Zakładamy zespół downa
Znowu go zamknęli. Robiłem co mogłem ale jestem tylko 19 letnim dzieciakiem kochającym heavy metal. powinienem się czymś zająć. chciałbym sprawić mu radość i spełnić jakieś jego marzenie. pomyślmy: kota już ma, na wycieczke do LA nie mam hajsu ale... ale mogę założyć zespół! Jeordie zawsze chciał być gwiazdą, a umie grać na basie i na gitarze. napiszę parę piosenek i dam chłopakom do wglądu. na pewno się zgodzą.
************
- Nie ma mowy.
- Pojebało cię.
- Spierdalaj Warner.- No tak... nie zgodzili się. ale ja się nie poddam!
- No weźcie noo, mam już kilka kawałków, poczytajcie chociaż!
- no dobra, daj to... Cake and Sodomy, brzmi smakowicie mordo, zobaczmy... bla bla bla... virgins sold in quantity,
herded by heredity
red-neck-burn-out-mid-west-mind,
"who said date rape isn't kind?"
porno-nation, evaluation
what's this, "time for segregation"
libido, libido fascination,
too much oral defecation
white trash get down on your knees,
time for cake and sodomy ... nienajgorsze.
- Na prawde?! masz, przeczytaj jeszcze to
- Get your gun... mhm... tiaaa... o, to jest spoczko, posłuchajcie:
Goddamn your righteous hand
I eat innocent meat
The housewife I will beat
The prolife I will kill
What you won't do I will
I bash myself to sleep
What you sow I will reap
I scar myself you see
I wish I wasn't me- depresyjne ale git
- Ty, a weź to zaśpiewaj
- Okk, tylko weź zagraj o to tutaj- pokazuje mu kawałek utworu który również napisałem. ależ ja zdolny jestem, co nie?
- i co o tym sądzicie?
- Całkiem ok. Możemt spróbować, chociaż i tak nam się nie uda. Ale skoro ma to tej szmaciurze sprawić radość to niech będzie. Zrobie z siebie pośmiewisko.- Powiedział dramatycznie Pogo. Jaki on kochany no spójrzcie tylko. Słodka kurwa.
- Dobra, to teraz trzeba zadzwonić do takiego jednego gościa, który w dzieciństwie męczył mi psa(wiem że to nie trent tylko ten inny ale ciiiii, na potrzeby ff). Możecie go znać. nazywa się Trent pierdolony Renzor.
- Ten z Nine Inch Nails?- Pokiwałem głową.
- Dokładnie ten.- Mówię, a oni są w wyraźnym szoku. Hehe, zna sie tych celebrytów.
- To ja dzwonię do niego, i wszystko ustalamy.- Tak, mam do niego numer. Tak w sumie to jesteśmy dobrymi znajomymi. Lubie Trentusia, chociaż kiedyś odbił mi laske. Ciekawe czy zostawiła go dla kogoś z większym.
- Hej Trenciu, jak leci?
- Brajan? mordo tak dawno cie nie słyszałem... u mnie zajebiście, właśnie wróciłem z trasy, a co u ciebie?
- A nie wiele, mojego faceta zamknęli w psychiatryku, a ja z resztą moich głupich ziomków planujemy założyć zespół, więc mam do ciebie mały romans.
- No? Pewnie mam ci wyprodukować płytę?
- Dokładnie tak. Przyjedziesz, posłuchasz, pomożesz... to co, kiedy się umawiamy?
- Słuchaj Brajan, ty nie zapadłeś mi w pamięć jako jakiś skowronek szczególny. Bardziej kojarzysz się z drącym ryja sępem. Jak ty chcesz to zrobić co?
- Czyli jestem ptarzyskiem hmm? Jeszcze zobaczymy Renzor, zobaczysz że ludzie to kupią.
- Dam ci szanse tylko dlatego, że wciąż mi głupio za tego psa. Do jutra Warner.- No i gicior.
- Załatwione chłopcy, wyśpijcie się bo jutro spotkanie z ciekawym człowiekiem.
- Brawo Marilyn. To co teraz?
- No to co powiedziałem, jesteśmy zespołem. Robimy to dla niego. I dla tego że nie mamy nic lepszego do roboty. To co, pogo klawisze, Ginger na bębnach, bo jeszcze je masz, no nie? No i zim na gitarze bo jako jedyny oprócz twiggsa umiesz grać na czymś ze strunami. będziesz też robił partie basowe dopóki Twiggy nie wyjdzie.
- Dobra szerloku, a nazwa?
- Marilyn Manson. Coś pięknego i ochydnego razem. Dokładnie tak, będziemy wyciągać brud tego świata i naigrywać się z piękna. Tak to będzie moi mili.
- No ja tu kurwa widze samozachwyt. I mocno rozwinięty narcyzm.- Oj Zimmy ma cięty język. Mały gnój. ja go jeszcze urządze. Kocham go jak braciszka ale ma wpierdol. Zdzieliłem go ręką przez łeb.
- Nie wyobrażaj sobie za wiele co? teraz jestem twoim szefem.
- W dupie mam takiego szefa! Bądź miły Brajan.
- Marilyn Manson bez gitarzysty już na starcie... Tacy młodzi a już się rozpadli- westchnął Ginger- jak Beatelsi.- Kątem oka zobaczyłem szeroko uśmiechniętego Pogo, który jak gdyby nigdy nic pocałował w policzek tego małego kurwia.
- O nie dziubaski, jak tak będzie to was wszystkich wypierdole z kapeli, zobaczycie.
- Nie strasz Warner, potrzebujesz nas bardziej niż my ciebie.
- Pfff. Pierdolenie kotka za pomocą młotka. Ustalmy że wszyscy potrzebujemy siebie nawzajem, tak Zim?- zapytałem go bo jebany dłubał w nosie wyraźnie mnie ignorując. A to świnia.
- A spierdalaj.
- Widziałem co robiłeś świntuchu. Teraz to pewnie wytrzesz w moją kanapę.- Powiedziałem patrząc na niego przymrużonymi oczami. Zim jak gdyby nigdy nic wstał, ukucnoł i wytarł palec o mojego glana. przysięgam że jestem bliski kopnięcia go w ten głupi ryj. Nie... nie jestem w stanie sie powstrzymać... JEB!
- kurwaaa, ja pierdole ty szmato głupia ty jebany kurwiszonie!- Wydarł się Linton. No cusz... trzeba było nie zadzierać ze mną.
- Jesteś bardziej obleśny niż ja.- Powiedziałem pomagając mu się podnieść. Jednak wciąż trochę go lubie.
- A ty bardziej popierdolony niż myślałem.
- Dobra, dobra. Nie powiesz mi że się tego nie spodziewałeś- powiedział Kenneth. Jaka miła mordka, o jakie dobre zdanie ma o mnie. No kocham go normalnie.
- Tiaaa, spodziewałem, ale to nie zmienia faktu że Brian to chuj- Tak, jestem i co z tego.
- Dobra białe śmieci, widzimy się jutro w studiu Renzora. Wykopcie z szuflad wszystkie utwory które kiedykolwiek napisaliście. Będzie jazda.
____________________________________
No elo mordeczki
guess who zamiast uczyć się do egzaminu posze beznadziejne fanfiki?
zostawcie coś po sobie, jakiś motywujący komentarz jest zawsze spoko
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro