Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8-Polowanie

Luke POV:

Wyszedłem z tego cholernego pokoju przy okazji trzaskając drzwiami. Ta dziewczyna sprawia, że przestaję nad sobą panować. Nie chciałem zrobić jej krzywdy, więc postanowiłem, że inaczej pozbędę się negatywnych emocji. 

Skierowałem się w środek lasu. Nie chciałem, aby ktoś mnie widział w takim stanie. Podszedłem do pierwszego lepszego drzewa, zacząłem okładać je pięściami dopóki nie zaczęła lecieć z nich krew. Ból zaczął rozprzestrzeniać się po całym moim ciele. I nie, nie był to ból spowodowany zdartymi knykciami, tylko wspomnieniami. To o czym starałem się zapomnieć, teraz nie dawało mi spokoju. Zmieniłem się w wilka i zawyłem głośno starając się tym samym pozbyć natarczywych myśli związanych z przeszłością. 

Po paru godzinach wróciłem do mojego tymczasowego domu. Wszędzie panowała głucha cisza. Otworzyłem cicho drzwi do swojego pokoju. Spojrzałem w stronę łóżka na którym zauważyłem śpiącą wampirzycę. Postanowiłem, że opatrzę rany znajdujące się na moich rękach, albo przynajmniej zatamuję lecącą z nich krew. Z tą myślą wszedłem do łazienki. 

Elizabeth POV:

 Wierciłam się na łóżku, próbując zasnąć. Sekundy zmieniały się w minuty, natomiast one w godziny, a ja ciągle nie czułam się śpiąca. W pewnym momencie usłyszałam czyjeś kroki, domyśliłam się, że to Luke. Obróciłam się plecami w stronę drzwi. Leżałam nieruchomo, udając, że śpię. Po chwili drzwi się otworzyły, a ja poczułam charakterystyczny zapach. Krew. O nie, tylko nie to. Moje zmysły zaczęły wariować. Tak bardzo pragnęłam się jej napić. Chciałam zwalczyć to uczucie, ale kiepsko mi to szło, zważając na to, że znam smak krwi Luk'a. Po pięciu minutach, chłopak wyszedł z łazienki. Zapach nie był już tak wyraźny jak wcześniej, więc pewnie rana z której sączyła się ta boska substancja, została zabandażowana. 

Poczułam uginający się materac, co znaczyło to, że Luke położył się koło mnie. No nie, teraz już nie wytrzymam. Zerwałam się na równe nogi i pomknęłam do łazienki, zdążyłam tylko zobaczyć zdezorientowaną twarz chłopaka. Krew, muszę się napić krwi-Ta jedna myśl krążyła mi po głowie. Złapałam się za głowę, próbują się uspokoić, jednak na nie wiele mi się to zdało:

- Elizabeth, wszystko w  porządku?-Zobaczyłam, że chłopak chce otworzyć drzwi, nim jednak to zrobił udało mi się krzyknąć:

- Nie, nie wchodź tu! 

- Dlaczego?! Co ty tam robisz?!- Złapał za klamkę, tym samym ponownie próbując wejść do pomieszczenia, w którym się znajduje.

- Jeśli tu wejdziesz, to cię zabiję, rozumiesz?! Krew, masz na sobie krew, a ja...ja...muszę się jej napić. 

- Co?!

- Muszę się napić krwi, teraz.- Jęknęłam, czułam, że pragnienie przejmowało nade mną kontrolę. 

- Posłuchaj mnie, otworzę teraz drzwi, a potem zabiorę cię gdzieś, gdzie będziesz mogła napić się krwi, dobrze?- W jego głosie mogłam usłyszeć troskę. Martwił się o mnie? Nie,pewnie bał się, że rzucę się na niego. 

- Dobrze.- Po chwili drzwi zaczęły się powoli otwierać, następne co ujrzałam to sylwetka chłopaka, który wyciągnął do mnie swoją dłoń. Zobaczyłam na niej bandaż. Szybko ją odepchnęłam i wyszłam z łazienki.- Szybko, nie wiem ile jeszcze wytrzymam.- Luke skinął głową, a następnie powiedział:

- Chodź za mną.- Wyszliśmy z pokoju, a następnie z domu. Zdziwiło mnie to, że pozwolił mi opuścić moje więzienie:

- Gdzie teraz?- Nie doczekałam się odpowiedzi. Chłopak zmienił się w wilka, a następnie pobiegł w głąb lasu. Nie tracą czasu ruszyłam za nim. Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się na jakiejś polanie. Luke, przybrał formę człowieka:

- Masz dwadzieścia minut, żeby zaspokoić swój głód.-Mruknął.-Będę tu na ciebie czekać. 

Czy on sugeruje mi żebym zapolowała? Cóż...w pałacu to służba przynosiła mi krew, ale lepsze to niż nic. Nie czekając dłużej, pobiegłam między drzewa szukając swojej zdobyczy. Okazało się, że stanie się nią młoda łania, którą wytropiłam po paru sekundach. Słyszałam bicie jej serca i krew, która płynęła w jej żyłach. Wysunęłam swoje kły i już po chwili sączyłam słodki płyn, który wypływał z szyi mojej ofiary. Zwierzęciem targały konwulsje, postanowiłam dłużej jej nie męczyć. Dobiłam ją, a następnie wypiłam resztę krwi. Wstałam i wierzchem dłoni wytarłam swoje usta. Nagle poczułam ogromne zmęczenie. No tak, teraz, gdy zaspokoiłam swój głód, powinnam się przespać. Chciałam wrócić do Luk'a. Niestety to zadanie okazało się trudniejsze niż myślałam. Gdy byłam blisko polany, na której powinien znajdować się chłopak, nie wytrzymałam,osunęłam się o najbliższe drzewo. Nie myśląc o niczym innym, oddałam się w objęcia Morfeusza. 

Hejka:) Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Komentujecie i gwiazdkujcie :-*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro