Niepozorny niczym but
Posuń w prawo.
Brawo!
Bliżej celu.
A teraz zachowaj jasność umysłu, ponieważ...
Niespodziewanie!
Ktoś nowy pojawił się na planie.
Nowy zupełnie i równie ciekawy.
Toż to nie było takiej sprawy.
Patrzysz na niego i wiesz już jedno...
Wszystkie oczy przy nim bledną.
Czujesz, że nie rumienisz, ale nie potrafisz zatrzymać tego.
O, nie kolego!
Mój miły człowieku, ogłoszę ci do ucha, cicho...
To miłość, a niech Cię licho!
Czasami przypadki nie są wcale przypadkami, lecz często nie zwracamy na to uwagi. Przechodzą nam przed nosem, jak najlepsze okazje na wyprzedażach. W zasadzie jest tak bardzo często.
Nie patrzymy na to. Gdy ktoś inny pochwyci naszą okazję jesteśmy źli. Na niego, na świat, na samych siebie.
Jednak czasem jest też tak, że nie zdajesz sobie sprawy, z tego, że stoisz przed swoim przyszłym wybrankiem serca.
Maja weszła do biblioteki, z małą pomocą Michała, który zechciał podtrzymać jej drzwi.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się najładniej jak umiała, a chyba umiała.
Miała dziś wyjątkowo dobry humor, tak więc czemu, by go nie okazywać?
Lecz po wejściu do środka cała jej euforia spadła do poziomu zero.
Przy biurku pań bibliotekarek siedział nie kto inny jak...
Dawid ze swoją bandą szkolnych gwiazdeczek. Gwiazdeczkami oni mogli być, zostać w przyszłości. Ale kabaretu co najwyżej.
Dziewczyna z warkoczem była pewna wręcz, że IQ tej czwórki nie przekraczała IQ buta. Ale kto wie, czy buty nie są czasem ukrytymi geniuszami? Bo oni raczej nie...
Już prędzej podejrzewałaby właśnie te buty o niesłychaną skrytą mądrość.
Przecież coś tak niepozornego jak taki but, na przykład może okazać się bardzo... ciekawe.
Maja wyrwała się z potoku swoich myśli, dzięki temu głosowi.
- Wpisujesz się? - zapytał bardzo niepozorny właściciel czarnych loków.
Zapewne nie aż tak niepozorny jak but, ale...
I wtedy właśnie złotowłosa doznała olśnienia, czy niejakiego przebłysku.
Nagle zapragnęła wiedzieć, czy ten cichy chłopak nie skrywa w sobie czegoś niesamowitego, zupełnie jak but!
Nie, buty nie są niesamowite, definitywnie nie.
Buty są zwykłe i głupie jak but.
Lecz kogo to obchodzi?
Maja przerażona swoim dzisiejszym szybkim tokiem myślenia, wydusiła z siebie tylko ciche:
- Co?
Nie wiedziała, (nie mogła przecież.), że tym jednym słowem mocno onieśmieliła bruneta.
Poczuł się zapewne nagi, mimo, że nie był. Była to nagość psychiczna, którą zwykł czuć bardzo często. Często, gdy odkrywał skrawek swojego wrażliwego serca, a potem zawsze zostawał boleśnie odtrącony. Zawsze. Ta dziewczyna na pewno czuje do niego obrzydzenie, albo i niejaką niechęć. Takie "Co?" mogło znaczyć, że ta dziewczyna jest oburzona tym, że się do niej odezwał. A odezwał.
A jednak postanowił zrobić ten jeden krok dalej. Nie zamilkł, nie spuścił wzorku.
- Czy wpisujesz się? - zapytał, hardo patrząc jej w oczy i pokazując zeszyt z listą uczniów przebywających w bibliotece. Zaciskał wargi w wąską kreskę.
- Em, tak, dzięki. - odparła Maja z minimalnym uśmiechem. Starszy podał jej przedmiot, niczym tę nieszczęsną książkę, którą nie dość, że już przeczytała, to jeszcze zapomniała o niej. Zupełnie jak o tajemniczo obojętnym wybawicielu, który siedział teraz przed nią.
Po co miałaby pamiętać wszytskich? To bardzo trudne, nudne i niepotrzebne.
Wpisała swoje imię i nazwisko, po czym odniosła zeszyt do pani bibliotekarki.
Położyła się na pufie i zaczęła czytać "Zwiadowców".
Wraz z lekturą mogła odpłynąć w nieznany świat bez problemów, nauki i ciągłego stresu. Nie było tak jak zwykle jest w filmach. Wcale nie myślała o chłopaku, który podał jej zeszyt. Wcale.
No, może myślała, myślała na pewno, ale... nie w ten sposób w jaki on o niej.
Co chwila rzucał jej ukradkowe spojrzenia znad podręcznika, bojąc się zagadać. Wiedział, że nie ma szans. Więc bezczynnie patrzył jak chłopcy z równoległej klasy starają się zwrócić jej uwagę na siebie.
Na próżno. Zapatrzona w książkę, zdawała sobie sprawę, że tacy podrywają wszystko co się rusza i ich zaloty nie są warte nic, nie wyróżniają jej, ani nie łechcą łaknącego pochwał ego. To wiedział i chłopak w okularach, jak i pewnie większość społeczeństwa szkolnego.
Zaliczało się do niego mnóstwo grup, ale wszyscy byli tacy sami.
Przynajmniej w jego oczach.
Takie same dziewczyny i chłopcy, którym podryw band troglodytów nie przeszkadza,
tacy sami troglodyci właśnie
Tacy sami ludzie, którzy nie chcą jego uwagi, ani swojej na nim też nie skupiają.
No, chyba, że chcą spytać jaką lekcję mają za pięć minut, spisać pracę domową, albo nieźle wkopać.
Jednak ona...ona wydawała mu się ciekawa. Widywał ją w bibliotece bardzo często. Maja. Czyżby przychodziła tu i przesiadywała zupełnie jak on? Czyżby też była wyśmiewana? Czy może po prostu lubiła czytać?
To tak bardzo ciekawiło, chciał to wszystko wiedzieć!
Jednak chorobliwa nieśmiałość nie pozwoliła mu się spytać. Nie pozwoliła głośniej odetchnąć, ani patrzeć dłużej niż przez parę sekund.
Co parę sekund.
Parę. Jak para. Czy byłby w stanie być czyjąś parą?
Speszony swoim własnym pomysłem i wyobrażeniem owej pary (która w jego umyśle nie wiedzieć czemu miała złoty warkocz, piwne oczy i ten sam piękny uśmiech) odwrócił wzrok i zmiętolił stronę swojego podręcznika.
Wróć do genetyki ludzkiej, Macieju. - skarcił sam siebie i postanowił na nią nie patrzeć.
Na próżno, bo następna lekcja wszystko zmieniła.
Witam w drugim rozdziale. Na pewno jeszcze wiele nie wiecie o bohaterach. Tak ma być, dopiero drugi rozdział. Jak narazie widują się tylko w bibliotece i powolutku zaczęli o sobie myśleć.
Jak się podoba?
Za wszelkie błędy przepraszam i z chęcią przyjmę wszelkie rady i opinie.
Z góry dziękuję!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro