Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

[Arianna]

Zsiadłam z motocykla i zdjęłam kask. Podałam go Valentinowi i nie czekając na niego, ruszyłam ścieżką pod górę.

Uwielbiałam tu przyjeżdżać. Opuszczona winnica za miastem była idealnym miejscem na chwilę odpoczynku od zgiełku i hałasu.

Równe alejki wspinały się na niewielkie wzgórze i opadały po jego drugiej stronie. Obecnie były zarośnięte i niezadbane, ale moim zdaniem dodawało im to tajemniczego klimatu. Liście winorośli zaczynały już żółknąć, a jesienne słońce miło ogrzewało moje dłonie, które zmarzły podczas jazdy.

W końcu dotarłam do rozwalającego się budynku tłoczni na szczycie wzgórza. Usiadłam na kamiennym murku przed wejściem i rozejrzałam się dookoła. To tutaj Valentino zabrał mnie na pierwszą randkę. Byłam tak zestresowana, że cały czas usmiechałam się jak głupia i wycierałam ukradkiem spocone dłonie.

Z południa zawiał wiatr, podwiewając lekko moją sukienkę. Poprawiłam ją szybko i zalałam czerwonym rumieńcem, czując na sobie jego spojrzenie. Nie wiedziałam, jak mam się zachować, więc spuściłam wzrok i odchrząknęłam, szukając słów. Widząc moje zmieszanie Valentino zaśmiał się cicho, przyprawiając mnie o palpitacje serca. Zrobiło mi się gorąco, co bynajmniej nie pomogło mi pozbyć się rumieńców, które nieskutecznie starałam się przed nim ukryć.

Wtedy uśmiechnął się do mnie tajemniczo i bez słowa ruszył w kierunku starego budynku. Spojrzałam na niego niepewna co zamierza, ale po chwili poszłam za nim. Odsunął starą, lekko zardzewiałą zasuwę w drewnianych drzwiach, prowadzących do wnętrza. Zatrzymałam się przed wejściem i zajrzałam do ciemnego pomieszczenia, w którym zniknął. Zawołałam go cicho, ale mi nie odpowiedział. Chcąc go poszukać, przestąpiłam ostrożnie próg i przeszłam kilka kroków, wytężając wzrok. Jedyne światło wdzierało się przez uchylone drzwi i nieszczelny dach, rzucając na kamienną podłogę plamy światła, które jednak nie pozwalały na uważne rozejrzenie się.

Nagle poczułam, że ktoś złapał mnie za nadgarstek, więc krzyknęłam przestraszona i starałam się odruchowo zabrać rękę. Spotkało się to z głośnym śmiechem Valentino, który był oczywiście winien tej sytuacji. Szybko zaczęłam doceniać otaczającą nas ciemność, bo gwarantowała, że chociaż tym razem nie zauważy, jaka zrobiłam się czerwona. Chłopak, nie słysząc mojego śmiechu doszedł do wniosku, że nie powinien się ze mnie nabijać, bo to, co zrobił było wredne i przyciągnął mnie do siebie przepraszając.

Moje rumieńce poszły w niepamięć. Byłam pewna, że teraz oprócz policzków mam czerwoną całą twarz. Nie spodziewałam się z jego strony takiego gestu, więc spięłam się odruchowo. Czułam jego zapach, oddech na mojej szyi, obejmujące mnie ramiona. Zrozumiałam jakie to uczucie mieć motylki w brzuchu. Co prawda nie byłam pewna, czy przez nie przypadkiem nie zwymiotuje, ale musiałam przyznać, że przytulanie go było bardzo przyjemne.

Mimo to, nieustannie się martwiłam, czy jemu też się podoba, czy nie jestem za blisko, czy nie powinnam już go puścić... Lista moich wątpliwości ciagnęła się w nieskończoność, ale nie umiałam się skupić dłużej na żadnej myśli, bo jego obecność mnie rozpraszała.

Ku mojemu rozczarowaniu, w końcu odsunęliśmy się od siebie. Valentino wziął koc i koszyk, które wcześniej schował w tłoczni i odnajdując w ciemności moją dłoń wyprowadził mnie spowrotem na dwór. Usiedliśmy na trawie i z żalem, ale i ulgą puściłam jego rękę, żeby pomóc mu wykładać na koc jedzenie, jakie przygotował na nasz piknik. Byłam mile zaskoczona tym, że aż tak się postarał. Jedliśmy i rozmawialiśmy do później nocy, popijając z butelki słabe czerwone wino, a później obserwowaliśmy pojawiające się i znikające na zachmurzonym niebie gwiazdy, rozmawiając o banalnych sprawach.

Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Valentino twierdził, że kompletnie niepotrzebnie się denerwowałam, bo zrobiłam na nim piorunujące wrażenie. Zaśmiałam się cicho, przypominając sobie jego słowa. To zdecydowanie nie było najlepsze określenie, biorąc pod uwagę, że nasze spotkanie zostało przerwane właśnie przez burzę, która pojawiła się wraz z gestniejącymi coraz bardziej chmurami.

To właśnie ona stała się pretekstem do kolejnego spotkania, tym razem w kawiarni, gdzie na pewno nie przeszkodziłby nam deszcz. Tak to się zaczęło.

Byliśmy szczęśliwi, ale ostatnio miałam wrażenie, że coś zaczynało się psuć.

Przesunęłam się kawałek, robiąc obok siebie miejsce chłopakowi, który wreszcie do mnie dołączył i oparłam głowę o jego ramię.

Kochałam go i dobrze się przy nim czułam, ale czegoś mi brakowało.

Spojrzałam na niego i zaczęłam uważnie studiować jego profil. Ciemne oczy zapatrzone były w dal, a włosy opadały lekko na czoło. On też się zmienił, nie tylko fizycznie.

Wydawał się bardziej opanowany i odpowiedzialny, wydoroślał. Czasem tęskniłam za "starym Valentino", szczególnie kiedy dopadały mnie wspomnienia dotyczące mamy. Potrzebowałam wtedy jego słabych żartów i wygłupów. Chciałam, aby przychodził do mnie chociaż na godzinę. Nawet tylko po to, żeby pooglądać razem jakiś serial. Zależało mi tylko na jego bliskości. Kiedyś tak było, nie podobało mi się, że już tak nie jest. Wiedziałam jednak, że wymaganie tego od niego, byłoby egoistyczne, więc zadowalałam się jedynie rzadkimi spotkaniami.

Czując na sobie mój wzrok odwrócił się do mnie i uśmiechnął lekko. Odpowiedziałam tym samym i chciałam zacząć rozmowę, ale nie wiedziałam co powiedzieć. Westchnęłam tylko smutno i spuściłam wzrok. Właśnie tak się działo, kiedy już się spotykaliśmy.

Nie dość, że nie widywaliśmy się często, kiedy już do tego dochodziło miałam wrażenie, że przez większość czasu panowała między nami niezręczna cisza.

Dlaczego tak było? Co było nie tak? Czy robiłam coś źle? Może za dużo oczekiwałam? Czy ten związek w ogóle miał jakiś sens?

Poczułam zbierające się w oczach łzy. Przytulił mnie do siebie bez słowa i pozwolił się wypłakać. O nic nie pytał i nie oceniał. Było tak dlatego, że rozumiał czy dlatego, że już go to nie obchodziło?

○●○●○●○●○●○●○●○●○●○

Formalnie rzecz biorąc jest już piątek, więc tak jak co piątek publikuję nowy rozdział. Mam nadzieję, że was nie zawiodła ta słodko - gorzka atmosfera, którą powiało. Dobranocki <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro