Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

[Arianna]

Pierwszym, na co zwróciłam uwagę po wejściu do domu były małe grudki gliny, leżące na podłodze przy drzwiach, które ktoś musiał strząsnąć z obłoconych butów. Niby nic niezwykłego, ale byłam pewna, że nie było ich tam kiedy wychodziłam. Przecież zanim to zrobiłam, dokładnie wysprzątałam cały dom. Prałam, prasowałam i gotowałam na bieżąco, jednak przez ciężki okres w szkole brakowało mi czasu na porządki. Miałam zdecydowanie za dużo na głowie. W końcu udało mi się jednak znaleźć go więcej i postanowiłam zabrać się także za to. Starałam się, żeby wszystko było tak, jak powinno, jakby mama dalej żyła. Chciałam, żeby dom dalej funkcjonował "po staremu". Nie do końca mi to wychodziło, ale nie mogłam zrobić nic więcej.

Spojrzałam raz jeszcze na podłogę i westchnęłam cicho... A może były? Zwątpiłam w swoją pamięć. Ostatnio nie potrafiłam już sobie zaufać. Przemęczenie i natłok pracy robiły swoje. Cierpiałam na bezsenność, przez co później bolała mnie głowa. Z kolei jej ból jeszcze bardziej uniemożliwiał mi zaśnięcie. Leki przeciwbólowe przestały pomagać i byłam zamknięta w jednym, wielkim, błędnym kole.

Rzuciłam niedbale klucze na szafkę i zamknęłam za sobą drzwi. Powlokłam się do kuchni, uginając pod ciężarem siatki z zakupami, którą niosłam. Sprawnie rozłożyłam produkty na odpowiednie miejsca. Zaraz potem opadłam ciężko na krzesło i zabrałam się za obieranie warzyw na obiad. Nie potrafiłam gotować wielu rzeczy i nie byłam utalentowanym kucharzem, więc nasza dieta była dosyć monotonna. Conajmniej dwa razy w tygodniu jedliśmy gnocchi, a przez pozostałe dni to, co wydawało mi się na tyle nieskomplikowane, żebym odważyła się to ugotować. Kiedy miałam więcej pracy zamawiałam jedzenie lub kupowałam w barze na wynos, ale nikt nie narzekał. Przynajmniej Noemi nie chodziła głodna, a ojciec i tak niewiele jadł.

Natrafiając na niego myślami, wstałam i niepewnym krokiem ruszyłam korytarzem w głąb domu. Kilkanaście razy dziennie zaglądałam do niego ukradkiem sprawdzając, czy wszystko jest w porządku. Za każdym razem zastawałam go pracującego przy biurku, bądź patrzącego się pusto w przestrzeń. Za każdym razem miałam też nadzieję, że coś się zmieniło... Jednak nigdy tak się nie działo. Aż do teraz.

Już w połowie drogi usłyszałam przytłumione głosy, dobiegające zza zamkniętych drzwi. Pierwszy raz, od śmierci mamy ojciec przyjmował gościa. Walcząc z wyrzutami sumienia przyłożyłam ucho do drzwi i zaczęłam nasłuchiwać.

Przez chwilę miałam wątpliwości, bo to, co usłyszałam wydało mi się mało prawdopodobne, ale ten głos poznałabym wszędzie. Otworzyłam drzwi bez pukania i weszłam do gabinetu. Valentino, widząc mnie natychmiast zerwał się z miejsca, jednak na jego twarzy nie było radości z tego, że mnie widzi. Wyglądał na zawstydzonego, jakbym przyłapała go na czymś złym. Ojciec natomiast zmierzył mnie ponuro wzrokiem niezadowolony i kazał mi wyjść. Widocznie to, o czym rozmawiali nie było przeznaczone dla moich uszu.

Zaskoczona tym zimnym przywitaniem wycofałam się bez słowa za drzwi i wróciłam do kuchni. Moja dezorientacja szybko przerodziła się w złość. Nie mogłam pozwolić na takie traktowanie. Dzięki mnie ten dom w ogóle trzymał się kupy. Nie oczekiwałam wiele. Jeżeli tata naprawdę nie był w stanie mi pomagać w domu, ani zajmować się Noemi mógł chociaż wykazywać odrobinę wdzięczności.

W oczach zaczęły mi się zbierać łzy i ze złością wrzucałam kolejne warzywa do gotującej się wody. Nie zwarzałam na chlapiące mi na ręce kropelki wrzątku, dopóki nie wrzuciłam wszystkiego do garnka. Wtedy odwróciłam się żeby sięgnąć po pokrywkę i zetknęłam się wzrokiem ze stojącym w progu Valentinem. Zacisnęłam usta i z hukiem przykryłam bulgoczacą wodę, do której wpadła pojedyncza łza. Poczułam jego dłoń na ramieniu, ale natychmiast ją strąciłam.

Na niego też byłam zła. Miałam dosyć zbierających się między nami nieporozumień i milczących chwil. Dlaczego nie ratował naszego związku? On też powinien się starać, przecież sama nie dałabym rady go długo podtrzymywać... chyba, że jemu już na mnie nie zależało...

- Wyjdź- powiedziałam próbując opanować drżenie głosu.

- Ari...- zaczął błagalym głosem, jednak szybko mu przerwałam, bo wiedziałam, że moja silna wola nie wytrzyma długo i po raz kolejny się rozpłaczę, a on zacznie mnie pocieszać. Poddam się, wypłaczę na jego ramieniu i obiecam sobie, że będzie lepiej, aż do kolejnego wybuchu. Później znowu wylądujemy w martwym punkcie.

- Nie. Powiedziałam, żebyś wyszedł. Natychmiast.- zacisnęłam dłonie, wbijając w nie paznokcie, żeby opanować gorąco rozchodzące się po moich policzkach i stłumić ucisk w brzuchu, który zwiastował narastający w gardle szloch.

- Chciałem Ci tylko coś powiedzieć...- zaczął niepewnie, ale po raz kolejny nie dane mu było skończyć, bo w kuchni rozległ się mój wrzask.

- Nie obchodzi mnie co chciałeś! Ciebie też nigdy nie obchodzi co ja chcę! Mało tego! To JA Cię nie obchodzę! Jesteś wiecznie zajęty i nie masz dla mnie czasu! Wiesz, jak ja się czuję?! Nie wiesz! I nawet nie pytasz! I co?! Powiesz mi, że jest Ci przykro?! Wyobraź sobie, że mi też! I to bardzo! Miej chociaż na tyle godności, żeby dać mi spokój, kiedy go potrzebuję. On przyda mi się bardziej niż Ty!-wydarłam się na niego.

Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyłam były jego smutne, brązowe oczy, które kiedyś wywoływały mój uśmiech. Później uciekłam do swojego pokoju, zalewając się niekontrolowanie łzami.

●○●○●○●○●○●○●○●○

Jak co piątek wyleciał nowy rozdział. Co myślicie o zachowaniu Arianny? Czy słusznie zdenerwowała się na Valentina? Mi szczerze mówiąc jest go trochę żal

Papatki,
Szyszka 😙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro