Rozdział 17
[Arianna]
Nie mogłam zostać u Valentino długo, mimo że jego obecność poprawiała mi humor. Po zaledwie chwili, zostałam zabrana do sali, w której czekał już mój tata razem z komendantem.
Na mój widok urwali wymianę zdań, jednak zanim weszłam do pomieszczenia, udało mi się jeszcze usłyszeć fragment ich rozmowy, w którym wspomnieli o moim rozchwianiu emocjonalnym i konieczności ostrożnego postępowania w kontaktach ze mną.
To podziałało na mnie jak płachta na byka. Jak miała się zachowywać osoba, będąca w mojej sytuacji? Starłam się być spokojna, ale nie dawałam sobie rady z nadmiarem emocji. To przecież nie moja wina, że moje reakcje były równie przewidywalne jak u kobiet w ciąży. Mimo to, przecież nie rzuciłabym się na nich z pazurami i nie wydłubała im oczu! Czy naprawdę zastanawianie się nad tym, jak przeprowadzić rozmowę ze mną, żebym się nie popłakała albo nie zaczęła krzyczeć, było ważniejsze od szukania mojej siostry?
Zirytowana i na pewno czerwona na twarzy, usiadłam w milczeniu na krześle. Mój tata, zajmujący miejsce po mojej prawej stronie, spojrzał na mnie z widocznym zmartwieniem. Natomiast młody mężczyzna, siedzący w mundurze za biurkiem, uśmiechnął się w moim kierunku uprzejmie. Mógł być najwyżej kilka lat starszy ode mnie, jednak po drodze mijałam jego osobisty gabinet, więc musiał szybko odnieść sukces i awansować, bo długi staż raczej nie wchodził w grę.
- Dzień dobry, nazywam się...- odezwał się mężczyzna.
- Nie dobry- fuknęłam, przerywając policjantowi, zanim zdążyłam się powstrzymać.
Zamilkł na chwilę i pokiwał głową, patrząc na mojego ojca. Świetnie. Teraz zaczął myśleć, że ma rację i naprawdę jestem niezrówoważona. Odetchnęłam głęboko i obiecałam sobie, że udowodnię im, że mam się dobrze, a oni powinni skupić się na czymś ważniejszym niż moja psychika.
- Tak...właśnie.- Zaczął jeszcze raz, a ja, realizując swój cel odwrócenia od siebie uwagi ich i przekierowania jej na Noemi, starałam się miłym uśmiechem zatuszować swoją złość.
- Mamy do Pani kilka pytań, które mogą pomóc w poszukiwaniach, to bardzo ważne, żeby...
- Tak, wiem. Nie składam zeznań pierwszy raz.- Znowu mu przerwałam, nie potrafiąc się powstrzymać.
- Ja również wiem, że nie składa Pani zeznań pierwszy raz, ale to moja praca i obowiązek, żeby przypomnieć Pani o konieczności udzielania jak najdokładniejszych informacji- odpowiedział, starając się zachować profesjonalnie, jednak dostrzegłam żyłkę pulsującą na jego skorni, która zdradzała, że podniosłam mu ciśnienie.
Gratulacje, chyba właśnie wkurzyłam człowieka, którego zadaniem było pomóc Małej, powinnam się zachowywać bardziej przyzwoicie.
- Bardzo mnie to cieszy, że obowiązek został już spełniony. Mam nadzieję, że reszta również pójdzie tak gładko i szybko znajdziecie Noemi. Może tym razem przebiegnie to sprawniej niż wtedy, kiedy ustalaliście przyczynę śmierci mamy, to tempo pozostawiało wiele do życzenia- odpowiedziałam z uśmiechem, nie hamując się jednak przed wbiciem małej szpileczki w ego faceta siedzącego przede mną.
Umundurowany szatyn posłał w moją stronę wymuszony uśmiech, ale niezrażony nie dał się zbić z tropu. Tata tylko skrzywił się lekko i miałam wrażenie, że bardziej zapadł się w fotel, jakby chciał się schować, na wspomnienie mamy. Od razu pożałowałam swoich słów, mogłam się przy nim bardziej pilnować.
- Zrobię co w mojej mocy, żeby tym razem wszystko potoczyło się jak najlepiej- zapewnił policjant, a ja cały czas nie spuszczając wzroku z taty, pokiwałam głową.
Reszta przesłuchania przebiegła względnie spokojnie. Ostatecznie udało mi się opanować swoje nerwy i zaczęłam odpowiadać na pytania rzeczowo i na temat, co tata przyjął z widoczną ulgą. Nie chciałam sprawiać mu problemów.
Po powrocie do domu pierwszym miejscem, do którego się udałam, była moja sypialnia. Musiałam zająć czymś myśli i zrobić coś pożytecznego. Mimo, że bardzo starałam się skoncentrować i porządnie nauczyć na kolejne zajęcia, cały czas towarzyszyło mi uczucie niepokoju. Nie potrafiłam usiedzieć w miejscu i czułam, że mój żołądek jest ściśnięty ze stresu. Co chwilę nerwowo podnosiłam głowę, nasłuchując czy nikt nie puka do drzwi, albo nie dzwoni do taty z komisariatu. W całym domu panowała jedynie głucha cisza.
Zrezygnowana odłożyłam podręczniki i usiadłam na swoim fotelu pod oknem. Czułam, że moje serce bije szybko, mimo że prawie się nie poruszałam. Ogarnął mnie chłód, ale moja skóra była wilgotna od potu. Wzięłam głęboki oddech, nakazując sobie natychmiastowe uspokojenie, ale narastający ból głowy mi to uniemożliwił.
Chciałam wstać, żeby pójść do kuchni po tabletki przeciwbólowe, ale mój wzrok padł na lekturę, leżącą na stosiku książek na parapecie. Oczywiście były to bajki od mamy. Przez chwilę nie odrywałam wzroku od okładki, powtarzając w głowie jak mantrę słowa napisane przez nią starannym pismem na wnętrzu okładki.
Nie wiedziałam ile czasu minęło, zanim mój puls zwolnił i zapadłam w sen. Nie było mi jednak dane długo pozostać w tym stanie, przypominającym wpółświadomy letarg, mimo że kiedy w nim trwałam, mój umysł chociaż na chwilę mógł odpocząć.
Obudził mnie dźwięk kilku par kroków na korytarzu. Z sercem w gardle zerwałam się z miejsca i momentalnie przywrócona do pełni świadomości, wybiegłam z pokoju.
Tak jak myślałam, mimo później pory to śledczy i dwóch policjantów przyjechało zbadać ślady i zebrać dowody z pokoju Noemi. Dobrze wiedziałam, że ich poszukiwania w tym miejscu będą bezsensowne. Przecież nie została porwana z domu, nie było tam żadnych śladów. Gdyby pojawiło się tam coś niepokojącego, zauważyła bym to.
Sprzątałam tam, kładłam ją spać każdego dnia, pilnowałam, żeby była najedzona, przygotowana do szkoły, ale nie potrafiłam upilnować jej samej. Przełknęłam gule goryczy w gardle, odsuwając się z drogi ludziom, kiwającym mi na powitanie głowami i mijającymi mnie bez słowa.
Mogłam jedynie stać z daleka i przyglądać się jak przeszukują jej rzeczy. Nie chciałam tego widzieć.
Rękawiczki, sterylne torebki foliowe na dowody, pliki dokumentów do rejestracji podejrzanych rzeczy... Za bardzo kojarzyło mi się to ze śmiercią mamy, a Mała NIE umarła.
Po prostu zniknęła. Bawiła się z nami w chowanego i zapomniała, że powinna już wyjść z ukrycia. Na pewno nie chciała przerywać zabawy. Pochłonęło ją to za bardzo, zajęła się czymś innym i nie wpadła na to, że się martwimy...
Bardzo chciałam w to wierzyć...
○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
Piątek, a więc pojawia się rozdział. Mam nadzieję, że uda mi się powrócić do regularnego publikowania rozdziałów mimo masy pracy w najbliższym czasie ❤
Papatki,
Szyszka 😙
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro