetr mojego ciała palił, a motyle w brzuchu całkiem zwariowały. Czułam na włosach jego miarowy oddech oraz obejmujące mnie silne, ciepłe ręce. Nie zwracałam uwagi na film. Czułam się bezgranicznie szczęśliwa. Przez samą bliskość, przez sam dotyk. Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro