Rozdział 14-Więzienie
Elizabeth POV:
- Puszczaj mnie! Słyszysz?!-Moje krzyki nie przyniosły żadnego rezultatu. Zostałam brutalnie posadzona na krześle, a następnie przywiązana do niego łańcuchem. Chciałabym użyć swojej siły, aby się uwolnić, jednakże nie było to możliwe, gdyż owy łańcuch, zrobiony był ze srebra. Przy każdym, nawet najmniejszym ruchu, czułam palący ból. Z moich ust wyleciał krzyk, a z oczu łzy:
- Nie martw się skarbie. Alfa nie długo się tobą zajmie, jednak najpierw chce żebyś trochę pocierpiała.- Resztkami sił, naplułam strażnikowi w twarz. On zaśmiał się, po czym uderzył mnie w twarz. Kolejny raz krzyknęłam, co najwidoczniej ucieszyło mojego oprawcę. Ból rozchodził się po całym ciele, a ja, jedyne czego pragnęłam, to umrzeć. Po jakimś czasie czułam, że tracę przytomność. Nim się to stało, zdążyłam powiedzieć:
- Luke, proszę, pomóż mi.
Luke POV:
Walczyłem, walczyłem z całych sił z każdym kto stanął mi na drodze. Gdy zobaczyłem, jak on ją wynosi, coś we mnie pękło. Zmieniłem się w wilka i nie zważając na nic, pobiegłem za nim do zamku. Idiota zapomniał zamaskować swój zapach. Starałem się jak najszybciej dotrzeć, żeby uratować moją księżniczkę, niestety rozległe rany na moim ciele, spowodowały, że już w połowie drogi zatrzymałem się, żeby złapać oddech. Nie chciałem się poddać, ale potrzebowałem odpoczynku. Zrezygnowałem z niego, gdy usłyszałem ledwo słyszalny szept, który prosił mnie o pomoc.
Sally POV:
- Sally? Mogłabyś przestać się wiercić? To w niczym nam nie pomoże.
- Zamknij się, Josh! El została porwana, a ja mam obowiązek ją pilnować. Muszę jej pomóc!
- I co zamierzasz zrobić? Jesteśmy przykuci do drzewa, w środku lasu, a wokół nas krążą kundle Carla.
- Jeszcze nie wiesz na co mnie stać. A teraz z łaski swojej, przymknij się i daj mi się skupić.
Kiedy nie usłyszałam żadnej odpowiedzi, ponownie skoncentrowałam swoje myśli. Złapałam łańcuch w dłonie i powoli zaczęłam go rozrywać. Nadnaturalna siła, jako jedyna z moich zdolności nie rozwinęła się tak jak powinna, więc potrzebowałam dużego skupienia, aby coś z siebie wykrzesać. Brzdęk metalu rozniósł się po lesie, a wilki, które nas pilnowały, zaatakowały od razu. Josh przemienił i bez żadnej pomocy powalił każdego z nich. Po skończonej walce podszedł do mnie i polizał mnie. Zaśmiałam się, jednak kiedy przypomniałam sobie o mojej przyjaciółce, mój uśmiech znikł. Wsiadłam na grzbiet mojego futrzaka i już po chwili pędziliśmy w stronę zamku.
Ciekawe kto pierwszy uratuje Elizabeth...Sally, czy Luke, hmm, ciekawe czy w ogóle któreś z nich zdąży jej pomóc.
Następny rozdział przewiduje wstawić w piątek:-*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro