17. Proszę, zdejmij te gogle.
Rozdział dedykowany dla _Nanami-chan. Mam nadzieję, że jeszcze tu jesteś, bo ostatnio Cię nie słychać...
Yuriko
- Namioty są czteroosobowe - pan Craig próbował zapanować nad podekscytowaną grupą, która, swoją drogą, zajmowała się wszystkim innym, tylko nie słuchaniem wychowawcy. Po kilku minutach krzyków i gróźb powrotu do Inazumy udało mu się nas rozdzielić. Wczołgałam się do dość sporego namiotu, który dzieliłam z Celią, Ayako i Mią. O ile Ayako była cudowną osobą, o tyle Mia była najwredniejszym typem pod słońcem. Naprawdę nie mam pojęcia, jakim cudem Aya ma jeszcze do niej cierpliwość. Ja już dawno ją straciłam.
Rzuciłam swój wypchany plecak na materac jak najdalej położony od posłania Mii. Obok mnie zajęła miejsce Celia, a między nią a zołzowatą - Aya.
- Zbiórka! - usłyszałam wołanie naszego kochanego (wyczujcie sarkazm) wychowawcy. Stanęliśmy przed nim, rozgadani i roześmiani. To będzie super tydzień.
- Tam są natryski i toaleta - nauczyciel wskazał na przeciwległy koniec pola namiotowego. Uff, nie będę myć włosów w jeziorze. - Co do posiłków, niedaleko stąd jest karczma. Jeśli ktoś chce wyjść daleko poza ten teren albo iść pływać, ma się mnie zapytać. Pod żadnym pozorem nie możecie chodzić po lesie ani po górach, gdy się ściemni ani...
- Daj spokój, Anthony - przerwał panu Craigowi niezastąpiony pan Wilson. - Nie mają już pięciu lat, wyluzuj trochę.
Uśmiechnęliśmy się do ulubionego nauczyciela, który z łobuzerską miną puścił do nas oczko.
- Oczywiście w granicach rozsądku - dodał dla spokoju sumienia. Wychowawca zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział.
- To co? Co powiecie na popołudnie spędzone na plaży? - zapytała ze śmiechem pani Hudston.
Nie trzeba nam było dwa razy powtarzać. Tak jak staliśmy, nawet się nie przebierając, rzuciliśmy się w kierunku kąpieliska, przyprawiając pana Craiga o palpitacje serca. Z wrzaskiem wbiegliśmy do zimnej wody, jeszcze nienagrzanej przez wiosenne słońce. Część osób już w najlepsze pływała, gdy zatrzymałam się po uda w wodzie. Nie, to szaleństwo. Za zimno jest.
- Co, nie idziesz pływać, Pani Wiecznie Zmarznięta? - Nathan chlapiąc dookoła wynurzył się z wody. Jego mokre, długie włosy zasłaniały mu twarz, ale nawet pod nimi dostrzegłam w jego oku błysk rozbawienia i czegoś jeszcze.
- Daj mi... Puszczaj mnie! - wrzasnęłam, gdy przerzucił mnie sobie przez ramię i wchodził coraz głębiej. Był cały mokry, ale nie to było najgorsze. Chciał mnie po prostu wrzucić do wody. Dziko wrzeszcząc, złapałam go za włosy, rzucając wszystkimi wyzwiskami, jakie kiedykolwiek usłyszałam. Nikt nie kwapił się mi pomóc, wszyscy stali i umierali ze śmiechu.
- Nathan, przemyśl to dobrze, czy na pewno tego chcesz...! - chwytałam się ostatnich desek ratunku.
- Myślenie nie jest moją mocną stroną - odparł i wrzucił mnie do lodowatej wody. Zaparło mi dech w piersiach, tak było zimno. Wymacałam stopami dno i wynurzyłam się, parskając wodą i trzęsąc się z zimna. Odgarnęłam włosy z twarzy i spojrzałam zabójczym wzrokiem na Swifta, który był z siebie niezmiernie zadowolony. Gdybym rzeczywiście mogła zabić go wzrokiem, już dawno kupowałabym trumnę.
- Jaki chcesz kolor znicza? - zapytałam, siląc się na spokojny ton.
- Czy to była jakaś aluzja?
- Nie, skądże - rzuciłam się na niego i oboje znaleźliśmy się pod wodą. Na migi pokazywałam mu, że rozprawię się z nim później, ale nic sobie z tego nie zrobił. Wzruszył ramionami i podpłynął bliżej. Cofałam się, ale wiedziałam, że zaraz zabraknie mi powietrza. Wystawiliśmy głowy nad powierzchnię, ale nie mogłam dać mu z liścia, bo ledwo dotykałam palcami dna. Odłożyłam w czasie słodką zemstę i złapałam go za rękę. Wyszliśmy na brzeg, a gdy uznałam, że już nie potrzebuję jego pomocy, z całej siły popchnęłam go na piach. Pozbierał się i moim oczom ukazała się przezabawna twarz Nathana, w połowie zapiaszczona.
- Ojej, wpadło ci coś do oka? - zapytałam przesłodzonym tonem. Po chwili razem ze wszystkimi śmialiśmy się do rozpuku.
***
- Goryl!
- Małpa!
Nathan nadal kręcił głową. Siedzieliśmy w namiocie kilku z dziewczyn, bo był zdecydowanie największy, i graliśmy w najlepsze w kalambury. Nathan usilnie próbował nam coś przedstawić, ale nikt nie miał pojęcia, o co mu chodzi.
Wysunął dolną szczękę i przyjął postawę goryla. Warczał i człapał jak jakiś potwór z bagien.
- Orangutan! - próbował Mark.
- Nie - niebieskowłosy ze wszystkich sił zaryczał głośno, aż podskoczyliśmy.
- Już wiem! Chewbacca! - wrzasnął Jude.
- Pudło! - Nathan zaczął chodzić po namiocie i warczeć.
- Hulk? - zaryzykował Hero, brunet zakochany w filmach science-fiction.
Niebieskowłosy pokręcił głową.
- Zjeeem was wszystkiiich! - ryczał i wściekle rozszarpywał niewidzialną ofiarę. Chodząc na zgiętych kolanach i garbiąc się, wyglądał co najmniej dziwnie.
- Wilkołak? Yeti? - padały następne propozycje, ale żadna nie zadowoliła Nathana.
- Pan woźny? - pan Wilson, który również uczestniczył w grze, wysunął kolejną propozycję. Parsknęliśmy śmiechem. Z woźnym z naszego gimnazjum nie było mowy o żartach.
- Nie! - Nathan przejechał ręką po twarzy. - Przecież wyraźniej już się nie da pokazać!
- No a co ty myślisz, że to takie oczywiste? Wyglądasz jak jakiś troll! - burknęłam. Nagle coś zaczęło mi świtać.
- Wiem! Chyba wiem! - zawołałam. - Czy to jest...pan Craig?!
- Bingo! - wrzasnął Nathan. Namiot aż zatrząsł się od ogromnego wybuchu śmiechu.
- Ekhem.
Jak na komendę odwróciliśmy się do wyjścia, z którego dobiegło nas przerażające chrząknięcie. Głos uwiązł mi w gardle. U wejściu do namiotu stał pan Craig we własnej osobie.
Takiej ciszy, jaka nastała w namiocie, jeszcze nie było na świecie.
Przerwał ją wychowawca. Zaczął się śmiać jak opętany, przyprawiając nas o zawał serca. Nagle jakby odblokował się jakiś zamek i wszyscy gruchnęli śmiechem. Śmialiśmy się jeszcze długo, łącznie z osobą, którą naśladował Nathan.
***
- Yuriko, to nie jest dobry pomysł - perswadował Jude.
- Będziesz tego żałowała - stwierdziła Celia, a Xavier i Aya zgodnie kiwnęli głowami.
- Obiecałam mu zemstę. Nie daruję tego - mówiłam, zanurzając ogromne wiadro w jeziorze i napełniając je lodowatą wodą. Zauważyłam je przy prysznicach i od razu wiedziałam, że zrobię z niego dobry użytek. Z pełnym wiadrem ruszyłam w kierunku namiotu Jude'a, Xaviera i Nathana. Dwóch pierwszych musiałam ewakuować, żeby przypadkiem nie stali się ofiarami mojego niecnego planu.
- Masz jeszcze szansę się wycofać - mówił czerwonowłosy z rozbawieniem.
- Kamera gotowa? - zapytałam szeptem w odpowiedzi, a Xavier uniósł telefon. Aya odchyliła połę namiotu, żebym mogła dostać się do środka.
- Raz... Dwa... - zerknęłam, czy Foster na pewno nagrywa słodką zemstę, po czym przechyliłam wiadro i lodowata woda chlusnęła wprost na śpiącego Nathana. - Trzy!
Wybiegłam z namiotu. Warcząco-wyjący wrzask Swifta obudził całe obozowisko.
Wpadłam razem z dziewczynami do namiotu i, jak gdyby nigdy nic, położyłyśmy się spać, chichocząc w poduszki.
- On ci tego nie daruje - usłyszałam szept Celii.
- Wiem... - ziewnęłam. Ledwo zdążyłam zamknąć oczy, gdy...
- Pobudka! - do mojej świadomości doszło donośne wołanie pana Craiga. Zacisnęłam oczy i nakryłam się śpiworem.
- Yuri, wstajemy - Celia tarmosiła mnie za ramię.
- Jeszcze pięć minut... - ziewnęłam. - Mój organizm potrzebuje czternastu godzin snu, żeby mózg pracował na pełnych obrotach...
- Gadasz durnoty. Wstawaj albo użyję drastycznych manipulacyjnych środków.
- Mam to gdzieś - już prawie zasnęłam, gdy nad uchem usłyszałam rozgorączkowany szept:
- Zjedzą ci całe śniadanie, jeśli szybko nie wstaniesz...
Zerwałam się z łóżka półprzytomna. Na piżamę po omacku narzuciłam bluzę, butów nawet nie zasznurowałam i wybiegłam z namiotu, rozczesując palcami poplątane włosy.
- Gdzie moje śniadanie?! - wrzasnęłam, gotowa się bić.
- Upoluj je sobie - usłyszałam kpiący głos Nathana. Otworzyłam półprzymknięte oczy i zobaczyłam całą klasę i nauczycieli, wpatrujących się we mnie jak w niegroźnego wariata i stojących do zbiórki.
- Celia Hills... - zmrużyłam oczy. - To był okrutny podstęp.
- Mówiłam, że użyję drastycznych manipulacyjnych środków - wzruszyła ramionami z rozbawieniem.
Ruszyłam w jej stronę, ale, nie wiedzieć czemu, potknęłam się o własne nogi.
- Co jest...? - siedziałam na ziemi, z niedowierzaniem wpatrując się w swoje stopy. Coś mi nie pasowało, ale nie mogłam zrozumieć, co.
- Tak to się kończy, jak wkładasz buty z zamkniętymi oczami - granatowowłosa aż zgięła się wpół ze śmiechu. Musiałam mieć bardzo głupią minę, bo zdecydowała się mnie oświecić:
- Uczył cię ktoś kiedyś odróżniać prawą nogę od lewej?
***
- To co Yuri, po powrocie robimy kurs wkładania butów na właściwe stopy? - rzucił Nathan w drodze do karczmy. Oboje zakopaliśmy topór wojenny i uznaliśmy, że jesteśmy kwita. - Czuję się szalenie odpowiedzialny za twoją edukację i przyszłą karierę.
- Przestań już - popchnęłam go lekko ze śmiechem. - Każdemu się może zdarzyć.
- Tobie podobne rzeczy zdarzają się niepokojąco często - odpowiedziałbym mu jakąś kąśliwą uwagą, ale apetyczny zapach wydobywający się z karczmy skutecznie zawładnął moimi zmysłami. Usiedliśmy przy długim drewnianym stole, stylizowanym na staromodny. Każdy mógł nałożyć sobie jajecznicy lub zrobić kanapkę. O poranku, gdy powietrze było jeszcze rześkie i czuć było rosę, śniadanie smakowało wybornie. Nawet jeśli były to zwyczajne kanapki, a nie nadziewany indyk z sosem, podawany w wykwintnych restauracjach.
Jedząc już trzecią porcję jajecznicy, mój wzrok przykuł siedzący kawałek dalej Jude. Przez chwilę zdawało mi się, że jest czymś zmartwiony. To wrażenie niemal od razu ulotniło się. Pomyślałam, że może tylko mi się zdawało, ale czy ja serio chciałam sama siebie oszukiwać?
- Klaso - pan Craig zwrócił na siebie uwagę donośnym klaśnięciem, po którym nastała względna cisza. - Jeśli wszyscy już skończyli śniadanie, wracamy do namiotów. Spakujcie wodę i płaszcze przeciwdeszczowe, idziemy na spacer po górach. Włóżcie odpowiednie buty.
- I żadnych sandałków - dodał po chwili, patrząc na Mię, klasową piękność i modnisię przy okazji. Dziewczyna była uzależniona od błyszczących różowych bucików z małymi sztucznymi klejnocikami. Naprawdę nie wiem, jak można na codzień chodzić w czymś takim. Ja preferuję tylko dwa rodzaje butów: trampki, w których chodzę wszędzie i korki, w których trenuję i gram mecze.
Wróciliśmy na pole namiotowe i w kilka minut się zebraliśmy. Zerknęłam na lśniące białe adidasy Mii i zastanawiałam się, czy powiedzieć jej, że białe buty niekoniecznie są dobrym pomysłem. Moje wątpliwości zostały momentalnie rozwiane, gdy ona równie krytycznym wzrokiem spojrzała na moje wysłużone trampki.
Ruszyliśmy. Spacery po górach to zupełnie coś innego, niż chodzenie po parku czy łące. Tutaj towarzyszy to niesamowite uczucie, że z każdym krokiem jesteś coraz wyżej, że nad tobą są tylko drzewa i niebo. Przyroda w tym miejscu była prawie nietknięta, jakbyśmy cofnęli się w czasie o półtora tysiąca lat. Napełniłam płuca świeżym, górskim powietrzem. W połączeniu z pięknym otoczeniem i kilkoma śpiewającymi w oddali ptakami to miejsce emanowało spokojem. Zapomniałam o wszystkich jakichkolwiek zmartwieniach i pytaniach i po prostu cieszyłam się chwilą. Szłam na końcu, więc nie musiałam zwracać uwagi na to, czy zachodzę komuś drogę, czy nie. Za mną była tylko Celia, a daleko w tyle pan Wilson i pani Hudston.
Skręciliśmy i teraz ścieżka prowadziła nie w górę, a w bok. Po mojej prawej znajdowało się strome urwisko, równie piękne, co niebezpieczne. Upadek mógłby skończyć się tragicznie.
- Trzymajcie się blisko lewej strony! - ostrzegł pan Craig, który szedł na czele grupy. Odsunęłam się od krawędzi urwiska. Grunt nie był stabilny, jedno potknięcie i byłoby po mnie. Skupiłam wzrok na niewielkim wodospadzie, który mignął mi w oddali. Zastanawiałam się właśnie, jak tam dojść, gdy usłyszałam zduszony krzyk. Poczułam, jak oblewam się zimnym potem. Gwałtownie się odwróciłam. Podbiegłam do krawędzi, uważając, by nie spaść. Moim oczom ukazał się przerażający widok.
Celia. Urwisko. Gałąź.
- Pomocy...! - zawołała spanikowana. Nie spadła jedynie dzięki gałęzi, pozostałej po jakimś osuwisku.
- Nie ruszaj się! - krzyknęłam i zrzuciłam z siebie plecak. - Axel!
Chłopak był najbliżej. Nie czekając na niego, zaczęłam ostrożnie schodzić. Dziewczyna już ledwo się trzymała. Gdy byłam możliwie najbliżej, wyciągnęłam do niej rękę.
- Złap się mocno - zdobyłam się na spokojny ton.
Zawahała się. Była przerażona.
- Zaufaj mi - powiedziałam błagalnie. Wizja przyjaciółki staczającej się w dół urwiska była straszna.
Odetchnęła i złapała mnie jedną ręką za nadgarstek. Chwyciłam ją mocno.
- Yuriko! - usłyszałam nad sobą głos Axela. Poczułam, jak chwycił mnie za rękę. - Pomóż Celii wspiąć się wyżej!
Podtrzymując ją, pomogłam jej postawić kilka kroków w górę, gdzie na krawędzi czekał Jude. Złapał Celię i pomógł jej bezpiecznie stanąć na ziemi. Podciągnęłam się i z pomocą Axela wdrapałam na górę.
Dookoła stało mnóstwo osób, każdy coś mówił, ale nic nie słyszałam, jakbym znalazła się w próżni. Niewidzącym wzrokiem zauważyłam gruzy w miejscu, z którego spadła Celia. Jeszcze nie docierało do mnie, że kilka chwil wcześniej niemal straciłam przyjaciółkę.
Miałam wrażenie, że patrzę przez mgłę. Widziałam tylko Jude'a, który obejmował roztrzęsioną siostrę, jakby już nigdy nie chciał jej puścić. Mimo, że nie widziałam jego oczu byłam pewna, że płacze.
***
Na całe szczęście, Celii nic się nie stało, oprócz kilku zadrapań. Bałam się myśleć, co by było, gdyby nie było tam tej gałęzi. Gdybym jej nie usłyszała. Gdybym nie zdążyła. Na samą myśl czułam dreszcze.
W drodze powrotnej nikt nie wspominał o wydarzeniu, które przed chwilą miało miejsce. Wymieniłam z Axelem, Celią i Judem spojrzenia. Nie musieliśmy nic mówić. Rozumieliśmy się bez słów.
***
- Ryan, TO NIE TA BRAMKA! - wrzasnął Mark, a wszyscy parsknęli śmiechem. Graliśmy mecz, ale nie tylko członkowie drużyny. Dołączył się każdy, kto chciał, nawet kilka osób, które nigdy nie grały. Zabawa była genialna. Co chwilę wybuchaliśmy śmiechem, gdy coś poszło zupełnie nie tak. Nie używaliśmy technik hissatsu, to była tylko zabawa i nikt za nic nie był zły. Nawet Junko, która nie wiedziała, jak kopnąć piłkę, śmiała się z nami serdecznie. Oprócz kilku dziewczyn, nie grali tylko Axel i Celia. Siedzieli na pomoście, pogrążeni w rozmowie. Widziałam, jak chłopak ją obejmuje i byłam przeszczęśliwa. Plan "Randka" najwyraźniej nie będzie konieczny. Tylko jedna rzecz psuła mi idealne popołudnie.
Jude w ogóle nie czerpał przyjemności z gry. Był jakiś...apatyczny. Nie odzywał się, nie śmiał, nawet nie starał się trafić do bramki.
Gdy skończyliśmy grać, słońce chowało się już za horyzontem. Pan Craig zawołał nas na zbiórkę na kolację, ale Jude wymówił się, że nie jest głodny. W drodze do karczmy odłączyłam się od grupy i po cichu wróciłam na pole.
Chłopak siedział oparty o drzewo i obserwował bawiące się na gałęziach wiewiórki. Podeszłam i usiadłam obok niego.
- Co się dzieje? - zapytałam. - Martwię się.
- Nie wiem, o czym mówisz - nawet nie spojrzał w moją stronę. Przesiadłam się na przeciw niego, żeby na mnie spojrzał.
- Może kogoś innego byś nabrał, ale ja widzę, że coś jest nie tak - mówiłam spokojnie. Wzięłam go za rękę. - Możesz mi powiedzieć.
- Tak bardzo boję się o Celię...! - wybuchnął. - Wiem, że nie jest już mała i ma prawo żyć swoim życiem, ale nie mogę jakoś tego przyswoić. Wcześniej mogłem jej pilnować, opiekować się nią, a teraz...
W lot pojęłam, co ma na myśli.
- Posłuchaj - poprosiłam. Podniósł na mnie wzrok. - Axel to dobry chłopak. On naprawdę ją kocha i nigdy jej nie skrzywdzi ani nie pozwoli tego zrobić nikomu innemu. Jest odpowiedzialny i troskliwy. Gdyby chodziło na przykład o Nathana, miałbyś pełne prawo się martwić. Ale to Axel. On rozniesie na strzępy każdego, kto tylko spróbuje jej dotknąć. Rozumiem, że się martwisz, naprawdę rozumiem, ale chcę ci uświadomić, że Celia mądrze wybrała. Wszystko będzie dobrze, naprawdę. Mając takiego brata jak ty i takiego chłopaka jak Axel, nic jej nie grozi. Wierzysz mi?
Jude
Spojrzałem na nią. Wszystko, co mi powiedziała sprawiło, że moje emocje opadły, a zmartwienia odpłynęły gdzieś za horyzont. Miała rację.
- Ty to zawsze człowiekowi przemówisz do rozsądku - uśmiechnąłem się pierwszy raz tego dnia, a Yuri odetchnęła z ulgą.
- Od tego jestem, nie? - wstała i podała mi rękę. Przytuliła mnie. Właśnie tego potrzebowałem: aby ktoś zdjął ze mnie moje zmartwienia i zamienił je w uśmiech.
- To co? Idziemy na kolację? Nie wiem jak tobie, ale piłka i nerwy wyssały ze mnie całą energię.
- No jakbyś zgadł - roześmiała się. Pociągnęła mnie w stronę karczmy. - Umieram z głodu.
- Mam pomysł - rzuciłem w drodze. Yuri spojrzała na mnie pytająco. - Co powiesz na mini wieczór filmowy? Zaangażujemy Nathana, Xaviera, Celię, Marka, Axela... A żarełko też się znajdzie.
- Święte słowa, bez jedzenia jakikolwiek film staje się bezsensownym marnowaniem czasu - zgodziła się. Po chwili zmarszczyła brwi. - Ale nie mamy jak włączyć filmu ani na czym go oglądać.
- Och, zapomniałem ci powiedzieć, że gdy zbudziłaś Nathana wodospadem to uznał, że nie chce mu się iść spać i z Xavierem zrobili sobie kilkugodzinny maraton horrorów? Myślałem, że normalnie pójdę spać na plażę - przewróciłem oczami. Yuriko parskęła śmiechem. - Nie mam bladego pojęcia, skąd twój inteligentny braciszek wziął laptopa, ale wnioskuję, że targał go ze sobą od samej Inazumy.
- Inteligentny czy nie, teraz będzie z niego pożytek - stwierdziła, gdy przekraczaliśmy próg karczmy. Pan Craig był zbyt zajęty swoją, jak mniemam, czternastą zapiekanką, żeby zauważyć, że Yuri nie przyszła razem z resztą. Jedząc, wtajemniczyliśmy Marka, Axela, Nathana, Xaviera, Celię i, za namową dziewczyn, Ayako. Uzgodniliśmy, że gdy pan Craig zrobi wieczorny obchód i pójdzie spać, zbierzemy się u nas w namiocie.
***
- Jesteśmy! - do namiotu weszły dziewczyny, w piżamach i z poduszkami.
- Mamy też ciasteczka - Ayako rzuciła paczkę na śpiwór Marka i usiadła. Obok ciastek znajdował się pokaźny stos jedzenia przywiezionego z Inazumy: chipsów, żelków i chrupek.
- Pan Craig chybaby się utopił z rozpaczy, gdyby zobaczył nas zjadających to wszystko - Axel roześmiał się.
- Ćśśś! - syknęła Celia i szturchnęła białowłosego. - Nie możemy być za głośno, żeby go nie zbudzić.
- Nie ma obawy - Xavier uśmiechnął się chytrze. - Sprawdziliśmy jego sen już pierwszego wieczoru. Śpi jak niemowlę.
- Panie i panowie, proszę o chwilę uwagi - Nathan przybrał władczą minę. - Zadam wam bardzo ważne pytanie: co oglądamy?
- Horror - już ja, Mark i Axel otwieraliśmy usta, żeby zgodzić się z Xavierem, gdy dziewczyny zgodnie zaprotestowały:
- Nie.
- Mowy nie ma. Nie zasnę później.
- Może wybierzmy coś, co wszystkim będzie pasowało - zasugerowała Yuri. - Ani horror, ani romans. Może...
- A akcja lub science-fiction? - Xavier popatrzył na nie błagalnie.
- Mam pomysł - odezwał się Mark. - Obejrzymy film, gdzie będzie trochę akcji, trochę sci-fi, trochę przygód i nawet trochę romansu się znajdzie.
- Brzmi genialnie. Jest tylko jedna kwestia: coś takiego kiedyś powstało? - Axel uniósł brwi.
- Ależ wy niedomyślni! - Mark pacnął się w czoło. - A klasyczne Gwiezdne Wojny coś wam mówią?
Celia i Aya nie wyglądały na wniebowzięte, ale Yuri uśmiechnęła się szeroko:
- Super! Chciałam to obejrzeć, bo Nathan twierdził, że póki tego nie widziałam, nie będę pełnoprawnym obywatelem jego domu. Czy coś takiego.
- I pysznie - Swift włączył pierwszą część oryginalnej trylogii, Nową Nadzieję*. Płeć męska oglądała ten film już kilka razy, ale nigdy nie zaszkodzi sobie przypomnieć. Tłumaczyliśmy znudzonej Ayako, zmęczonej Celii i zachwyconej Yuri, o co właściwie chodzi, jedząc to, co przywieźliśmy.
Zerkałem na rozemocjonowaną Yuriko, która bardzo przeżywała, co się dzieje w filmie. Co chwilę słychać było jej okrzyki zachwytu lub przerażenia i uwagi, co powinni zrobić dalej bohaterowie. Wymieniliśmy z chłopakami rozbawione spojrzenia.
Po mniej więcej kwadransie drugiej części Celia ziewnęła i oświadczyła:
- Idę już spać. Jutro nie wstanę.
- Ja też. Nie zrozumcie mnie źle chłopaki, ale to mnie wcale nie ciekawi - Aya ze śmiechem wskazała na laptopa. - Ale było miło, naprawdę. Dobranoc.
Dziewczyny pożegnały się i wyszły, a Yuriko nawet tego nie zauważyła, tak była pochłonięta ucieczką Hana Solo i Lei Organy z bazy na Hoth. Położyła się przed laptopem opierając się na łokciach i zadawała mnóstwo pytań. Mark, Axel i Nathan po cichu rozmawiali, a Xavier z ogromną cierpliwością odpowiadał na pytania dziewczyny. Próbowałem skupić się na filmie, ale mój wzrok bezustannie przyciągała twarz Yuriko. W jednej chwili potrafiła roześmiać się w ten swój piękny, wyjątkowy sposób, a w drugiej przygryzać wargę ze zdenerwowaniem. Patrząc na nią czułem niedosyt, pragnąłem widzieć ją cały czas, nie odrywać wzroku, móc nasycić się jej widokiem. Była tuż obok, w każdej chwili mogłem powiedzieć to, co leżało mi na sercu od pewnego czasu: "Kocham cię. Chcę być już zawsze z tobą i tylko z tobą. Powiedz, że ty też. Proszę.", ale tego nie zrobiłem.
- Może skończmy na dzisiaj? - zapytałem, widząc, że dziewczyna już prawie zasypia.
- Nie, muszę wiedzieć, co się... - nie dokończyła. Nim zdążyłem cokolwiek dodać, spała z głową na laptopie.
- Dwa dwugodzinne filmy to jednak za dużo - Xavier roześmiał się cicho. Delikatnie wziął laptopa i wyłączył go.
- Już koniec? - zapytał szeptem Axel.
- I tak nie oglądałeś - odszepnął Nathan. - Mam ją budzić? Nie mam serca.
- Nawet gdybyś miał, teraz jej nie dobudzisz - Xavier parsknął śmiechem.
- Dobra, to my idziemy. Dobranoc - pożegnali się Mark z Axelem i wyczołgali się z namiotu.
- Chyba zmieścimy się w czwórkę - orzekł Nathan i położył się przy ścianie. To samo zrobił Xavier przy drugiej, zostawiając więcej miejsca pośrodku. Rozpiąłem śpiwór i przykryłem nim dziewczynę. Położyłem się obok. Póki nie zasnąłem, wpatrywałem się w twarz Yuriko i wsłuchiwałem się w jej spokojny oddech.
***
Gdy się obudziłem, Nathana i Xaviera nie było w namiocie, a Yuriko jeszcze spała. Próbowałem delikatnie wstać, żeby jej nie zbudzić, ale poruszyła się i otworzyła oczy.
- Hejka - przywitała się zaspanym głosem. Rozejrzała się po namiocie. - Bardzo przeszkadzałam?
- Niczego takiego nie zarejestrowałem.
- To dobrze - chciała wyjść z namiotu, ale ją zatrzymałem.
- Mówię ci to jako przyjaciółce i tylko dla twojego dobra - spojrzała na mnie pytająco. - Nie żeby coś, ale...popraw włosy. Wyglądasz, jakby piorun w ciebie strzelił.
Yuriko roześmiała się i przygładziła poplątane włosy.
- Miło, że dbasz, abym nie stała się obozową wiedźmą - wyszła i ruszyła do siebie, żeby się przebrać. Patrzyłem za nią, póki nie weszła do swojego namiotu.
***
Yuriko
Usłyszałam wściekły wrzask i podniosłam głowę znad książki. Siedziałam, oparta o drzewo i czytałam powieść kryminalną, gdy z naszego namiotu wybiegła zdenerwowana Mia. Ruszyła w moją stronę wielkimi krokami. Zamknęłam książkę i ze znudzeniem zapytałam:
- Stało się coś?
- Nie udawaj, że nie wiesz! - pan Craig był akurat na spacerze, więc mogła krzyczeć do woli. W naszą stronę patrzyły osoby z klasy, oderwane od swoich zajęć w czasie wolnym.
- No wyobraź sobie, że nie - nie dałam się wyprowadzić z równowagi.
- Mam dość mieszkania z tobą w jednym namiocie! - jej wściekłe wrzaski przyciągały uwagę wszystkich. Wstałam, aby nie pozwolić jej patrzeć na mnie z góry. - Twoje brudne ciuchy walają się po moim materacu! Już nawet nie wspomnę o ubłoconych butach! Zabrudziły mi kosmetyczkę!
Przeskanowałam w pamięci moją garderobę. Owszem, po dzisiejszej grze w piłkę wrzuciłam buty byle jak, ale wcale nie były zabłocone. Tylko trochę zapiaszczone.
- Przesadzasz - zaoponowałam, kątem oka patrząc na kolegów i koleżanki z klasy, przyglądających się sytuacji. - Nawet jeśli jakieś moje ubrania nie leżą w plecaku, to przecież nie zrobiłam tego spe...
- Nie sprzątasz po sobie absolutnie niczego! Nie wiem, jak można tak funkcjonować! - coraz bardziej podnosiła głos. Widziałam, że stara się zwrócić na nas uwagę. - W nocy nie mogę przez ciebie spać, bo albo królowa zaprasza połowę klasy do namiotu, albo sama ciągle biega do chłopaków i wraca rozanielona jakby nie wiadomo co się tam działo i opowiada dookoła swoje rewelacje!
Odjęło mi mowę. Byłam wściekła, ale i okropnie zawstydzona. Nie za moje zachowanie, bo kłamała jak z nut, ale dlatego, że patrzyła na mnie cała klasa. Co ona sobie myśli?! Nic takiego nie miało nigdy miejsca!
- Słuchaj, łgarzu, bo nie będę dwa razy powtarzać! - puszczały mi nerwy, nie mogłam spokojnie znieść tych oszczerstw. - Nie wiem, co sobie ubzdurałaś, ale niczego takiego nie robiłam i ty doskonale o tym wiesz!
Byłam czerwona ze wstydu i złości. Czy ona próbuje mnie poniżyć przy całej klasie, wymyślając niestworzone rzeczy?! Ale po co?!
- No jasssne, teraz będziesz się bronić! Ale nie bój się, zachowałam, w przeciwieństwie do ciebie, swoją godność i nie zamierzam tego dłużej rozpamiętywać ani się przed tobą płaszczyć - mówiła przesłodzonym, zakłamanym tonem. - Jak to było? Mądrzejszy ustępuje komuś, kto jest zbyt próżny i fałszywy, żeby się przyznać do błędu.
- Dość tego! - Ayako stanęła przede mną, a obok niej również Celia. - Yuri taka nie jest i to raczej ona powinna nazywać cię próżnym i fałszywym! Wszystko zmyśliłaś, a my mamy dość rozumu, żeby ci nie wierzyć!
- Masz w tej chwili odwołać wszystko, co powiedziałaś na jej temat! - opanowany zazwyczaj Jude nie krył złości.
Mia z pobłażliwą miną kiwała głową.
- Tylko nie przychodźcie do mnie się wyżalić, kiedy ta suka...
Nathan miał ochotę rzucić się na dziewczynę i jedyne, co go powstrzymało, to mój własny głos, który słyszałam jakby zza mgły:
- Nathan, nie ma sensu. Nic takiego nie zrobiłam i jestem w porządku wobec siebie. Nie marnuj energii na tą żmiję.
Mia odwróciła się na pięcie i wróciła do namiotu. Przełamałam się i podniosłam wzrok na klasę i przyjaciół:
- Ale wy chyba nie wierzycie, że...?
- Przez myśl nam to nie przeszło - przerwał mi uśmiechnięty Mark. Koledzy i koleżanki z klasy pokiwali głowami, a ja się w końcu również uśmiechnęłam.
- Czy mam zrobić z nią porządek? - Nathan ze złowróżbnym spojrzeniem kiwnął głową w stronę namiotu. Roześmiałam się.
- Nie morduj jej, bo pójdziesz siedzieć. Nie zrobiła mi nic, poza zawstydzeniem przy was. Kusi mnie, żeby zrobić jej to samo, ale - w swoim stylu.
***
Z lekkiego snu wyrwał mnie nieziemsko głośny wrzask. Mówiąc szczerze, spodziewałam się go. Razem z Celią i Ayą wybiegłyśmy z namiotu, skąd pół sekundy wcześniej z krzykiem wyleciała Mia. Obudziła wszystkich, łącznie z nauczycielami. Każdy wyszedł z namiotu, żeby zobaczyć, co się stało i ewentualnie ratować Mię.
Wrzeszcząca dziewczyna nieudolnie próbowała wejść na drzewo, co chwilę zjeżdżając po pniu.
- Co się stało? - każdy pytał, a ja z przyjemnością obserwowałam bieg wydarzeń.
- Mio, zejdź z drzewa i powiedz nam, co się stało! - pan Craig nie był zadowolony, że musiał wstać, ale był zaniepokojony zachowaniem dziewczyny. Wyglądała, jakby goniło ją stado wilkołaków.
- Nie zejdę! - panicznie krzyczała. - W namiocie... Był... Potwór...! Okropny, przerażający! Wskoczył na mnie!
- Co? Co ona gada? - jej słowa wprawiły w konsternację klasę i wychowawcę, którzy spoglądali niepewnie w stronę naszego namiotu. Pani Hudston wyglądała, jakby chciała uciec.
Będę tryumfowała za trzy...
- Ratunku! To wraca! - Mia mało nie spadła z drzewa, przerażona patrzyła na wyjście z namiotu. Na jego brzegu było widać cień.
Dwa...
Bardziej zaintrygowany niż przestraszony Xavier podszedł do namiotu i zdecydowanym ruchem odsłonił wejściową płachtę.
Jeden...
Całą polaną wstrząsnął wybuch śmiechu. Śmieli się wszyscy, tylko nie Mia.
Z namiotu wyskoczyła mała, zielona żaba.
Śmiałam się tak bardzo, że z oczu pociekły mi łzy. Spodziewałam się, że mój plan się uda, ale nie, że aż tak. Mia z szeroko otwartymi oczami i ustami wpatrywała się w żabę i zaczerwieniła się z zażenowania i wściekłości. Klasa niemal tarzała się ze śmiechu patrząc to na dziewczynę, która przed chwilą prawie zeszła na zawał, to na żabkę, skaczącą w stronę jeziora. Mia na próżno szukała jakichś śladów współczucia. Zatrzymała swój wzrok na mnie.
- To ty! Ty przyniosłaś tę żabę! - naskoczyła.
- Yuriko, czy to prawda? - pan Craig musiał wymierzyć sprawiedliwość. Oczywiście nie miał prawa wiedzieć o naszej wcześniejszej kłótni. - To twój żart?
Miałam ochotę odpowiedzieć: "Tak. Niczego nie żałuję i chętnie zrobiłabym to jeszcze raz", ale nie chciałam pogarszać mojego położenia. Nie miałam też po co kłamać, winowajca był oczywisty.
- Tak. Mój. Jest mi s t r a s z n i e przykro - moje słowa aż ociekały ironią. Z udanym żalem i niekłamaną satysfakcją spojrzałam na Mię, która postanowiła mi dokopać:
- Och, proszę pana, chyba zaraz zemdleję, tak mi wali serce - położyła rękę na klatce piersiowej i teatralnie westchnęła.
- Yuriko, jutro sobie z tobą porozmawiam na temat takich żartów. Tym czasem do spania wszyscy - wychowawca stanowczo nakazał, po czym rzucił w moją stronę:
- Jeśli usłyszę o jakichkolwiek nocnych wybrykach, będziesz miała problemy, moja panno!
Kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę namiotu. Widziałam, że Celia i Aya ledwo się powstrzymują przed kolejną falą śmiechu, ale tego Mia by na pewno nie darowała. Zasnęłam, gdy tylko przyłożyłam głowę do poduszki.
***
- Yuriko Suzumi - odwróciłam się na dźwięk swojego imienia. Byliśmy właśnie w drodze na obiad, gdy pan Craig mnie zatrzymał:
- Masz świadomość, że muszę cię ukarać za twój głupi i niebezpieczny żart? Mii mogło się coś stać, była roztrzęsiona!
Gdyby nauczyciel nie stał przede mną, wywróciłabym oczami. Niebezpieczny? Dobre sobie. Roztrzęsiona? Pan nie widział, że robiła to na pokaz, już po tym, jak dowiedziała się, że żaden potwór nie istnieje? Zamiast tego kiwałam głową i udawałam wielce skruszoną.
- Mam pełną świadomość konsekwencji mojego nagannego i niezwykle niebezpiecznego czynu - wyrecytowałam. Nauczyciel chyba nie tego się spodziewał, ale nie dał się zbić z tropu.
- Mam dla ciebie zadanie, w ramach zadośćuczynienia. Kucharka jest jedna, a nas dużo. W czasie, gdy klasa wybierze się na wycieczkę, ty zostaniesz i pomożesz jej w sprzątaniu.
Kiwnęłam głową, a gdy pan Craig się odwrócił, skrzywiłam się. Wprawie wiedziałam, że nie ujdzie mi to płazem, ale zmywanie było ostatnią rzeczą (zaraz po oddychaniu tym samym powietrzem, co Mia), na którą miałam ochotę.
- Co masz taką minę? - zagadał Jude.
- Pan Craig "w ramach zadośćuczynienia" kazał mi zostać po obiedzie i sprzątać - wzruszyłam ramionami.
- Wiesz co? - powiedział, gdy zaczęliśmy jeść. - Mogę zostać z tobą i ci pomóc?
- Żartujesz. Chce ci się? Poza tym nie oczekuję, że będziesz tracił spacer, żeby zmywać.
- Uwierz - konspiracyjnie ściszył głos. - Wolę zmywać z tobą, niż spacerować z tym nudziarzem, który non stop opowiada o gatunku napotkanych drzew i rodzaju mchu.
Powstrzymałam się, żeby nie wypluć kompotu. Idealnie opisał pana Craiga w jego żywiole, czytaj: przyrodzie.
- Jeśli tylko chcesz, z przyjemnością będę dzielić z tobą tą przykrą czynność.
- I super.
Po obiedzie Jude i ja podeszliśmy do nauczyciela.
- Proszę pana, bo jest taka sprawa - chłopak miał już wymyśloną bajeczkę. - Z tą żabą to był mój pomysł i to ja zasugerowałem to Yuriko. Nie czułbym się w porządku, zostawiając ją samą ze sprzątaniem.
- W takim razie zostaniecie we dwoje, ale jeśli usłyszę, że podczas mojej nieobecności coś nabroicie, konsekwencje będą przykre - czasem zastanawiam się, czy przypadkiem dawanie uczniom kar nie jest jego hobby. Gdy odeszliśmy kawałek, powiedziałam:
- Nadal nie czuję się dobrze z tym, że cię w to wpakowałam.
- Weź przestań. Nie mówiłem ci o mojej pasji układania piramid z umytych szklanek?
Zaczęliśmy zbierać talerze, a klasa patrzyła na nas z niekłamanym współczuciem.
- Jeśli weźmiemy się za to razem, szybko nam pójdzie. Grunt to organizacja - stwierdziłam, gdy zostaliśmy sami ze stosami naczyń. Kucharka poinstruowała nas, gdzie co jest i wyszła bez słowa. Super.
- Nie obraź się, ale "zorganizowana" byłoby ostatnim słowem, jakim bym cię opisał - roześmiał się, zbierając sztućce.
- No weź, nie jest ze mną aż tak źle - podniosłam stos talerzy i ruszyłam do kuchni.
- Uważaj, nie chcemy mozaiki z pobitych naczyń - nie mógł się powstrzymać.
- Żebyś ty przypadkiem zaraz nie miał mozaiki z kości! - odkrzyknęłam z kuchni.
Zaczęłam zmywać, a Jude przynosił kolejne talerze i szklanki. Zlew był bardzo nieporęczny i ciągle woda z płynem wylewała mi się na podłogę. Chłopak płukał obok umyte naczynia i ustawiał je na suszarce.
- Nie żartowałeś, kiedy mówiłeś o piramidzie ze szklanek - roześmiałam się. Na blacie stała spora wieża.
- Jestem w tym mistrzem, że się tak nieskromnie pochwalę - ukłonił się. - Dużo jeszcze zostało?
- Jeszcze kilka - zrobiłam krok w stronę sąsiedniego blatu, gdzie stał ostatni stos talerzy do umycia. Pech chciał, że poślizgnęłam się na mokrej podłodze. Łapiąc równowagę, zahaczyłam ręką o jedną ze szklanek, stojących obok, która z hukiem się rozbiła. Zacisnęłam oczy, szykując się na bolesne spotkanie ze szkłem na podłodze, ale w ostatniej chwili poczułam ręce Jude'a, trzymające mnie pod ramiona.
- Uważaj - chłopak pomógł mi stanąć na nogi. - Wszędzie wala się szkło.
Zrobiłam kilka ostrożnych kroków do stojącej pod ścianą zmiotki. Jude znalazł miotłę i po chwili ogarnęliśmy ten bałagan.
- Nie skaleczyłaś się?
- Nie. Dzięki tobie nie mam teraz szkła wbitego w plecy.
- Co ty byś beze mnie zrobiła? - zapytał retorycznie. - Może ja dokończę.
Zabrał się za ostatnie naczynia, a ja płukałam je, starając się nie robić żadnych zbędnych ruchów. Obok stała szklankowa piramida, a ja nie chciałam, żeby znalazła się na podłodze.
- Szybko nam poszło - oceniłam, gdy naczynia lśniły, a po szklanym incydencie nie było śladu. - Dzięki za pomoc.
- To była czysta przyjemność - wskazał piramidę i uśmiechnął się. - Znając pana Craiga nie będzie ich jeszcze sporo. Wracamy na pole?
Kiwnęłam głową. Gdy wyszliśmy z karczmy, odezwałam się:
- Swoją drogą, niczego nie żałuję. Gdybym miała wybór, czy przynieść tą żabę jeszcze raz, nawet pod groźbą zmywania przez resztę wyjazdu, chyba zrobiłabym to samo - zaśmiałam się.
- A ja nie - spojrzałam na niego zdziwiona. - Ja wymyśliłbym coś gorszego.
- Na przykład ogromny pająk? - przypomniało mi się, jak Mia spanikowała, gdy w naszym namiocie pojawił się niewielki pajączek.
- To brzmi jak plan - roześmiał się, lecz po chwili spoważniał. - Naprawdę miałem ochotę ją rozszarpać.
- Przesadzasz.
- Nie przesadzam - zatrzymał się i spojrzał na mnie. - Nie pozwolę jej więcej tak o tobie mówić. Nikomu nie pozwolę.
Chyba jeszcze nigdy nie czułam się tak ważna dla kogoś. Serce biło mi szybciej. Mu na mnie zależy...
Nie namyślając się wiele, wtuliłam się w niego mocno. Objął mnie. Uśmiechnęłam się szczęśliwa. Gdy go w końcu puściłam i ruszyłam w stronę polany, wziął mnie za rękę. Szliśmy tuż obok siebie, połączeni naszymi dłońmi, bez słów. Odepchnęłam na bok wszystkie myśli i pozwoliłam się sobie zanurzyć w uczuciu ogromnego szczęścia.
Gdy byliśmy z powrotem na polanie, stanęliśmy na niewielkiej plaży. Poczułam przypływ energii i ciepła. Bez zastanawiania wbiegłam do wody, ciągnąc go ze śmiechem za sobą.
- Chyba śnię! Czy ty właśnie weszłaś do wody? - ochlapał mnie.
- Póki nikt mnie nie wrzuca, wydaje się całkiem przyjemna - nie patrząc na buty ani ubrania, wbiegłam głębiej, chlapiąc na niego. Gdy wróciła do mnie podwójna fala tsunami, zaczęłam ze śmiechem biec w kierunku brzegu, ale Jude się nie dał. Złapał mnie i z powrotem wciągnął do wody, chlapiąc mi na głowę.
- Myślisz, że tak po prostu dam ci uciec? - śmiał się i mnie nie puszczał. Popchnęłam go lekko i stracił równowagę, ciągnąc mnie za sobą. Wpadliśmy oboje pod powierzchnię. Wynurzyliśmy się, parskając wodą i odgarniając włosy ze śmiechem.
***
- Widzisz? Tam jest koń! - wyciągnęłam rękę i wskazałam dużą chmurę wiszącą nad nami.
- Nie, z mojej perspektywy to jest raczej kangur - zaprzeczył. Złapał moją rękę i próbował mnie nakierować:
- Tam jest głowa, a tam ten duży ogon.
Leżeliśmy na pomoście i wpatrywaliśmy się w bezkresne niebo nad nami. Słońce przyjemnie grzało i suszyło nasze ubrania, buty i włosy.
- Z niebem jest jak z życiem - odezwałam się, patrząc na chmury sunące powoli na wschód. - Ciągle się zmienia. Raz jest słońce, raz deszcz, a raz burza z piorunami. Nawet chmury stale się zmieniają. Przychodzą i odchodzą, jak ludzie.
- A co ze słońcem? Ono jest zawsze takie samo - zapytał półgłosem.
- Słońce to jedyny stały element. Słońce to miłość. Bo patrz, gdy cię ktoś kocha, czujesz ciepło, jakby ogrzewały cię jego promienie. Słońce mimo, że raz jest bliżej, a raz dalej, nie znika. Czasem go nie widać, ale to nie znaczy, że go nie ma. Miłość jest cały czas i to ona daje życie. Jak słońce.
Jego dłoń odnalazła moją.
- Masz rację. Czuję je cały czas. Ale najbardziej, gdy siedzisz obok.
Odwróciłam głowę w jego stronę.
- Proszę, zdejmij te gogle. Chcę patrzeć ci prosto w oczy.
Zawahał się, ale spełnił moją prośbę**. Patrzyłam mu w oczy, zakochując się w nim na nowo.
- Są takie piękne - wyszeptałam. Nasze twarze dzieliły centymetry. Wyciągnął rękę i odgarnął mi z twarzy niesforny kosmyk włosów. Nie cofnął dłoni. Trzymał ją na moim policzku i delikatnie gładził go kciukiem. Nie spuszczaliśmy z siebie wzroku, zatapiałam się w jego pięknych, głębokich oczach. Byliśmy tak blisko siebie, że czułam na ustach jego oddech. Serce tłukło mi w piersi. Przybliżył swoją twarz do mojej.
* 'Star Wars. Epizode IV: A New Hope' - film George'a Lucasa z 1977 roku, pierwsza nakręcona część sagi Gwiezdne Wojny (no nie mogłam się powstrzymać, żeby tego nie dać)
**w tej książce oczy Jude'a są takie, jak na fanarcie w mediach ;) proszę go tak sobie wyobrażać i dodawać mu kilka centymetrów wzrostu :D
~~~
Hello there!
Bardzo przepraszam, że tyle czasu nie było rozdziału, ale zaczął się rok szkolny i miałam w pewnym momencie lekką załamkę, taki miałam natłok roboty. Ale już jest ^^
Osz kurczę grillowane, prawie 6 tysięcy słów! Jestem w szoku!
Oj, Mia jeszcze nie raz namiesza w życiu Yuri!
A tak szczerze, to nie miała wyjść z tego aż taka drama. Miało być trochę delikatniej, ale się dozpędziłam haha
Uuu, Yuri i Jude są coraz bliżej! Czy tylko ja się tym tak ekscytuję? 😂
Ja wcale nie zostawiam was w niepewności. WCALE *zaciera ręce*
Ale no, do rzeczy: w ostatnim rozdziale prosiłam was o opinie. Może robię coś nie tak? Może macie do czegoś zażalenia? Nie bójcie się pisać! Dajcie znać w komentarzach ;)
Bardzo dziękuję Lodowa_napastniczka za pomoc w wymyśleniu spaceru i wieczoru filmowego!
Życzę miłego dnia każdemu, kto to czyta! ❤
PS Wasze komentarze to złoto! Jak się je czyta, to uśmiech sam się pojawia na twarzy 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro