I
To był miły i spokojny kwietniowy dzień. Słońce wychylało się leniwie spoza gór, a ja siedziałam w mojej szkole na wygodniej kanapie rozkoszując się wygodą i śmiechem moich koleżanek. Właśnie otwierałam usta by powiedzieć coś do brązowookiej Klaudii , której oczy w porannym świetle błyszczały różnymi odcieniami brązu - od jasnego kakaowego po głęboki brunatny odcień kiedy mój głos zamarł mi w gardle. Bo usłyszałyśmy okropny huk zamykanych drzwi i pisk tak wielki że można było pomyśleć że ktoś ucieka przed trzęsieniem ziemi. Mój mózg nie zdążył nawet zarejerestrować tych wszystkich rzeczy i rozpoznać osobę, która była przyczyną tego hałasu kiedy przed oczami mignął mi blask płowych włosów w kolorze średniego blondu błyszczących zupełnie jak stare złoto. Zamrugałam powiekami mrużąc moje ciemnozielone, leśne oczy i dopiero teraz zorientowałam się że widzę przed sobą twarz Vanessy... która najwyraźniej wzięła sobie za cel wyrwanie mi ramienia ze stawu.
- Vanessa - zachichotałam wciąż oszołomiona - Chcesz mieć pozbawić prawej ręki?
Vanessa puściła moje ramię i również parsknęła śmiechem.
- Przepraszam cię Jula! Musiałam powtarzać twoje imię trzy razy. Ale...Ale - wydyszała Vanessa.
Dopiero teraz zauważyłam że jest blada niczym alabaster, ale na jej twarzy wykwitły ogromne krwistoczerwone rumieńce. A niebieskie oczy z lekkimi , niewidocznymi pasmami morskiej zieleni jak zawsze były otoczone długimi, czarnymi rzęsami niczym drogocenny szmaragd. Jednak w tym momencie szmaragdowe oczy Vanessy bardziej przypominały roztopiony kamień , gdyż były szeroko otwarte i całe rozżarzone. Przez chwilę myślałam że może po prostu się rozchorowała i to by wyjaśniła dlaczego jest cała zdyszana, ale potem zrozumiałam że dziwaczyny blask w jej oczach jest wynikiem ekscytacji, na jej bladej twarzy maluje się zachwyt jakiego nigdy nie widziałam do tego uśmiechała się tak mocno że aż się dziwiłam że nie rozbolały ją policzki.
- Dobrze się czujesz Vanessa - zapytałam zaniepokojona, a inne dziewczyny spojrzały na nią z równym zaciekawieniem i zdumieniem jak ja.
W odpowiedzi Vanessa chwyciła mnie za ramiona i potrząsając nimi zaczęła krzyczeć mi prosto w twarz :
- TO ONI!!!! TO ONI!!! ONI TU IDĄ!!!
- Kto terroryści? A może duchy? - zapytałam żartobliwie - Bo wyglądasz troszkę tak jakby udało ci się uciec przed mordercą.
- Co? - Vanessa zmarszczyła brwi i przekręciła głowę w bok, ale zaraz potem znów się uśmiechnęła i dodała - Żadni terroryści. Chodź szybko! - dodała ciągnąc mnie przez korytarz do drzwi i nie zwracając uwagi na zaskoczone spojrzenia innych uczniów, a ja zaintrygowana pobiegłam za nią co sił w nogach.
Kiedy byłyśmy już przed drugimi schodami Vanessa wzięła głęboki wdech, a poziom adrenaliny trochę przygasał w jej oczach. Twarz dziewczyny znów nabrała codziennego różanego odcienia.
- Zaraz zobaczysz COŚ, co wprawi cię w osłupienie. Zobaczysz COŚ co sprawi że możesz zemdleć....a może padnąć trupem i nie wstać... Cały czas nie wierzę w to co ujrzały moje oczy - powiedziała, nerwowo przeczesując palcami długie do pasa, proste puchate włosy. - Jak to zobaczyłam to dosłownie serce mi stanęło.
Głos blondowłosej brzmiał dosyć niepewnie i było w nim słychać nadzieję, ale też i radość. Rzuciłam jej szybkie spojrzenie i potrząsnęłam moimi kręconymi, jasnobrązowymi niczym sepia włosami odgarniając grube loki z alabasartowej twarzy. Czułam że jestem coraz bardziej zaciekawiona, ale też coraz bardziej wystraszona, co tylko potwierdzało szybsze bicie serca i uczucie że krew odpływa mi z członków.
- Oh co się tak korygujesz dziewczyno. Po prostu mi to pokaż - zawołałam siląc się na wesoły ton. - Będzie dobrze - dodałam uspokajająco uśmiechając się.
- Będzie dobrze? - powtórzyła Vanessa nie będąc do końca tego świadoma gdyż była pogrążona w myślach.
Nagle twarz blondynki znowu się rozświetliła, a na jej twarzy pokazał się tajemniczy, korygujący uśmieszek.
- Oj uwierz mi jeśli to prawda to nie będzie dobrze. Będzie kuźwa cudownie - powiedziała i roześmiała się w głos, a ja razem z nią.
Dzięki Bogu wrócił jej dobry humor, a ona sama wyglądała na spokojniejszą, bardziej zrelaksowaną i pełną wiary oraz nadziei. Tego ostatniego nie potrafiłam rozszyfrować.... Jak się okazało miałam poznać niedługo powód ekscytacji Vanessy.
- A więc chodźmy - przytaknęłam wzruszając naszolancko ramionami i pokazując dziewczynie że jestem gotowa na wszystko i nie zemdleje.
Szmaragdowooka kiwnęła głową bezbłędnie rozumiejąc moją intencję i obie zeszłyśmy na dół. Jak się okazało żadna z nas nie była przygotowana na takie rewelacje...
Szybkim krokiem udałyśmy się w stronę holu gdzie znajduje się automat z napojami i jedzeniem oraz przeróżne ogłoszenia. Zanim weszłyśmy w hol Vanessa złapała mnie za ramię.
- Gotowa? - zapytała z mocą głosie.
- Gotowa - przytaknęłam mając nadzieję że mój głos zabrzmiał pewnie.
Vanessa zaczęła mówić :
.....- Pamiętasz jak pani dyrektor mówiła że pan Alan będzie uczył nas tańca (tak było w tamtym roku... ciekawe czy teraz też będzie dop. autorki 😉)...no i będzie nas uczył, ale znalazł sobie dodatkowych pomocników...- głos się jej załamał od ponownego napływu emocji.
- Co za pomocnicy - zapytałam marszcząc brwi.
- Ja ja ja nie mogę w to uwierzyć...- pisnęła Vanessa.
- Och po prostu mi pokaż - mruknęła zniecierpliwiona.
Oczy Vanessy znów rozbłysły szczęściem i obie niepewnie weszłyśmy do holu.
- Tam - powiedziała blondynka z nabożnym szeptem ponownie robiąc się blada niczym ściana i rumiana jak krew.
Spojrzałam w kierunku, którym mi pokazywała i poczułam jak nogi się pode mną uginają. Otworzyłam usta że zdziwienia i poczułam że moja blada twarz robi się śnieżnobiała, a na policzkach tworzą się mi wielkie czerwone placki. Cud że udało mi się ustać na nogach
- To niemożliwe....- szepnęłam wstrząśnięta.
Obie blade, rumiane, a przede wszystkim szczęśliwe ale też osłupiałe z otwartymi ustami patrzyłyśmy na plakat głoszący że za tydzień do naszego miasta, do naszej szkoły przejeżdżają ONI... Poza tym z plakatu wynikało że będę nas uczyć tańce.
"To nieprawda" - podpowiadał mi mój rozum karząc mnie reprymendą. - "BTS od tak nie przyjdzie sobie na Podhale do naszej szkoły uczyć nas tańca. To nieprawdopodobne. To sen z którego się obudzisz
- "Ależ to prawda"- upierały się oczy - "Oni nadchodzą".
A moje serce kompletnie zwariowało i grało akompaniamentę najpiękniejszych, najbardziej anielskich serenad jakich nie wymyślili najlepsi muzycy.
- Jeon Jungook będzie nas uczyć tańczyć - wydukałam bez tchu.
Z podekscytowanymi, olbrzymimi uśmiechami ja i Vanessa - obie spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo....
A potem zaczęłyśmy krzyczeć i piszeć tak że wcale bym się nie zdziwiła gdyby nasi ukochani idole usłyszeli nas w Seulu....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro