2.1
Nowa cudowna historia......"Kopciuszek w Korei"
Prolog
Dawno, dawno temu była sobie piękna dziewczyna o imieniu Julia. Mieszkała w pięknym, wielkim domu w Polsce wraz ze swoimi rodzicami, siostrą, babcią i dziadkiem. Dziewczyna miała 17 lat. Na pierwszy rzut oka wydawała się zwyczajną nastolatką. Bladą niczym alabaster delikatną, lecz nieco dziecinną twarz okalały przez grube, mocne lekko kręcone jasnobrązowe włosy w kolorze sepii. Ciemnozielone, migdałowate oczy błyszczały niczym leśny zagajnik. Charakteryzowały ją zaróżowione uśmiechnięte usta, filigranowa wręcz wychudzona postura i bardzo bardzo niski wzrost. Jej twarz zawsze iskrzyła się promiennym uśmiechem, a oczy błyszczały dobrem i optymizmem. Julka zachowywała się jak słodki, niewinny elf zawsze wierzący w miłość, przyjaźń i dobro. Niestety nawet najpiękniejszy i najbardziej szczęśliwy żywot musi nawiedzić krew, łzy i smutek...
Rozpościerające się zewsząd atramentowe nocne ciemności ograniczały widoczność. Rozdzierający krzyk zginął w mglistej głuszy, a piski opon i zgrzyt kilka ton metalu poniósł się echem hen daleko. Z dachującego samochodu dało się usłyszeć tylko dziewczęcy wrzask, a potem nastała głucha, przerażająca cisza...
Jasne oślepiające światło rzucało lekką poświatę na alabastrową twarz małej, chudej postaci. W końcu osoba siedząca na łóżku otworzyła oczy, których barwa przywodziła zagajnik skąpany w letnim słońcu.
- Julciu....-obok rozległ się pełen bólu i zmęczenia drżący głos - Dobry Boże obudziła się wreszcie....
- Ja...- pisnęła cicho szatynka ruszając się niespokojnie próbując uzyskać kontrolę nad swoim ciałem...i życiem.
- Spokojnie nie kręć się - dodał ten sam głos kładąc żylastą dłoń na tą chudą i mniejszą.
Julka odwróciła głowę w bok spoglądając w jasnozielone seledynowe, podpuchnięte oczy i lekko pomarszczoną śniadą twarz starszej kobiety o kruchych włosach upiętych w ciasny kok. Obok niej siedział bezwłosy mężczyzna o jasnoniebieskich oczach przepełnionych cierpieniem.
- Babciu? Dziadku? - szepnęła nastolatka próbując się podnieść.
- Nie. Nie. Wstawaj - powiedziała uspokajająco babcia. - Byłaś w dwutygodniowej śpiączce..., bo samochód twojego taty wpadł w okropny poślizg, auto dachowało... wyszłaś z tego bez szwanku tylko jeden szef na czole i parę sińców, ale lekarze zdecydowali wprowadzić cię w stan śpiączki i już ci nic nie grozi - babcia ucałowała wnuczkę serdecznie w czoło.
- Gdzie rodzice? I siostra? - zapytała z niepokojem i z bijącym sercem.
Julka rozglądając się wokół, ale białe pomieszczenie było puste.
Oczy kobiety napełniły się łzami.
- Och dziecko! Moje biedne dziecko! - zaszlochali żałośnie dziadkowie.
- Gdzie oni są?! Gdzie?! - wykrzyczała dziewczyna czując, że przerażenie chwyta ją za gardło, więc natychmiast podniosła się do siadu.
- Miejmy nadzieję, że są szczęśliwi w niebie - dodała cicho babcia.
Na policzkach zielonookiej zalśniły łzy, oczy rozszerzyły się i wypełniły się szokiem i bólem, komórki niemalże eksplodowały z otępiającego smutku, który rozlał się po ciele dziewczyny, a z jej gardła wydobył się żałosny skowyt.
- Nie!!! Nie!!! Mamo!!! Tato!!! - zawołała rzucając się do przodu, ale w ostatniej chwili złapał ją dziadek chroniąc dziewczynę przed upadkiem - Nie!!! Nie!! - w końcu ze zmęczenia opadła nieprzytomnie na ramię dziadka łkając cicho.
Mężczyzna mocno ją przytulił. W szpitalnym pokoju przez parę minut słychać było tylko łkanie, a raz na jakiś czas krzyk frustracji. Kiedy do Julki dotarła już ta część informacji, dziewczyna miała wrażenie, że jej cały świat wywrócił się do góry nogami. I niewątpliwie tak było.
- To co teraz - zapytała ochrypłym głosem Julka.
Dziadkowie spojrzeli po sobie zmieszani.
- Tutaj właśnie zaczyna się bardzo duży problem dziecino... Jak wiesz jesteśmy już bardzo starszy... Cała twoja rodzina jest niewyobrażalne zajęta i chyba nikt nie dałby rady ci pomóc... Wiem, że nie sprawiasz żadnych kłopotów, ale mimo to...tą sytuacja...nikt nie może... choć bardzo bardzo by chcieli...- babcia spojrzała bezsilnie na wnuczkę bojąc się, że ta się załamie.
Julka spojrzała na nią jednak w determinacją oczach i bezbarwnym pełnym strachu głosem zapytała nieco burkliwie:
- To co? Mam rozumieć, że wyrzucicie mnie z domu na bruk?
- Ależ nigdy w życiu - zaoponował szybko dziadek, patrząc z przerażeniem na Julkę - Nigdy byśmy ci tego nie zrobili. Nie zostawimy cię bez opieki. Jest ktoś kto może się tobą zająć.
- Kto - zapytała głucho dziewczyna.
- Odświeżyliśmy stare kontakty twojego taty... okazało się że znał pewną kobietę, która może się tobą zająć...I nie uwierzysz...Ta pani pochodzi z Korei Południowej i to w dodatku z Seulu - smutną twarz babci rozjaśnił niepewny uśmiech połączony z lekką nadzieją - Zawsze marzyłaś o Seulu....
Emocje Julki były kompletnie pomieszane, a w głowie panował przejmujący chaos. Oczywiście, że niczego bardziej nie pragnęła niż zobaczenia Seulu na własne oczy, a co dopiero mieszkania tam. Gdyby ktoś przed tą okropną tragedią dałby jej szanse ujrzenia choć raz tego cudownego miasta dusza Julki chyba od razu wzniosłaby się daleka ponad nieboskłon, a osoba, która dałaby jej możliwość zobaczenia i pojechania do Seulu w oczach dziewczyny stałaby się święta. Jednakże w tej sytuacji.. miałaby zostawić szkołę, rodzinę, przyjaciół swoje życie i od tak wyjechać do obcego kraju, gdzie nawet nie zna języka? W dodatku obliczu w tej strasznej katastrofy, która spadła na nią zmieniając cały jej świat... miałaby tak po prostu wyjechać zostawiając i tracąc wszystko co znane? Dziewczyna nie była wstanie odpowiedzieć sobie na żadne z tych nurtujących pytań.
- Wyjdźcie - powiedziała Julka będąc w totalnym oszołomieniu - Chce zostać sama.
Dziadkowie spojrzeli po sobie i pokiwali w milczeniu głową. Następnie wstali i wyszli zostawiając nastolatkę samą.
Julka podkurczyła nogi i zatopiła się w gonitwie myśl przerywanych od czasu do czasu rzewnymi łzami, nie potrafiąc stwierdzić co przyniesie los....
- Będzie nam ciebie brakować - powiedziała babcia że smutkiem wymalowanym na twarzy.
- Będę dzwonić jak najczęściej. Obiecuję - przyrzekła dziewczyna.
- Pamiętaj kochanie... Bądź dobra, uśmiechnięta i nigdy się nie poddawaj - powiedział dziadek z zarówno powagą jak i czułością w głosie.
- Zapamiętam to - odszepnęła Julka z mocą głosie, a w jej oczach rozbłysło jasne światło.
Pożegnała się jeszcze w milczeniu z dziadkami, patrząc jak odchodzą. Stała jeszcze przez chwilę w milczeniu z nostalgią wymalowaną na alabastrowej twarzy. Nagle usłyszała za swoimi gruby, potężny głos mówiący szybko i donośnie po angielsku z wyraźnym wschodnimi akcentem :
- Czy to ty jesteś Julka?
Dziewczyna wzięła głęboki wdech i uśmiechnęła w swój delikatny, nieśmiały, nieskazitelny sposób, który podbijał serca innych i cudownie uspokajał. Odwróciła się jednym pewnym ruchem, a kiedy ujrzała swoją rozmówczynię śliczny uśmiech zniknął z jej malinowych warg.
- Och - wymsknęło się Julce, przez co dziewczyna oblała się purpurą.
- Czy to ty jesteś Julka? - powtórzył znów kobieta.
- Tak. Mam na imię Julka - odparła Julka tracąc całą pewnością siebie patrząc na kobietę, o azjatyckich rysach, która z pewnością była Koreanką.
Do kobiety podeszły jeszcze dwie dziewczyny trochę starsze od Julki. Zielonooka zgięła się w przestrachu, a jej ciało ogarnął strach.
- Świetnie. Jesteś idealna. To ciebie zawsze szukałam - kobieta uśmiechnęła się zjadliwie mierząc nastolatkę chłodnym spojrzeniem, pozostałe dwie Koreanki uśmiechnęły się kpiąco.
I w tym momencie Julka wiedziała, że jej życie diametralnie się zmieniło i legło w gruzach....
Bądź dobra, uśmiechnięta i nigdy się nie poddawaj.....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro