Rozdział 20
[Valentino]
Podszedłem do barierki z sercem w gardle. Wszystkie spojrzenia utkwione były we mnie, a ja czułem, jak moje dłonie niekontrolowanie drżą. Przełknąłem ślinę i podniosłem wzrok na prokuraturę, starając się nie okazywać strachu i niepewności.
- Czy przyznaje się Pan do członkostwa w Camorrze?- Prokurator zadał mi to samo pytanie, na które chwilę wcześniej odpowiadał Luigi.
- Nie- odpowiedziałem bez zastanowienia.
Ucieszyłem się, że w końcu ktoś nie osądził mnie z góry i najpierw postanowił mnie zapytać, zanim przystąpił do ataku.
- Zdaje Pan sobie sprawę, że w przypadku udowodnienia winy, grozi Panu zwiększenie kary, za składanie fałszywych zeznań?- spytał mężczyzna w widocznym powątpiewaniem na twarzy, które ponownie zmniejszyło moją nadzieję, na dobry obrót sprawy.
- Zdaję, mówię prawdę. Nie należę do tej organizacji i nigdy nie należałem- starałem się zabrzmieć dobitnie i jasno zaznaczyć, jak sprawa wyglądała z mojego punktu widzenia.
- Jak w takim razie wyjaśni Pan słowa Luigiego Mangano?- Po sali rozniósł się chichot wspomnianego mężczyzny.
Zanim odpowiedziałem, spojrzałem ukradkiem na mamę. Rzadko rozmawialiśmy o tacie. Wolała unikać tematu, który sprawiał jej ból, a ja na nią nie naciskałem. Czując na sobie mój wzrok, uśmiechnęła się do mnie słabo, rozjaśniając na chwilę swoją wychudłą twarz.
- Po śmierci taty współpracowałem z mafią, żeby zarobić. To on wprowadził mnie do tych kręgów, mimo że nie miał tego w planach. Jego odejście pozbawiło nas środków do życia i potrzebowaliśmy z mamą pieniędzy. Nigdy jednak nie stałem się jej pełnoprawnym członkiem. Pełniłem rolę chłopca na posyłki, a kiedy mogłem zacząć legalnie pracować, urwałem z tymi ludźmi kontakt- wyjaśniłem wszystko po kolei, żeby uniknąć nieporozumień.
W sali zapanowała cisza, przerywana skrobaniem długopisów o papier. Przeniosłem wzrok z ławy prokuratorskiej na Ariannę, ciekawy jej reakcji. Nigdy jej nie opowiadałem tej historii. Z reguły unikałem mówienia o sobie, zdecydowanie bardziej wolałem słuchać jej. Miałem nadzieję, że niedługo znowu będziemy mieli możliwość wyjścia razem na spacer, pojechania do winnicy na piknik i zwykłego prozmawiania ze sobą.
Jej oczy nie były już martwo utkwione w podłodze, tylko patrzyły na mnie z zainteresowaniem. Mimo, że zamknęła się w sobie przez stres związany z zaginięciem Noemi i jej sińce pod oczami świadczyły o kilku nieprzespanych nocach, wyraz jej twarzy wyrażał troskę i skupienie.
- Mam rozumieć, że mafia tak po prostu dała odejść człowiekowi, który dla nich pracował?- zapytał w końcu mężczyzna, który wcześniej zaczął mnie przesłuchiwać.
- No... na to wygląda- odparłem z konsternacją.
Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale faktycznie mogło się to wydawać podejrzane.
-Rozumiem...- Mogłem się założyć, że wcale nie rozumiał.- Co w takim razie robił Pan w miejscu, w którym został Pan schwytany przez policję?
Odpowiedzą na to pytanie miał zająć się mój adwokat. Wiedział ile powienien wyjawić, żeby sprawa została rozpatrzona pozytywnie. W tej sytuacji, nie mógł jednak nic powiedzieć i musiałem sobie radzić sam.
- Ja...- zaciąłem się na chwilę- spacerowałem tam.- Zaraz po wypowiedzeniu tego, zdałem sobie sprawę, jak tandetnie to brzmi.
Potwierdził to śmiech prokuratora, który jednak zaraz został uciszony wzrokiem sędziny.
- Został Pan ujęty, kiedy wybiegał Pan z budynku razem z pozostałymi oskarżonymi, prawda? Chce Pan powiedzieć, że oni również byli tam tylko na spacerze?- spytał mężczyzna z wyraźną kpiną w głosie.
- Nie, oni nie wiedzieli, że tam byłem. Ja również nie wiedziałem, że tam będą, dopóki ich nie zauważyłem, nie ich szukałem.
- Czyli to nie był taki bezcelowy "spacer"? Kogoś Pan tam szukał? Jeżeli nie obecnych tutaj, to kogo?- Mężczyzna korzystając z okazji załapał mnie za słowo, widząc w tym szansę na zdobycie nowych informacji.
Zawahałem się i spojrzałem na Giovanniego. Chyba to była dobra pora, żeby jednak wyznać prawdę. Miałem nadzieję, że ojciec Ari nie straci przez to do mnie zaufania. No i co najważniejsze, dziewczyna nie będzie mi miała za złe, że to również przed nią ukrywałem.
- Szukałem miejsca, w którym dostępna jest kuraryna i ludzi, którzy mają do niej dostęp- odpowiedziałem szczerze.
Taka informacja zbiła z tropu słuchających mnie ludzi.
- W jakim celu...?- zaczął prokurator sceptycznym tonem.
- Potrzebowałem tej informacji, żeby zrobić listę osób podejrzanych o morderstwo Rachel Aiello- mówiąc to nie mogłem się powstrzymać, żeby nie spojrzeć na Ariannę.
Dziewczyna zmarszczyła brwi i patrzyła na mnie z widocznym niedowierzaniem i dezorientacją.
- Czy może Pan jakoś rozwinąć ten temat?- spytał kolejny prokurator, nie mogąc się powstrzymać od wejścia w słowo poprzedniemu mężczyźnie.
Odchrząknąłem zmieszany i cały czas obserwując dziewczynę podjąłem wątek.
- Matka mojej dziewczyny- Arianny Bellini zmarła. Razem z jej ojcem mamy jednak podejrzenia co do przyczyn jej śmierci i postanowiliśmy na własną rękę kontynuować śledztwo. Ustaliliśmy, że przyczyną zgonu było morderstwo z użyciem kuraryny, więc szukałem kogoś, kto mógłby nią zatruć Rachel...
Twarz Arianny z każdym moim słowem robiła się coraz bardziej czerwona. Zszokowana przenosiła oskarżycielskie spojrzenie ze mnie na Giovanniego i z powrotem. Widziałem, że próbował ją objąć i coś szeptał, ale odsunęła się od niego ze łzami w oczach. Czułem się winny, przez to, że nie powiedziałem jej tego wcześniej. Miała prawo czuć się oszukana i zawiedziona. Jak zwykle znowu zawaliłem sprawę.
Moje słowa wywołały dyskusję w ławie oskarżycieli i sędzina zarządziła przerwę. Arianna wyszła z sali szybkim krokiem, nie ogladając się za siebie. Próbowałem rzucić się za nią, ale zatrzymali mnie ochroniarze, którzy usadzili mnie z powrotem na moim miejscu.
Nie chciałem pogarszać swojej sytuacji, więc nie próbowałem się wyrywać. Adwokat chwalił mnie, że dobrze sobie poradziłem, a Giovanni pocieszał, że Ariannie na pewno przejdzie złość i w końcu wszystko zrozumie, ale nie słuchałem ich uważnie. Czekałem jedynie na chwilę, kiedy wyrok zostanie ogłoszony i będę mógł jej wszystko wyjaśnić sam na sam.
Moje oczekiwanie nie twało długo, chociaż strasznie się dłużyło. Wkrótce wszyscy wrócili na swoje miejsca i głos zabrała sędzina.
- Niniejszym sąd ogłasza karę pozbawienia wolności na czas 12 lat dla Silviano Tessio oraz Luigiego Mangano za przynależność do zorganizowanej grupy przestępczej typu mafijnego.- Moje serce biło w szaleńczym rytmie i niespokojnie oczekiwałem na dalsze słowa kobiety.
- Valentino de Lorenzo za wtargnięcie na teren prywatny oraz wcześniejszą współpracę z grupą, otrzymuje karę grzywny wysokości pięciuset euro oraz dwudziestu godzin prac społecznych.- Po tych słowach mogłem już tylko odetchnąć z ulgą i z uśmiechem pozwolić rozkuć swoje kajdanki.
Znowu czekała mnie wolność.
○●○●○●○●○●○●○●○●○●○
Wreszcie koniec procesu Valentino, teraz może dalej rozrabiać 😂
Papatki,
Szyszka 😙
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro