Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

[Valentino]

Po ogłoszeniu wyroku, nie czekając długo, opuściłem budynek. Kiedy wyszedłem przed drzwi wolny, dziennikarze znowu rzucili się w moją stronę, jednak tym razem mi nie przeszkadzali. Nawet ponure niebo i wiatr, nie były w stanie popsuć mi humoru.

Obok mnie szła moja mama i Giovanni. Po dłużej chwili, za nami pojawiła się również milcząca Arianna.

Wszyscy razem wsiedliśmy do samochodu pana Belliniego. Zająłem miejsce z tyłu, obok jego córki, licząc, że uda nam się porozmawiać, ale przez większość drogi panowała między nami cisza. Ari patrzyła zamyślonym wzrokiem przez szybę, a ja trzymałem ją za rękę, starając się utrzymać z nią jakiś kontakt.

W końcu byliśmy zmuszeni do zrobienia postoju na stacji benzynowej, żeby zatankować, co wykorzystaliśmy jako pretekst do zatrzymania się na krótki odpoczynek i rozprostowanie kości.

Arianna zniknęła w łazience, mama poszła kupić kawę, a Giovanni kręcił się dalej przy samochodzie. Oddaliłem się nieco od parkingu i usiadłem na trawie. Nie zdawałem sobie sprawy, że wolność może tak cieszyć. Przymknąłem oczy i wystawiłem twarz do przebijającego się nieśmiało między chmurami słońca. Po chwili usłyszałem kroki, jednak nie spojrzałem w ich kierunku, spodziewając się, kto to może być.

- Przeszkadzam?- spytała cicho Arianna.

W odpowiedzi pokręciłem głową i posłałem w jej kierunku lekki uśmiech. Dziewczyna usiadła obok mnie "po turecku" i zaczęła skubać palcami nieświadomie kępki trawy.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że... Dlaczego nie powiedziałeś mi tego wszystkiego?

- Nie wiem. Nie było okazji, bałem się twojej reakcji, o niektórych rzeczach sam chciałbym zapomnieć. Poza tym obiecałem twojemu tacie, że nie powiem ci o tej całej sprawie z Rachel- odpowiedziałem szczerze, przyglądając się jej twarzy w poszukiwaniu jakiejś reakcji.

Była śliczna jak zawsze, ale nawet ja byłem w stanie dostrzec w niej zmiany. Wydawała się być przygaszona jeszcze bardziej, niż kiedy widziałem ją ostatnio, jakby każdy kolejny dzień życia męczył ją coraz bardziej.

- Czy on mi nie ufa?- Uniosła swoje spojrzenie, żeby spojrzeć mi w oczy, czym spowodowała w moim sercu falę czułości.

- Nie, na pewno Ci ufa. Myślę, że poprosił mnie o to, bo się o Ciebie boi. On Cię kocha i chce, żebyś miała jak najmniej zmartwień. Zresztą, nie tylko on. Ja też uważam, że lepiej będzie jak nie zaczniesz zaprzątać sobie tym głowy.

- Chcę wiedzieć. Mam dosyć tych waszych rozmów za zamkniętymi drzwiami.

Nie chciałem się z nią kłócić i chociaż wątpiłem, żeby Giovanni się na to zgodził, potaknąłem jej i przytuliłem do siebie.

Zanim udaliśmy się do domu Bellinich, Giovanni zgodził się odwieźć mamę do domu. Pomogłem jej wysiąść i doprowadziłem ją do drzwi, ale kiedy miałem już wrócić do samochodu, zatrzymał mnie jej cichy, proszący szept.

- Nie pakuj się już więcej w kłopoty, dobrze? Nie chcę się tak znowu o Ciebie martwić.

Troska w jej głosie prawie mnie przekonała do pozostania z nią w domu, pójścia spać. Przecież mogłem dać sobie ze wszystkim spokój, żeby tylko nie przysparzać jej nieprzespanych nocy, kolejnych zmarszczek i blaknących pasm we włosach. Wiedziałem jednak, że nie wybaczyłbym tego sobie, nie mogłem się wycofać. Nie tylko ona na mnie liczyła i mnie potrzebowała.

Wiedziony impulsem przytuliłem mocno kruchą kobietę przede mną i odszedłem, zanim zdążyła mnie powstrzymać.

Gdy zajechaliśmy pod dom, czekała nas tam niespodzianka. Na podjeździe zaparkowany stał czerwony samochód, z którego po chwili wyskoczyła szeroko uśmiechnięta kobieta. Nie znałem jej, jednak po chwili dowiedziałem się, od równie zaskoczonej jak ja Arianny, że jest to mama Gulii, jej koleżanki ze szkoły.

Tak czy inaczej, pojawienie się Chiery i jej wylewne witanie się z Giovannim wydało mi się dziwne. Lekko osowiały mężczyzna zaprosił ją do środka i wszyscy udaliśmy się do salonu. Wnioskując z reakcji obojga Bellinich, takie wizyty nie były na porządku dziennym.

Arianna jak zwykle przejęła rolę gospodyni i zajęła się przygotowywaniem kolacji dla nas wszystkich, ale ja postanowiłem dowiedzieć się czegoś o powodzie wizyty Sycylijki. Usiadłem na kanapie na wpost niej oraz ojca Arianny i przysłuchiwałem się, obserwując ich.

- Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko moim odwiedzinom. Oglądałam wiadomości i widziałam, że wyjechaliście już z sądu dawno temu, więc postanowiłam do Was wpaść. Jakie szczęście, że już po wszystkim, prawda?- mówiąc to, rzuciła mi krótkie spojrzenie, ale zaraz z powrotem skupiła się na mężczyźnie.

Moim zdaniem późny wieczór nie był najlepszą porą na wizyty, szczególnie po takich wydarzeniach jak pobyt na rozprawie, ale kobieta uparcie kontynuowała swój monolog, nie dając dojść do głosu biednemu mężczyźnie.

- Chciałam ze sobą zabrać Gulię, żeby spotkała się z Arianną, ale była zajęta nauką, więc zdecydowałam, że przyjadę sama. W końcu dobrze tak czasem zobaczyć się ze starymi przyjaciółmi. Tęsknię za tymi czasami, kiedy byliśmy młodzi.- wyznała, ujmując dłoń Giovanniego i kładąc ją na swoim kolanie.

Zdecydowanie nie chciałem wiedzieć, jak wyglądały te czasy.

- Tak, racja- odpowiedział zdawkowo i zabrał swoją rękę, wywołując tym przelotny grymas na twarzy kobiety.

- O nie... przepraszam, na pewno kojarzą Ci się z twoją żoną... Rachel była cudowna, kobieta- anioł, wspaniała z niej była przyjaciółka. Jaka szkoda, że odeszła, musi być ci teraz trudno samemu...- wyszeptała przejęta i przysunęła się bliżej, żeby pogłaskać Giovanniego po policzku.

Kiedy na nią patrzyłem, robiło mi się niedobrze od jej nachalności i braku taktu. Bellini na wzmiankę o żonie zasępił się, jakby nagle ktoś wyssał z niego wszystkie siły.

- Nie jestem sam. Mam Ariannę i... Noemi- powiedział twardo, jednak nie udało mu się ukryć załamania głosu.

- Oj kochany... słyszałam co się stało, nie musisz być przy mnie silny. Stracić żonę, a później córkę...

- Nie straciłem córki.- Mężczyzna zmierzył Chierę ostrym spojrzeniem i wstał.- Lepiej będzie jeżeli już pójdziesz, twoja rodzina pewnie na Ciebie czeka.

Urażona kobieta nie dała po sobie poznać, że te słowa ja zabolały i ze śnieżnobiałym uśmiechem wymaszerowała za próg, zapowiadając swoją następną wizytę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro