Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24

[Valentino]

W domu Bellinich panował chaos. Giovanni niespokojnie chodził w tą i z powrotem po salonie, a policjanci, detektyw, śledczy, prokurator sądowy i cała masa innych ludzi kręciła się dookoła. Po raz kolejny szukali śladów, spisywali zeznania i przesłuchiwali roztrzęsioną Gulię, która przyszła kiedy tylko zorientowała się, że Arianna nie dotarła do jej domu i nie odbierała telefonu.

Chciała dowiedzieć się czy może zmieniła zdanie, ale kiedy Bellini usłyszał, że ona również zniknęła, nie zwlekał z powiadomieniem służb. Kiedy przyjechałem na ulicę, na której mieszkali i zobaczyłem ustawione pod domem samochody i wymijające się radiowozy wiedziałem, że coś jest nie tak.

Bardzo martwiłem się o Noemi, ale nie sądziłem, że coś może wywołać we mnie taką panikę jak wiadomości, które przekazał mi Giovanni. Chciałem pomóc Ariannie i przy niej być, ale czułem się jeszcze bardziej ograniczony niż kiedy byłem zamknięty w więzieniu. Bezsilność i strach nie pozwalały mi usiedzieć spokojnie. Wiedziałem, że nie odpuszczę dopóki ich nie odnajdziemy, a na twarzy Belliniego odnajdowałem tą samą determinację pomieszaną z lękiem.

Nagle w kuchni zapanowało poruszenie, zagłuszające nawet płaczącą na kanapie Gulię. W zamieszaniu nie mogłem jednak zrozumieć co się stało. Grupa policjantów w szybkim tempie opuściła dom, zabierając ze sobą prokuratora, a komendant główny policji od razu udał się do Giovanniego. Chcąc usłyszeć wszystko, natychmiast ruszyłem za nim, przepychając się między kolejnymi umundurowanymi, wybiegającymi z domu.

- Proszę Pana...- zaczął komendant, zwracając na siebie uwagę Giovanniego, który nerwowo patrzył na otaczających go ludzi.- Chyba znaleźliśmy Pana córki.

Zanaleźli jego córki... Znaleźli je... Znaleźli Ariannę...

-Co z nimi? Wszystko w porządku? W jakim są stanie?- zarzuciłem człowieka pytaniami zanim Bellini z niedowierzaniem i ulgą zdążył przyswoić informację.

- Jeszcze nie wiemy, na razie nasze służby zostały wysłane w miejsce, gdzie prawdopodobnie przebywają. Trwa akcja, proszę się nie martwić, jeżeli tam są, niedługo je wyciągniemy.

- Gdzie to jest? Chcę tam pojechać- odparł od razu ojciec Arianny i Noemi.

- Możemy Pana zabrać ze sobą, ale nie może Pan brać czynnego udziału w akcji, cywile nie mogą się zbliżać podczas takich operacji. Konieczne będzie pozostanie w radiowozie w bezpiecznej odległości.

- To nie gra roli, jadę- odparł jedynie Giovanni i nie czekając dłużej, biegiem ruszył do samochodu.

Niewiele myśląc, rzuciłem się za nim. Nie mogłem pozwolić, żeby mnie przy tym nie było.

Droga przez miasto nie zajęła dużo czasu dzięki syrenom policyjnych wozów, jednak każda sekunda była na wagę złota. Chciałem jak najszybciej przekonać się, że nic im nie jest. Cały czas strach ściskał mi gardło, a adrenalina krążąca w żyłach sprawiała, że wszystkie moje zmysły pracowały z podwójną siłą. Musiałem zobaczyć jak wychodzą z tego całe i zdrowe, a człowiek, przez którego cierpią zostaje ukarany.

Gdy wyjechaliśmy poza granice miasta i zjechaliśmy na dobrze mi znaną drogę, moje serce zaczęło szybciej bić. Jechałem już przez ten las, czy to możliwe, żeby córki Giovanniego były w fabryce leków? Czy to mafia je tam trzymała? Momentalnie zrobiło mi się słabo i oblał mnie zimny pot. A co jeżeli to moja wina? Czy to w ramach odwetu na mnie, za to, że przestałem z nimi pracować? Nie mogli pozwolić mi odejść i tak odkupuję swoją wolność?

Spojrzałem przerażony na człowieka, który spięty, sparaliżowany strachem, w milczeniu jechał zobaczyć co się stało z jego dziećmi i poczułem takie wyrzuty sumienia, jakich nie czułem jeszcze nigdy, nawet nie myślałem, że można czuć się aż tak źle.

Czułem, że duszę się, siedząc tak blisko człowieka, któremu nieświadomie zniszczyłem życie.

- Wszystko w porządku? Zrobiło Ci się słabo? Wyglądasz jakbyś miał zemdleć- spytał policjant, zerkając na mnie w lusterku.

Mogłem jedynie pokręcić głową ze wzrokiem dalej utkwitym w Belliniego.

- To przeze mnie... - wyszeptałem cicho, ale wystarczyło, by zwrócić jego uwagę.- To mafia... Wymiana za mnie...

- A Rachel? Zaczęło się od niej, później Noemi i Arianna, to nie na tobie chcą się odegrać- wydusił z trudem.

Jego słowa sprawiły, że poczułem się trochę lepiej, ale nie do końca mnie przekonały.

W końcu dojechaliśmy na miejsce, a moje obawy się potwierdziły. Ceglany budynek, w którym jakiś czas temu zostałem aresztowany znów otoczony był policyjnym samochodami. Funkcjonariusze z wyciągniętą bronią osłaniali go ze wszystkich stron i wykrzykiwali polecenia o opuszczeniu budynku. Wiedziałem, że historia lubi się powtarzać, ale aż takiej ironii losu się nie spodziewałem. Paru ludzi w końcu wyważyło drzwi i uzbrojona grupa wdarła się do środka.

Chciałem pobiec za nimi, żeby jak najszybciej dotrzeć do Arianny, ale zdrowy rozsądek kazał trzymać mi się z dala od ewentualnej strzelaniny. Wkrótce okazało się, że postąpiłem słusznie, bo w budynku rozległy się strzały i brzęk tłuczonych szyb. Modliłem się jedynie w duchu, żeby Ari i Noemi były całe. Na drodze prowadzącej do fabryki stały już karetki pogotowia, powiadomione przez policję o akcji w razie potrzeby przeprowadzenia interwencji medycznej, ale miałem naiwnie nadzieję, że nikomu nie będą potrzebne.

Po kilkunastu minutach grozy, hałasu i wyczekiwania nastąpiła jeszcze gorsza cisza. Nie było wiadomo co stało się w środku, czy ktoś został postrzelony, kto wygrał, czy przeżył, czy siostry zostały znalezione. Z budynku wyszedł pierwszy policjant i zawołał gestem grupę następnych. Przeżył, więc chyba wszystko szło dobrze.

Kolejne minuty mijały w napięciu, aż z fabryki zaczął wyłaniać się przedziwny korowód. Funkcjonariusze prowadzili pięciu postawnych mężczyzn w kajdankach. Ich wygląd od razu sugerował, że nie są ludźmi prawa i stawiałem, że mafia nie była im obca.

Za nimi szedł kolejny, również skuty mężczyzna, jednak jego wygląd różnił się diametralnie od pozostałych. Był to wysoki brunet w nienagannym garniturze, wyglądał na porządnego przedsiębiorcę, a nie przestępcę. Nigdy bym nie podejrzewał kogoś takiego o współpracę z brutalną chołotą. Jedyne co było niepokojące w jego sympatycznej twarzy to wrażenie, że był podobny do kogoś, kogo znałem.

Na końcu szedł utykający, widocznie postrzelony policjant, który niedługo potem został przejęty przez opiekę medyczną. Z wyczekiwaniem obaj z Giovannim patrzyliśmy na zniszczone wejście czekając, kto się pojawi następny, ale nikt nie wychodził. Zamiast tego policja wprowadziła do środka lekarzy i ratowników medycznych z karetek.

Nie czekając na pozwolenie, jak za porozumieniem, wysiedliśmy z radiowozu i ruszyliśmy za nimi mimo ostrzeżeń komendanta.

Kluczyliśmy za ekipą przed nami po korytarzach, aż zeszliśmy do piwnic. Powietrze wypełniał zapach stęchlizny, zgnilizny i odór rozkładu. Nie wyobrażałem sobie jak można było przebywać w takim zapachu dłużej i współczułem dziewczynom, które musiały tu wytrzymać w smordzie, ciemności, zamknięciu i strachu.

Dotarliśmy do pomieszczenia na końcu piwnic. Za otwartymi drzwiami, w niewielkim pomieszczeniu, cisnęło się kilka osób.
Razem z Giovannim przepchnęliśmy się bezceremonialnie między nimi, chcąc jak najszybciej dotrzeć do Ari i Noemi.

Nie byłem gotowy na to co zobaczyłem. Nawet najgorsze horrory nie są w stanie przygotować człowieka na takie widoki. Nie mogłem też patrzeć na dramatyczny ból na twarzy ojca, który ukląkł, tuląc do siebie to, co zostało z jego dziecka. Ze łzami w oczach odwróciłem spojrzenie i rozejrzałem się, szukając rozpaczliwie Arianny.

Zobaczyłem ją skuloną w kącie. Patrzyła pustym wzrokiem przed siebie, jakby nie zauważała ludzi dookoła. Miała opuchnięte, czerwone oczy, rozczochrane włosy, podrapaną twarz i ręce. Dłońmi kurczowo oplatała swoje kolana i siedziała w bezruchu.

Przytuliłem ją do siebie mocno, a ona bezwładnie, bez słowa, jak szmaciana lalka pozwoliła mi wziąć się na ręce. Nie obchodziło mnie co sądzili inni, tuliłem ją, nie ukrywając łez i płacząc nad ich krzywdą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro