55
Pov Paula
Jak się tylko obudziłam to spostrzegłam, że znajduję się w kompletnie nieznanym mi pokoju. Ściany były koloru błękitnego i wystrój był nawet przyjemny dla oka. Podniosłam się z dość dużego łóżka i podeszłam do drzwi, jak nacisnęłam na klamkę i ku mojemu zdziwieniu one się otworzyły.
Powoli zeszłam na dół i ujrzałam tam tego niebieskookiego szatyna i mojego brata.
- Zayn - powiedziałam to by zwrócić ich uwagę na siebie. Ich oczy od razu zostały skierowane na mnie.
- Dobrze, że już się obudziłaś. Zaczynałem się powoli martwić - powiedział mój brat. Powoli do mnie podszedł.
- Wątpię - nie mogłam się powstrzymać przed powiedzeniem tego. Powinnam mu jeszcze bardziej wygarnąć.
- Nie bądź dla mnie taka nieprzyjemna. Uwolniłem cię od niego - coś mi w tym nie pasowało. Zayn nie ryzykował by dla mnie.
- A czemu to zrobiłeś? - Spytałam.
- Bo nie mogłem już znieść tego jak on cię traktuje. Jesteś moją małą siostrzyczką - aż musiałam się powstrzymać żeby nie wybuchnąć śmiechem. Może gdybym krócej go znała to uwierzyłabym w te jego kłamstwa.
- Przestań kłamać i powiedź mi prawdę.
- Widać, że nie jest głupia - oznajmił ten nieznany mi chłopak.
- Niestety - odrzekł mój brat.
Podeszłam do fotela i na nim usiadłam.
- Niech mi któryś wytłumaczy o co w tym wszystkim chodzi? - liczyłam, że jak nie mój brat to ten drugi mi powie co się stało.
- Uznałem, że już wystarczająco długo u niego byłaś. A poza tym to on miał aż tak bardzo cię nie skrzywdzić.
- Nie mam pojęcia czemu, ale ci nie wierzę. Lecz to teraz już nie ma znaczenie. Jak ty to sobie w ogóle wyobrażasz, przecież oficjalnie nie żyje.
- No właśnie dlatego nie wrócisz do domu - zakomunikował tak jak gdyby nic.
- To według ciebie gdzie miałabym być?
- Tutaj, zamieszkasz z Louis'em.
- I poprzedzając twoje pytanie to ja jestem Louis - oznajmił ten niebieskooki szatyn. Nie miałam pojęcia co oni obaj sobie myśleli, ale ja nie miałam zamiaru mieszkać z zupełnie obcym dla mnie chłopakiem.
- Nie zgadzam się - powiedziałam do nich. Nie obchodziło mnie jak Zayn to zrobi, ale chciałam wrócić do domu, do rodziny.
- Tylko, że to nie należy do ciebie - nieźle wkurzyła mnie ta jego wypowiedź. Znowu chciał decydować o moim losie.
- Nawet nie myśl, że kolejny raz mnie uwięzisz - warknęłam do niego.
- Nikt nie zamierza cię tu więzić - poinformował mnie ten cały Louis. - Będziesz moim gościem.
- Sorry, ale mam swój dom i zamierzam do niego jak najszybciej wrócić.
- Dobrze wiesz, że to niemożliwe. Po pierwsze Harry od razu by cię tam znalazł i rodzice chyba by zawału dostali gdyby się dowiedzieli, że żyjesz.
- Chyba bardziej po tym jakbym im opowiedziała przez kogo - zagroziłam mu.
- Siostrzyczko dobrze ci radzę siedź tu i trzymaj język za zębami. A unikniemy wielu nieprzyjemności.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro