Rozdział 19
[Valentino]
Prokuratorzy należący do Direzione Nazionale Antimafia zajęli ławę na lewo od sędziny. Było ich tylko trzech, po jednym dla każdego z oskarżonych, ale ich wejście i tak wywołało w sali poruszenie. Ich togi "biły" w oczy agresywną czerwienią, a zachmurzone twarze mroziły wzrokiem.
Gdy wrzawa ucichła, rozpoczął się proces. Ręce miałem wilgotne od potu, a serce waliło jak po długim biegu. Mój adwokat uprzedzał mnie, żebym nie odzywał się, chyba że zostałbym o to poproszony. W takiej sytuacji i tak nie byłem pewien czy dałbym radę z siebie coś wydobyć, więc zachowanie ciszy było mi na rękę. Ufałem, że wszystko potoczy się sprawnie i szybko mnie stamtąd wypuszczą.
Po odczytaniu naszych zarzutów, sędzia poprosiła o wprowadzenie świadka. Jak się okazało, był nim znany mi już Matteo Albanesi, który mnie przesłuchiwał. Stanął przy barierce, zgodnie z zasadą przedstawił się i złożył przesięgę składania prawdziwych zeznań. Kiedy skończył, sędzia kiwnęła głową, dopuszczając go do głosu.
- Znalazłem się tutaj w roli świadka z racji, że to ja przesłuchiwałem obecnych tu oskarżonych Silviano Tessio, Luigiego Mangano i Valentino de Lorenzo. Podczas przesłuchań udało mi się jednoznacznie ustalić, że Silviano, jak i Luigi są członkami Camorry i należą do jednej paranze. Znaleźli się w siedzibie Codeina e Tachidol spółka z o.o.* dnia dwudziestego dziewiątego września dwa tysiące siedemnastego roku około godziny dwudziestej pierwszej, w celu spotkania się z pozostałymi członkami mafii. Towarzyszył im również Valentino, który jednak nie przyznaje się do członkostwa w organizacji. Odmówił także składania zeznań bez obecności swojego obrońcy, więc nie możliwe było uzyskanie dalszych dowodów na jego winę i jednoznaczne zakwalfikowanie do grupy w hierarchii mafii. Zapisy przesłuchań zostały dołączone do listy dowodów i przekazane prokuraturze.
Sędzia wysłuchawszy Albanessiego, udzieliła mu zgody na odsunięcie się od barierek i zajęcie miejsca w miejscu przeznaczonym dla publiczności.
Następny wywołany został Silviano Tessio, któremu dałem ksywę "Łysy", ale w jego imieniu wystąpił jego adwokat z pełnomocnictwem. Mężczyzna z godnością wyszedł z ławki i udał się do wyznaczonego miejsca. Kiedy jednak rozpoczął swój monolog, nawet moje ucho laika było w stanie wychwycić brak wiary w niewinność swojego klienta, wybrzmiewający w głosie mówiącego.
Mimo to, uparcie próbował go bronić, a ława sędziowska słuchała go z uwagą.
Prokuratorzy nie dali za wygraną i z zadziwiającą precyzją zadawali pytania, utrudniające adwokatowi przedstawienie Silviano w pozytywnym świetle. Zapewne właśnie to miało wpływ na decyzję sądzi, o wywołanie do barierki kolejnego z oskarżonych, tym razem bez pełnomocnika.
Wzbudziło to we mnie jeszcze większą panikę. Bałem się, że jeżeli pójdzie tak dalej, ja również będę musiał odpowiadać za siebie sam. Luigi nie wydawał się jednak przejęty. Podobnie jak wcześniej w furgonetce, zachował kamienną twarz i ze stoickim spokojem zmierzył wzrokiem ludzi przed sobą.
- Czy przyznaje się Pan do członkostwa w Camorrze?- spytał jeden z prokuratorów, po dłużej chwili ciszy, podczas której Mangano nie raczył się odezwać.
- Przyznaję- odpowiedział zdawkowo mężczyzna, nawet na chwilę nie zmieniając swojego wyrazu twarzy.
W sali znów zapanowała cisza. Nawet nie próbował się bronić.
- Czy zgadza się Pan ze wszystkimi zarzutami, które zostały Panu postawione?- kontynuował przedstawiciel Direzione Nazionale Antimafia.
- Zgadzam- mruknął z, jak mi się wydało, lekkim rozbawieniem.
- Czy współpracuje Pan z obecnymi na tej sali oskarżonymi?- na te słowa Luigi wykrzywił swoją twarz w grymasie, który chyba miał przypominać uśmiech.
- I tak, i nie.
- Proszę o bardziej precyzyjne odpowiedzi- wtrąciła widocznie zainteresowana odpowiedzią sędzina.
Z gardła mężczyzny wyrwał się niepokojący chichot, przez który poczułem zimny dreszcz.
- Znam ich, to moi przyjaciele- powiedział uradowany, a mnie zamurowało.
Co ten człowiek kombinował? Przecież pierwszy raz widziałem go na oczy. Spojrzałem nerwowo na swojego adwokata, jednak ten w napięciu obserwował zeznającego i nie zwracał na mnie uwagi.
Prokuratorzy jak jeden mąż chwycili za długopisy i zaczęli uzupełniać swoje notatki.
- Bardzo dobrze ich znam... Baaardzo. Prawda Val? Twój tatuś zapoznał nas jak byłeś jeszcze mały, nie pamiętasz mnie?- zwrócił się do mnie Luigi ze złośliwym uśmieszkiem, a mi zaschło w ustach.
Jego słowa wywołały zamieszanie na widowni, moja mama oburzona szeptała coś głośno do Giovanniego, a prokuratorzy z zapałem wymieniali się uwagami.
Mafioza widocznie zadowolony z efektu jaki przyniosły jego słowa umilkł i odczekał aż cała uwaga skupi się z powrotem na nim.
- Nasza współpraca układała się bardzo owocnie, nieprawdaż? Listy za pieniądze, prosta wymiana. Jako dzieciak nie byłeś nawet świadomy co robisz.- Słuchałem jego słów, a supeł w moim żołądku się zacieśniał.
- No niestety z niezrozumiałych dla mnie przyczyn zdecydowałeś się przerwać tą współpracę. Miałem nadzieję, że nasz biznes bardziej Cię wkręci- rzekł z odrobiną smutku.
- Jeżeli jest tak jak Pan mówi i Valentino zerwał współpracę z Camorrą, co w takim razie robił w miejscu spotkania jej członków?- spytał kolejny z prokuratorów.
Śmiech Luigiego rozniósł się po sali i bynajmniej nie był to przyjemny dźwięk. Zachowanie tego mężczyzny było coraz mniej logiczne i moje obawy o jego zdrowie psychiczne nabierały uzasadnienia.
- No i tu leży problem. Ja nie mam pojęcia co on tam robił- wyznał w końcu, czym nieco zmniejszył mój niepokój.
Przynajmniej zrezygnował z prób wrobienia mnie w dalsze udzielanie się w mafii.
Prokuratorzy nie mieli do niego więcej pytań, za to mogłem się założyć, że cała ich lista skierowana była do mnie. Utwierdziło mnie w tym wymowne spojrzenie mojego adwokata i jego szept "Powodzenia.", kiedy sędzina wskazała mnie na kolejną osobę do złożenia zeznań.
* spółka rozprowadzająca leki kodeinowe na terenie Włoch
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro