2. Zagrożenie?
AppleJack pov
Szłam drogą prowadzącą do domu Twilight. Popatrzyłam na moje stopy, które stawiałam jedna za drugą na ścieżce. Ścieżka....szeroki pas z wydeptaną trawą prowadzący do różnych miejsc. Chodzę nimi każdego dnia....jest to dla mnie normalne. Uniosłam wzrok do góry. Jak bardzo różni się ta scieżka z tą którą ty uważasz za normalną? Czy w ogóle macie tam na górze jekieś ścieżki? A może nie są wam do niczego potrzebne, bo wszędzie możecie polecieć na skrzydłach? Skoro macie skrzydła to czy w ogóle chodzicie? A jak chodzicie to po czym? Czy wasze domy wędrują razem z chmurami? A może mieszkacie na jakiejś wysokiej górze? Nie wiem nawet czy żyjesz zaraz nad moja głową czy gdzieś niezmiernie daleko. Nie pozwoliłaś mi podejść. Czy uważasz mnie za wroga? Dlatego wtedy byłaś taka przestraszona i uciekłaś? Jak bardzo różnią się nasze świa-?!?
BAM
Moje rozmyślanie przerwało bliskie spotkanie mojej głowy z drzewem. Z nagłego przypływu bólu straciłam równowagę i wylądowałam na zadku. Obejrzałam się za siebie by sprawdzić przyczynę mojej obecnej pozycji. Ścieżka skręcała. Wygląda na to że byłam tak pochłonięta myślami o magnetowokiej, że nie zauważyłam skrętu, przez co zeszłam ze ścieżki i wpadłam na drzewo.
- AppleJack może lepiej by było skupić się na drodze i iść do Twilight i się jej zapytać coś na temat pegazów niż wymyślać jeszcze więcej pytań i włazić w drzewa. - naganiłam samą siebie po czym wstałam i otrzepałam się z ziemi.
Tym razem szłam skupiona wyłącznie na drodze i po krótkim spacerze byłam pod drzwiami biblioteki. Złapałam za klamkę i otworzyłam drzwi. Od razu zobaczyłam Twilight segregującą książki. Wygląda na to że mnie nie zauważyła. Weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi.
- Cześć Twi.
Dziewczyna z fioletowym rogiem podniosła głowę i posłała mi przyjacielski uśmiech.
- O! Witaj AppleJack! - podeszła do mnie - Co u ciebie?
- Muszę ci powiedzieć coś niezwykłego. - powiedziałam zadowolona i zauważyłam iskrę ciekawości w jej oczach.
- Co to takiego?... Albo wiesz, może najpierw usiądziemy? Chcesz coś do picia? - mówiła idąc do kuchni.
Poszłam za nią i zajęłam miejsce przy stole kiedy Twilight wyciągnęła dwie szklanki. Ledwo powstrzymywałam się przed zaczęciem opowiadania całego zdarzenia z dzisiejszego poranka. Lecz nie chciałam żeby była czymś rozproszona i żebyśmy mogły spokojnie porozmawiać.
- Może być woda.
- Okey. - nalała mam picia i postawiła szklanki na stole, siadając na przeciwko mnie. - To co jest takie niezwykłe? - upiła łyk wody.
- Widziałam pegaza!! - wypaliłam bez zastanowienia.
Twilight wypluła wodę z ust.
- Że co proszę?!?!- podbiegła do mnie i złapała mnie za koszulę - Jak to widziałaś pegaza?! Tu, na ziemi?! Gdzie!?! Jak wyglądał??! Rozmawiałaś z nim?!
- Czekaj Twilight!! Powoli! - uspokoiła się i mnie puściła.
- Dobrze - wzięła wdech i wydech - Jak to widziałaś pegaza? Przecież żaden nie był widziany od setek lat. Nie wiadomo czy w ogóle jeszcze jakieś żyją.
- Tak po prostu. Dziś rano w sadzie jak poszłam zbierać jabłka, nagle usłyszałam straszny huk. Więc poszłam to sprawdzić i wtedy zobaczyłam małą pegazicę. - byłam podekscytowana że w końcu o tym komuś mówię i będę mogła się czegoś więcej o niej dowiedzieć - Miał ranne kolano więc chciałam jej pomóc ale nie dała do siebie podejść. A zanim zdążyłam cokolwiek zrobić to odleciała i nigdzie już jej nie widziałam.
- Z tego co mówisz to wylądowała na ziemi przez przypadek i to że ją zobaczyłaś też jest przypadkiem. - powiedziała Twi z pęłną powagą
- Co masz przez to na myśli?
- Powiedziałaś że była ranna, więc najprawdopodobniej miała wypadek na wskutek którego spadła na ziemię.
- No tak. Ale czy to nie jest oczywiste? Przecież powiedziałam że usłyszałam huk, a raczej wątpię że tak się ląduje. - skrzyżowałam recę na klatce piersiowej i wyprostowałam się na krześle - Nie bardzo rozumiem o co ci chodzi.
- A jak się zachowywała jak ją zobaczyłaś?
- Em... cóż wydawała się przestraszona ale to chyba normalne biorąc pod uwagę sytuację, nie? - zapytałam dość nie pewnie. Coś co uważałam za przyjacielską rozmowę zamieniło się w wywiad. Kiedy?
Miłośniczka książek zrobiła minę niczym myśliciel i zaczęła chodzić w kółko po kuchni co jakiś czas mamrocząc coś pod nosem.
- Twilight czy wszystko w porządku?
Popatrzyła się na mnie jakby zapomniała że nie jest sama i zaprzestała chodzenia.
- Mmm... Tak wszystko w porządku, tylko czy nie wydaje ci się to dość dziwne? Przez wieki nikt nie miał pojęcia gdzie i czy w ogóle pegazy żyją, a tu nagle jeden ląduje w twoim sadzie. - mówiła dziko gestykulując - A nawet skoro żyją to czemu się nie pokazują? Przecież wojna się skończyła nie ma powodu się ukrywać.
Twilight zawsze robi się straszna podczas dyskusji. Czułam się trochę winna że ta rozmowa przeszła na takie tory. Ale na pewno jest lepiej niż żebym nic nikomu nie mówiła. Nagle do kuchni wbiegł zdyszany Spike. Twi przestała mówić i obydwie czekałyśmy aż coś powie.
- Dzie-Dziew-Dziewczyny... - ledwo łapał oddechy -Księżniczka......Księżniczka Celestia .....was.....was wzywa...mówi że to pilne. Macie być niezfł... niezwfł ......- zatrzymał się i popatrzył na nas - Macie być natychmiast w pałacu!!
- Księżniczka Celestia wzywa nas? Czy stało się coś złego? - zapytała Twilight.
- Nie wiem. -powiedział wzruszając ramionami - Kazała mi was tylko wezwać. Reszcie już powiedziałem, zostałyście tylko wy.
Wymieniłyśmy z Twilight porozumiewawcze spojrzenia.
- To w takim razie chodźmy. - powiedziałam kierując się w stronę wyjścia - Nie możemy pozwolić na siebie czekać.
Pobiegłyśmy co sił w nogach w stronę pałacu. Z tył głowy miałam nieodparte wrażenie że może to być coś związane z nią.
Ciąg dalszy nastąpi...
Witam. Dawno mnie nie był oprawie rok. No cóż. Ale dla wszystkich osób które myślały że seria nie będzie kontynuowana. SUPRISE!!! Planuję ją skończyć przed wrześniem,chociaż to zależy jak wyjdzie. Więc szykujcie się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro